Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. , ADAM MICKIEWICZ PAN TADEUSZ CZYLI OSTATNI ZAJAZD NA LITWIE. HISTORIA SZLACHECKA Z R. 1811 I 1812, WE DWUNASTU KSIEGACH WIERSZEM. Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdansk 2000 KSIEGA PIERWSZA GOSPODARSTWO Treoea: Powrót panicza - Spotkanie sie najpierwsze w pokoiku, drugie u sto3u - Wa.na Sedziego nauka o grzecznooeci - Podkomorzego uwagi polityczne nad modami - Pocz1tek sporu o Kusego i Soko3a - —ale Wojskiego - Ostatni WoYny Trybuna3u - Rzut oka na ówczesny stan polityczny Litwy i Europy. Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteoe jak zdrowie. Ile cie trzeba cenia, ten tylko sie dowie, Kto cie straci3. Dzioe pieknooea tw1 w ca3ej ozdobie Widze i opisuje, bo tesknie po tobie. Panno OEwieta, co jasnej bronisz Czestochowy I w Ostrej oewiecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie dziecko do zdrowia powróci3aoe cudem (Gdy od p3acz1cej matki pod Twoj1 opieke Ofiarowany, martw1 podnios3em powieke I zaraz mog3em pieszo do Twych oewi1tyn progu Ioea za wrócone .ycie podziekowaa Bogu), Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny 3ono. Tymczasem przenooe moje dusze utesknion1 Do tych pagórków leoenych, do tych 31k zielonych, Szeroko nad b3ekitnym Niemnem rozci1gnionych; Do tych pól malowanych zbo.em rozmaitem, Wyz3acanych pszenic1, posrebrzanych .ytem; Gdzie bursztynowy oewierzop, gryka jak oenieg bia3a, Gdzie panienskim rumiencem dziecielina pa3a, A wszystko przepasane, jakby wsteg1, miedz1 Zielon1, na niej z rzadka ciche grusze siedz1. OEród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju, Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju, Sta3 dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany; OEwieci3y sie z daleka pobielane oeciany, Tym bielsze, .e odbite od ciemnej zieleni Topoli, co go broni1 od wiatrów jesieni. Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsz1d chedogi, I stodo3e mia3 wielk1, i przy niej trzy stogi U.1tku, co pod strzech1 zmieoecia sie nie mo.e; Widaa, .e okolica obfita we zbo.e, I widaa z liczby kopic, co wzd3u. i wszerz smugów OEwiec1 gesto jak gwiazdy, widaa z liczby p3ugów Orz1cych wczeoenie 3any ogromne ugoru, Czarnoziemne, zapewne nale.ne do dworu, Uprawne dobrze na kszta3t ogrodowych grz1dek: —e w tym domu dostatek mieszka i porz1dek. Brama na wci1. otwarta przechodniom og3asza, —e gooecinna i wszystkich w gooecine zaprasza. W3aoenie dwókonn1 bryk1 wjecha3 m3ody panek I obieg3szy dziedziniec zawróci3 przed ganek, Wysiad3 z powozu; konie porzucone same, Szczypi1c trawe ci1gne3y powoli pod brame. We dworze pusto, bo drzwi od ganku zamknieto Zaszczepkami i ko3kiem zaszczepki przetknieto. Podró.ny do folwarku nie bieg3 s3ug zapytaa; Odemkn13, wbieg3 do domu, pragn13 go powitaa. Dawno domu nie widzia3, bo w dalekim mieoecie Konczy3 nauki, konca doczeka3 nareszcie. Wbiega i okiem chciwie oeciany starodawne Ogl1da czule, jako swe znajome dawne. Te. same widzi sprzety, te. same obicia, Z któremi sie zabawiaa lubi3 od powicia; Lecz mniej wielkie, mniej piekne, ni. sie dawniej zda3y. I te. same portrety na oecianach wisia3y. Tu Kooeciuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma Podniesionymi w niebo, miecz obur1cz trzyma; Takim by3, gdy przysiega3 na stopniach o3tarzów, —e tym mieczem wypedzi z Polski trzech mocarzów Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie Siedzi Rejtan .a3ooeny po wolnooeci stracie, W reku trzymna nó., ostrzem zwrócony do 3ona, A przed nim le.y Fedon i .ywot Katona. Dalej Jasinski, m3odzian piekny i posepny, Obok Korsak, towarzysz jego nieodstepny, Stoj1 na szancach Pragi, na stosach Moskali, Siek1c wrogów, a Praga ju. sie wko3o pali. Nawet stary stoj1cy zegar kurantowy W drewnianej szafie pozna3 u wnioecia alkowy I z dziecinn1 radooeci1 poci1gn13 za sznurek, By stary D1browskiego us3yszea mazurek. Biega3 po ca3ym domu i szuka3 komnaty, Gdzie mieszka3, dzieckiem bed1c, przed dziesieciu laty. Wchodzi, cofn13 sie, toczy3 zdumione Yrenice Po oecianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce? Któ. by tu mieszka3? Stary stryj nie by3 .onaty, A ciotka w Petersburgu mieszka3a przed laty. To nie by3 ochmistrzyni pokój! Fortepiano? Na niem noty i ksi1.ki; wszystko porzucano Niedbale i bez3adnie; nieporz1dek mi3y! Niestare by3y r1czki, co je tak rzuci3y. Tu. i sukienka bia3a, oewie.o z ko3ka zdjeta Do ubrania, na krzes3a poreczu rozpieta. A na oknach donice z pachn1cymi zio3ki, Geranium, lewkonija, astry i fijo3ki. Podró.ny stan13 w jednym z okien - nowe dziwo: W sadzie, na brzegu niegdyoe zaros3ym pokrzyw1, By3 malenki ogródek, oecie.kami porzniety, Pe3en bukietów trawy angielskiej i miety. Drewniany, drobny, w cyfre powi1zany p3otek Po3yska3 sie wst1.kami jaskrawych stokrotek. Grz1dki widaa, .e by3y oewie.o polewane; Tu. sta3o wody pe3ne naczynie blaszane, Ale nigdzie nie widaa by3o ogrodniczki; Tylko co wysz3a; jeszcze ko3ysz1 sie drzwiczki OEwie.o tr1cone; blisko drzwi oelad widaa nó.ki Na piasku, bez trzewika by3a i ponczoszki; Na piasku drobnym, suchym, bia3ym na kszta3t oeniegu, OElad wyraYny, lecz lekki; odgadniesz, .e w biegu Chybkim by3 zostawiony nó.kami drobnemi Od kogooe, co zaledwie dotyka3 sie ziemi. Podró.ny d3ugo w oknie sta3 patrz1c, dumaj1c, Wonnymi powiewami kwiatów oddychaj1c, Oblicze a. na krzaki fijo3kowe sk3oni3, Oczyma ciekawymi po dro.ynach goni3 I znowu je na drobnych oeladach zatrzymywa3, Myoela3 o nich i, czyje by3y, odgadywa3. Przypadkiem oczy podniós3, i tu. na parkanie Sta3a m3oda dziewczyna. - Bia3e jej ubranie Wysmuk31 postaa tylko a. do piersi kryje, Ods3aniaj1c ramiona i 3abedzi1 szyje. W takim Litwinka tylko chodzia zwyk3a z rana, W takim nigdy nie bywa od me.czyzn widziana: Wiec choa oewiadka nie mia3a, za3o.y3a rece Na piersiach, przydawaj1c zas3ony sukience. W3os w pukle nie rozwity, lecz w weze3ki ma3e Pokrecony, schowany w drobne str1czki bia3e, Dziwnie ozdabia3 g3owe, bo od s3onca blasku OEwieci3 sie, jak korona na oewietych obrazku. Twarzy nie by3o widaa. Zwrócona na pole Szuka3a kogooe okiem, daleko, na dole; Ujrza3a, zaoemia3a sie i klasne3a w d3onie, Jak bia3y ptak zlecia3a z parkanu na b3onie I wione3a ogrodem przez p3otki, przez kwiaty, I po desce opartej o oeciane komnaty, Nim spostrzeg3 sie, wlecia3a przez okno, oewiec1ca, Nag3a, cicha i lekka jak oewiat3ooea miesi1ca. Nóc1c chwyci3a suknie, bieg3a do zwierciad3a; Wtem ujrza3a m3odzienca i z r1k jej wypad3a Suknia, a twarz od strachu i dziwu poblad3a. Twarz podró.nego barw1 sp3one3a rumian1 Jak ob3ok, gdy z jutrzenk1 napotka sie rann1; Skromny m3odzieniec oczy zmru.y3 i przys3oni3, Chcia3 cooe mówia, przepraszaa, tylko sie uk3oni3 I cofn13 sie; dziewica krzykne3a boleoenie, NiewyraYnie, jak dziecko przestraszone we oenie; Podró.ny zl1k3 sie, spójrza3, lecz ju. jej nie by3o. Wyszed3 zmieszany i czu3, .e serce mu bi3o G3ooeno, i sam nie wiedzia3, czy go mia3o oemieszya To dziwaczne spotkanie, czy wstydzia, czy cieszya. Tymczasem na folwarku nie usz3o bacznooeci, —e przed ganek zajecha3 któryoe z nowych gooeci. Ju. konie w stajnie wzieto, ju. im hojnie dano, Jako w porz1dnym domu, i obrok, i siano; Bo Sedzia nigdy nie chcia3, wed3ug nowej mody, Odsy3aa konie gooeci —ydom do gospody. S3udzy nie wyszli witaa, ale nie myoel wcale, Aby w domu Sedziego s3u.ono niedbale; S3udzy czekaj1, nim sie pan Wojski ubierze, Który teraz za domem urz1dza3 wieczerze. On Pana zastepuje i on w niebytnooeci Pana zwyk3 sam przyjmowaa i zabawiaa gooeci (Daleki krewny panski i przyjaciel domu). Widz1c gooecia, na folwark d1.y3 po kryjomu (Bo nie móg3 wyjoea spotykaa w tkackim pudermanie); Wdzia3 wiec, jak móg3 najpredzej, niedzielne ubranie Nagotowane z rana, bo od rana wiedzia3, —e u wieczerzy bedzie z mnóstwem gooeci siedzia3. Pan Wojski pozna3 z dala, rece rozkrzy.owa3 I z krzykiem podró.nego oeciska3 i ca3owa3; Zacze3a sie ta predka, zmieszana rozmowa, W której lat kilku dzieje chciano zamkn1a w s3owa Krótkie i popl1tane, w ci1g powieoeci, pytan, Wykrzykników i westchnien, i nowych powitan. Gdy sie pan Wojski dosya napyta3, nabada3, Na samym koncu dzieje tego dnia powiada3. „Dobrze, mój Tadeuszu (bo tak nazywano M3odzienca, który nosi3 Kooeciuszkowskie miano Na pami1tke, .e w czasie wojny sie urodzi3), Dobrze, mój Tadeuszu, .eoe sie dzioe nagodzi3 Do domu, w3aoenie kiedy mamy panien wiele. Stryjaszek myoeli wkrótce sprawia ci wesele; Jest z czego wybraa; u nas towarzystwo liczne Od kilku dni zbiera sie na s1dy graniczne Dla skonczenia dawnego z panem Hrabi1 sporu; I pan Hrabia ma jutro sam zjechaa do dworu; Podkomorzy ju. zjecha3 z .on1 i z córkami. M3odzie. posz3a do lasu bawia sie strzelbami, A starzy i kobiety .niwo ogl1daj1 Pod lasem, i tam pewnie na m3odzie. czekaj1. Pójdziemy, jeoeli zechcesz, i wkrótce spotkamy Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy”. Pan Wojski z Tadeuszem id1 pod las drog1 I jeszcze sie do woli nagadaa nie mog1. S3once ostatnich kresów nieba dochodzi3o, Mniej silnie, ale szerzej ni. we dnie oewieci3o, Ca3e zaczerwienione, jak zdrowe oblicze Gospodarza, gdy prace skonczywszy rolnicze, Na spoczynek powraca. Ju. kr1g promienisty Spuszcza sie na wierzch boru i ju. pomrok mglisty, Nape3niaj1c wierzcho3ki i ga3ezie drzewa, Ca3y las wi1.e w jedno i jakoby zlewa; I bór czerni3 sie na kszta3t ogromnego gmachu, S3once nad nim czerwone jak po.ar na dachu; Wtem zapad3o do g3ebi; jeszcze przez konary B3ysne3o jako oewieca przez okienic szpary I zgas3o. I wnet sierpy gromadnie dzwoni1ce We zbo.ach i grabliska suwane po 31ce Ucich3y i stane3y: tak pan Sedzia ka.e, U niego ze dniem koncz1 prace gospodarze. „Pan oewiata wie, jak d3ugo pracowaa potrzeba; S3once, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba, Czas i ziemianinowi ustepowaa z pola”. Tak zwyk3 mawiaa pan Sedzia, a Sedziego wola By3a ekonomowi poczciwemu oewiet1; Bo nawet wozy, w które ju. sk3adaa zaczeto Kope .yta, niepe3ne jad1 do stodo3y; Ciesz1 sie z nadzwyczajnej ich lekkooeci wo3y. W3aoenie z lasu wraca3o towarzystwo ca3e, Weso3o, lecz w porz1dku; naprzód dzieci ma3e Z dozorc1, potem Sedzia szed3 z Podkomorzyn1, Obok pan Podkomorzy otoczon rodzin1; Panny tu. za starszemi, a m3odzie. na boku; Panny sz3y przed m3odzie.1 o jakie pó3 kroku (Tak ka.e przyzwoitooea); nikt tam nie rozprawia3 O porz1dku, nikt me.czyzn i dam nie ustawia3, A ka.dy mimowolnie porz1dku pilnowa3. Bo Sedzia w domu dawne obyczaje chowa3 I nigdy nie dozwala3, by chybiano wzgledu Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzedu. „Tym 3adem - mawia3 - domy i narody s3yn1, Z jego upadkiem domy i narody gin1”. Wiec do porz1dku wykli domowi i s3udzy; I przyjezdny gooea, krewny albo cz3owiek cudzy, Gdy Sedziego nawiedzi3, skoro poby3 ma3o, Przejmowa3 zwyczaj, którym wszystko oddycha3o. Krótkie by3y Sedziego z synowcem witania: Da3 mu powa.nie reke do poca3owania I w skron uca3owawszy, uprzejmie pozdrowi3; A choa przez wzgl1d na gooeci niewiele z nim mówi3, Widaa by3o z 3ez, które wylotem kontusza Otar3 predko, jak kocha3 pana Tadeusza. W oelad gospodarza wszystko ze .niwa i z boru, I z 31k, i z pastwisk razem wraca3o do dworu. Tu owiec trzoda becz1c w ulice sie t3oczy I wznosi chmure py3u; dalej z wolna kroczy Stado cielic tyrolskich z mosie.nymi dzwonki; Tam konie r.1ce lec1 ze skoszonej 31ki; Wszystko bie.y ku studni, której ramie z drzewa Raz wraz skrzypi i napój w koryta rozlewa. Sedzia, choa utrudzony, chocia. w gronie gooeci, Nie uchybi3 gospodarskiej, wa.nej powinnooeci: Uda3 sie sam ku studni; najlepiej z wieczora Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora; Dozoru tego nigdy s3ugom nie poruczy, Bo Sedzia wie, .e oko panskie konia tuczy. Wojski z woYnym Protazym ze oewiecami w sieni Stali i rozprawiali, nieco poró.nieni, Bo w niebytnooea Wojskiego WoYny po kryjomu Kaza3 sto3y z wieczerz1 powynosia z domu I ustawia co predzej w pooerodku zamczyska, Którego widne by3y pod lasem zwaliska. Po có. te przenosiny? Pan Wojski sie krzywi3 I przeprasza3 Sedziego; Sedzia sie zadziwi3, Lecz sta3o sie; ju. póYno i trudno zaradzia, Wola3 gooeci przeprosia i w pustki prowadzia. Po drodze WoYny ci1gle Sedziemu t3umaczy3, Dlaczego urz1dzenie panskie przeinaczy3: We dworze .adna izba nie ma obszernooeci Dostatecznej dla tylu, tak szanownych gooeci; W zamku sien wielka, jeszcze dobrze zachowana, Sklepienie ca3e - wprawdzie pek3a jedna oeciana, Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi; Bliskooea piwnic wygodna s3u.1cej czeladzi. Tak mówi1c, na Sedziego mruga3; widaa z miny, —e mia3 i tai3 inne, wa.niejsze przyczyny. O dwa tysi1ce kroków zamek sta3 za domem, Okaza3y budow1, powa.ny ogromem, Dziedzictwo staro.ytnej rodziny Horeszków; Dziedzic zgin13 by3 w czasie krajowych zamieszków. Dobra, ca3e zniszczone sekwestrami rz1du, Bez3adnooeci1 opieki, wyrokami s1du, W cz1stce spad3y dalekim krewnym po k1dzieli, A reszte rozdzielono miedzy wierzycieli. Zamku .aden wzi1oea nie chcia3, bo w szlacheckim stanie Trudno by3o wy3o.ya koszt na utrzymanie; Lecz Hrabia, s1siad bliski, gdy wyszed3 z opieki, Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki, Przyjechawszy z woja.u upodoba3 mury, T3umacz1c, .e gotyckiej s1 architektury; Choa Sedzia z dokumentów przekonywa3 o tem, —e architekt by3 majstrem z Wilna, nie zaoe Gotem. Dooea, .e Hrabia chcia3 zamku, w3aoenie i Sedziemu Przysz3a nagle ta. chetka, nie wiadomo czemu. Zaczeli proces w ziemstwie, potem w g3ównym s1dzie, W senacie, znowu w ziemstwie i w guberskim rz1dzie; Wreszcie po wielu kosztach i ukazach licznych Sprawa wróci3a znowu do s1dów granicznych. S3usznie WoYny powiada3, .e w zamkowej sieni Zmieoeci sie i palestra, i gooecie proszeni. Sien wielka jak refektarz, z wypuk3ym sklepieniem Na filarach, pod3oga wys3ana kamieniem, OEciany bez .adnych ozdób, ale mur chedogi; Stercza3y wko3o sarnie i jelenie rogi Z napisami: gdzie, kiedy te 3upy zdobyte; Tu. myoeliwców herbowne klejnoty wyryte I stoi wypisany ka.dy po imieniu; Herb Horeszków, Pó3kozic, jaoenia3 na sklepieniu. Gooecie weszli w porz1dku i staneli ko3em; Podkomorzy najwy.sze bra3 miejsce za sto3em; Z wieku mu i z urzedu ten zaszczyt nale.y. Id1c k3ania3 sie damom, starcom i m3odzie.y. Przy nim sta3 kwestarz, Sedzia tu. przy Bernardynie, Bernardyn zmówi3 krótki pacierz po 3acinie. Me.czyznom dano wódke; wtenczas wszyscy siedli I cho3odziec litewski milcz1c .wawo jedli. Pan Tadeusz, choa m3odzik, ale prawem gooecia Wysoko siad3 przy damach obok Jegomooecia; Miedzy nim i stryjaszkiem jedno pozosta3o Puste miejsce, jak gdyby na kogooe czeka3o. Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi pogl1da3, Jakby czyjegooe przyjoecia by3 pewny i .1da3. I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadza3, I z nim na miejscu pustym oczy swe osadza3. Dziwna rzecz! Miejsca wko3o s1 siedzeniem dziewic, Na które móg3by spójrzea bez wstydu królewic, Wszystkie zacnie zrodzone, ka.da m3oda, 3adna; Tadeusz tam pogl1da, gdzie nie siedzi .adna. To miejsce jest zagadk1, m3ódY lubi zagadki; Roztargniony, do swojej nadobnej s1siadki Ledwie s3ów kilka wyrzek3, do Podkomorzanki; Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki, I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne, Z których by wychowanie poznano sto3eczne; To jedno puste miejsce neci go i mami... Ju. nie puste, bo on je nape3ni3 myoelami. Po tem miejscu biega3o domys3ów tysi1ce, Jako po deszczu .abki po samotnej 31ce; OEród nich jedna króluje postaa, jak w pogode Lilia jeziór skron bia31 wznosz1ca nad wode. Dano trzeci1 potrawe. Wtem pan Podkomorzy, Wlawszy kropelke wina w szklanke panny Ró.y, A m3odszej przysun1wszy z talerzem ogórki, Rzek3: „Musze ja wam s3u.ya, moje panny córki, Choa stary i niezgrabny”. Zatem sie rzuci3o Kilku m3odych od sto3u i pannom s3u.y3o. Sedzia, z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza I poprawiwszy nieco wylotów kontusza, Nala3 wegrzyna i rzek3: „Dzioe, nowym zwyczajem, My na nauke m3odzie. do stolicy dajem I nie przeczym, .e nasi synowie i wnuki Maj1 od starych wiecej ksi1.kowej nauki; Ale co dzien postrzegam, jak m3ódY cierpi na tem, —e nie ma szkó3 ucz1cych .ya z ludYmi i oewiatem. Dawniej na dwory panskie jacha3 szlachcic m3ody, Ja sam lat dziesiea by3em dworskim Wojewody, Ojca Podkomorzego, Mooeciwego Pana (Mówi1c, Podkomorzemu oecisn13 za kolana); On mnie rad1 do us3ug publicznych sposobi3, Z opieki nie wypuoeci3, a. cz3owiekiem zrobi3. W mym domu wiecznie bedzie jego pamiea droga, Co dzien za dusze jego prosze Pana Boga. Jeoelim tyle na jego nie korzysta3 dworze Jak drudzy i wróciwszy w domu ziemie orze, Gdy inni, wiecej godni Wojewody wzgledów, Doszli potem najwy.szych krajowych urzedów, Przynajmniej tom skorzysta3, .e mi w moim domu Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybi3 komu W uczciwooeci, w grzecznooeci; a ja powiem oemia3o: Grzecznooea nie jest nauk1 3atw1 ani ma31. Nie3atw1, bo nie na tym konczy sie, jak nog1 Zrecznie wierzgn1a, z uoemiechem witaa lada kogo; Bo taka grzecznooea modna zda mi sie kupiecka, Ale nie staropolska, ani te. szlachecka. Grzecznooea wszystkim nale.y, lecz ka.demu inna; Bo nie jest bez grzecznooeci i mi3ooea dziecinna, I wzgl1d me.a dla .ony przy ludziach, i pana Dla s3ug swoich, a w ka.dej jest pewna odmiana. Trzeba sie d3ugo uczya, a.eby nie zb31dzia I ka.demu powinn1 uczciwooea wyrz1dzia. I starzy sie uczyli; u panów rozmowa By3a to historyja .yj1ca krajowa, A miedzy szlacht1 dzieje domowe powiatu: Dawano przez to poznaa szlachcicowi bratu, —e wszyscy o nim wiedz1, lekce go nie wa.1; Wiec szlachcic obyczaje swe trzyma3 pod stra.1. Dzioe cz3owieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi? Z kim on .y3, co porabia3? Ka.dy, gdzie chce, wchodzi, Byle nie szpieg rz1dowy i byle nie w nedzy. Jak ów Wespazyjanus nie w1cha3 pieniedzy I nie chcia3 wiedziea, sk1d s1, z jakich r1k i krajów, Tak nie chc1 znaa cz3owieka rodu, obyczajów! Dooea, .e wa.ny i .e sie stempel na nim widzi, Wiec szanuj1 przyjació3 jak pieni1dze —ydzi”. To mówi1c Sedzia gooeci obejrza3 porz1dkiem; Bo choa zawsze i p3ynnie mówi3, i z rozs1dkiem, Wiedzia3, .e niecierpliwa m3odzie. teraYniejsza, —e j1 nudzi rzecz d3uga, choa najwymowniejsza. Ale wszyscy s3uchali w milczeniu g3ebokiem; Sedzia Podkomorzego zda3 sie radzia okiem, Podkomorzy pochwa31 rzeczy nie przerywa3, Ale czestym skinieniem g3owy potakiwa3. Sedzia milcza3, on jeszcze skinieniem przyzwala3; Wiec Sedzia jego puchar i swój kielich nala3 I dalej mówi3: „Grzecznooea nie jest rzecz1 ma31: Kiedy sie cz3owiek uczy wa.ya, jak przysta3o, Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje, Wtenczas i swoj1 wa.nooea zarazem poznaje; Jak na szalach .ebyoemy nasz cie.ar poznali, Musim kogooe posadzia na przeciwnej szali. Zaoe godna jest Waszmooeciów uwagi osobnej Grzecznooea, któr1 powinna m3odY dla p3ci nadobnej; Zw3aszcza gdy zacnooea domu, fortuny szczodroty Objaoeniaj1 wrodzone wdzieki i przymioty. St1d droga do afektów i st1d sie kojarzy Wspania3y domów sojusz - tak myoelili starzy. A zatem...” Tu pan Sedzia nag3ym zwrotem g3owy Skin13 na Tadeusza, rzuci3 wzrok surowy, Znaa by3o, .e przychodzi3 ju. do wniosków mowy. Wtem brz1kn13 w tabakierke z3ot1 Podkomorzy I rzek3: „Mój Sedzio, dawniej by3o jeszcze gorzej! Teraz nie wiem, czy moda i nas starych zmienia, Czy m3odzie. lepsza, ale widze mniej zgorszenia. Ach, ja pamietam czasy, kiedy do Ojczyzny Pierwszy raz zawita3a moda francuszczyzny! Gdy raptem paniczyki m3ode z cudzych krajów Wtargneli do nas hord1 gorsz1 od Nogajów! Przeoeladuj1c w OjczyYnie Boga, przodków wiare, Prawa i obyczaje, nawet suknie stare. —a3ooenie by3o widziea wy.ó3k3ych m3okosów, Gadaj1cych przez nosy, a czesto bez nosów, Opatrzonych w broszurki i w ró.ne gazety, G3osz1cych nowe wiary, prawa, toalety. Mia3a nad umys3ami wielk1 moc ta t3uszcza; Bo Pan Bóg, kiedy kare na naród przepuszcza, Odbiera naprzód rozum od obywateli. I tak medrsi fircykom oprzea sie nie oemieli; I zl1k3 ich sie jak d.umy jakiej ca3y naród, Bo ju. sam wewn1trz siebie czu3 choroby zaród. Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory: Zmieniano wiare, mowe, prawa i ubiory. By3a to maszkarada, zapustna swawola, Po której mia3 przyjoea wkrótce wielki post - niewola!” „Pamietam, chocia. by3em wtenczas ma3e dziecie, Kiedy do ojca mego w oszmianskim powiecie Przyjecha3 pan Podczaszyc na francuskim wózku, Pierwszy cz3owiek, co w Litwie chodzi3 po francusku. Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem, Zazdroszczono domowi, przed którego progiem Stane3a Podczaszyca dwókolna dryndulka, Która sie po francusku zwa3a karyjulka. Zamiast lokajów w kielni siedzia3y dwa pieski, A na koz3ach niemczysko chude na kszta3t deski; Nogi mia3 d3ugie, cienkie, jak od chmielu tyki, W ponczochach, ze srebrnymi klamrami trzewiki, Peruka z harbajtelem zawi1zanym w miechu. Starzy na on ekwipa. parskali ze oemiechu, A ch3opi .egnali sie, mowi1c, .e po oewiecie JeYdzi wenecki diabe3 w niemieckiej karecie. Sam Podczaszyc jaki by3, opisywaa d3ugo; Dosya, .e nam sie zdawa3 ma3p1 lub papug1, W wielkiej peruce, któr1 do z3otego runa On lubi3 porównywaa, a my do ko3tuna. Jeoeli kto i czu3 wtenczas, .e polskie ubranie Piekniejsze jest ni. obcej mody ma3powanie, Milcza3; boby krzycza3a m3odzie., .e przeszkadza Kulturze, .e tamuje progresy, .e zdradza! Taka by3a przes1dów owoczesnych w3adza! Podczaszyc zapowiedzia3, .e nas reformowaa, Cywilizowaa bedzie i konstytuowaa; Og3osi3 nam, .e jacyoe Francuzi wymowni Zrobili wynalazek: i. ludzie s1 rowni. Choa o tem dawno w Panskim pisano zakonie I ka.dy ksi1dz to. samo gada na ambonie. Nauka dawn1 by3a, sz3o o jej pe3nienie! Lecz wtenczas panowa3o takie ooelepienie, —e nie wierzono rzeczom najdawniejszym w oewiecie, Jeoeli ich nie czytano w francuskiej gazecie. Podczaszyc, mimo równooea, wzi13 tytu3 marki.a; Wiadomo, .e tytu3y przychodz1 z Pary.a, A natenczas tam w modzie by3 tytu3 marki.a. Jako., kiedy sie moda odmieni3a z laty, Ten.e sam marki. przybra3 tytu3 demokraty; Wreszcie z odmienn1 mod1, pod Napoleonem, Demokrata przyjecha3 z Pary.a baronem; Gdyby .y3 d3u.ej, mo.e now1 alternat1 Z barona przechrzci3by sie kiedyoe demokrat1. Bo Pary. czest1 mody odmian1 sie chlubi, A co Francuz wymyoeli, to Polak polubi. „Chwa3a Bogu, .e teraz jeoeli nasza m3odzie. Wyje.d.a za granice, to ju. nie po odzie., Nie szukaa prawodawstwa w drukarskich kramarniach Lub wymowy uczya sie w paryskich kawiarniach. Bo teraz Napoleon, cz3ek m1dry a predki, Nie daje czasu szukaa mody i gawedki. Teraz grzmi ore., a nam starym serca rosn1, —e znowu o Polakach tak na oewiecie g3ooeno; Jest s3awa, a wiec bedzie i Rzeczpospolita! Zaw.dy z wawrzynów drzewo wolnooeci wykwita. Tylko smutno, .e nam, ach! tak sie lata wlek1 W nieczynnooeci! a oni tak zawsze daleko! Tak d3ugo czekaa! Nawet tak rzadka nowina! Ojcze Robaku (ciszej rzek3 do Bernardyna), S3ysza3em, .eoe zza Niemna odebra3 wiadomooea; Mo.e te. co o naszym wojsku wie Jegomooea?” „Nic a nic - odpowiedzia3 Robak obojetnie (Widaa by3o, .e s3ucha3 rozmowy niechetnie) - Mnie polityka nudzi; je.eli z Warszawy Mam list, to rzecz zakonna, to s1 nasze sprawy Bernardynskie; có. o tem gadaa u wieczerzy? S1 tu oewieccy, do których nic to nie nale.y”. Tak mowi1c spojrza3 zyzem, gdzie oeród biesiadników Siedzia3 gooea Moskal; by3 to pan kapitan Ryków; Stary .o3nierz, sta3 w bliskiej wiosce na kwaterze, Pan Sedzia go przez grzecznooea prosi3 na wieczerze. Rykow jad3 smaczno, ma3o wdawa3 sie w rozmowe, Lecz na wzmianke Warszawy rzek3, podnios3szy g3owe: „Pan Podkomorzy! Oj, Wy! Pan zawsze ciekawy O Bonaparta, zawsze Wam tam do Warszawy! He! Ojczyzna! Ja nie szpieg, a po polsku umiem - Ojczyzna! Ja to czuje wszystko, ja rozumiem! Wy Polaki, ja Ruski, teraz sie nie bijem, Jest armistycjum, to my razem jemy, pijem. Czesto na awanpostach nasz z Francuzem gada, Pije wódke; jak krzykn1: ura! - kanonada. Ruskie przys3owie: z kim sie bije, tego lubie; G3adY dru.ke jak po duszy, a bij jak po szubie. Ja mówie, bedzie wojna u nas. Do majora P3uta adiutant sztabu przyjecha3 zawczora: Gotowaa sie do marszu! Pójdziem, czy pod Turka, Czy na Francuza; oj, ten Bonapart figurka! Bez Suworowa to on mo.e nas wytuza. U nas w pu3ku gadano, jak szli na Francuza, —e Bonapart czarowa3, no, tak i Suwarów Czarowa3; tak i by3y czary przeciw czarów. Raz w bitwie, gdzie podzia3 sie? szukaa Bonaparta - A on zmieni3 sie w lisa, tak Suwarów w charta; Tak Bonaparte znowu w kota sie przerzuca, Dalej drzea pazurami, a Suwarów w kuca. Obaczcie., co sie sta3o w koncu z Bonapart1...” Tu Ryków przerwa3 i jad3; wtem z potraw1 czwart1 Wszed3 s3u.1cy, i raptem boczne drzwi otwarto. Wesz3a nowa osoba, przystojna i m3oda; Jej zjawienie sie nag3e, jej wzrost i uroda, Jej ubiór zwróci3 oczy; wszyscy j1 witali; Prócz Tadeusza, widaa, .e j1 wszyscy znali. Kibia mia3a wysmuk31, kszta3tn1, pieroe powabn1, Suknie materyjaln1, ró.ow1, jedwabn1, Gors wyciety, ko3nierzyk z korónek, rekawki Krótkie, w reku kreci3a wachlarz dla zabawki (Bo nie by3o gor1ca); wachlarz poz3ocisty Powiewaj1c rozlewa3 deszcz iskier rzesisty. G3owa do w3osów, w3osy pozwijane w kregi, W pukle, i przeplatane ró.owymi wstegi, Pooeród nich brylant, niby zakryty od oczu, OEwieci3 sie jako gwiazda w komety warkoczu - S3owem, ubiór galowy; szeptali niejedni, —e zbyt wykwintny na wieoe i na dzien powszedni. Nó.ek, choa suknia krótka, oko nie zobaczy, Bo bieg3a bardzo szybko, suwa3a sie raczéj, Jako osóbki, które na trzykrólskie oewieta Przesuwaj1 w jase3kach ukryte ch3opieta. Bieg3a i wszystkich lekkim witaj1c uk3onem, Chcia3a usieoea na miejscu sobie zostawionem. Trudno by3o; bo krzese3 dla gooeci nie sta3o: Na czterech 3awach cztery ich rzedy siedzia3o, Trzeba by3o rzed ruszya lub 3awe przeskoczya; Zrecznie miedzy dwie 3awy umia3a sie wt3oczya, A potem miedzy rzedem siedz1cych i sto3em Jak bilardowa kula toczy3a sie ko3em. W biegu dotkne3a blisko naszego m3odziana; Uczepiwszy falban1 o czyjeoe kolana, Pooelizne3a sie nieco i w tem roztargnieniu Na pana Tadeusza wspar3a sie ramieniu. Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swem siad3a Pomiedzy nim i stryjem, ale nic nie jad3a, Tylko sie wachlowa3a, to wachlarza trzonek Kreci3a, to ko3nierzyk z brabanckich koronek Poprawia3a, to lekkim dotknieniem sie reki Muska3a w3osów pukle i wst1g jasnych peki. Ta przerwa rozmów trwa3a ju. minut ze cztery. Tymczasem w koncu sto3a naprzód ciche szmery, A potem sie zacze3y wpó3g3ooene rozmowy; Me.czyYni rozs1dzali swe dzisiejsze 3owy. Asesora z Rejentem wzmog3a sie uparta, Coraz g3ooeniejsza k3ótnia o kusego charta, Którego posiadaniem pan Rejent sie szczyci3 I utrzymywa3, .e on zaj1ca pochwyci3; Asesor zaoe dowodzi3 na z3ooea Rejentowi, —e ta chwa3a nale.y chartu Soko3owi. Pytano zdania innych; wiec wszyscy doko3a Brali strone Kusego, albo te. Soko3a, Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne oewiadki. Sedzia na drugim koncu do nowej s1siadki Rzek3 pó3g3osem: „Przepraszam, musielioemy siadaa, Niepodobna wieczerzy na póYniej odk3adaa: Gooecie g3odni, chodzili daleko na pole; Myoeli3em, .e dzioe z nami nie bedziesz przy stole”. To rzek3szy, z Podkomorzym przy pe3nym kielichu O politycznych sprawach rozmawia3 po cichu. Gdy tak by3y zajete sto3u strony obie, Tadeusz przygl1da3 sie nieznanej osobie: Przypomnia3, .e za pierwszym na miejsce wejrzeniem Odgadn13 zaraz, czyim mia3o bya siedzeniem. Rumieni3 sie, serce mu bi3o nadzwyczajnie; Wiec rozwi1zane widzia3 swych domys3ów tajnie! Wiec by3o przeznaczono, by przy jego boku Usiad3a owa pieknooea widziana w pomroku. Wprawdzie zda3a sie teraz wzrostem dorodniejsza, Bo ubrana, a ubiór powieksza i zmniejsza. I w3os u tamtej widzia3 krótki, jasnoz3oty, A u tej krucze, d3ugie zwija3y sie sploty. Kolor musia3 pochodzia od s3onca promieni, Któremi przy zachodzie wszystko sie czerwieni. Twarzy wówczas nie dostrzeg3, nazbyt rych3o znik3a, Ale myoel twarz nadobn1 odgadywaa zwyk3a; Myoeli3, .e pewnie mia3a czarniutkie oczeta, Bia31 twarz, usta kraoene jak wioenie bliYnieta; U tej znalaz3 podobne oczy, usta, lica; W wieku mo.e by by3a najwieksza ró.nica: Ogrodniczka dziewczynk1 zdawa3a sie ma31, A pani ta niewiast1 ju. w latach dojrza31; Lecz m3odzie. o pieknooeci metryke nie pyta, Bo m3odziencowi m3od1 jest ka.da kobiéta, Ch3opcowi ka.da pieknooea zda sie rówiennic1, A niewinnemu ka.da kochanka dziewic1. Tadeusz, chocia. liczy3 lat blisko dwadzieoecie I od dziecinstwa mieszka3 w Wilnie, wielkim mieoecie, Mia3 za dozorce ksiedza, który go pilnowa3 I w dawnej surowooeci prawid3ach wychowa3. Tadeusz zatem przywioz3 w strony swe rodzinne Dusze czyst1, myoel .yw1 i serce niewinne, Ale razem niema31 chetke do swywoli. Z góry ju. robi3 projekt, .e sobie pozwoli U.ywaa na wsi d3ugo wzbronionej swobody; Wiedzia3, .e by3 przystojny, czu3 sie rzeoeki, m3ody, A w spadku po rodzicach wzi13 czerstwooea i zdrowie. Nazywa3 sie Soplica; wszyscy Soplicowie S1, jak wiadomo, krzepcy, otyli i silni, Do .o3nierki jedyni, w naukach mniej pilni. Tadeusz sie od przodków swoich nie odrodzi3: Dobrze na koniu jeYdzi3, pieszo dzielnie chodzi3, Tepy nie by3, lecz ma3o w naukach post1pi3, Choa stryj na wychowanie niczego nie sk1pi3. On wola3 z flinty strzelaa albo szabl1 robia; Wiedzia3, .e go myoelano do wojska sposobia, —e ojciec w testamencie wyrzek3 tak1 wole; Ustawicznie do bebna teskni3, siedz1c w szkole. Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmieni3, Kaza3, aby przyjecha3 i aby sie .eni3, I obj13 gospodarstwo; przyrzek3 na pocz1tek Daa ma31 wieoe, a potem ca3y swój maj1tek. Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety OEci1gne3y wzrok s1siadki, uwa.nej kobiety. Zmierzy3a jego postaa kszta3tn1 i wysok1, Jego ramiona silne, jego pieroe szerok1 I w twarz spójrza3a, z której wytryska3 rumieniec, Ilekroa z jej oczyma spotka3 sie m3odzieniec: Bo z pierwszej lekliwooeci ca3kiem ju. och3on13 I patrzy3 wzrokiem oemia3ym, w którym ogien p3on13. Równie. patrzy3a ona, i cztery Yrenice Gorza3y przeciw sobie jak roratne oewiéce. Pierwsza z nim po francusku zacze3a rozmowe; Wraca3 z miasta, ze szko3y: wiec o ksi1.ki nowe, O autorów pyta3a Tadeusza zdania I ze zdan wyci1ga3a na nowo pytania; Có. gdy potem zacze3a mówia o malarstwie, O muzyce, o tancach, nawet o rzeYbiarstwie! Dowiod3a, .e zna równie pedzel, noty, druki; A. os3upia3 Tadeusz na tyle nauki, Leka3 sie, by nie zosta3 pooemiewiska celem, I j1ka3 sie jak .aczek przed nauczycielem. Szczeoeciem, .e nauczyciel 3adny i niesrogi; Odgadne3a s1siadka powód jego trwogi, Wszcze3a rzecz o mniej trudnych i m1drych przedmiotach: O wiejskiego po.ycia nudach i k3opotach, I jak bawia sie trzeba, i jak czas podzielia, By .ycie uprzyjemnia i wieoe rozweselia. Tadeusz odpowiada3 oemielej, sz3a rzecz daléj, W pó3 godziny ju. byli z sob1 poufali; Zaczeli nawet ma3e .arciki i sprzeczki. W koncu, stawi3a przed nim trzy z chleba ga3eczki: Trzy osoby na wybor; wzi13 najbli.sz1 sobie; Podkomorzanki na to zmarszczy3y sie obie, S1siadka zaoemia3a sie, lecz nie powiedzia3a, Kogo owa szczeoeliwa ga3ka oznacza3a. Inaczej bawiono sie w drugim koncu sto3a, Bo tam, wzmóg3szy sie nagle, stronnicy Soko3a Na partyje Kusego bez litooeci wsiedli: Spór by3 wielki, ju. potraw ostatnich nie jedli. Stoj1c i pij1c obie k3óci3y sie strony, A najstraszniej pan Rejent by3 zacietrzewiony: Jak raz zacz13, bez przerwy rzecz swoje tokowa3 I gestami j1 bardzo dobitnie malowa3. (By3 dawniej adwokatem pan rejent Bolesta, Zwano go kaznodziej1, .e zbyt lubi3 gesta). Teraz rece przy boku mia3, w ty3 wygi13 3okcie, Spod ramion wytkn13 palce i d3ugie paznokcie, Przedstawiaj1c dwa smycze chartów tym obrazem. W3aoenie rzecz konczy3: „Wyczha! puoecilioemy razem Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kórki Jednym palcem spuszczone u jednej dwórórki; Wyczha! poszli, a zaj1c jak struna - smyk w pole, Psy tu. (to mówi1c, rece ci1gn13 wzd3u. po stole I palcami ruch chartów przedziwnie udawa3), Psy tu., i hec! od lasu odsadzili kawa3; Soko3 smyk naprzód, r1czy pies, lecz zagorzalec, Wysadzi3 sie przed Kusym o tyle, o palec; Wiedzia3em, .e spud3uje; szarak, gracz nie lada, Czcha3 niby prosto w pole, za nim psów gromada; Gracz szarak! skoro poczu3 wszystkie charty w kupie, Pstrek na prawo, kozio3ka, z nim w prawo psy g3upie, A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy, Psy za nim fajt na lewo, on w las, a mój Kusy Cap !!” - tak krzycz1c pan Rejent, na stó3 pochylony, Z palcami swemi zabieg3 a. do drugiej strony I „cap!” - Tadeuszowi wrzasn13 tu. nad uchem. Tadeusz i s1siadka, tym g3osu wybuchem Znienacka przestraszeni w3aoenie w pó3 rozmowy, Odstrychneli od siebie mimowolnie g3owy, Jako wierzcho3ki drzewa powi1zane spo3em, Gdy je wicher rozerwie; i rece pod sto3em Blisko siebie le.1ce wstecz nagle uciek3y, I dwie twarze w jeden sie rumieniec oblek3y. Tadeusz, by nie zdradzia swego roztargnienia: „Prawda - rzek3 - mój Rejencie, prawda, bez w1tpienia, Kusy piekny chart z kszta3tu, jeoeli równie chwytny...” „Chwytny? - krzykn13 pan Rejent. - Mój pies faworytny —eby nie mia3 bya chwytny?” Wiec Tadeusz znowu Cieszy3 sie, .e tak piekny pies nie ma narowu, —a3owa3, .e go tylko widzia3 id1c z lasu I .e przymiotów jego poznaa nie mia3 czasu. Na to zadr.a3 Asesor, puoeci3 z r1k kieliszek, Utopi3 w Tadeusza wzrok jak bazyliszek. Asesor mniej krzykliwy i mniej by3 ruchawy Od Rejenta, szczuplejszy i ma3y z postawy, Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku, Bo powiadano o nim: ma .1d3o w jezyku. Tak dowcipne .arciki umia3 komponowaa, I.by je w kalendarzu mo.na wydrukowaa: Wszystkie z3ooeliwe, ostre. Dawniej cz3ek dostatni, Schede ojca swojego i maj1tek bratni, Wszystko strwoni3, na wielkim figuruj1c oewiecie; Teraz wszed3 w s3u.be rz1du, by znaczya w powiecie. Lubi3 bardzo myoelistwo, ju. to dla zabawy, Ju. to .e odg3os tr1bki i widok ob3awy Przypomina3 mu jego lata m3odociane, Kiedy mia3 strzelców licznych i psy zawo3ane; Teraz mu z ca3ej psiarni dwa charty zosta3y, I jeszcze z tych jednemu chciano przeczya chwa3y. Wiec zbli.y3 sie i, z wolna g3adz1c faworyty, Rzek3 z uoemiechem, a by3 to uoemiech jadowity: „Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzedu... Ogon te. znacznie chartom pomaga do pedu, A Pan kusooea uwa.asz za dowód dobroci? Zreszt1 zdaa sie mo.emy na s1d Panskiej cioci. Choa pani Telimena mieszka3a w stolicy I bawi sie niedawno w naszej okolicy, Lepiej zna sie na 3owach ni. myoeliwi m3odzi: Tak to nauka sama z latami przychodzi”. Tadeusz, na którego niespodzianie spada3 Grom taki, wsta3 zmieszany, chwile nic nie gada3, Lecz patrzy3 na rywala coraz straszniej, sro.éj... Wtem, wielkim szczeoeciem, dwakroa kichn13 Podkomorzy. „Wiwat!” - krzykneli wszyscy; on sie wszystkim sk3oni3 I z wolna w tabakiere palcami zadzwoni3: Tabakiera ze z3ota, z brylantów oprawa, A w oerodku jej by3 portret króla Stanis3awa. Ojcu Podkomorzego sam król j1 darowa3, Po ojcu Podkomorzy godnie j1 piastowa3; Gdy w nie dzwoni3, znak dawa3, .e mia3 g3os zabieraa; Umilkli wszyscy i ust nie oemieli otwieraa. On rzek3: „Wielmo.ni Szlachta, Bracia Dobrodzieje! Forum myoeliwskiem tylko s1 31ki i knieje, Wiec ja w domu podobnych spraw nie decyduje I posiedzenie nasze na jutro solwuje, I dalszych replik stronom dzisiaj nie dozwole. WoYny! odwo3aj sprawe na jutro na pole. Jutro i Hrabia z ca3ym myoelistwem tu zjedzie, I Waszea z nami ruszysz, Sedzio, mój s1siedzie, I pani Telimena, i panny, i panie, S3owem, zrobim na urz1d wielkie polowanie; I Wojski towarzystwa nam te. nie odmówi”. To mówi1c tabakiere podawa3 starcowi. Wojski na ostrym koncu oeród myoeliwych siedzia3, S3ucha3 zmru.ywszy oczy, s3owa nie powiedzia3, Choa m3odzie. nieraz jego zasiega3a zdania, Bo nikt lepiej nad niego nie zna3 polowania. On milcza3, szczypte wziet1 z tabakiery wa.y3 W palcach i d3ugo duma3, nim j1 w koncu za.y3; Kichn13, a. ca3a izba rozleg3a sie echem, I potrz1saj1c g3ow1 rzek3 z gorzkim uoemiechem: „O, jak mnie to starego i smuci, i dziwi! Có. by to o tym starzy mówili myoeliwi, Widz1c, .e w tylu szlachty, w tylu panów gronie Maj1 s1dzia sie spory o charcim ogonie; Có. by rzek3 na to stary Rejtan, gdyby o.y3? Wróci3by do Lachowicz i w grób sie po3o.y3! Co by rzek3 wojewoda Niesio3owski stary, Który ma dot1d pierwsze na oewiecie ogary I dwiestu strzelców trzyma obyczajem panskim, I ma sto wozów sieci w zamku woronczanskim, A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze. Nikt go na polowanie uprosia nie mo.e, Bia3opiotrowiczowi samemu odmówi3! Bo có. by on na waszych polowaniach 3owi3? Piekna by3aby s3awa, a.eby pan taki Wedle dzisiejszej mody jeYdzi3 na szaraki! Za moich, panie, czasów w jezyku strzeleckim Dzik, niedYwiedY, 3ooe, wilk zwany by3 zwierzem szlacheckim, A zwierze nie maj1ce k3ów, rogów, pazurów Zostawiano dla p3atnych s3ug i dworskich ciurów; —aden pan nigdy przyj1a nie chcia3by do reki Strzelby, któr1 zhanbiono, sypi1c w ni1 oerut cienki! Trzymano wprawdzie chartów, bo z 3owów wracaj1c, Trafia sie, .e spod konia mknie sie biedak zaj1c; Puszczano wtenczas za nim dla zabawki smycze I na konikach ma3e goni3y panicze Przed oczami rodziców, którzy te pogonie Ledwie raczyli widziea, có. k3ócia sie o nie! Wiec niech Jaoenie Wielmo.ny Podkomorzy raczy Odwo3aa swe rozkazy i niech mi wybaczy, —e nie moge na takie jechaa polowanie I nigdy na niem noga moja nie postanie! Nazywam sie Hreczecha, a od króla Lecha —aden za zaj1cami nie jeYdzi3 Hreczecha”. Tu oemiech m3odzie.y mowe Wojskiego zag3uszy3. Wstano od sto3u; pierwszy Podkomorzy ruszy3; Z wieku mu i z urzedu ten zaszczyt nale.y; Id1c k3ania3 sie damom, starcom i m3odzie.y; Za nim szed3 kwestarz, Sedzia tu. przy Bernardynie, Sedzia u progu reke da3 Podkomorzynie, Tadeusz Telimenie, Asesor Krajczance, A pan Rejent na koncu Wojskiej Hreczeszance. Tadeusz z kilku gooeami poszed3 do stodo3y, A czu3 sie pomieszany, z3y i nieweso3y, Rozbiera3 myoel1 wszystkie dzisiejsze wypadki: Spotkanie sie, wieczerze przy boku s1siadki, A szczególniej mu s3owo „ciocia” ko3o ucha Brzecza3o ci1gle jako naprzykrzona mucha. Pragn13by u WoYnego lepiej sie wypytaa O pani Telimenie, lecz go nie móg3 schwytaa; Wojskiego te. nie widzia3, bo zaraz z wieczerzy Wszyscy poszli za gooeami, jak s3ugom nale.y, Urz1dzaj1c we dworze izby do spoczynku. Starsi i damy spa3y we dworskim budynku, M3odzie. Tadeuszowi prowadzia kazano, W zastepstwie gospodarza, w stodo3e na siano. W pó3 godziny tak by3o g3ucho w ca3ym dworze Jako po zadzwonieniu na pacierz w klasztorze; Cisze przerywa3 tylko g3os nocnego stró.a. Usneli wszyscy. Sedzia sam oczu nie zmru.a: Jako wódz gospodarstwa obmyoela wyprawe W pole i w domu przysz31 urz1dza zabawe. Da3 rozkaz ekonomom, wójtom i gumiennym, Pisarzom, ochmistrzyni, strzelcom i stajennym, I musia3 wszystkie dzienne rachunki przezieraa, Nareszcie rzek3 WoYnemu, .e sie chce rozbieraa. WoYny pas mu odwi1za3, pas s3ucki, pas lity, Przy którym oewiec1 geste kutasy jak kity, Z jednej strony z3otog3ów w purpurowe kwiaty, Na wywrót jedwab czarny, posrebrzany w kraty; Pas taki mo.na równie k3aoea na strony obie: Z3ot1 na dzien galowy, a czarn1 w .a3obie. Sam WoYny umia3 pas ten odwi1zywaa, sk3adaa; W3aoenie tym sie zatrudnia3 i konczy3 tak gadaa: „Có. z3ego, .e przenios3em sto3y do zamczyska? Nikt na tem nic nie straci3, a Pan mo.e zyska, Bo przecie. o ten zamek dzioe toczy sie sprawa. My od dzisiaj do zamku nabylioemy prawa, I mimo ca31 strony przeciwnej zajad3ooea Dowiode, .e zamczysko wzielioemy w posiad3ooea. Wszak.e kto gooeci prosi w zamek na wieczerze, Dowodzi, .e posiad3ooea tam ma albo bierze; Nawet strony przeciwne weYwiemy na oewiadki: Pamietam za mych czasów podobne wypadki”. Ju. Sedzia spa3. Wiec WoYny cicho wszed3 do sieni, Siad3 przy oewiecy i doby3 ksi1.eczke z kieszeni, Która mu jak O3tarzyk z3oty zawsze s3u.y, Której nigdy nie rzuca w domu i w podró.y. By3a to trybunalska wokanda: tam rzedem Sta3y spisane sprawy, które przed urzedem WoYny sam g3osem swoim przed laty wywo3a3 Albo o których póYniej dowiedziea sie zdo3a3. Prostym ludziom wokanda zda sie imion spisem, WoYnemu jest obrazów wspania3ych zarysem. Czyta3 wiec i rozmyoela3: Oginski z Wizgirdem, Dominikanie z Rymsz1, Rymsza z Wysogierdem, Radziwi33 z Wereszczak1, Giedroja z Rodu3towskim, Obuchowicz z kaha3em, Juracha z Piotrowskim, Maleski z Mickiewiczem, a na koniec Hrabia Z Soplic1: i czytaj1c, z tych imion wywabia Pamiea spraw wielkich, wszystkie procesu wypadki, I staj1 mu przed oczy s1d, strony i oewiadki; I ogl1da sam siebie, jak w .upanie bia3ym, W granatowym kontuszu sta3 przed trybuna3em; Jedna reka na szabli, a drug1 do sto3a Przywo3awszy dwie strony: „Uciszcie sie!” wo3a. Marz1c i koncz1c pacierz wieczorny, poma3u Usn13 ostatni w Litwie WoYny trybuna3u. Takie by3y zabawy, spory w one lata OEród cichej wsi litewskiej, kiedy reszta oewiata We 3zach i krwi tone3a, gdy ów m1., bóg wojny, Otoczon chmur1 pu3ków, tysi1cem dzia3 zbrojny, Wprz1g3szy w swój rydwan or3y z3ote obok srebrnych, Od puszcz libijskich lata3 do Alpów podniebnych, Ciskaj1c grom po gromie: w Piramidy, w Tabor, W Marengo, w Ulm, w Austerlitz. Zwyciestwo i Zabor Bieg3y przed nim i za nim. S3awa czynów tylu, Brzemienna imionami rycerzy, od Nilu Sz3a hucz1c ku pó3nocy, a. u Niemna brzegów Odbi3a sie, jak od ska3, od Moskwy szeregów, Które broni3y Litwe murami .elaza Przed wieoeci1 dla Rosyi straszn1 jak zaraza. Przecie. nieraz nowina, niby kamien z nieba, Spada3a w Litwe; nieraz dziad .ebrz1cy chleba, Bez reki lub bez nogi, przyj1wszy ja3mu.ne, Stan13 i oczy wko3o obraca3 ostró.ne. Gdy nie widzia3 we dworze rosyjskich .o3nierzy Ani jarmu3ek, ani czerwonych ko3nierzy, Wtenczas, kim by3, wyznawa3: by3 legijonist1, Przynosi3 kooeci stare na ziemie ojczyst1, Której ju. bronia nie móg3... Jak go wtenczas ca3a Rodzina panska, jak go czeladka oeciska3a, Zanosz1c sie od p3aczu! On za sto3em siada3 I dziwniejsze od baoeni historyje gada3. On opowiada3, jako jenera3 D1browski Z ziemi w3oskiej stara sie przyci1gn1a do Polski, Jak on rodaków zbiera na Lombardzkiem polu; Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu I zwyciezca, wydartych potomkom Cezarów Rzuci3 w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów; Jak Jab3onowski zabieg3, a. kedy pieprz rooenie, Gdzie sie cukier wytapia i gdzie w wiecznej wiooenie Pachn1ce kwitn1 lasy; z legij1 Dunaju Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju. Mowy starca kr1.y3y we wsi po kryjomu; Ch3opiec, co je pos3ysza3, znika3 nagle z domu, Lasami i bagnami skrada3 sie tajemnie, OEcigany od Moskali, skaka3 krya sie w Niemnie I nurkiem p3yn13 na brzeg Ksiestwa Warszawskiego, Gdzie us3ysza3 g3os mi3y: „Witaj nam, kolego!” Lecz nim odszed3, wyskoczy3 na wzgórek z kamienia I Moskalom przez Niemen rzek3: „Do zobaczenia!” Tak przekrad3 sie Gorecki, Pac i Obuchowicz, Piotrowski, Obolewski, Ro.ycki, Janowicz, Mirzejewscy, Brochocki i Bernatowicze, Kupoea, Gedymin i inni, których nie policze; Opuszczali rodziców i ziemie kochan1, I dobra, które na skarb carski zabierano. Czasem do Litwy kwestarz z obcego klasztoru Przyszed3, i kiedy bli.ej pozna3 panów dworu, Gazete im pokaza3 wyprut1 z szkaplerza; Tam sta3a wypisana i liczba .o3nierza, I nazwisko ka.dego wodza legijonu, I ka.dego z nich opis zwyciestwa lub zgonu. Po wielu latach pierwszy raz mia3a rodzina Wieoea o .yciu, o chwale i o oemierci syna; Bra3 dom .a3obe, ale powiedziea nie oemiano, Po kim by3a .a3oba, tylko zgadywano W okolicy; i tylko cichy smutek panów Lub cicha radooea by3a gazet1 ziemianów. Takim kwestarzem tajnym by3 Robak podobno: Czesto on z panem Sedzi1 rozmawia3 osobno; Po tych rozmowach zawsze jakowaoe nowina Rozesz3a sie w s1siedztwie. Postaa Bernardyna Wydawa3a, .e mnich ten nie zawsze w kapturze Chodzi3 i nie w klasztornym zestarza3 sie murze. Mia3 on nad prawym uchem, nieco wy.ej skroni, Blizne wycietej skóry na szerokooea d3oni I w brodzie oelad niedawny lancy lub postrza3u; Ran tych nie dosta3 pewnie przy czytaniu msza3u. Ale nie tylko groYne wejrzenie i blizny, Lecz sam ruch i g3os jego mia3 cooe .o3nierszczyzny. Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwraca3 sie rekami Od o3tarza do ludu, by mówia: „Pan z wami”, To nieraz tak sie zrecznie skreci3 jednym razem, Jakby „prawo w ty3” robi3 za wodza rozkazem, I s3owa liturgiji takim wyrzek3 tonem Do ludu, jak oficer stoj1c przed szwadronem; Postrzegali to ch3opcy s3u.1cy mu do mszy. Spraw tak.e politycznych by3 Robak oewiadomszy NiYli .ywotów oewietych, a je.d.1c po kweoecie, Czesto zastanawia3 sie w powiatowem mieoecie; Mia3 pe3no interesów: to listy odbiera3, Których nigdy przy obcych ludziach nie otwiera3, To wysy3a3 pos3anców, ale gdzie i po co, Nie powiada3; czestokroa wymyka3 sie noc1 Do dworów panskich, z szlacht1 ustawicznie szepta3 I okoliczne wioski doko3a wydepta3, I w karczmach z wieoeniakami rozprawia3 niema3o, A zawsze o tem, co sie w cudzych krajach dzia3o. Teraz Sedziego, który ju. spa3 od godziny, Przychodzi budzia; pewnie ma jakieoe nowiny. KSIEGA DRUGA ZAMEK Treoea: Polowanie z chartami na upatrzonego - Gooea w zamku - Ostatni z dworzan opowiada historie ostatniego z Horeszków - Rzut oka w sad - Dziewczyna w ogórkach - OEniadanie - Pani Telimeny anegdota petersburska - Nowy wybuch sporów o Kusego i Soko3a - Interwencja Robaka - Rzecz Wojskiego - Zak3ad - Dalej w grzyby! Kto z nas tych lat nie pomni, gdy, m3ode pachole, Ze strzelb1 na ramieniu oewiszcz1c szed3 na pole, Gdzie .aden wa3, p3ot .aden nogi nie utrudza, Gdzie przestepuj1c miedze, nie poznasz, .e cudza! Bo na Litwie myoeliwiec, jak okret na morzu, Gdzie chcesz, jak1 chcesz drog1, buja po przestworzu! Czyli jak prorok patrzy w niebo, gdzie w ob3oku Wiele jest znaków widnych strzeleckiemu oku, Czy jak czarownik gada z ziemi1, która, g3ucha Dla mieszczan, mnóstwem g3osów szepce mu do ucha. Tam derkacz wrzasn13 z 31ki, szukaa go daremnie, Bo on szybuje w trawie jako szczupak w Niemnie; Tam ozwa3 sie nad g3ow1 ranny wiosny dzwonek: Równie. g3eboko w niebie schowany skowronek; Ówdzie orze3 szerokim skrzyd3em przez obszary Zaszumia3, strasz1c wróble jak kometa cary; Zaoe jastrz1b, pod jasnemi wisz1cy b3ekity, Trzepie skrzyd3em jak motyl na szpilce przybity, A. ujrzawszy oeród 31ki ptaka lub zaj1ca, Runie nan z góry jako gwiazda spadaj1ca. Kiedy. nam Pan Bóg wrócia z wedrówki dozwoli I znowu dom zamieszkaa na ojczystej roli, I s3u.ya w jeYdzie, która wojuje szaraki, Albo w piechocie, która nosi bron na ptaki; Nie znaa innych prócz kosy i sierpa rynsztunków I innych gazet oprócz domowych rachunków! Nad Soplicowem s3once wesz3o, i ju. pad3o Na strzechy, i przez szpary w stodo3e sie wkrad3o: I po ciemnozielonym, oewie.ym, wonnym sianie, Z którego m3odzie. sobie zrobi3a pos3anie, Rozp3ywa3y sie z3ote, migaj1ce pregi Z otworu czarnej strzechy, jak z warkocza wstegi; I s3once usta sennych promykiem poranka DraYni, jak dziewcze k3osem budz1ce kochanka. Ju. wróble skacz1c oewierkaa zacze3y pod strzech1, Ju. trzykroa gegn13 gesior, a za nim jak echo Odezwa3y sie chorem kaczki i indyki, I s3ychaa byd3a w pole id1cego ryki. Wsta3a m3odzie.. Tadeusz jeszcze senny le.y, Bo te. najpóYniej zasn13; z wczorajszej wieczerzy Wróci3 tak niespokojny, .e o kurów pianiu Jeszcze oczu nie zmru.y3, a na swym pos3aniu Tak kreci3 sie, .e w siano jak w wode uton13, I spa3 twardo, a. zimny wiatr w oczy mu wion13, Gdy skrzypi1ce stodo3y drzwi otwarto z trzaskiem I bernardyn ksi1dz Robak wszed3 z wezlastym paskiem, „Surge, puer!” wo3aj1c i ponad barkami Rubasznie wywijaj1c pasek z ogórkami. Ju. na dziedzincu s3ychaa myoeliwskie okrzyki, Wyprowadzaj1 konie, zaje.d.aj1 bryki, Ledwie dziedziniec tak1 gromade ogarnie; Odezwa3y sie tr1by, otworzono psiarnie; Zgraja chartów, wypad3szy, weso3o skowycze; Widz1c rumaki szczwaczów, doje.d.aczów smycze, Psy jak szalone cwa3em oemigaj1 po dworze, Potem bieg1 i k3ad1 szyje na obro.e. Wszystko to bardzo dobre polowanie wró.y. Nareszcie Podkomorzy da3 rozkaz podró.y. Ruszyli szczwacze z wolna, jeden tu. za drugim, Ale za bram1 rzedem rozbiegli sie d3ugim; W oerodku jechali obok Asesor z Rejentem, A choa na siebie czasem patrzyli ze wstretem, Rozmawiali przyjaYnie, jak ludzie honoru Id1c na rozstrzygnienie oemiertelnego sporu; Nikt ze s3ów zawzietooeci ich poznaa nie zdo3a; Pan Rejent wiód3 Kusego, Asesor Soko3a. Z ty3u damy w pojazdach, m3odziency stronami, Czwa3uj1c tu. przy ko3ach, gadali z damami. Ksi1dz Robak po dziedzincu wolnym chodzi3 krokiem, Koncz1c ranne pacierze; ale rzuca3 okiem Na pana Tadeusza, marszczy3 sie, uoemiecha3, Wreszcie kiwn13 nan palcem; Tadeusz podjecha3; Robak palcem po nosie dawa3 mu znak groYby: Lecz mimo Tadeusza pytania i prooeby, A.eby mu wyraYnie, co chce, wyt3umaczy3, Bernardyn odpowiedziea ni spójrzea nie raczy3, Kaptur tylko nasun13 i pacierz swój konczy3; Wiec Tadeusz odjecha3 i z gooeami sie z31czy3. W3aoenie wtenczas myoeliwi smycze zatrzymali I wszyscy nieruchomi w miejscach swoich stali; Jeden drugiemu rek1 dawa3 znak milczenia, A wszyscy obrócili oczy do kamienia, Nad którym sta3 pan Sedzia; on zwierza obaczy3 I r1k skinieniem swoje rozkazy t3umaczy3. Pojeli wszyscy, stoj1, a oerodkiem po roli Asesor i pan Rejent k3usuj1 powoli; Tadeusz, bed1c bli.szy, obudwu wyprzedzi3, Stan13 obok Sedziego i oczyma oeledzi3. Dawno ju. nie by3 w polu; na szarej przestrzeni Trudno dojrzea szaraka, zw3aszcza woeród kamieni. Pokaza3 mu pan Sedzia; siedzia3 biedny zaj1c, P3aszcz1c sie pod kamieniem, uszy nadstawiaj1c, Okiem czerwonym spotka3 myoeliwców wejrzenie I, jakby urzeczony, czuj1c przeznaczenie, Ze strachu od ich oczu nie móg3 zwrócia oka I pod opok1 siedzia3 martwy jak opoka. Tymczasem kurz na roli rooenie coraz bli.éj, Pedzi na smyczy Kusy, za nim Soko3 chy.y, Tu. Asesor z Rejentem razem wrzaoeli z ty3u: „Wyczha! wyczha!” i z psami znikli w k3ebach py3u. Kiedy tak za szarakiem goniono, tymczasem Ukaza3 sie pan Hrabia pod zamkowym lasem. Wiedziano w okolicy, .e ten pan nie mo.e Nigdy nigdzie stawia sie w naznaczonej porze. I dzioe zaspa3 poranek, wiec na s3ugi zrzedzi3; Widz1c myoeliwców w polu, czwa3em do nich pedzi3; Surdut swój angielskiego kroju, bia3y, d3ugi, Po3ami na wiatr puoeci3; z ty3u konno s3ugi W kapeluszach jak grzybki, czarnych, loeni1cych, ma3ych, W kurtkach, w butach stryflastych, w pantalonach bia3ych; S3ugi, które pan Hrabia tym kszta3tem odzieje, Nazywaj1 sie w jego pa3acu d.okeje. Czwa3uj1ca czereda zlecia3a na b3onia, Gdy Hrabia ujrza3 zamek i zatrzyma3 konia. Pierwszy raz widzia3 zamek z rana i nie wierzy3, —e to by3y te. same mury, tak odoewie.y3 I upiekni3 poranek zarysy budowy; Zadziwi3 sie pan Hrabia na widok tak nowy. Wie.a zda3a sie dwakroa wy.sza, bo stercz1ca Nad mg31 rann1; dach z blachy z3oci3 sie od s3onca, Pod nim b3yszcza3a w kratach reszta szyb wybitych, Lami1c promienie wschodu w teczach rozmaitych; Ni.sze pietra obla3a tumanu pow3oka, Rozpadliny i szczerby zakry3a od oka. Krzyk dalekich myoeliwców wiatrami przygnany, Odbija3 sie kilkakroa o zamkowe oeciany: Przysi1g3byoe, .e krzyk z zamku, .e pod mg3y zas3on1 Mury odbudowano i znów zaludniono. Hrabia lubi3 widoki niezwyk3e i nowe, Zwa3 je romansowemi; mawia3, .e ma g3owe Romansow1; w istocie by3 wielkim dziwakiem. Nieraz pedz1c za lisem albo za szarakiem, Nagle stawa3 i w niebo pogl1da3 .a3ooenie Jak kot, gdy ujrzy wróble na wysokiej sooenie; Czesto bez psa, bez strzelby b31ka3 sie po gaju Jak rekrut zbieg3y; czesto siada3 przy ruczaju Nieruchomy, schyliwszy g3owe nad potokiem, Jak czapla wszystkie ryby chc1ca pozrzea okiem. Takie by3y Hrabiego dziwne obyczaje; Wszyscy mówili, .e mu czegooe nie dostaje. Szanowano go przecie., bo pan z prapradziadów, Bogacz, dobry dla ch3opów, ludzki dla s1siadów, Nawet dla —ydów. Hrabski kon, zwrócony z drogi, Prosto k3usowa3 polem a. pod zamku progi. Hrabia samotny wzdycha3, pogl1da3 na mury, Wyj13 papier, o3ówek i kreoeli3 figury. Wtem, spójrzawszy w bok, ujrza3 o dwadzieoecia kroków Cz3owieka, który, równie mi3ooenik widoków, Z g3ow1 zadart1, rece w3o.ywszy w kieszenie, Zdawa3o sie, .e liczy3 oczyma kamienie. Pozna3 go zaraz, ale musia3 kilka razy Krzykn1a, nim g3os Hrabiego us3ysza3 Gerwazy. Szlachcic to by3, s3u.1cy dawnych zamku panów, Pozosta3y ostatni z Horeszki dworzanów; Starzec wysoki, siwy, twarz mia3 czerstw1, zdrow1, Marszczkami pooran1, posepn1, surow1. Dawniej pomiedzy szlacht1 z weso3ooeci s3yn13; Ale od bitwy, w której dziedzic zamku zgin13, Gerwazy sie odmieni3 i ju. od lat wielu Ani by3 na kiermaszu, ani na weselu; Odt1d jego dowcipnych .artów nie s3yszano I uoemiechu na jego twarzy nie widziano. Zawsze nosi3 Horeszków liberyj1 dawn1, Kurte z po3ami .ó3t1, galonem oprawn1, Który, dzioe .ó3ty, dawniej zapewne by3 z3oty. Wko3o szyte jedwabiem herbowne klejnoty, Pó3kozice, i st1d te. ca3a okolica „Pó3kozicem” przezwa3a starego szlachcica. Czasem te. od przys3owia, które bez ustanku Powtarza3, nazywano go tak.e „Mopanku”; Czasem „Szczerbcem”, .e ca31 3ysine mia3 w szczerbach; Lecz on zwa3 sie Rebaj3o, a o jego herbach Nie wiadomo. Klucznikiem siebie tytu3owa3, I. ten urz1d na zamku przed laty piastowa3. I dot1d nosi3 wielki pek kluczów za pasem, Uwi1zany na taoemie ze srebrnym kutasem. Choa nie mia3 co otwieraa, bo zamku podwoje Sta3y otworem, przecie. wynalaz3 drzwi dwoje, Sam je w3asnym nak3adem naprawi3 i wstawi3, I drzwi tych odmykaniem codziennie sie bawi3. W jednej z izb pustych obra3 mieszkanie dla siebie; Mog1c .ya u Hrabiego na 3askawym chlebie, Nie chcia3, bo wszedzie teskni3 i czu3 sie niezdrowym, Je.eli nie oddycha3 powietrzem zamkowém. Skoro ujrza3 Hrabiego, czapke z g3owy schwyci3 I krewnego swych panów uk3onem zaszczyci3, Chyl1c 3ysine wielk1, oewiec1c1 z daleka I naciet1 od licznych kordów jak nasieka; G3adzi3 j1 rek1, podszed3 i jeszcze raz nisko Sk3oniwszy sie, rzek3 smutnie: „Mopanku Panisko, Daruj mnie, .e tak mówie, Jaoenie Grafie Panie, To jest mój zwyczaj, nie zaoe nieuszanowanie: „Mopanku” powiadali wszyscy Horeszkowie; Ostatni Stolnik, pan mój, mia3 takie przys3owie. Czy. to prawda, Mopanku, .e Pan grosza sk1pisz Na proces i ten zamek Soplicom ust1pisz? Nie wierzy3em, lecz w ca3ym powiecie tak s3ychaa”. Tu, pogl1daj1c w zamek, nie przestawa3 wzdychaa. „Có. dziwnego? - rzek3 Hrabia. - Koszt wielki, a nuda Jeszcze wieksza; chce skonczya, lecz szlachcic maruda Upiera sie; przewidzia3, .e mie znudzia mo.e. D3u.ej te. nie wytrzymam i dzisiaj bron z3o.e, Przyjme warunki zgody, jakie mi s1d poda”. „Zgody? - krzykn13 Gerwazy. - Z Soplicami zgoda? Z Soplicami, Mopanku?” - To mówi1c wykrzywi3 Usta, jakby nad w3asn1 mow1 sie zadziwi3. „Zgoda i Soplicowie? Mopanku Panisko, Pan .artuje, co? Zamek, Horeszków siedlisko, Ma pójoea w rece Sopliców? Niech Pan tylko raczy Zsi1oea z konia, pódYmy w zamek, niech no Pan obaczy, Pan sam nie wie, co robi; niech sie Pan nie wzbrania, Zsiadaj Pan!” - i przytrzyma3 strzemie do zsiadania. Weszli w zamek; Gerwazy stan13 w progu sieni: „Tu - rzek3 - dawni panowie, dworem otoczeni, Czesto siadali w krzes3ach w poobiedniej porze. Pan godzi3 spory w3ooecian lub w dobrym humorze Gooeciom ró.ne ciekawe historyje prawi3 Albo ich powieoeciami i .arty sie bawi3, A m3odzie. na dziedzincu bi3a sie w palcaty Lub uje.d.a3a panskie tureckie bachmaty”. Weszli w sien. - Rzek3 Gerwazy: „W tej ogromnej sieni Brukowanej nie znajdziesz Pan tyle kamieni, Ile tu pek3o beczek wina w dobrych czasach; Szlachta ci1gne3a kufy z piwnicy na pasach, Sproszona na sejm albo sejmik powiatowy, Albo na imieniny panskie, lub na 3owy. Podczas uczty na chorze tym kapela sta3a I w organ i w rozliczne instrumenty gra3a; A gdy wnoszono zdrowie, tr1by jak w dniu s1dnym Grzmia3y z choru; wiwaty sz3y ci1giem porz1dnym: Pierwszy wiwat za zdrowie króla Jegomooeci, Potem prymasa, potem królowej Jejmooeci, Potem szlachty i ca3ej Rzeczypospolitej, A na koniec, po pi1tej szklenicy wypitej, Wnoszono: Kochajmy sie! wiwat bez przestanku, Który, dniem okrzykniony, brzmia3 a. do poranku; A ju. gotowe sta3y cugi i podwody, Aby ka.dego odwieYa do jego gospody”. Przeszli ju. kilka komnat; Gerwazy w milczeniu Tu wzrok na oecianie wstrzyma3, ówdzie na sklepieniu, Przywo3uj1c pami1tke tu smutn1, tam mi31; Czasem, jakby chcia3 mówia: „Wszystko sie skonczy3o”, Kiwn13 .a3ooenie g3ow1; czasem machn13 rek1. Widaa, .e mu wspomnienie samo by3o mek1 I .e je chcia3 odpedzia; a. sie zatrzymali Na górze, w wielkiej, niegdyoe zwierciadlanej sali; Dzioe wydartych zwierciade3 sta3y puste ramy, Okna bez szyb, z kru.gankiem wprost naprzeciw bramy. Tu wszed3szy starzec g3owe zaduman1 sk3oni3 I twarz zakry3 rekami, a gdy j1 ods3oni3, Mia3a wyraz .a3ooeci wielkiej i rozpaczy. Hrabia, chocia. nie wiedzia3, co to wszystko znaczy, Pogl1daj1c w twarz starca czu3 jakieoe wzruszenie, Reke mu oecisn13; chwile trwa3o to milczenie. Przerwa3 je starzec, trzes1c wzniesion1 prawic1: „Nie masz zgody, Mopanku, pomiedzy Soplic1 I krwi1 Horeszków! W Panu krew Horeszków p3ynie, Jesteoe krewnym Stolnika po matce Lowczynie, Która sie rodzi z drugiej córki Kasztelana, Który by3, jak wiadomo, wujem mego Pana. S3uchaj Pan historyi swej w3asnej rodzinnej, Która sie sta3a w3aoenie w tej izbie, nie innej. „Nieboszczyk pan mój, Stolnik, pierwszy pan w powiecie, Bogacz i familijant, mia3 jedyne dziecie, Córke piekn1 jak anio3; wiec sie zaleca3o Stolnikównie i szlachty, i pani1t niema3o. Miedzy szlacht1 by3 jeden wielki paliwoda, K3ótnik, Jacek Soplica, zwany <> Przez .art; w istocie wiele znaczy3 w województwie, Bo rodzine Sopliców mia3 jakby w dowództwie I trzystu ich kreskami rz1dzi3 wedle woli, Choa sam nic nie posiada3 prócz kawa3ka roli, Szabli, i wielkich w1sów od ucha do ucha. Owo. pan Stolnik nieraz wzywa3 tego zucha I ugaszcza3 w pa3acu, zw3aszcza w czas sejmików, Popularny dla jego krewnych i stronników. W1sal tak wzbi3 sie w dume 3askawem przyjeciem, —e mu sie uroi3o zostaa panskim zieciem. Do zamku nie proszony coraz czeoeciej jeYdzi3, W koncu u nas jak w swoim domu sie zagnieYdzi3 I ju. mia3 sie ooewiadczaa, lecz pomiarkowano I czarn1 mu polewke do sto3u podano. Podobno Stolnikównie wpad3 Soplica w oko, Ale przed rodzicami tai3a g3eboko. By3o to za Kooeciuszki czasów; Pan popiera3 Prawo trzeciego maja i ju. szlachte zbiera3, Aby konfederatom ci1gn1a ku pomocy, Gdy nagle Moskwa zamek opasa3a w nocy: Ledwie by3 czas z mo.dzerza na trwoge wypalia, Podwoje dolne zamkn1a i ryglem zawalia. W zamku ca3ym by3 tylko pan Stolnik, ja, Pani, Kuchmistrz i dwóch kuchcików, wszyscy trzej pijani, Proboszcz, lokaj, hajducy czterej, ludzie oemiali; Wiec za strzelby, do okien; a. tu t3um Moskali, Krzycz1c: <> od bramy wali po tarasie; My im ze strzelb dziesieciu palneli: <> Nic tam nie by3o widaa; s3udzy bez ustanku Strzelali z dolnych pieter, a ja i Pan z ganku. Wszystko sz3o pieknym 3adem, choa w tak wielkiej trwodze: Dwadzieoecia strzelb le.a3o tu, na tej pod3odze, Wystrzelilioemy jedn1, podawano drug1; Ksi1dz proboszcz zatrudnia3 sie czynnie t1 us3ug1 I Pani, i Panienka, i nadworne panny; Trzech by3o strzelców, a szed3 ogien nieustanny; Grad kul sypa3y z do3u moskiewskie piechury, My z rzadka, ale celniej dogrzewali z góry. Trzy razy a. pode drzwi to ch3opstwo sie wpar3o, Ale za ka.dym razem trzech nogi zadar3o. Wiec uciekli pod lamus; a ju. by3 poranek. Pan Stolnik weso3 wyszed3 ze strzelb1 na ganek I skoro spod lamusa Moskal 3eb wychyli3, On dawa3 zaraz ognia, a nigdy nie myli3; Za ka.dym razem czarny kaszkiet w trawe pada3 I ju. sie rzadko który zza oeciany wykrada3. Stolnik, widz1c strwo.one swe nieprzyjaciele, Myoeli3 zrobia wycieczke, porwa3 karabele I z ganku krzycz1c s3ugom wydawa3 rozkazy; Obróciwszy sie do mnie, rzek3: <> Wtem strzelono spod bramy, Stolnik sie zaj1kn13, Zaczerwieni3 sie, zbladn13, chcia3 mówia, krwi1 chrz1kn13; Postrzeg3em wtenczas kule, wpad3a w piersi same; Pan, s3aniaj1c sie, palcem ukaza3 na brame. Pozna3em tego 3otra Soplice! Pozna3em! Po wzrooecie i po w1sach! Jego to postrza3em Zgin13 Stolnik, widzia3em! Lotr jeszcze do góry Wzniesion1 trzyma3 strzelbe, jeszcze dym szed3 z rury! Wzi13em go na cel, zbójca sta3 jak skamienia3y! Dwa razy da3em ognia, i oba wystrza3y Chybi3y; czym ze z3ooeci, czy z .alu Yle mierzy3... Us3ysza3em wrzask kobiet, spójrza3em, - Pan nie .y3”. Tu Gerwazy umilkn13 i 3zami sie zala3; Potem rzek3 koncz1c: „Moskal ju. wrota wywala3; Bo po oemierci Stolnika sta3em bezprzytomnie I nie wiedzia3em, co sie dzia3o woko3o mnie; Szczeoeciem, na odsiecz przyszed3 nam Parafianowicz, Przywiod3szy Mickiewiczów dwiestu z Horbatowicz, Którzy s1 szlachta liczna i dzielna, cz3ek w cz3eka, A nienawidz1 rodu Sopliców od wieka. Tak zgin13 pan pote.ny, pobo.ny i prawy, Który mia3 w domu krzes3a, wstegi i bu3awy, Ojciec w3ooecian, brat szlachty; i nie mia3 po sobie Syna, który by zemste poprzysi1g3 na grobie! Ale mia3 s3ugi wierne; ja w krew jego rany Obmoczy3em mój rapier, Scyzorykiem zwany (Zapewne Pan o moim s3ysza3 Scyzoryku, S3awnym na ka.dym sejmie, targu i sejmiku). Przysi1g3em wyszczerbia go na Sopliców karkach; OEciga3em ich na sejmach, zajazdach, jarmarkach; Dwóch zar1ba3em w k3ótni, dwóch na pojedynku; Jednego podpali3em w drewnianym budynku, Kiedyoemy zaje.d.ali z Rymsz1 Korelicze, Upiek3 sie tam jak piskorz; a tych nie policze, Którym uszy obci13em. Jeden tylko zosta3, Który dot1d ode mnie pami1tki nie dosta3! Rodzoniutki braciszek owego w1sala —yje dot1d, i z swoich bogactw sie przechwala, Zamku Horeszków tyka swych kopców krawedzi1, Szanowany w powiecie, ma urz1d, jest sedzi1! I Pan mu zamek oddasz? niecne jego nogi Maj1 krew Pana mego zetrzea z tej pod3ogi? O, nie! Póki Gerwazy ma choa za grosz duszy I tyle si3, .e jednym ma3ym palcem ruszy Scyzoryk swój, wisz1cy dotychczas na oecianie, Póty Soplica tego zamku nie dostanie!” „O! - krzykn13 Hrabia, rece podnosz1c do góry - Dobre mia3em przeczucie, .em lubi3 te mury! Choa nie wiedzia3em, .e w nich taki skarb sie mieoeci, Tyle scen dramatycznych i tyle powieoeci! Skoro zamek mych przodków Soplicom zagrabie, Ciebie osadze w murach jak mego burgrabie; Twoja powieoea, Gerwazy, zaje3a mie mocno. Szkoda, .eoe mie nie przywiód3 tu w godzine nocn1; Udrapowany p3aszczem siad3bym na ruinach, A ty byoe mi o krwawych rozpowiada3 czynach; Szkoda, .e masz niewielki dar opowiadania! Nieraz takie s3ysza3em i czytam podania; W Angliji i w Szkocyi ka.dy zamek lordów, W Niemczech ka.dy dwór grafów by3 teatrem mordów! W ka.dej dawnej, szlachetnej, pote.nej rodzinie Jest wieoea o jakimoe krwawym lub zdradzieckim czynie, Po którym zemsta sp3ywa na dziedziców w spadku: W Polsce pierwszy raz s3ysze o takim wypadku. Czuje, .e we mnie me.nych krew Horeszków p3ynie! Wiem, co winienem s3awie i mojej rodzinie. Tak! Musze zerwaa wszelkie z Soplic1 uk3ady, Choaby do pistoletów przysz3o lub do szpady! Honor ka.e”. Rzek3, ruszy3 uroczystym krokiem, A Gerwazy szed3 z ty3u w milczeniu g3ebokiem. Przed bram1 stan13 Hrabia, sam do siebie gada3, Pogl1daj1c na zamek predko na kon wsiada3, Tak samotn1 rozmowe koncz1c roztargniony: „Szkoda, .e ten Soplica stary nie ma .ony, Lub córki pieknej, której ubóstwia3bym wdzieki; Kochaj1c i nie mog1c otrzymaa jej reki, Nowa by sie w powieoeci zrobi3a zawi3ooea: Tu serce, tam powinnooea! tu zemsta, tam mi3ooea!” Tak szepc1c spi13 ostrogi; kon lecia3 do dworu, Gdy z drugiej strony strzelcy wyje.d.ali z boru; Hrabia lubi3 myoelistwo; ledwie strzelców zoczy3, Zapomniawszy o wszystkiem, prosto ku nim skoczy3, Mijaj1c brame, ogród, p3oty, gdy w zawrocie Obejrza3 sie i konia zatrzyma3 przy p3ocie. By3 sad. Drzewa owocne, zasadzone w rzedy, Ocienia3y szerokie pole; spodem grzedy. Tu kapusta, sedziwe schylaj1c 3ysiny, Siedzi i zda sie dumaa o losach jarzyny; Tam, pl1cz1c str1ki w marchwi zielonej warkoczu, Wysmuk3y bob obraca na ni1 tysi1c oczu; Owdzie podnosi z3ot1 kite kukuruza; Gdzieniegdzie oty3ego widaa brzuch harbuza, Który od swej 3odygi a. w dalek1 strone Wtoczy3 sie jak gooea miedzy buraki czerwone. Grzedy rozjete miedz1; na ka.dym przykopie Stoj1 jakby na stra.y w szeregach konopie, Cyprysy jarzyn: ciche, proste i zielone. Ich lioecie i won s3u.1 grzedom za obrone, Bo przez ich lioecie nie oemie przecisn1a sie .mija. A ich won g1sienice i owad zabija. Dalej maków bia3awe góruj1 badyle; Na nich, myoelisz, i. rojem usiad3y motyle, Trzepiec1c skrzyde3kami, na których sie mieni Z rozmaitooeci1 teczy blask drogich kamieni: Tyl1 farb .ywych, ró.nych mak zrzenice mami. W oerodku kwiatów, jak pe3nia pomiedzy gwiazdami, Kr1g3y s3onecznik licem wielkiem, gorej1cem, Od wschodu do zachodu kreci sie za s3oncem. Pod p3otem w1skie, d3ugie, wypuk3e pagórki, Bez drzew, krzewów i kwiatów: ogród na ogórki.. Pieknie wyros3y; lioeciem wielkim, roz3o.ystym, Okry3y grzedy jakby kobiercem fa3dzistym. Pooerodku sz3a dziewczyna, w bielizne ubrana, W majowej zielonooeci ton1c po kolana; Z grz1d zni.aj1c sie w bruzdy, zda3a sie nie st1paa, Ale p3ywaa po lioeciach, w ich barwie sie k1paa. S3omianym kapeluszem os3oni3a g3owe, Od skroni powiewa3y dwie wst1.ki ró.owe I kilka puklów oewiat3ych, rozwitych warkoczy; Na reku mia3a koszyk, w dó3 spuoeci3a oczy, Praw1 reke podnios3a, niby do chwytania; Jako dziewcze, gdy rybki w k1pieli ugania Bawi1ce sie z jej nó.k1, tak ona co chwila Z rekami i koszykiem po owoc sie schyla, Który stop1 natr1ci lub dostrze.e okiem. Pan Hrabia, zachwycony tak cudnym widokiem, Sta3 cicho. S3ysz1c tetent towarzyszów w dali, Rek1 da3 znak, a.eby wstrzymaa konie; stali. On patrzy3 z wyci1gniet1 szyj1, jak dziobaty —uraw, z dala od stada gdy odprawia czaty Stoj1c na jednej nodze, z czujnemi oczyma, I, by nie zasn1a, kamien w drugiej nodze trzyma. Zbudzi3 Hrabiego szelest na plecach i skroni; By3 to bernardyn, kwestarz Robak, a mia3 w d3oni Podniesione do góry wez3owate sznurki: „Ogórków chcesz Waoea? - krzykn13. - Oto masz ogórki. Wara, Panie, od szkody, na tutejszej grzedzie Nie dla Waszeci owoc, nic z tego nie bedzie”. Potem palcem pogrozi3, kaptura poprawi3 I odszed3. Hrabia jeszcze chwile w miejscu bawi3. OEmiej1c sie i kln1c razem tej nag3ej przeszkodzie; Okiem powróci3 w ogród: ale ju. w ogrodzie Nie by3o jej; migne3a tylko oeród okienka Jej ró.owa wst1.eczka i bia3a sukienka. Widaa na grzedach, jak1 przelecia3a drog1, Bo lioea zielony, w biegu potr1cony nog1, Podnosi3 sie, dr.a3 chwile, a. sie uspokoi3, Jak woda, któr1 ptaszek skrzyd3ami rozkroi3. A na miejscu, gdzie sta3a, tylko porzucony Koszyk ma3y z rokity, denkiem wywrócony, Pogubiwszy owoce, na lioeciach zawisa3 I woeród fali zielonej jeszcze sie ko3ysa3. Po chwili wszedzie by3o samotnie i g3ucho. Hrabia oczy w dom utkwi3 i nate.y3 ucho, Zawsze duma3, a strzelcy zawsze nieruchomie Za nim stali. - A. w cichym i samotnym domie Wszcz13 sie naprzód szmer, potem gwar i krzyk weso3y, Jak w ulu pustym, kiedy wen wlatuj1 pszczo3y: By3 to znak, .e wracali gooecie z polowania I krz1ta3a sie s3u.ba oko3o oeniadania. Jako. po wszystkich izbach panowa3 ruch wielki, Roznoszono potrawy, sztuczce i butelki; Me.czyYni, tak jak weszli, w swych zielonych strojach, Z talerzami, z szklankami chodz1c po pokojach, Jedli, pili lub wsparci na okien uszakach, Rozprawiali o flintach, chartach i szarakach; Podkomorstwo i Sedzia przy stole, a w k1tku Panny szepta3y z sob1; nie by3o porz1dku, Jaki sie przy obiadach i wieczerzach chowa. By3a to w staropolskim domie moda nowa; Przy oeniadaniach pan Sedzia, choa nierad, pozwala3 Na taki nieporz1dek, lecz go nie pochwala3. Ró.ne te. by3y dla dam i me.czyzn potrawy: Tu roznoszono tace z ca31 s3u.b1 kawy, Tace ogromne, w kwiaty oelicznie malowane, Na nich kurz1ce wonnie imbryki blaszane I z porcelany saskiej z3ote fili.anki; Przy ka.dej garnuszeczek ma3y do oemietanki. Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w .adnym kraju: W Polszcze, w domu porz1dnym, z dawnego zwyczaju, Jest do robienia kawy osobna niewiasta, Nazywa sie kawiarka; ta sprowadza z miasta Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku I zna tajne sposoby gotowania trunku, Który ma czarnooea wegla, przejrzystooea bursztynu, Zapach moki i gestooea miodowego p3ynu. Wiadomo, czem dla kawy jest dobra oemietana; Na wsi nietrudno o nie: bo kawiarka z rana, Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie I sama lekko oewie.y nabia3u kwiat garnie Do ka.dej fili.anki w osobny garnuszek, Aby ka.d1 z nich ubraa w osobny ko.uszek. Panie starsze ju. wczeoeniej wstawszy pi3y kawe, Teraz drug1 dla siebie zrobi3y potrawe: Z gor1cego, oemietan1 bielonego piwa, W którym twaróg gruz3ami posiekany p3ywa. Zaoe dla me.czyzn wiedliny le.1 do wyboru: Pó3geski t3uste, kumpia, skrzydliki ozoru, Wszystkie wyborne, wszystkie sposobem domowym Uwedzone w kominie dymem ja3owcowym; W koncu wniesiono zrazy na ostatnie danie: Takie bywa3o w domu Sedziego oeniadanie. We dwóch izbach dwa ró.ne skupi3y sie grona: Starszyzna, przy stoliku ma3ym zgromadzona, Mówi3a o sposobach nowych gospodarskich, O nowych, coraz sro.szych ukazach cesarskich; Podkomorzy kr1.1ce o wojnie pog3oski Ocenia3 i wyci1ga3 polityczne wnioski. Panna Wojska w3o.ywszy okulary sine, Zabawia3a kaba31 z kart Podkomorzyne. W drugiej izbie toczy3a m3odzie. rzecz o 3owach, W spokojniejszych i ciszszych ni. zwykle rozmowach: Bo Asesor i Rejent, oba mówcy wielcy, Pierwsi znawcy myoelistwa i najlepsi strzelcy, Siedzieli przeciw sobie mrukliwi i gniewni; Oba dobrze poszczuli, oba byli pewni Zwyciestwa swoich chartów, gdy pooeród równiny Znalaz3 sie zagon ch3opskiej nie z.etej jarzyny; Tam wpad3 zaj1c: ju. Kusy, ju. go Sokó3 ima3, Gdy Sedzia doje.d.aczy na miedzy zatrzyma3; Musieli bya pos3uszni, chocia. w wielkim gniewie; Psy powróci3y same: i nikt pewnie nie wie, Czy Ywierz uszed3, czy wziety; nikt zgadn1a nie zdo3a, Czy wpad3 w paszcze Kusego, czyli te. Soko3a, Czyli obódwu razem: ró.nie s1dz1 strony I spór na dalsze czasy trwa3 nie rozstrzygniony. Wojski stary od izby do izby przechodzi3, Po obu stronach oczy roztargnione wodzi3, Nie miesza3 sie w myoeliwych ni w starców rozmowe I widaa, .e czem innym zajet1 mia3 g3owe; Nosi3 skórzan1 placke: czasem w miejscu stanie, Duma d3ugo i - muche zabije na oecianie. Tadeusz z Telimen1, pomiedzy izbami Stoj1c we drzwiach na progu, rozmawiali sami; Niewielki oddziela3 ich od s3uchaczów przedzia3, Wiec szeptali; Tadeusz teraz sie dowiedzia3: —e ciocia Telimena jest bogata pani, —e nie s1 kanonicznie z sob1 powi1zani Zbyt bliskim pokrewienstwem; i nawet niepewno, Czy ciocia Telimena jest synowca krewn1, Choa j1 stryj zowie siostr1, bo wspólni rodzice Tak ich kiedyoe nazwali mimo lat ró.nice; —e potem ona, .yj1c w stolicy czas d3ugi, Wyrz1dzi3a nieYmierne Sedziemu us3ugi; St1d j1 Sedzia szanowa3 bardzo i przed oewiatem Lubi3, mo.e z pró.nooeci, nazywaa sie bratem, Czego mu Telimena przez przyjaYn nie wzbrania. Ul.y3y Tadeusza sercu te wyznania. Wiele te. innych rzeczy sobie ooewiadczyli; A wszystko to sie sta3o w jednej krótkiej chwili. Ale w izbie na prawo, kusz1c Asesora, Rzek3 Rejent mimojazdem: „Ja mówi3em wczora, —e polowanie nasze udaa sie nie mo.e: Jeszcze zbyt wczeoenie, jeszcze na pniu stoi zbo.e I mnóstwo sznurów ch3opskiej nie z.etej jarzyny; St1d i Hrabia nie przyby3 mimo zaprosiny. Hrabia na polowaniu bardzo dobrze zna sie, Nieraz gada3 o 3owów i miejscu, i czasie; Hrabia chowa3 sie w obcych krajach od dziecinstwa I powiada, .e to jest znakiem barbarzynstwa Polowaa tak jak u nas, bez .adnego wzgledu Na artyku3y ustaw, przepisy urzedu, Nie szanuj1c niczyich kopców ani miedzy, JeYdzia po cudzym gruncie bez dziedzica wiedzy; Wiosn1 równie jak latem zbiegaa pola, knieje, Zabijaa nieraz lisa, w3aoenie gdy linieje, Albo cierpiea, i. kotn1 samice zajecz1 Charty w runi uszczuj1, a raczej zamecz1, Z wielk1 szkod1 Ywierzyny. St1d sie Hrabia .ali, —e cywilizacyja wieksza u Moskali, Bo tam o polowaniu s1 ukazy cara I dozor policyi, i na winnych kara”. Telimena, ku lewej iYbie obrócona, Wachluj1c batystow1 chusteczk1 ramiona, „Jak mame kocham - rzek3a - Hrabia sie nie myli. Znam ja dobrze Rosyj1. Panstwo nie wierzyli, Gdy im nieraz mówi3am, jak tam z wielu wzgledów Godna pochwa3y czujnooea i srogooea urzedów. By3am ja w Petersburgu nie raz, nie dwa razy! Mi3e wspomnienia! wdzieczne przesz3ooeci obrazy! Co za miasto! Nikt z Panów nie by3 w Petersburku? Chcecie mo.e plan widziea? Mam plan miasta w biórku. Latem oewiat petersburski zwyk3 mieszkaa na daczy, To jest w pa3acach wiejskich (dacza wioske znaczy). Mieszka3am w pa3acyku, tu. nad New1 rzek1, Niezbyt blisko od miasta i niezbyt daleko, Na niewielkim, umyoelnie sypanym pagórku. Ach, co to by3 za domek! plan mam dot1d w biórku. Otó., na me nieszczeoecie, naj13 dom w s1siedztwie Jakioe ma3y czynownik siedz1cy na oeledztwie; Trzyma3 kilkoro chartów; co to za meczarnie, Gdy blisko mieszka ma3y czynownik i psiarnie! Ilekroa z ksi1.k1 wysz3am sobie do ogrodu U.ya ksie.yca blasku, wieczornego ch3odu, Zaraz i pies przylecia3 i kreci3 ogonem, I strzyg3 uszami, w3aoenie jakby by3 szalonym. Nieraz sie naleka3am. Serce mi wró.y3o Z tych psów jakieoe nieszczeoecie: tak sie te. zdarzy3o. Bo gdym sz3a do ogrodu pewnego poranka, Chart u nóg mych zad3awi3 mojego kochanka Bononczyka! Ach, by3a to rozkoszna psina! Mia3am j1 w podarunku od ksiecia Sukina Na pami1tke; rozumna, .ywa jak wiewiórka, Mam jej portrecik, tylko nie chce ioea do biórka. Widz1c j1 zad3awion1, z wielkiej alteracji Dosta3am md3ooeci, spazmów, serca palpitacji. Mo.e by gorzej jeszcze z moim zdrowiem by3o; Szczeoeciem, nadjecha3 w3aoenie z wizyt1 Kiry3o Gawrylicz Kozodusin, Wielki Lowczy Dworu, Pyta sie o przyczyne tak z3ego humoru. Ka.e wnet urzednika przyci1gn1a za uszy; Staje poblad3y, dr.1cy i prawie bez duszy. <> - krzykn13 Kiry3o piorunowym g3osem - Szczua wiosn1 3anie kotn1 tu. pod carskim nosem?>> Os3upia3y czynownik darmo sie zaklina3, —e polowania dot1d jeszcze nie zaczyna3. —e z Wielkiego Lowczego wielkim pozwoleniem Zwierz uszczuty zda mu sie bya psem, nie jeleniem. <> Wo3aj1 policmajstra, ka.1 spisaa oeledztwo: <> Policmajster powinnooea s3u.by swej rozumia3, Bardzo sie nad zuchwalstwem czynownika zdumia3 I odwiod3szy na strone, po bratersku radzi3, By przyzna3 sie do winy i tem grzech swój zg3adzi3. Lowczy udobruchany przyrzek3, .e sie wstawi Do Cesarza i wyrok nieco u3askawi; Skonczy3o sie, .e charty posz3y na powrozy, A czynownik na cztery tygodnie do kozy. Zabawi3a nas ca3y wieczor ta pustota; Zrobi3a sie nazajutrz z tego anegdota, —e w s1dy o mym piesku Wielki Lowczy wda3 sie; I nawet wiem z pewnooeci1, .e sam Cesarz oemia3 sie”. OEmiech powsta3 w obu izbach. Sedzia z Bernardynem Gra3 w mariasza i w3aoenie z wyoewieconym winem Mia3 cooe wa.nego zadaa; ju. ksi1dz ledwo dysza3, Kiedy Sedzia pocz1tek powieoeci po3ysza3 I tak ni1 by3 zajety, .e z zadart1 g3ow1 I z kart1 podniesion1, do bicia gotow1, Siedzia3 cicho i tylko Bernardyna trwo.y3, A. gdy skonczono powieoea, pamfila po3o.y3, I rzek3 oemiej1c sie: „Niech tam sobie, kto chce, chwali Niemców cywilizacj1, porz1dek Moskali; Niechaj Wielkopolanie ucz1 sie od Szwabów Prawowaa sie o lisa i przyzywaa drabów, By wzi1oea w areszt ogara, .e wpad3 w cudze gaje; Na Litwie, chwa3a Bogu, stare obyczaje: Mamy dosya zwierzyny dla nas i s1siedztwa I nie bedziemy nigdy o to robia oeledztwa; I zbo.a mamy dosya, psy nas nie og3odz1, —e po jarzynach albo po .ycie pochodz1; Na morgach ch3opskich bronie robia polowanie”. Ekonom z lewej izby rzek3: „Nie dziw, Mospanie, Bo te. Pan drogo p3aci za tak1 zwierzyne. Ch3opy i radzi temu, kiedy w ich jarzyne Wskoczy chart; niech otrz1oenie dziesiea k3osów .yta, To Pan mu kope oddasz, i jeszcze nie kwita, Czesto ch3opi talara w przydatku dostali; Wierz mi Pan, .e sie ch3opstwo bardzo rozzuchwali, Jeoeli...” Reszte dowodów pana ekonoma Nie móg3 us3yszea Sedzia, bo pomiedzy dwoma Rozprawami wszcze3o sie dziesiea rozgoworów, Anegdot, opowiadan, i na koniec sporów. Tadeusz z Telimen1, ca3kiem zapomniani, Pamietali o sobie. - Rada by3a pani, —e jej dowcip tak bardzo Tadeusza bawi3; M3odzieniec jej nawzajem komplementy prawi3. Telimena mówi3a coraz wolniéj, ciszéj, I Tadeusz udawa3, .e jej nie dos3yszy W t3umie rozmów: wiec szepc1c, tak zbli.y3 sie do niéj, —e uczu3 twarz1 lub1 gor1cooea jej skroni; Wstrzymuj1c oddech, usty chwyta3 jej westchnienie I okiem 3owi3 wszystkie jej wzroku promienie. Wtem pomiedzy ich usta migne3a znienacka Naprzód mucha, a za ni1 tu. Wojskiego placka. Na Litwie much dostatek. Jest pomiedzy niemi Gatunek much osobny, zwanych szlacheckiemi; Barw1 i kszta3tem ca3kiem podobne do innych, Ale pieroe maj1 szersz1, brzuch wiekszy od gminnych, Lataj1c bardzo hucz1 i nieznooenie brzecz1, A tak silne, .e tkanke przebij1 pajecz1 Lub jeoeli która wpadnie, trzy dni bedzie bzykaa, Bo z paj1kiem sam na sam mo.e sie borykaa. Wszystko to Wojski zbada3 i jeszcze dowodzi3, —e sie z tych much szlacheckich pomniejszy lud rodzi3, —e one tym s1 muchom, czem dla roju matki, —e z ich wybiciem zgin1 owadów ostatki. Prawda, .e ochmistrzyni ani pleban wioski Nie uwierzyli nigdy w te Wojskiego wnioski I trzymali inaczej o muszym rodzaju; Lecz Wojski nie odst1pi3 dawnego zwyczaju: Ledwo dostrzeg3 takow1 muche, wnet j1 goni3. W3aoenie teraz mu szlachcic nad uchem zadzwoni3; Po dwakroa Wojski machn13, zdziwi3 sie, .e chybi3, Trzeci raz machn13, tylko co okna nie wybi3; A. mucha, odurzona od tyla 3oskotu, Widz1c dwóch ludzi w progu broni1cych odwrotu, Rzuci3a sie z rozpacz1 pomiedzy ich lica; I tam za ni1 migne3a Wojskiego prawica. Raz tak by3 tegi, .e dwie odskoczy3y g3owy, Jak rozdarte piorunem dwie drzewa po3owy; Uderzy3y sie mocno oboje w uszaki, Tak .e obojgu sine zosta3y sie znaki. Szczeoeciem, nikt nie uwa.a3, bo dotychczasowa —ywa, g3ooena, lecz dosya porz1dna rozmowa Zakonczy3a sie nag3ym wybuchem ha3asu. Jak strzelcy gdy na lisa zaci1gn1 do lasu, S3ychaa gdzieniegdzie trzask drzew, strza3y, psiarni granie, A wtem doje.d.acz dzika ruszy3 niespodzianie, Da3 znak, i wrzask powstaje w strzelców i psów t3uszczy, Jak gdyby sie ozwa3y wszystkie drzewa puszczy; Tak dzieje sie z rozmow1: z wolna sie pomyka, A. natrafi na przedmiot wielki, jak na dzika. Dzikiem rozmów strzeleckich by3 ów spór za.arty Rejenta z Asesorem o s3awne ich charty. Krótko trwa3, lecz zrobili wiele w jedn1 chwlle; Bo razem wyrzucili s3ów i obelg tyle, —e wyczerpneli sporu zwyczajne trzy czeoeci: Przycinki, gniew, wyzwanie - i sz3o ju. do pieoeci. Wiec ku nim z drugiej izby wszyscy sie porwali I tocz1c sie przeze drzwi na kszta3t bystrej fali, Unieoeli m3od1 pare stoj1c1 na progu, Podobn1 Janusowi, dwulicemu bogu. Tadeusz z Telimen1 nim na skroniach w3osy Poprawili, ju. groYne ucich3y odg3osy, Szmer zmieszany ze oemiechem oeród ci.by sie szerzy3; Nast1pi3 rozejm k3ótni, Kwestarz j1 uoemierzy3: Cz3owiek stary, lecz krepy i bardzo pleczysty. W3aoenie kiedy Asesor podbieg3 do Jurysty, Gdy ju. sobie gestami grozili szermierze, On raptem porwa3 obu z ty3u za ko3nierze I dwakroa uderzywszy g3owy obie mocne Jedn1 o drug1 jako jaja wielkanocne, Rozkrzy.owa3 ramiona na kszta3t drogoskazu I we dwa k1ty izby rzuci3 ich od razu; Chwile z rozci1gnionemi sta3 w miejscu rekami I „Pax, pax, pax vobiscum! - krzycza3 - pokój z wami!” Zdziwi3y sie, zaoemia3y nawet strony obie: Przez szacunek nale.ny duchownej osobie Nie oemiano 3ajaa mnicha; a po takiej probie Nikt te. nie mia3 ochoty zaczynaa z nim zwade. Zaoe kwestarz Robak, skoro uciszy3 gromade, Widaa by3o, .e wcale tryumfu nie szuka3, Ani grozi3 k3ótnikom wiecej, ani fuka3; Tylko poprawi3 kaptur i rece za pasem Zatkn1wszy, wyszed3 cicho z pokoju. Tymczasem Podkomorzy i Sedzia miedzy dwiema strony Plac zajeli. Pan Wojski, jakby przebudzony Z g3ebokiego dumania, na oerodek wyst1pi3, Obiega3 zgromadzenie ognist1 Yrenic1 I gdzie szmer jeszcze s3ysza3, jak ksi1dz kropielnic1, Tam uciszaj1c macha3 sw1 plack1 ze skóry; Wreszcie, podnios3szy trzonek z powag1 do góry Jak laske marsza3kowsk1, nakaza3 milczenie. „Uciszcie sie! - powtarza3. - Miejcie te. baczenie, Wy, co jesteoecie pierwsi myoeliwi w powiecie, Z gorsz1cej k3ótni waszej co bedzie? czy wiecie? Oto m3odzie., na której Ojczyzny nadzieje, Która ma ws3awiaa nasze ostepy i knieje, Która, niestety, i tak zaniedbuje 3owy, Mo.e do ich wzgardzenia weYmie pochop nowy! Widz1c, .e ci, co innym maj1 daa przyk3ady, Z 3owów przynosz1 tylko poswarki i zwady. Miejcie te. wzgl1d powinny dla mych w3osów siwych; Bo zna3em wiekszych dawniej niYli wy myoeliwych, A s1dzi3em ich nieraz s1dem polubownym. Któ. by3 w lasach litewskich Rejtanowi równym? Czy ob3awe zaci1gn1a, czy spotkaa sie z Ywierzém, Kto z Bia3opiotrowiczem porówna sie Jerzym? Gdzie jest dzioe taki strzelec jak szlachcic —egota, Co kul1 z pistoletu w biegu trafia3 kota? Terajewicza zna3em, co id1c na dziki, Nie bra3 nigdy innego ore.a prócz piki! Budrewicza, co chodzi3 z niedYwiedziem w zapasy. Takich me.ów widzia3y niegdyoe nasze lasy! Jeoeli do sporu przysz3o, jak.e spór godzili? Oto obrali sedziów i zak3ad stawili. Oginski sto w3ók lasu raz przegra3 o wilka; Niesio3owskiemu borsuk kosztowa3 wsi kilka! I wy, Panowie, pójdYcie za starych przyk3adem I rozstrzygnijcie spór wasz choa mniejszym zak3adem. S3owo wiatr, w sporach s3ównych nigdy nie masz konca, Szkoda ust d3u.ej suszya k3ótni1 o zaj1ca; Wiec polubownych sedziów najpierwej obierzcie, A co wyrzekn1, temu sumiennie zawierzcie. Ja uprosze Sedziego, a.eby nie broni3 Doje.d.aczowi, choaby po pszenicy goni3; I tusze, .e te 3aske otrzymam od Pana”. To wyrzek3szy, Sedziego oecisn13 za kolana. „Konia - zawo3a3 Rejent - stawie konia z rzedem I opisze sie jeszcze przed ziemskim urzedem, I. ten pieroecien sedziemu w salarijum z3o.e”. „Ja - rzek3 Asesor - stawie me z3ote obro.e, Jaszczurem wyk3adane, z kó3kami ze z3ota, I smycz tkany, jedwabny, którego robota Równie cudna jak kamien, co sie na nim oewieci. Chcia3em ten sprzet zostawia w dziedzictwie dla dzieci, Jeoelibym sie o.eni3; ten sprzet mnie darowa3 Ksi1.e Dominik, kiedym z nim razem polowa3 I z marsza3kiem Sanguszk1 ksieciem, z jenera3em Mejenem, i gdy wszystkich na charty wyzwa3em. Tam - bezprzyk3adn1 w dziejach polowania sztuk1 Uszczu3em szeoea zajecy pojedyncz1 suk1. Polowalioemy wtenczas na kupiskiem b3oniu; Ksi1.e Radziwi33 nie móg3 dosiedziea na koniu; Zsiad3 i obj1wszy s3awn1 m1 charcice Kanie, Trzykroa jej w sam1 g3owe da3 poca3owanie, A potem, trzykroa rek1 klasn1wszy po pysku, Rzek3: <>. Tak Napoleon daje wodzom swoim ksiestwa Od miejsc, na których wielkie odnieoeli zwyciestwa”. Telimena, znudzona zbyt d3ugimi swary, Chcia3a wyjoea na dziedziniec, lecz szuka3a pary; Wzie3a koszyczek z ko3ka: „Panowie, jak widze, Chcecie zostaa w pokoju, ja ide na rydze; Kto 3aska, prosze za mn1” - rzek3a, ko3o g3owy Obwijaj1c czerwony szal kaszemirowy; Córeczke Podkomorstwa wzie3a w jedn1 reke, A drug1 podchyli3a do kostek sukienke. Tadeusz milczkiem za ni1 na grzyby pooepieszy3. Zamiar przechadzki bardzo Sedziego ucieszy3. Widzia3 sposób rozjecia krzykliwego sporu, A wiec krzykn13: „Panowie, po grzyby do boru! Kto z najpiekniejszym rydzem do sto3u przybedzie, Ten obok najpiekniejszej panienki usiedzie; Sam j1 sobie wybierze. Jeoeli znajdzie dama, Najpiekniejszego ch3opca weYmie sobie sama”. KSIEGA TRZECIA UMIZGI Treoea: Wyprawa Hrabi na sad - Tajemnicza nimfa gesi pasie - Podobienstwo grzybobrania do przechadzki cieniów elizejskich - Gatunki grzybów - Telimena w OEwi1tyni dumania - Narady tycz1ce sie postanowienia Tadeusza - Hrabia pejza.ysta - Tadeusza uwagi malarskie nad drzewami i ob3okami - Hrabiego myoeli o sztuce - Dzwon - Bilecik - NiedYwiedY, Mospanie! Hrabia wraca3 do siebie, lecz konia wstrzymywa3, G3ow1 coraz w ty3 kreci3, w ogród sie wpatrywa3; I raz mu sie zdawa3o, .e znowu z okienka B3ysne3a tajemnicza bieluchna sukienka I cooe lekkiego znowu upad3o z wysoka, I przeleciawszy ca3y ogród w mgnieniu oka, Pomiedzy zielonymi oewieci3o ogórki: Jako promien s3oneczny, wykrad3szy sie z chmurki, Kiedy oeród roli padnie na krzemienia skibe Lub oeród zielonej 31ki w drobn1 wody szybe. Hrabia zsiad3 z konia, s3ugi odprawi3 do domu, A sam ku ogrodowi ruszy3 po kryjomu; Dobieg3 wkrótce parkanu, znalaz3 w nim otwory I wcisn13 sie po cichu jak wilk do obory; Nieszczeoeciem, tr1ci3 krzaki suchego agrestu. Ogrodniczka, jak gdyby zlek3a sie szelestu, Ogl1da3a sie wko3o, lecz nic nie spostrzeg3a; Przecie. ku drugiej stronie ogrodu pobieg3a. A Hrabia bokiem, miedzy wielkie konskie szczawie, Miedzy lioecie 3opuchu, na rekach, po trawie, Skacz1c jak .aba, cicho, przyczo3ga3 sie blisko, Wytkn13 g3owe - i ujrza3 cudne widowisko. W tej czeoeci sadu ros3y tu i ówdzie wioenie, OEród nich zbo.e, w gatunkach zmieszanych umyoelnie: Pszenica, kukuruza, bob, jeczmien w1saty, Proso, groszek, a nawet krzewiny i kwiaty. Domowemu to ptastwu taki ochmistrzyni Wymyoeli3a ogródek: s3awna gospodyni. Zwa3a sie Kokosznicka, z domu Jendykowi- czówna; jej wynalazek epoke stanowi W domowym gospodarstwie; dzioe powszechnie znany, Lecz w owych czasach jeszcze za nowooea podany, Przyjety pod sekretem od niewielu osób, Nim go wyda3 kalendarz, pod tytu3em: Sposób Na jastrzebie i kanie, albo nowy oerodek Wychowywania drobiu - by3 to ów ogrodek. Jako. zaledwie kogut, co odprawia warty, Stanie i nieruchomie dzier.1c dziob zadarty, I g3owe grzebieniast1 pochyliwszy bokiem, Aby tym 3acniej w niebo móg3 celowaa okiem, Dostrze.e wisz1cego jastrzebia oeród chmury, Krzyknie - zaraz w ten ogród chowaj1 sie kury, Nawet gesi i pawie, i w nag3ym przestrachu Go3ebie, gdy nie mog1 schronia sie na dachu. Teraz w niebie .adnego nie widziano wroga, Tylko skwarzy3a s3onca letniego po.oga, Od niej ptaki w zbo.owym ukry3y sie lasku; Tamte le.1 w murawie, te k1pi1 sie w piasku. OEród ptaszych g3ów stercza3y g3ówki ludzkie ma3e, Odkryte; w3osy na nich krótkie, jak len bia3e; Szyje nagie do ramion; a pomiedzy niemi Dziewczyna g3ow1 wy.sza, z w3osami d3u.szemi; Tu. za dzieami paw siedzia3 i piór swych obrecze Szeroko rozprzestrzeni3 w ró.nofarbn1 tecze, Na której g3ówki bia3e, jak na tle obrazku, Rzucone w ciemny b3ekit, nabiera3y blasku, Obrysowane wko3o kregiem pawich oczu Jak wiankiem gwiazd, oewieci3y w zbo.u jak w przezroczu, Pomiedzy kukuruzy z3ocistymi laski I angielsk1 trawic1 posrebrzan1 w paski, I szczyrem koralowym, i zielonym oelazem, Których kszta3ty i barwy miesza3y sie razem Niby krata ze srebra i z3ota pleciona, A powiewna od wiatru jak lekka zas3ona. Nad gestw1 ró.nofarbnych k3osów i badylów Wisia3a jak baldakim jasna mg3a motylów Zwanych babkami, których poczwórne skrzyde3ka, Lekkie jak pajeczyna, przejrzyste jak szkie3ka, Gdy w powietrzu zawisn1, zaledwo widome, I chocia. brzecz1, myoelisz, .e s1 nieruchome. Dziewczyna powiewa3a podniesion1 w reku Szar1 kitk1, podobn1 do piór strusich peku; Ni1 zda3a sie oganiaa g3ówki niemowlece Od z3otego motylów deszczu. W drugiej rece Cooe u niej rogatego, z3ocistego oewieci, Zdaje sie, .e naczynie do karmienia dzieci, Bo je zbli.a3a dzieciom do ust po kolei, Mia3o zaoe kszta3t z3otego rogu Amaltei. Tak zatrudniona, przecie. obraca3a g3owe Na pamietne szelestem krzaki agrestowe, Nie wiedz1c, .e napastnik ju. z przeciwnej strony Zbli.y3 sie, czo3gaj1c sie jak w1. przez zagony; A. wyskoczy3 z 3opucha. Spójrza3a - sta3 blisko, O cztery grzedy od niej, i k3ania3 sie nisko. Ju. g3owe odwróci3a i wznios3a ramiona, I zrywa3a sie leciea jak kraska sp3oszona, I ju. lekkie jej stopy wione3y nad lioeciem, Kiedy dzieci, przelek3e podró.nego wnioeciem I ucieczk1 dziewczyny, wrzasne3y okropnie; Pos3ysza3a, uczu3a, .e jest nieroztropnie Dziatwe ma31, przelek31 i sam1 porzucia: Wraca3a wstrzymuj1c sie, lecz musia3a wrócia, Jak niechetny duch, wró.ka przyzwany zakleciem; Przybieg3a z najkrzykliwszym bawia sie dziecieciem, Siad3a przy niem na ziemi, wzie3a je na 3ono, Drugie g3aska3a rek1 i mow1 pieszczon1; A. sie uspokoi3y, obj1wszy w r1czeta Jej kolana i tul1c g3ówki jak piskleta Pod skrzyd3o matki. Ona rzek3a: „Czy to pieknie Tak krzyczea? czy to grzecznie? Ten pan was sie zleknie. Ten pan nie przyszed3 straszya; to nie dziad szkaradny. To gooea, dobry pan, patrzcie tylko, jaki 3adny”. Sama spójrza3a: Hrabia uoemiechn13 sie mile I widocznie by3 wdzieczen jej za pochwa3 tyle; Postrzeg3a sie, umilk3a, oczy opuoeci3a I jako ró.y p1czek ca3a sie sp3oni3a. W istocie by3 to piekny pan: s3usznej urody, Twarz mia3 poci1g31, blade, lecz oewie.e jagody, Oczy modre, 3agodne, w3os d3ugi, bia3awy; Na w3osach listki ziela i kosmyki trawy, Które Hrabia oberwa3 pe3zn1c przez zagony, Zieleni3y sie jako wieniec rozpleciony. „O ty! - rzek3 - jakimkolwiek uczcze cie imieniem, Bóstwem jesteoe czy nimf1, duchem czy widzeniem! Mów! w3asna-li cie wola na ziemie sprowadza, Obca-li wiezi ciebie na padole w3adza? Ach, domyoelam sie - pewnie wzgardzony mi3ooenik, Jaki pan mo.ny albo opiekun zazdrooenik W tym cie parku zamkowym jak zaklet1 strze.e! Godna, by o cie broni1 walczyli rycerze, Byoe zosta3a romansów heroin1 smutnych! Odkryj mi, Piekna, tajnie twych losów okrutnych! Znajdziesz wybawiciela - odt1d twem skinieniem, Jak rz1dzisz sercem mojem, tak rz1dY mym ramieniem”. Wyci1gn13 ramie. Ona z rumiencem dziewiczym, Ale z rozweselonym s3ucha3a obliczem. Jak dziecie lubi widziea obrazki jaskrawe I w liczmanach b3yszcz1cych znajduje zabawe, Nim rozezna ich wartooea, tak sie s3uch jej pieoeci Z dYwiecznemi s3owy, których nie poje3a treoeci. Na koniec zapyta3a: „Sk1d tu Pan przychodzi? I czego tu po grzedach szuka Pan Dobrodziéj?” Hrabia oczy roztworzy3, zmieszany, zdziwiony, Milcza3, wreszcie, zni.aj1c swej rozmowy tony: „Przepraszam - rzek3 - Panienko! Widze, .em pomiesza3 Zabawy! Ach, przepraszam, jam w3aoenie pooepiesza3 Na oeniadanie; ju. póYno, chcia3em na czas zd1.ya; Panienka wie, .e drog1 trzeba wko3o kr1.ya, Przez ogród, zdaje mi sie, jest do dworu prooeciéj”. Dziewczyna rzek3a: „Tedy droga Jegomooeci; Tylko grz1d psua nie trzeba; tam miedzy muraw1 OEcie.ka”. - „W lewo - zapyta3 Hrabia - czy na prawo?” Ogrodniczka, podnios3szy b3ekitne oczeta, Zdawa3a sie go badaa, ciekawooeci1 zdjeta: Bo dom o tysi1c kroków widny jak na d3oni, A Hrabia drogi pyta? Ale Hrabia do niéj Chcia3 koniecznie cooe mówia i szuka3 powodu Rozmowy. „Panna mieszka tu? blisko ogrodu? Czy na wsi? Jak to by3o, .em Panny we dworze Nie widzia3? Czy niedawno tu? przyjezdna mo.e?” Dziewcze wstrz1sne3o g3ow1. - „Przepraszam, Panienko, Czy nie tam pokoj Panny, gdzie owe okienko?” Myoeli3 zaoe w duchu: Jeoeli nie jest heroin1 Romansów, jest m3odziuchn1, przeoeliczn1 dziewczyn1. Zbyt czesto wielka dusza, myoel wielka ukryta W samotnooeci, jak ró.a oeród lasów rozkwita; Dosya j1 wynieoea na oewiat, postawia przed s3oncem, Aby widzów zdziwi3a jasnych barw tysi1cem! Ogrodniczka tymczasem powsta3a w milczeniu, Podnios3a jedno dziecie Ywis3e na ramieniu, Drugie wzie3a za reke, a kilkoro przodem Zaganiaj1c jak g1ski, sz3a dalej ogrodem. Odwróciwszy sie rzek3a: „Czy te. Pan nie mo.e Rozbieg3e moje ptastwo wpedzia nazad w zbo.e?” „Ja ptastwo pedzaa?” - krzykn13 Hrabia z zadziwieniem. Ona tymczasem znik3a, zakryta drzew cieniem. Chwile jeszcze z szpaleru przez majowe zwoje Przeoewieca3o cooe na wskróoe, jakby oczu dwoje. Samotny Hrabia d3ugo jeszcze sta3 w ogrodzie; Dusza jego, jak ziemia po s3onca zachodzie, Ostyga3a powoli, barwy bra3a ciemne; Zacz13 marzya, lecz sny mia3 bardzo nieprzyjemne. Zbudzi3 sie, sam nie wiedz1c, na kogo sie gniewa3; Niestety, ma3o znalaz3! nadto sie spodziewa3! Bo gdy zagonem pe3zn13 ku owej pasterce, Pali3o mu sie w g3owie, skaka3o w nim serce; Tyle wdzieków w tajemnej nimfie upatrywa3, W tyle j1 cudów ubra3, tyle odgadywa3! Wszystko znalaz3 inaczej. Prawda, .e twarz 3adn1, Kibia mia3a wysmuk31, ale jak niesk3adn1! A owa pulchnooea liców i rumienca .ywooea, Maluj1ca zbyteczn1, prostack1 szczeoeliwooea! Znak, .e myoel jeszcze drzemie, .e serce nieczynne. I owe odpowiedzi, tak wiejskie, tak gminne! „Po có. sie 3udzia? - krzykn13 - zgaduje po czasie! Moja nimfa tajemna pono gesi pasie!” Z nimfy zniknieniem ca3e czarowne przezrocze Zmieni3o sie: te wstegi, te kraty urocze, Z3ote, srebrne, niestety! wiec to by3a s3oma? Hrabia z za3amanemi pogl1da3 rekoma Na snopek uwi1zanej trawami mietlicy, Któr1 bra3 za pek strusich piór w reku dziewicy. Nie zapomnia3 naczynia: z3ocista konewka, Ów ró.ek Amaltei, by3a to marchewka! Widzia3 j1 w ustach dziecka po.eran1 chciwie: Wiec by3o po uroku! po czarach! po dziwie! Tak ch3opiec, kiedy ujrzy cykoryi kwiaty, Wabi1ce d3on miekkiemi, lekkiemi b3awaty, Chce je pieoecia, zbli.a sie, dmuchnie, i z podmuchem Ca3y kwiat na powietrzu rozleci sie puchem, A w reku widzi tylko badacz zbyt ciekawy Nag1 3odyge szarozielonawej trawy. Hrabia wcisn13 na oczy kapelusz i wraca3 Tamtedy, kedy przyszed3, ale droge skraca3, St1paj1c po jarzynach, kwiatach i agreoecie, A. przeskoczywszy parkan, odetchn13 nareoecie! Przypomnia3, .e dziewczynie mówi3 o oeniadaniu; Mo.e ju. wszyscy wiedz1 o jego spotkaniu; W ogrodzie, blisko domu? mo.e szukaa wyoel1? Postrzegli, .e ucieka3? Kto wie, co pomyoel1? Wiec wypada3o wrócia. Chyl1c sie u p3otów, Oko3o miedz i zielska, po tysi1cach zwrotów Rad by3 przecie., .e wyszed3 w koncu na gooeciniec, Który prosto prowadzi3 na dworski dziedziniec. Szed3 przy p3ocie, a g3owe odwraca3 od sadu, Jak z3odziej od oepichlerza, aby nie daa oeladu, —e go myoeli nawiedzia albo ju. nawiedzi3. Tak Hrabia by3 ostró.ny, choa go nikt nie oeledzi3; Patrzy3 w strone przeciwn1 ogrodu, na prawo. By3 gaj z rzadka zaros3y, wys3any muraw1; Po jej kobiercach, na wskrooe bia3ych pniów brzozowych, Pod namiotem obwis3ych ga3ezi majowych, Snu3o sie mnóstwo kszta3tów, których dziwne ruchy, Niby tance, i dziwny ubior: istne duchy B31dz1ce po ksie.ycu. Tamci w czarnych, ciasnych, Ci w d3ugich, rozpuszczonych szatach, jak oenieg jasnych; Tamten pod kapeluszem jak obrecz szerokim, Ten z go31 g3ow1; inni, jak gdyby ob3okiem Obwiani, id1c, na wiatr puszczaj1 zas3ony, Ci1gn1ce sie za g3ow1 jak komet ogony. Ka.dy w innej postawie: ten przyrós3 do ziemi, Tylko oczyma kreci na dó3 spuszczonemi; Ów patrz1c wprost przed siebie, niby senny kroczy Jak po linie, ni w prawo, ni w lewo nie zboczy; Wszyscy zaoe ci1gle w ró.ne schylaj1 sie strony A. do ziemi, jak gdyby wybijaa pok3ony. Je.eli sie przybli.1 albo sie spotkaj1, Ani mówi1 do siebie, ani sie witaj1, G3eboko zadumani, w sobie pogr1.eni. Hrabia widzia3 w nich obraz elizejskich cieni, Które chocia. boleoeciom, troskom niedostepne, B31kaj1 sie spokojne, ciche, lecz posepne. Któ. by zgadn13, .e owi, tak ma3o ruchomi, Owi milcz1cy ludzie - s1 nasi znajomi? Sedziowscy towarzysze! z hucznego oeniadania Wyszli na uroczysty obrzed grzybobrania. Jako ludzie rozs1dni, umiej1 miarkowaa Mowy i ruchy swoje, aby je stosowaa W ka.dej okolicznooeci do miejsca i czasu. Dlatego, nim ruszyli za Sedzi1 do lasu, Wzieli postawy tudzie. ubiory odmienne: S3u.1ce do przechadzki oponcze p3ócienne, Którymi os3aniaj1 po wierzchu kontusze, A na g3owy s3omiane wdziali kapelusze, St1d biali wygl1daj1 jak czyscowe dusze. M3odzie. tak.e przebrana, oprocz Telimeny I kilku po francusku chodz1cych. Tej sceny Hrabia nie poj13, nie zna3 wiejskiego zwyczaju, Wiec zdziwiony nieYmiernie bieg3 pedem do gaju. Grzybów by3o w bród: ch3opcy bior1 krasnolice, Tyle w pieoeniach litewskich s3awione l i s i c e, Co s1 god3em panienstwa, bo czerw ich nie zjada, I dziwna; .aden owad na nich nie usiada. Panienki za wysmuk3ym goni1 b o r o w i k i e m, Którego pieoen nazywa grzybów pó3kownikiem. Wszyscy dybi1 na r y d z a; ten wzrostem skromniejszy I mniej s3awny w piosenkach, za to najsmaczniejszy, Czy oewie.y, czy solony, czy jesiennej pory, Czy zim1. Ale Wojski zbiera3 m u c h o m o r y. Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku Dla szkodliwooeci albo niedobrego smaku, Lecz nie s1 bez u.ytku: one zwierza pas1 I gniazdem s1 owadów, i gajów okras1. Na zielonym obrusie 31k jako szeregi Naczyn sto3owych stercz1: tu z kr1g3ymi brzegi S u r o j a d k i srebrzyste, .ó3te i czerwone, Niby czareczki ro.nem winem nape3nione; K o Y l a k, jak przewrocone kubka dno wypuk3e, L e j k i, jako szampanskie kieliszki wysmuk3e, B i e 1 a k i kr1g3e, bia3e, szerokie i p3askie, Jakby mlekiem nalane fili.anki saskie, I kulista, czarniawym py3kiem nape3niona P u r c h a w k a, jak pieprzniczka - zaoe innych imiona Znane tylko w zajeczym lub wilczym jezyku, Od ludzi nie ochrzczone; a jest ich bez liku. Ni wilczych, ni zajeczych nikt dotkn1a nie raczy, A kto schyla sie ku nim, gdy b31d swój obaczy, Zagniewany, grzyb z3amie albo nog1 kopnie; Tak szpec1c trawe, czyni bardzo nieroztropnie. Telimena ni wilczych, ni ludzkich nie zbiera. Roztargniona, znudzona, doko3a spoziera Z g3ow1 w góre zadart1. Wiec pan Rejent w gniewie Mówi3 o niej, .e grzybów szuka3a na drzewie; Asesor j1 z3ooeliwiej równa3 do samicy, Która miejsca na gniazdo szuka w okolicy. Jako. zda3a sie szukaa samotnooeci, ciszy, Oddala3a sie z wolna od swych towarzyszy I sz3a lasem na wzgórek pochy3o wynios3y, Ocieniony, bo drzewa geoeciej na nim ros3y. W oerodku szarza3 sie kamien; strumien spod kamienia Szumia3, tryska3 i zaraz, jakby szuka3 cienia, Chowa3 sie miedzy geste i wysokie zio3a, Które wod1 pojone buja3y doko3a; Tam ów bystry swawolnik, spowijany w trawy I lioeciem podes3any, bez ruchu, bez wrzawy, Niewidzialny i ledwie dos3yszany szepce, Jako dziecie krzykliwe z3o.one w kolebce, Gdy matka nad nim zwi1.e firanki majowe I lioecia makowego nasypie pod g3owe. Miejsce piekne i ciche; tu sie czesto schrania Telimena, zowi1c je OE w i 1 t y n i 1 d u m a n i a. Stan1wszy nad strumieniem, rzuci3a na trawnik Z ramion swój szal powiewny, czerwony jak krwawnik, I podobna p3ywaczce, która do k1pieli Zimnej schyla sie, nim sie zanurzya ooemieli, Klekne3a i powoli chyli3a sie bokiem; Wreszcie, jakby porwana koralu potokiem, Upad3a nan i ca3a wzd3u. sie rozpostar3a, Lokcie na trawie, skronie na d3oniach opar3a, Z g3ow1 w dó3 sk3onion1; na dole, u g3owy, B3ysn13 francuskiej ksi1.ki papier welinowy; Nad alabastrowymi stronicami ksiegi Wi3y sie czarne pukle i ró.owe wstegi. W szmaragdzie bujnych traw, na krwawnikowym szalu, W sukni d3ugiej, jak gdyby w pow3oce koralu, Od której odbija3 sie w3os z jednego konca, Z drugiego czarny trzewik, po bokach b3yszcz1ca OEnie.n1 ponczoszk1, chustk1, bia3ooeci1 r1k, lica, Wydawa3a sie z dala jak pstra g1sienica, Gdy wpe3Ynie na zielony lioea klonu. Niestety! Wszystkie tego obrazu wdzieki i zalety Darmo czeka3y znawców; nikt nie zwa.a3 na nie, Tak mocno zajmowa3o wszystkich grzybobranie. Tadeusz przecie. zwa.a3 i w bok strzela3 okiem, I nie oemiej1c ioea prosto, przysuwa3 sie bokiem. Jak strzelec, gdy w ruchomej ga3ezistej szopie Usiad3szy na dwóch ko3ach podje.d.a na dropie, Albo na siewki id1c, przy koniu sie kryje, Strzelbe z3o.y na siodle lub pod konsk1 szyje, Niby to brone w3óczy, niby jedzie miedz1, A coraz sie przybli.a, kedy ptaki siedz1: Tak skrada3 sie Tadeusz. Sedzia czaty zmiesza3 I przeci1wszy mu droge, do Yród3a pooepiesza3. Z wiatrem igra3y bia3e po3y szarafana I wielka chustka w pasie koncem uwi1zana; S3omiany, podwi1zany kapelusz od ruchu Nag3ego chwia3 sie z wiatrem jako lioea 3opuchu, Spadaj1c to na barki, to znowu na oczy; W reku ogromna laska: tak pan Sedzia kroczy. Schyliwszy sie i rece obmywszy w strumieniu, Usiad3 przed Telimen1 na wielkim kamieniu I wspar3szy sie obur1cz na ga3ke s3oniow1 Trzciny ogromnej, z tak1 ozwa3 sie przemow1: „Widzi Aoeaka, od czasu jak tu u nas gooeci Tadeuszek, niema3o mam niespokojnooeci; Jestem bezdzietny, stary; ten dobry ch3opczyna Wszak to moja na oewiecie pociecha jedyna, Przysz3y dziedzic fortunki mojej. Z 3aski nieba Zostawie mu kes niez3y szlacheckiego chleba; Ju. mu te. czas obmyoelea los, postanowienie; Ale zwa.aj no Aoeaka moje utrapienie! Wiesz, .e pan Jacek, brat mój, Tadeusza ociec, Dziwny cz3owiek, zamiarów jego trudno dociec: Nie chce wracaa do kraju, Bóg wie gdzie sie kryje, Nawet nie chce synowi oznajmia, .e .yje, A ci1gle nim zarz1dza. Naprzód w legijony Chcia3 go posy3aa; by3em okropnie zmartwiony. Potem zgodzi3 sie przecie, by w domu pozosta3 I .eby sie o.eni3. Ju.bya .ony dosta3; Partyje upatrzy3em; nikt z obywateli Nie wyrówna z imienia ani z parenteli Podkomorzemu; jego starsza córka Anna Jest na wydaniu, piekna i posa.na panna. Chcia3em zagaia”. Na to Telimena zblad3a, Z3o.y3a ksi1.ke, wsta3a nieco i usiad3a. „Jak mame kocham - rzek3a - czy to, Panie Bracie, Jest w tym sens jaki? Czy wy Boga w sercu macie? To myoelisz Tadeusza zostaa dobrodziejem, Jeoeli m3odego ch3opca zrobisz grykosiejem! OEwiat mu zawi1.esz! Wierz mi, kl1a was kiedyoe bedzie! Zakopaa taki talent w lasach i na grzedzie! Wierz mi, ile pozna3am, pojetne to dziecie, Warto, .eby na wielkim przetar3o sie oewiecie; Dobrze Brat zrobi, gdy go do stolicy wyoele; Na przyk3ad do Warszawy? lub wie Brat, co myoele, —eby do Peterburka? Ja pewnie tej zimy Pojade tam dla sprawy; razem u3o.ymy, Co zrobia z Tadeuszem; znam tam wiele osób, Mam wp3ywy: to najlepszy kreacyi sposób. Za m1 pomoc1 znajdzie wstep w najpierwsze domy, A kiedy bedzie wa.nym osobom znajomy, Dostanie urz1d, order; wtenczas niech porzuci S3u.be, je.eli zechce, niech do domu wróci, Maj1c ju. i znaczenie, i znajomooea oewiata. I có. Brat myoeli o tem?” „Ju.ci, w m3ode lata - Rzek3 Sedzia - nieYle ch3opcu troche sie przewietrzya, Obejrzea sie na oewiecie, miedzy ludYmi przetrzea. Ja za m3odu niema3o oewiata objecha3em: By3em w Piotrkowie, w Dubnie, to za trybuna3em Jad1c jako palestrant, to w3asne swe sprawy Forytuj1c, jeYdzi3em nawet do Warszawy. Cz3ek niema3o skorzysta3! Chcia3bym i synowca Wys3aa pomiedzy ludzie, prosto jak wedrowca, Jak czeladnika, który terminuje lata, A.eby naby3 troche znajomooeci oewiata. Nie dla rang ni orderów! Prosze uni.enie, Ranga moskiewska, order, có. to za znaczenie? Który. to z dawnych panów, ba, nawet dzisiejszych, Miedzy szlacht1 w powiecie nieco zamo.niejszych, Dba o podobne fraszki? Przecie. s1 w estymie U ludzi, bo szanujem w nich ród, dobre imie Albo urz1d, lecz ziemski, przyznany wyborem Obywatelskim, nie zaoe czyimoe tam faworem”. Telimena przerwa3a: „Jeoeli Brat tak myoeli, Tem lepiej, wiec go jako woja.era wyoelij”. „Widzi Siostra - rzek3 Sedzia, skrobi1c smutnie g3owe - Chcia3bym bardzo, có., kiedy mam trudnooeci nowe! Pan Jacek nie wypuszcza z opieki swej syna I przys3a3 mi tu w3aoenie na kark bernardyna Robaka, który przyby3 z tamtej strony Wis3y; Przyjaciel brata, wszystkie wie jego zamys3y; A wiec o Tadeusza ju. wyrzekli losie I chc1, by sie o.eni3, aby poj13 Zosie, Wychowanke Waa Pani; oboje dostan1, Oprocz fortunki mojej, z 3aski Jacka wiano W kapita3ach; wiesz Aoeaka, .e ma kapita3y, I z 3aski jego mam te. fundusz prawie ca3y, Ma wiec prawo rozrz1dzaa. - Aoeaka pomyoel o tem, —eby sie to zrobi3o z najmniejszym k3opotem. Trzeba ich z sob1 poznaa. Prawda, bardzo m3odzi, Szczególnie Zosia ma3a, lecz to nic nie szkodzi; Czas by ju. Zooeke wreszcie wydobya z zamkniecia, Bo wszakci to ju. pono wyrasta z dzieciecia”. Telimena, zdziwiona i prawie wylek3a, Podnosi3a sie coraz, na szalu uklek3a; Zrazu s3ucha3a pilnie, potem d3oni ruchem Przeczy3a, rek1 .wawo wstrz1saj1c nad uchem, Odpedzaj1c jak owad nieprzyjemne s3owa Na powrót w usta mówcy. „A! a! to rzecz nowa! Czy to Tadeuszowi szkodzi, czy nie szkodzi - Rzek3a z gniewem - s1dY o tem sam Waa Pan Dobrodziéj! Mnie nic do Tadeusza; sami o nim radYcie, Zróbcie go ekonomem lub w karczmie posadYcie, Niech szynkuje lub z lasu niech Ywierzyne znosi; Z nim sobie, co zechcecie, zróbcie; lecz do Zosi? Co Waa Panstwu do Zosi? Ja jej rek1 rz1dze, Ja sama! —e pan Jacek dawa3 by3 pieni1dze Na wychowanie Zosi i .e jej wyznaczy3 Ma31 pensyjke roczn1, wiecej przyrzec raczy3, Toa jej jeszcze nie kupi3. Zreszt1 Panstwo wiecie, I dot1d jeszcze o tem wiadomo na oewiecie, —e hojnooea Panstwa dla nas nie jest bez powodu... Winni cooe Soplicowie dla Horeszków rodu”. (Tej czeoeci mowy Sedzia s3ucha3 z niepojetem Pomieszaniem, .a3ooeci1 i widocznym wstretem; Jakby leka3 sie reszty mowy, g3owe sk3oni3 I rek1 potakuj1c, mocno sie zap3oni3). Telimena konczy3a: „By3am jej piastunk1, Jestem krewn1, jedyn1 Zosi opiekunk1. Nikt oprócz mnie nie bedzie myoeli3 o jej szczeoeciu”. „A jeoeli ona szczeoecie znajdzie w tym zameoeciu? - Rzek3 Sedzia wzrok podnosz1c. - Jeoeli Tadeuszka Podoba?” - „Czy podoba? To na wierzbie gruszka; Podoba, nie podoba, a to mi rzecz wa.na! Zosia nie bedzie, prawda, partyja posa.na; Ale te. nie jest z lada wsi, lada szlachcianka, Idzie z Jaoenie Wielmo.nych, jest Wojewodzianka, Rodzi sie z Horeszkówny; ma3.onka dostanie! Staralioemy sie tyle o jej wychowanie! Chybaby tu zdzicza3a”. Sedzia pilnie s3ucha3, Patrz1c w oczy; zda3o sie, .e sie udobrucha3, Bo rzek3 dosya weso3o: „No, to i có. robia! Bóg widzi, szczerze chcia3em interesu dobia; Tylko bez gniewu; jeoeli Aoeaka sie nie zgodzi, Aoeaka ma prawo; smutno - gniewaa sie nie godzi; Radzi3em, bo brat kaza3; nikt tu nie przymusza; Gdy Aoeaka rekuzuje pana Tadeusza, Odpisuje Jackowi, .e nie z mojej winy Nie dojd1 Tadeusza z Zosi1 zareczyny. Teraz sam bede radzia; pono z Podkomorzym Zagaimy swatostwo i reszte u3o.ym”. Przez ten czas Telimena ostyg3a z zapa3u: „Ja nic nie rekuzuje, Braciszku, poma3u! Sam mówi3eoe, .e jeszcze za wczeoenie, zbyt m3odzi- Rozpatrzmy sie, czekajmy, nic to nie zaszkodzi, Poznajmy z sob1 panstwa m3odych; bedziem zwa.aa; Nie mo.na szczeoecia drugich tak na traf nara.aa. Ostrzegam tylko wczeoenie: niech Brat Tadeusza Nie namawia, kochaa sie w Zosi nie przymusza, Bo serce nie jest s3uga, nie zna, co to pany, I nie da sie przemoc1 okuwaa w kajdany”. Zaczem Sedzia, powstawszy, odszed3 zamyoelony; Pan Tadeusz z przeciwnej przybli.y3 sie strony. Udaj1c, .e szukanie grzybów tam go zwabia; W tym.e kierunku z wolna posuwa sie Hrabia. Hrabia podczas Sedziego sporów z Telimen1 Sta3 za drzewami, mocno zdziwiony t1 scen1; Doby3 z kieszeni papier i o3ówek, sprzety, Które zawsze mia3 z sob1, i na pien wygiety Rozpi1wszy kartke, widaa, .e obraz malowa3, Mówi1c sam z sob1: „Jakbyoe umyoelnie grupowa3: Ten na g3azie, ta w trawie, grupa malownicza! G3owy charakterowe! Z kontrastem oblicza”. Podchodzi3, wstrzymywa3 sie, lornetke przeciera3, Oczy chustk1 obwiewa3 i coraz spoziera3: „Mia3o.by to cudowne, oeliczne widowisko Zgin1a albo zmienia sie, gdy podejde blisko? Ten aksamit traw bedzie. to mak i botwinie? W nimfie tej czy. obacze jak1 ochmistrzynie?” Choa Hrabia Telimene ju. dawniej widywa3 W domu Sedziego, w którym dosya czesto bywa3, Lecz ma3o j1 uwa.a3; zadziwi3 sie zrazu, Rozeznaj1c w niej model swojego obrazu. Miejsca pieknooea, postawy wdziek i gust ubrania Zmieni3y j1, zaledwie by3a do poznania. W oczach oewieci3y jeszcze niezagas3e gniewy; Twarz o.ywiona wiatru oewie.emi powiewy, Sporem z Sedzi1 i nag3ym przybyciem m3odzienców, Nabra3a mocnych, .ywszych ni. zwykle rumienców. „Pani - rzek3 Hrabia - racz mej oemia3ooeci darowaa, Przychodze i przepraszaa, i razem dziekowaa. Przepraszaa, .e jej kroków oeledzi3em ukradkiem, I dziekowaa, .e by3em jej dumania oewiadkiem; Tyle j1 obrazi3em! Winienem jej tyle! Przerwa3em chwile duman: winienem ci chwile Natchnienia! chwile b3ogie! potepiaj cz3owieka, Ale sztukmistrz twojego przebaczenia czeka! Na wielem sie odwa.y3, na wiecej odwa.e! S1dY!” - tu ukl1k3 i poda3 swoje peiza.e. Telimena s1dzi3a malowania proby Tonem grzecznej, lecz sztuke znaj1cej osoby; Sk1pa w pochwa3y, lecz nie szczedzi3a zachetu: „Brawo - rzek3a - winszuje, niema3o talentu. Tylko Pan nie zaniedbuj; szczególniej potrzeba Szukaa pieknej natury! O, szczeoeliwe nieba Krajów w3oskich! ró.owe Cezarów ogrody! Wy, klasyczne Tyburu spadaj1ce wody I straszne Pauzylipu skaliste wydro.e! To, Hrabio, kraj malarzów! U nas, .al sie Bo.e! Dziecko muz, w Soplicowie oddane na mamki, Umrze pewnie. Mój Hrabio, oprawie to w ramki Albo w album umieszcze do rysunków zbiorku, Które zewsz1d skupia3am: mam ich dosya w biorku”. Zaczeli wiec rozmowe o niebios b3ekitach, Morskich szumach i wiatrach wonnych, i ska3 szczytach, Mieszaj1c tu i ówdzie, podró.nych zwyczajem, OEmiech i ur1ganie sie nad ojczystym krajem. A przecie. woko3o nich ci1gne3y sie lasy Litewskie! tak powa.ne i tak pe3ne krasy! - Czeremchy oplatane dzikich chmielów wiencem, Jarzebiny ze oewie.ym pasterskim rumiencem, Leszczyna jak menada z zielonemi ber3y, Ubranemi, jak w grona, w orzechowe per3y; A ni.ej dziatwa lesna: g3óg w objeciu kalin, O.yna czarne usta tul1ca do malin. Drzewa i krzewy lioeami wzie3y sie za rece Jak do tanca staj1ce panny i m3odzience Wko3o pary ma3.onków. Stoi pooeród grona Para, nad ca31 leoen1 gromad1 wzniesiona Wysmuk3ooeci1 kibici i barwy powabem: Brzoza bia3a, kochanka, z ma3.onkiem swym grabem. A dalej, jakby starce na dzieci i wnuki, Patrz1 siedz1c w milczeniu: tu sedziwe buki, Tam matrony topole i mchami brodaty D1b, w3o.ywszy piea wieków na swój kark garbaty, Wspiera sie, jak na grobów po3amanych s3upach, Na debów, przodków swoich, skamienia3ych trupach. Pan Tadeusz kreci3 sie nudz1c niepoma3u D3ug1 rozmow1, w której nie móg3 braa udzia3u; A. gdy zaczeto s3awia cudzoziemskie gaje I wyliczaa z kolei wszystkich drzew rodzaje: Pomarancze, cyprysy, oliwki, migda3y, Kaktusy, aloesy, mahonie, sanda3y, Cytryny, bluszcz, orzechy w3oskie, nawet figi, Wys3awiaj1c ich kszta3ty, kwiaty i 3odygi - Tadeusz nie przestawa3 d1saa sie i z.ymaa, Na koniec nie móg3 d3u.ej od gniewu wytrzymaa. By3 on prostak, lecz umia3 czua wdziek przyrodzenia I patrz1c w las ojczysty rzek3, pe3en natchnienia: „Widzia3em w botanicznym wilenskim ogrodzie Owe s3awione drzewa rosn1ce na wschodzie I na po3udniu, w owej pieknej w3oskiej ziemi; Które. równaa sie mo.e z drzewami naszemi? Czy aloes z d3ugiemi jak konduktor pa3ki? Czy cytryna, karlica z z3ocistemi ga3ki, Z lioeciem lakierowanym, krótka i pekata Jako kobieta ma3a, brzydka, lecz bogata? Czy zachwalony cyprys, d3ugi, cienki, chudy, Co zdaje sie bya drzewem nie smutku, lecz nudy? Mówi1, .e bardzo smutnie wygl1da na grobie: Jest to jak lokaj Niemiec we dworskiej .a3obie, Nie oemiej1cy r1k podnieoea ani g3owy skrzywia, Aby sie etykiecie niczem nie sprzeciwia. Czy. nie piekniejsza nasza poczciwa brzezina, Która jako wieoeniaczka, kiedy p3acze syna, Lub wdowa me.a, rece za3amie, roztoczy Po ramionach do ziemi strumienie warkoczy! Niema z .alu, postaw1 jak wymownie szlocha! Czemu. Pan Hrabia, jeoeli w malarstwie sie kocha, Nie maluje drzew naszych, pooeród których siedzi? Prawdziwie, bed1 z Pana .artowaa s1siedzi, —e mieszkaj1c na .yznej litewskiej równinie, Malujesz tylko jakieoe ska3y i pustynie”. „Przyjacielu! - rzek3 Hrabia - piekne przyrodzenie Jest form1, t3em, materi1, a dusz1 natchnienie, Które na wyobraYni unosi sie skrzyd3ach, Poleruje sie gustem, wspiera na prawid3ach. Nie dooea jest przyrodzenia, nie dosya zapa3u, Sztukmistrz musi uleciea w sfery idea3u! Nie wszystko, co jest piekne, wymalowaa da sie! Dowiesz sie o tem wszystkim z ksi1.ek w swoim czasie. Co sie tycze malarstwa: do obrazu trzeba Punktów widzenia, grupy, ansemblu i nieba, Nieba w3oskiego! St1d te. w kunszcie peiza.ów W3ochy by3y, s1, bed1, ojczyzn1 malarzów. St1d te., oprócz Brejgela, lecz nie Van der Helle, Ale peiza.ysty (bo s1 dwaj Brejgele), I oprócz Ruisdala, na ca3ej pó3nocy Gdzie. by3 peiza.ysta który pierwszej mocy? Niebios, niebios potrzeba!” „Nasz malarz Or3owski - Przerwa3a Telimena - mia3 gust Soplicowski. (Trzeba wiedziea, .e to jest Sopliców choroba, —e im oprócz Ojczyzny nic sie nie podoba). Or3owski, który .ycie strawi3 w Peterburku, S3awny malarz (mam jego kilka szkiców w biórku), Mieszka3 tu. przy Cesarzu, na dworze, jak w raju, A nie uwierzy Hrabia, jak teskni3 po kraju! Lubi3 ci1gle wspominaa swej m3odooeci czasy, Wys3awia3 wszystko w Polszcze: ziemie, niebo, lasy...” „I mia3 rozum! - zawo3a3 Tadeusz z zapa3em. - Te Panstwa niebo w3oskie, jak o niem s3ysza3em, B3ekitne, czyste, wszak to jak zamarz3a woda! Czy. nie piekniejsze stokroa wiatr i niepogoda? U nas dooea g3owe podnieoea: ile. to widoków! Ile. scen i obrazów z samej gry ob3oków! Bo ka.da chmura inna: na przyk3ad jesienna Pe3Ynie jak .ó3w leniwa, ulew1 brzemienna I z nieba a. do ziemi spuszcza d3ugie smugi Jak rozwite warkocze, to s1 deszczu strugi; Chmura z gradem jak balon szybko z wiatrem leci, Kr1g3a, ciemnob3ekitna, w oerodku .ó3to oewieci, Szum wielki s3ychaa wko3o. Nawet te codzienne, Patrzcie Panstwo, te bia3e chmurki, jak odmienne! Zrazu jak stada dzikich gesi lub 3abedzi, A z ty3u wiatr jak soko3 do kupy je pedzi; OEciskaj1 sie, grubiej1, rosn1, nowe dziwy! Dostaj1 krzywych karków, rozpuszczaj1 grzywy, Wysuwaj1 nóg rzedy i po niebios sklepie Przelatuj1 jak tabun rumaków po stepie: Wszystkie bia3e jak srebro, zmiesza3y sie - nagle Z ich karków rosn1 maszty, z grzyw szerokie .agle, Tabun zmienia sie w okret i wspaniale p3ynie Cicho, z wolna, po niebios b3ekitnej równinie!” Hrabia i Telimena pogl1dali w góre; Tadeusz jedn1 rek1 pokaza3 im chmure, A drug1 oecisn13 z lekka r1czke Telimeny. Kilka ju. up3yne3o minut cichej sceny; Hrabia roz3o.y3 papier na swym kapeluszu I wydoby3 o3ówek. Wtem przykry dla uszu Odezwa3 sie dzwon dworski i zaraz oeród lasu Cichego pe3no by3o krzyku i ha3asu. Hrabia kiwn1wszy g3ow1 rzek3 powa.nym tonem: „Tak to na oewiecie wszystko los zwyk3 konczya dzwonem. Rachunki myoeli wielkiej, plany wyobraYni, Zabawki niewinnooeci, uciechy przyjaYni, Wylania sie serc czu3ych! - gdy oepi. z dala ryknie, Wszystko miesza sie, zrywa, m1ci sie i niknie!” Tu obróciwszy czu3y wzrok ku Telimenie: „Có. zostaje?” - a ona mu rzek3a: „Wspomnienie!” I chc1c Hrabiego nieco u3agodzia smutek, Poda3a mu urwany kwiatek niezabudek. Hrabia go uca3owa3 i na pieroe przyoepila3; Tadeusz z drugiej strony krzak ziela rozchyla3, Widz1c, .e sie ku niemu tem zielem przewija Cooe bia3ego: by3a to r1czka jak lilija; Pochwyci3 j1, ca3owa3 i usty po cichu Uton13 w niej jak pszczo3a w liliji kielichu; Uczu3 na ustach zimno; znalaz3 klucz i bia3y Papier w tr1bke zwiniony, by3 to listek ma3y; Porwa3, schowa3 w kieszenie, nie wie, co klucz znaczy, Lecz mu to owa bia3a kartka wyt3umaczy. Dzwon wci1. dzwoni3, i echem z g3ebi cichych lasów Odezwa3o sie tysi1c krzyków i ha3asów; Odg3os to by3 szukania i nawo3ywania, Has3o zakonczonego na dzioe grzybobrania. Odg3os nie smutny wcale ani pogrzebowy, Jak sie Hrabiemu zda3o, owszem, obiadowy. Dzwon ten, w ka.de po3udnie krzycz1cy z poddasza, Gooeci i czeladY domu na obiad zaprasza: Tak by3o w dawnych licznych dworach we zwyczaju I zosta3o sie w domu Sedziego. Wiec z gaju Wychodzi3a gromada nios1ca krobeczki, Koszyki, uwi1zane koncami chusteczki, Pe3ne grzybów; a panny w jednym reku nios3y, Jako wachlarz zwiniony, b o r o w i k rozros3y, W drugim zwi1zane razem, jakby polne kwiatki, O p i e n k i i rozlicznej barwy s u r o j a d k i: Wojski mia3 m u c h o m o r a. Z pró.nemi przychodzi Rekami Telimena, z ni1 panicze m3odzi. Gooecie weszli w porz1dku i staneli ko3em. Podkomorzy najwy.sze bra3 miejsce za sto3em; Z wieku mu i z urzedu ten zaszczyt nale.y. Id1c k3ania3 sie starcom, damom i m3odzie.y; Obok sta3 Kwestarz; Sedzia tu. przy Bernardynie. Bernardyn zmówi3 krótki pacierz po 3acinie, Podano w kolej wódke, zaczem wszyscy siedli I cho3odziec litewski milczkiem .wawo jedli. Obiadowano ciszej, ni. sie zwykle zdarza; Nikt nie gada3 pomimo wezwan gospodarza. Strony bior1ce udzia3 w wielkiej o psów zwadzie Myoeli3y o jutrzejszej walce i zak3adzie; Myoel wielka zwykle usta do milczenia zmusza. Telimena, mówi1ca wci1. do Tadeusza, Musia3a ku Hrabiemu nieraz sie odwrócia, Nawet na Asesora nieraz okiem rzucia: Tak ptasznik patrzy w sid3o, kedy szczyg3y zwabia, I razem w pastke wróbla. Tadeusz i Hrabia, Obadwa radzi z siebie, obadwa szczeoeliwi, Oba pe3ni nadziei, wiec nie gadatliwi. Hrabia na kwiatek dumne opuszcza3 wejrzenie, A Tadeusz ukradkiem spoziera3 w kieszenie, Czy ów kluczyk nie uciek3; rek1 nawet chwyta3 I kreci3 kartke, której dot1d nie przeczyta3. Sedzia Podkomorzemu wegrzyna, szampana Dolewa3, s3u.y3 pilnie, oeciska3 za kolana, Ale do rozmawiania z nim nie mia3 ochoty I widaa, .e czu3 jakieoe tajemne k3opoty. Przemija3y w milczeniu talerze i dania; Przerwa3 nareszcie nudny tok obiadowania Gooea niespodziany, szybko wpadaj1c - gajowy; Nie zwa.a3 nawet, .e czas w3aoenie obiadowy, Podbieg3 do Pana; widaa z postawy i z miny, —e wa.nej i niezwyk3ej jest pos3em nowiny. Ku niemu oczy ca3e zwróci3o zebranie; On, odetchn1wszy nieco, rzek3: „NiedYwiedY, Mospanie!” Reszte wszyscy odgadli: .e zwierz z m a t e c z n i k a Wyszed3, .e w Zaniemensk1 Puszcze sie przemyka, —e go trzeba wnet oecigaa, wszyscy wraz uznali, Choa ani sie radzili, ani namyoelali. Spóln1 myoel widaa by3o z ucietych wyrazów, Z gestów .ywych, z wydanych rozlicznych rozkazów, Które, wychodz1c t3umnie, razem z ust tak wielu, D1.y3y przecie. wszystkie do jednego celu. „Na wieoe! - zawo3a3 Sedzia - hej! konno, setnika! Jutro na brzask ob3awa, lecz na ochotnika; Kto wyst1pi z oszczepem, temu z robocizny Wytr1cia dwa szarwarki i piea dni panszczyzny”. „W skok - krzykn13 Podkomorzy - okulbaczya siw1, Dobiec w cwa3 do mojego dworu; wzi1a co .ywo Dwie pjawki, które w ca3ej okolicy s3yn1: Pies zowie sie Sprawnikiem, a suka Strapczyn1; Zakneblowaa im pyski, zawi1zaa je w miechu I przystawia je tutaj konno dla pooepiechu”. „Wanka!” - krzykn13 na ch3opca Asesor po rusku - „Tasak mój Sanguszowski poci1gn1a na brusku, Wiesz, tasak, co od Ksiecia mia3em w podarunku; Pas opatrzya, czy kula jest w ka.dym 3adunku”. „Strzelby - krzykneli wszyscy - miea na pogotowiu!” Asesor wo3a3 ci1gle: „O3owiu, o3owiu! Forme do kul mam w torbie”. „Do ksiedza plebana Daa znaa - doda3 pan Sedzia - .eby jutro z rana Msze mia3 w kaplicy lesnej; króciochna oferta Za myoeliwych, msza zwyk3a oewietego Huberta”. Po wydanych rozkazach nasta3o milczenie; Ka.dy duma3 i rzuca3 doko3a wejrzenie, Jak gdyby kogooe szuka3; z wolna wszystkich oczy Sedziwa twarz Wojskiego ci1gnie i jednoczy: Znak to by3, .e szukaj1 na przysz31 wyprawe Wodza i .e Wojskiemu oddaj1 bu3awe. Wojski powsta3, zrozumia3 towarzyszów wole I uderzywszy rek1 powa.nie po stole, Poci1gn13 z3ocistego z zanadrza 3ancuszka, Na którym wisia3 gruby zegarek jak gruszka: „Jutro - rzek3 - pó3 do pi1tej przy lesnej kaplicy Stawi1 sie bracia strzelcy, wiara ob3awnicy”. Rzek3 i ruszy3 od sto3u, za nim szed3 gajowy; Oni obmyoelia maj1 i urz1dzia 3owy. Tak wodze gdy na jutro bitwe zapowiedz1, —o3nierze po obozie bron czyszcz1 i jedz1 Lub na p3aszczach i siod3ach oepi1 pró.ni k3opotu, A wodze woeród cichego dumaj1 namiotu. Przerwa3 sie obiad, dzien zszed3 na kowaniu koni, Karmieniu psów, zbieraniu i czyszczeniu broni; U wieczerzy zaledwie kto przysiad3 do sto3a; Nawet strona Kusego z partyj1 Soko3a Przesta3a dawnym wielkim zatrudniaa sie sporem: Pobrawszy sie pod rece Rejent z Asesorem Wyszukuj1 o3owiu. Reszta, spracowana, Sz3a spaa wczeoenie, a.eby przebudzia sie z rana. KSIEGA CZWARTA DYPLOMATYKA I LOWY Treoea: Zjawisko w papilotach budzi Tadeusza - Za póYne postrze.enie omy3ki - Karczma - Emisariusz - Zreczne u.ycie tabakiery zwraca dyskusje na w3aoeciw1 droge - Matecznik - NiedYwiedY- Niebezpieczenstwo Tadeusza i Hrabiego - Trzy strza3y - Spór Sagalasówki z Sanguszkówk1, rozstrzygniony na strone jednorurki Horeszkowskiej - Bigos - Wojskiego powieoea o pojedynku Dowejki z Domejk1, przerwana szczuciem kota - Koniec powieoeci o Dowejce i Domejce. Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa Bia3owie.y, OEwitezi, Ponar, Kuszelewa! Których cien spada3 niegdyoe na koronne g3owy GroYnego Witenesa, wielkiego Mindowy I Giedymina, kiedy na Ponarskiej górze, Przy ognisku myoeliwskiem, na niedYwiedziej skórze Le.a3, s3uchaj1c pieoeni m1drego Lizdejki, A Wiliji widokiem i szumem Wilejki Uko3ysany, marzy3 o wilku .elaznym; I zbudzony, za bogów rozkazem wyraYnym Zbudowa3 miasto Wilno, które w lasach siedzi Jak wilk pooerodku .ubrów, dzików i niedYwiedzi. Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy, Wyszed3 Kiejstut i Olgierd, i Olgierdowicy, Równie myoeliwi wielcy jak s3awni rycerze, Czyli wroga oecigali, czyli dzikie Ywierze. Sen myoeliwski nam odkry3 tajnie przysz3ych czasów, —e Litwie trzeba zawsze .elaza i lasów. Knieje! do was ostatni przyje.d.a3 na 3owy, Ostatni król, co nosi3 ko3pak Witoldowy, Ostatni z Jagiellonów wojownik szczeoeliwy I ostatni na Litwie monarcha myoeliwy. Drzewa moje ojczyste! jeoeli Niebo zdarzy, Bym wróci3 was ogl1daa, przyjaciele starzy, Czyli was znajde jeszcze? czy dot1d .yjecie? Wy, ko3o których niegdyoe pe3za3em jak dziecie... Czy .yje wielki Baublis, w którego ogromie Wiekami wydr1.onym, jakby w dobrym domie, Dwunastu ludzi mog3o wieczerzaa za sto3em? Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym kooecio3em? I tam na Ukrainie, czy sie dot1d wznosi Przed Ho3owinskich domem, nad brzegami Rosi, Lipa tak rozrooeniona, .e pod jej cieniami Stu m3odzienców, sto panien sz3o w taniec parami? Pomniki nasze! ile. co rok was po.era Kupiecka lub rz1dowa, moskiewska siekiera! Nie zostawia przytu3ku ni leoenym oepiewakom, Ni wieszczom, którym cien wasz tak mi3y jak ptakom. Wszak lipa czarnolaska, na g3os Jana czu3a, Tyle rymów natchne3a! Wszak ów d1b gadu3a Kozackiemu wieszczowi tyle cudów oepiewa! Ja ile. wam winienem, o domowe drzewa! B3ahy strzelec, uchodz1c szyderstw towarzyszy Za chybion1 Ywierzyne, ile. w waszej ciszy Upolowa3em duman, gdy w dzikim ostepie Zapomniawszy o 3owach usiad3em na kepie, A ko3o mnie srebrzy3 sie tu mech siwobrody, Zlany granatem czarnej zgniecionej jagody, A tam sie czerwieni3y wrzosiste pagórki, Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki. Woko3o by3a ciemnooea; ga3ezie u góry Wisia3y jak zielone, geste, niskie chmury; Wicher kedyoe nad sklepem szala3 nieruchomym, Jekiem, szumami, wyciem, 3oskotami, gromem: Dziwny, odurzaj1cy ha3as! Mnie sie zda3o, —e tam nad g3ow1 morze wisz1ce szala3o. Na dole jak ruiny miast: tu wywrot debu Wysterka z ziemi na kszta3t ogromnego zrebu; Na nim oparte, jak oecian i kolumn ob3amy: Tam ga3eziste k3ody, tu wpó3 zgni3e tramy, Ogrodzone parkanem traw. W oerodek tarasu Zajrzea straszno, tam siedz1 gospodarze lasu: Dziki, niedYwiedzie, wilki; u wrót le.1 kooeci Na pó3 zgryzione jakichoe nieostro.nych gooeci. Czasem wymkn1 sie w góre przez trawy zielenie, Jakby dwa wodotryski, dwa rogi jelenie I mignie miedzy drzewa Ywierz .ó3tawym pasem, Jak promien, kiedy wpad3szy gaoenie miedzy lasem. I znowu cichooea w dole. Dziecio3 na jedlinie Stuka z lekka i dalej odlatuje, ginie, Schowa3 sie, ale dziobem nie przestaje pukaa, Jak dziecko, gdy schowane wo3a, by go szukaa. Bli.ej siedzi wiewiórka, orzech w 3apkach trzyma, Gryzie go; zawiesi3a kitke nad oczyma, Jak pióro nad szyszakiem u kirasyjera; Chocia. tak os3oniona, doko3a spoziera; Dostrzeg3szy gooecia, skacze gajów tanecznica Z drzew na drzewa, miga sie jako b3yskawica; Na koniec w niewidzialny otwór pnia przepada, Jak wracaj1ca w drzewo rodzime dryjada. Znowu cicho. Wtem ga31Y wstrz1s3a sie tr1cona I pomiedzy jarzebin rozsunione grona Kraoeniejsze od jarzebin zajaoenia3y lica: To jagód lub orzechów zbieraczka, dziewica; W krobeczce z prostej kory podaje zebrane Bruoenice oewie.e jako jej usta rumiane; Obok m3odzieniec idzie, leszczyne nagina, Chwyta w lot migaj1ce orzechy dziewczyna. Wtem us3yszeli odg3os rogów i psów granie: Zgaduj1, .e sie ku nim zbli.a polowanie, I pomiedzy ga3ezi gestwe, pe3ni trwogi, Znikneli nagle z oczu jako leoene bogi. W Soplicowie ruch wielki; lecz ni psów ha3asy, Ani r.1ce rumaki, skrzypi1ce kolasy, Ni odg3os tr1b daj1cych has3o polowania Nie mog3y Tadeusza wyci1gn1a z pos3ania; Ubrany pad3szy w 3ó.ko, spa3 jak bobak w norze. Nikt z m3odzie.y nie myoeli3 szukaa go po dworze; Ka.dy sob1 zajety oepieszy3, gdzie kazano; O towarzyszu sennym ca3kiem zapomniano. On chrapa3. S3once w otwór, co oeród okienicy Wyr.niety by3 w kszta3t serca, wpad3o do ciemnicy S3upem ognistym, prosto sennemu na czo3o; On jeszcze chcia3 zadrzemaa i kreci3 sie wko3o, Chroni1c sie blasku: nagle us3ysza3 stuknienie, Przebudzi3 sie; weso3e by3o przebudzenie. Czu3 sie rzeYwym jak ptaszek, z lekkooeci1 oddycha3, Czu3 sie szczeoeliwym, sam sie do siebie uoemiécha3: Myoel1c o wszystkiem, co mu wczora sie zdarzy3o, Rumieni3 sie i wzdycha3, i serce mu bi3o. Spojrza3 w okno, o dziwy! w promieni przezroczu, W owem sercu, b3yszcza3o dwoje jasnych oczu, Szeroko otworzonych, jak zwykle wejrzenie, Kiedy z jasnooeci dziennej przedziera sie w cienie; Ujrza3 i ma31 r1czke, niby wachlarz z boku Nadstawion1 ku s3oncu dla ochrony wzroku; Palce drobne, zwrócone na oewiat3o ró.owe, Czerwieni3y sie na wskrooe jakby rubinowe; Usta widzia3 ciekawe, roztulone nieco, I z1bki, co jak per3y oeród koralów oewiec1, I lica, choa od s3onca zas3aniane d3oni1 Ró.ow1, same ca3e jak ró.e sie p3oni1. Tadeusz spa3 pod oknem; sam ukryty w cieniu, Le.1c na wznak, cudnemu dziwi3 sie zjawieniu I mia3 je tu. nad sob1, ledwie nie na twarzy; Nie wiedzia3, czy to jawa, czyli mu sie marzy Jedna z tych mi3ych, jasnych twarzyczek dziecinnych, Które pomnim widziane we oenie lat niewinnych. Twarzyczka schyli3a sie - ujrza3, dr.1c z bojaYni I radooeci, niestety! ujrza3 najwyraYniej, Przypomnia3, pozna3 w3os ów krótki, jasnoz3oty, W drobne, jako oenieg bia3e, zwity papiloty Niby srebrzyste str1czki, co od s3onca blasku OEwieci3y jak korona na oewietych obrazku. Zerwa3 sie; i widzenie zaraz ulecia3o Przestraszone 3oskotem; czeka3, nie wraca3o! Tylko us3ysza3 znowu trzykrotne stukanie I s3owa: „Niech Pan wstaje, czas na polowanie, Pan zaspa3”. Skoczy3 z 3ó.ka i obu rekami Pchn13 okienice, .e a. trzas3a zawiasami I rozwar3szy sie w obie uderzy3a oeciany; Wyskoczy3, patrzy3 wko3o zdumiony, zmieszany, Nic nie widzia3, nie dostrzeg3 niczyjego oeladu. Niedaleko od okna by3 parkan od sadu, Na nim chmielowe lioecie i kwieciste wience Chwia3y sie; czy je lekkie potr1ci3y rece? Czy wiatr ruszy3? Tadeusz d3ugo patrzy3 na nie, Nie oemia3 ioea w ogród; tylko wspar3 sie na parkanie, Oczy podnios3 i z palcem do ust przycioenionym Kaza3 sam sobie milczea, by s3owem kwapioném Nie rozerwa3 myoelenia; potem w czo3o stuka3, Niby do wspomnien dawnych, uoepionych w niem, puka3, Na koniec, gryz1c palce, do krwi sie zadrasn13 I na ca3y g3os: „Dobrze, dobrze mi tak!” wrzasn13. We dworze, gdzie przed chwil1 tyle by3o krzyku, Teraz pusto i g3ucho jak na mogilniku: Wszyscy ruszyli w pole; Tadeusz nadstawi3 Uszu i rece do nich jak tr1bki przyprawi3, S3ucha3, a. mu wiatr przynios3, wiej1cy od puszczy, Odg3osy tr1b i wrzaski poluj1cej t3uszczy. Kon Tadeusza w stajni czeka3 osiod3any, Wzi13 wiec flinte, skoczy3 nan i jak opetany Pedzi3 ku karczmom, które sta3y przy kaplicy, Kedy mieli sie rankiem zebraa ob3awnicy. Dwie chyli3y sie karczmy po dwóch stronach drogi, Oknami wzajem sobie gro.1c jako wrogi; Stara nale.y z prawa do zamku dziedzica, Now1 na z3ooea zamkowi postawi3 Soplica. W tamtej, jak w swym dziedzictwie, rej wodzi3 Gerwazy, W tej najwy.sze za sto3em bra3 miejsce Protazy. Nowa karczma nie by3a ciekawa z pozoru. Stara wedle dawnego zbudowana wzoru, Który by3 wymyoelony od tyryjskich cieoeli, A potem go —ydowie po oewiecie roznieoeli: Rodzaj architektury obcym budowniczym Wcale nie znany; my go od —ydów dziedziczym. Karczma z przodu jak korab, z ty3u jak oewi1tynia: Korab, istna Noego czworogranna skrzynia, Znany dzioe pod prostackiem nazwiskiem stodo3y; Tam ró.ne s1 zwierzeta: konie, krowy, wo3y, Kozy brodate; w górze zaoe ptastwa gromady I p3azów choa po parze, s1 te. i owady. Czeoea tylnia, na kszta3t dziwnej oewi1tyni stawiona, Przypomina z pozoru ów gmach Salomona, Który pierwsi awiczeni w budowan rzemieoele Hiramscy na Syjonie wystawili cieoele. —ydzi go naoeladuj1 dot1d we swych szko3ach, A szko3 rysunek widny w karczmach i stodo3ach. Dach z dranic i ze s3omy, oepiczasty, zadarty, Pogiety jako ko3pak .ydowski podarty. Ze szczytu wytryskaj1 kru.ganku krawedzie, Oparte na drewnianym licznych kolumn rzedzie; Kolumny, co jak wielkie architektów dziwo, Trwa3e, chocia. wpó3 zgni3e i stawione krzywo Jako w wie.y pizanskiej, nie pod3ug modelów Greckich, bo s1 bez podstaw i bez kapitelów. Nad kolumnami bieg1 wpó3okr1g3e 3uki, Tak.e z drzewa, gotyckiej naoeladowstwo sztuki. Z wierzchu ozdoby sztuczne, nie rylcem, nie d3utem, Ale zrecznie ciesielskim wyrzezane sklutem, Krzywe jak szabasowych ramiona oewieczników; Na koncu wisz1 ga3ki, cóoe na kszta3t guzików, Które —ydzi modl1c sie na 3bach zawieszaj1 I które po swojemu „cyces” nazywaj1. S3owem, z daleka karczma chwiej1ca sie, krzywa, Podobna jest do —yda, gdy sie modl1c kiwa: Dach jak czapka, jak broda strzecha roztrzeoeniona. OEciany dymne i brudne jak czarna opona, A z przodu rzeYba sterczy jak cyces na czole. W oerodku karczmy jest podzia3 jak w .ydowskiej szkole: Jedna czeoea, pe3na izbic ciasnych i pod3u.nych, S3u.y dla dam wy31cznie i panów podró.nych; W drugiej ogromna sala. Ko3o ka.dej oeciany Ci1gnie sie wielono.ny stó3, w1ski, drewniany, Przy nim sto3ki, choa ni.sze, podobne do sto3a Jako dzieci do ojca. Na sto3kach doko3a Siedzia3y ch3opy, ch3opki, tudzie. szlachta drobna, Wszyscy rzedem; ekonom sam siedzia3 z osobna. Po rannej mszy z kaplicy, .e by3a niedziela, Zabawia sie i wypia przyszli do Jankiela. Przy ka.dym ju. szumia3a siw1 wódk1 czarka, Ponad wszystkimi z butl1 biega3a szynkarka. W oerodku arendarz Jankiel, w d3ugim a. do ziemi Szarafanie, zapietym haftkami srebrnemi, Reke jedn1 za czarny pas jedwabny wsadzi3, Drug1 powa.nie sobie siw1 brode g3adzi3; Rzucaj1c wko3o okiem, rozkazy wydawa3, Wita3 wchodz1cych gooeci, przy siedz1cych stawa3 Zagajaj1c rozmowe, k3ótliwych zagadza3, Lecz nie s3u.y3 nikomu, tylko sie przechadza3. —yd stary i powszechnie znany z poczciwooeci, Od lat wielu dzier.awi3 karczme, a nikt z w3ooeci, Nikt ze szlachty nie zaniós3 nan skargi do dworu; O có. skar.ya? Mia3 trunki dobre do wyboru, Rachowa3 sie ostró.nie, lecz bez oszukanstwa, Ochoty nie zabrania3, nie cierpia3 pijanstwa, Zabaw wielki mi3ooenik: u niego wesele I chrzciny obchodzono; on w ka.d1 niedziele Kaza3 do siebie ze wsi przychodzia muzyce, Przy której i basetla by3a, i kozice. Muzyke zna3, sam s3yn13 muzycznym talentem; Z cymba3ami, narodu swego instrumentem, Chadza3 niegdyoe po dworach i graniem zdumiewa3, I pieoeniami, bo biegle i uczenie oepiewa3. Chocia. —yd, dosya czyst1 mia3 polsk1 wymowe, Szczególniej zaoe polubi3 pieoeni narodowe; Przywozi3 mnóstwo z ka.dej za Niemen wyprawy Ko3omyjek z Halicza, mazurów z Warszawy; Wieoea, nie wiem czyli pewna, w ca3ej okolicy G3osi3a, .e on pierwszy przywióz3 z zagranicy I upowszechni3 wówczas w tamecznym powiecie Ow1 piosenke, s3awn1 dzioe na ca3ym oewiecie, A któr1 po raz pierwszy na ziemi Auzonów Wygra3y W3ochom polskie tr1by legijonów. Talent spiewania bardzo na Litwie pop3aca, Jedna mi3ooea u ludzi, ws3awia i wzbogaca: Jankiel zrobi3 maj1tek; syt zysków i chwa3y, Zawiesi3 dYwiecznostronne na scianie cymba3y; Osiad3szy z dzieami w karczmie, zatrudnia3 sie szynkiem, Przy tem w pobliskiem mieoecie by3 te. podrabinkiem, A zawsze mi3ym wszedzie gooeciem i domowym Doradc1; zna3 sie dobrze na handlu zbo.owym, Na wicinnym: potrzebna jest znajomooea taka Na wsi. - Mia3 tak.e s3awe dobrego Polaka. On pierwszy zgodzi3 k3ótnie, czesto nawet krwawe, Miedzy dwiema karczmami: obie wzi13 w dzier.awe; Szanowali go równie i starzy stronnicy Horeszkowscy, i s3udzy sedziego Soplicy. On sam powage umia3 utrzymaa nad groYnym Klucznikiem horeszkowskim i k3otliwym WoYnym; Przed Jankielem t3umili dawne swe urazy: Gerwazy groYny rek1, jezykiem Protazy. Gerwazego nie by3o; ruszy3 na ob3awe, Nie chc1c, aby tak wa.n1 i trudn1 wyprawe Odby3 sam Hrabia, m3ody i niedooewiadczony; Poszed3 wiec z nim dla rady tudzie. dla obrony. Dzioe miejsce Gerwazego, najdalsze od progu, Miedzy dwiema 3awami, w samym karczmy rogu, Zwane p o k u c i e m, kwestarz ksi1dz Robak zajmowa3; Jankiel go tam posadzi3; widaa, .e szanowa3 Wysoko Bernardyna, bo skoro dostrzega3 Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiega3 I rozkaza3 dolewaa lipcowego miodu. S3ychaa, .e z Bernardynem znali sie za m3odu Kedyoe tam w cudzych krajach. Robak czesto chadza3 Noc1 do karczmy, tajnie z —ydem sie naradza3 O wa.nych rzeczach; s3ychaa by3o, .e towary Ksi1dz przemyca3, lecz potwarz ta niegodna wiary. Robak wsparty na stole wpó3g3ooeno rozprawia3, T3um szlachty go otacza3 i uszy nadstawia3, I nosy ku ksiedzowskiej chyli3 tabakierze; Brano z niej i kicha3a szlachta jak mo.dzerze. „Reverendissime - rzek3 kichn1wszy Sko3uba - To mi tabaka, co to idzie a. do czuba; Od czasu jak nos dYwigam (tu g3asn13 nos d3ugi), Takiej nie za.ywa3em (tu kichn13 raz drugi); Prawdziwa bernardynka, pewnie z Kowna rodem, Miasta s3awnego w oewiecie tabak1 i miodem. By3em tam lat ju....” Robak przerwa3 mu: „Na zdrowie Wszystkim Waszmooeciom, moi Mooeciwi Panowie! Co sie tabaki tyczy, hem, ona pochodzi Z dalszej strony, ni. myoeli Sko3uba dobrodziéj; Pochodzi z Jasnej Góry; ksie.a paulinowie Tabake tak1 robi1 w mieoecie Czestochowie, Kedy jest obraz tylu cudami ws3awiony Bogarodzicy Panny, Królowej Korony Polskiej; zowi1 j1 dot1d i Ksie.n1 Litewsk1! Koronea jeszcze dot1d piastuje królewsk1, Lecz na Litewskiem Ksiestwie teraz syzma siedzi!” „Z Czestochowy? - rzek3 Wilbik. - By3em tam w spowiedzi, Kiedym na odpust chodzi3 lat temu trzydzieoecie; Czy to prawda, .e Francuz gooeci teraz w mieoecie, —e chce kooecio3 rozwalaa i skarbiec zabierze, Bo to wszystko w Litewskim stoi Kuryjerze?” „Nieprawda - rzek3 Bernardyn - nie! Pan Najjaoeniejszy, Napoleon, katolik jest najprzyk3adniejszy; Wszak go papie. namaoeci3, .yj1 z sob1 w zgodzie I nawracaj1 ludzi w francuskim narodzie, Który sie troche popsu3; prawda, z Czestochowy Oddano wiele srebra na skarb narodowy Dla Ojczyzny, dla Polski; sam Pan Bóg tak ka.e. Skarbcem Ojczyzny zawsze s1 Jego o3tarze; Wszak.e w Warszawskiem Ksiestwie mamy sto tysiecy Wojska polskiego, mo.e wkrótce bedzie wiecéj, A któ. wojsko op3aci? Czy nie wy, Litwini? Wy tylko grosz dajecie do moskiewskiej skrzyni”. „Kat by da3! - krzykn13 Wilbik - gwa3tem od nas bior1”. „Oj, Dobrodzieju!” - ch3opek ozwa3 sie z pokor1, Pok3oniwszy sie ksiedzu i skrobi1c sie w g3owe - Ju. to szlachcie, to jeszcze bieda przez po3owe, Lecz nas dr1 jak na 3yka”. - „Cham! - Sko3uba krzykn13. - G3upi, tobiea to lepiej, tyoe, ch3opie, przywykn13 Jak wegórz do odarcia; lecz nam u r o d z o n y m, Nam wielmo.nym, do z3otych swobód wzwyczajonym! Ach, bracia! Wszak to dawniej szlachcic na zagrodzie... („Tak, tak! - krzykneli wszyscy - rowny wojewodzie!”) Dzioe nam szlachectwa przecz1, ka.1 nam drabowaa Papiery i szlachectwa papierem probowaa”. „Jeszcze Waszeci mniejsza - zawo3a3 Juraha. - Waszea z pradziadów ch3opów uszlachcony szlacha; Ale ja, z kniaziów! pytaa u mnie o patenta, Kiedym zosta3 szlachcicem? Sam Bóg to pamieta! Niechaj Moskal w las idzie pytaa sie debiny, Kto jej da3 patent rosn1a nad wszystkie krzewiny”. „Kniaziu! - rzek3 —agiel - oewiea Waoea baki lada komu, Tu znajdziesz pono mitry i w niejednym domu”. „Waoea ma krzy. w herbie - wo3a3 Podhajski - to skryta Aluzyja, .e w rodzie bywa3 neofita. „Fa3sz! - przerwa3 Birbasz. - Przecie. ja z tatarskich hrabiów Pochodze, a mam krzy.e nad herbem Korabiów”. „Poraj - krzykn13 Mickiewicz - z mitr1 w polu z3otem, Herb ksi1.ecy; Stryjkowski gesto pisze o tem”. Zaczem wielkie powsta3y w ca3ej karczmie szmery; Ksi1dz Bernardyn uciek3 sie do swej tabakiery, W kolej czestowa3 mówców; gwar zaraz ucichn13, Ka.dy za.y3 przez grzecznooea i kilkakroa kichn13; Bernardyn korzystaj1c z przerwy mówi3 dalej: „Oj, wielcy ludzie od tej tabaki kichali! Czy uwierzycie Panstwo, .e z tej tabakiery Pan jenera3 D1browski za.y3 razy cztery?” „D1browski?” - zawo3ali. - „Tak, tak, on jenera3; By3em w obozie, gdy on Gdansk Niemcom odbiera3; Mia3 cooe pisaa; boj1c sie, a.eby nie zasn13, Za.y3, kichn13, dwakroa mie po ramieniu klasn13: <>„. Mowa ksiedza wzbudzi3a takie zadziwienie, Tak1 radooea, .e ca3e huczne zgromadzenie Milcza3o chwile; potem na pó3 ciche s3owa Powtarzano: „Tabaka z Polski? Czestochowa? D1browski? z ziemi w3oskiej?” A. na koniec razem, Jakby myoel z myoel1, wyraz sam zbieg3 sie z wyrazem, Wszyscy jedynog3ooenie, jak na dane has3o, Krzykneli: „D1browskiego!” Wszystko razem wrzas3o, Wszystko sie uoecisne3o: ch3op z tatarskim hrabi1, Mitra z Krzy.em, Poraje z Gryfem i z Korabi1; Zapomnieli wszystkiego, nawet Bernardyna, Tylko oepiewali krzycz1c: „Wódki, miodu, wina!” D3ugo sie przys3uchiwa3 ksi1dz Robak piosence, Na koniec chcia3 j1 przerwaa; wzi13 w obiedwie rece Tabakierke, kichaniem melodyje zmiesza3 I nim sie nastroili, tak mówia pooepiesza3: „Chwalicie m1 tabake, Mooeci Dobrodzieje, Obaczcie., co sie wewn1trz tabakierki dzieje”. Tu, wycieraj1c chustk1 zabrudzone denko, Pokaza3 malowan1 armij1, malenk1 Jak rój much; w oerodku jeden cz3owiek na rumaku, Wielki jako chrz1szcz, siedzia3, pewnie wódz orszaku; Spina3 konia, jak gdyby chcia3 skakaa w niebiosa, Jedne reke na cuglach, drug1 mia3 u nosa. „Przypatrzcie sie - rzek3 Robak - tej groYnej postawie; Zgadnijcie, czyja? - Wszyscy patrzyli ciekawie.- Wielki to cz3owiek, cesarz, ale nie Moskali, Ich carowie tabaki nigdy nie bierali”. „Wielki cz3owiek - zawo3a3 Cydzik - a w kapocie? Ja myoeli3em, .e wielcy ludzie chodz1 w z3ocie, Bo u Moskalów lada jenera3, Mospanie, To tak oewieci sie w z3ocie jak szczupak w szafranie”. „Ba - przerwa3 Rymsza - przecie. widzia3em za m3odu Kooeciuszke, Naczelnika naszego narodu: Wielki cz3owiek! A chodzi3 w krakowskiej sukmanie, To jest czamarce”. - „W jakiej czamarce, Mospanie? - Odpar3 Wilbik. - To przecie. zwano taratatk1”. „Ale tamta z frezlami, ta jest ca3kiem g3adk1” - Krzykn13 Mickiewicz. Zatem wszczyna3y sie swary O ró.nych taratatki kszta3tach i czamary. Przemyoelny Robak, widz1c, .e sie tak rozpryska Rozmowa, j13 j1 znowu zbieraa do ogniska, Do swojej tabakiery; czestowa3, kichali, —yczyli sobie zdrowia, on rzecz ci1gn13 daléj: „Gdy cesarz Napoleon w potyczce za.ywa Raz po raz, to znak pewny, .e bitwe wygrywa; Na przyk3ad pod Austerlic: Francuzi tak stali Z armatami, a na nich bieg3a ama Moskali; Cesarz patrzy3 i milcza3. Co Francuzi strzel1, To Moskale pó3kami jak trawa sie oeciel1. Pó3k za pó3kiem cwa3owa3 i spada3 z kulbaki; Co pó3k spadnie, to Cesarz za.yje tabaki; A. w koncu Aleksander, ze swoim braciszkiem Konstantym i z niemieckim cesarzem Franciszkiem, W nogi z pola; wiec Cesarz, widz1c, .e po walce, Spojrza3 na nich, zaoemia3 sie i otrz1sn13 palce. Otó., jeoeli kto z Panów, cooecie tu przytomni, Bedzie w wojsku Cesarza, niech to sobie wspomni”. „Ach! - zawo3a3 Sko3uba. - Mój Ksie.e Kwestarzu! Kiedy. to bedzie! Wszak to ile w kalendarzu Jest oewi1t, na ka.de oewieto Francuzów nam wró.1! Wygl1da cz3ek, wygl1da, a. sie oczy mru.1, A Moskal jak nas trzyma3, tak trzyma za szyje. Pono nim s3once wnidzie, rosa oczy wyje”. „Mospanie - rzek3 Bernardyn - babska rzecz narzekaa, A .ydowska rzecz rece za3o.ywszy czekaa, Nim kto w karczme zajedzie i do drzwi zapuka. Z Napoleonem pobia Moskalów nie sztuka. Ju.ci on Szwabom skóre trzy razy wym3óci3, Brzydkie Prusactwo zdepta3. Anglików wyrzuci3 Het za morze, Moskalom zapewne wygodzi; Ale co st1d wyniknie, wie Asan Dobrodziéj? Oto szlachta litewska wtenczas na kon wsiedzie I szable weYmie, kiedy bia sie z kim nie bedzie; Napoleon, sam wszystkich pobiwszy, nareszcie Powie: <> Wiec nie dooea gooecia czekaa, nie dooea i zaprosia, Trzeba czeladke zebraa i sto3y pownosia, A przed uczt1 potrzeba dom oczyoecia z oemieci; Oczyoecia dom, powtarzam, oczyoecia dom, dzieci!” Nast1pi3o milczenie, potem g3osy w t3umie: „Jak.e to dom oczyoecia? Jak to Ksi1dz rozumie? Ju.ci my wszystko zrobim, na wszystko gotowi, Tylko niech Ksi1dz Dobrodziej jaoeniej sie wys3owi”. Ksi1dz pogl1da3 za okno, przerwawszy rozmowe; Ujrza3 cooe ciekawego, z okna wytkn13 g3owe, Po chwili rzek3 powstaj1c: „Dzioe czasu nie mamy, Potem o tem obszerniej z sob1 pogadamy; Jutro bede dla sprawy w powiatowem mieoecie I do Waszmooeciów z drogi zajade po kweoecie”. „Niech te. do Niehrymowa Ksi1dz na nocleg zd1.y - Rzek3 Ekonom - rad bedzie Ksiedzu pan Chor1.y; Wszak.e na Litwie stare powiada przys3owie: Szczeoeliwy cz3owiek, jako kwestarz w Niehrymowie!” „I do nas - rzek3 Zubkowski - wst1p, je.eli 3aska; Znajdzie sie tam pó3sztuczek p3ótna, mas3a faska, Baran lub krówka; wspomnij, Ksie.e, na te s3owa: Szczeoeliwy cz3owiek, trafi3 jak ksi1dz do Zubkowa”. „I do nas” - rzek3 Sko3uba. - „Do nas” - Terajewicz, „—aden bernardyn g3odny nie wyszed3 z Pucewicz”. Tak ca3a szlachta prooeb1 i obietnicami Przeprowadza3a ksiedza; on ju. by3 za drzwiami. On ju. pierwej przez okno ujrza3 Tadeusza, Który lecia3 gooecincem w cwa3, bez kapelusza, Z g3ow1 schylon1, bladem, posepnem obliczem, A konia ustawicznie bod3 i kropi3 biczem. Ten widok bardzo ksiedza Bernardyna zmiesza3, Wiec za m3odziencem kroki szybkiemi pooepiesza3 Do wielkiej puszczy, która, jako oko siega, Czerni3a sie na ca3ym brzegu widnokrega. Któ. zbada3 puszcz litewskich przepastne krainy A. do samego oerodka, do j1dra gestwiny? Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza; Myoeliwiec kr1.y ko3o puszcz litewskich 3o.a, Zna je ledwie po wierzchu, ich postaa, ich lice, Lecz obce mu ich wnetrzne serca tajemnice; Wieoea tylko albo bajka wie, co sie w nich dzieje. Bo gdybyoe przeszed3 bory i podszyte knieje, Trafisz w g3ebi na wielki wa3 pniów, k3od, korzeni, Obronny trzesawic1, tysi1cem strumieni I sieci1 zielsk zaros3ych, i kopcami mrowisk, Gniazdami os, szerszeniów, k3ebami we.owisk. Gdybyoe i te zapory zmóg3 nadludzkiem mestwem, Dalej spotkaa sie z wiekszem masz niebezpieczenstwem: Dalej co krok czyhaj1, niby wilcze do3y, Ma3e jeziorka traw1 zaros3e na po3y, Tak g3ebokie, .e ludzie dna ich nie dooeledz1 (Wielkie jest podobienstwo, .e diab3y tam siedz1). Woda tych studni sklni sie, plamista rdz1 krwaw1. A z wnetrza ci1gle dymi, zion1c won plugaw1, Od której drzewa wko3o trac1 lioea i kore; Lyse, skar3owacia3e, robaczliwe, chore, Pochyliwszy konary mchem ko3tunowate I pnie garbi1c brzydkiemi grzybami brodate, Siedz1 woko3o wody jak czarownic kupa Grzej1ca sie nad kot3em, w którym warz1 trupa. Za temi jeziorkami ju. nie tylko krokiem, Ale daremnie nawet zapuszczaa sie okiem, Bo tam ju. wszystko mglistym zakryte ob3okiem, Co sie wiecznie ze trzeskich oparzelisk wznosi. A za t1 mg31 na koniec (jak wieoea gminna g3osi) Ci1gnie sie bardzo piekna, .yzna okolica: G3ówna królestwa zwierz1t i rooelin stolica. W niej s1 z3o.one wszystkich drzew i zió3 nasiona, Z których sie rozrastaj1 na oewiat ich plemiona; W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierz1t rodu Jedna przynajmniej para chowa sie dla p3odu. W samym oerodku (jak s3ychaa) maj1 swoje dwory: Dawny Tur, —ubr i NiedYwiedY, puszcz imperatory. Oko3o nich na drzewach gnieYdzi sie Ryoe bystry I .ar3oczny Rosomak, jak czujne ministry; Dalej zaoe, jak podw3adni szlachetni wasale, Mieszkaj1 Dziki, Wilki i Losie rogale. Nad g3owami Soko3y i Or3owie dzicy, —yj1cy z panskich sto3ów dworscy zausznicy. Te pary zwierz1t g3owne i patryjarchalne, Ukryte w j1drze puszczy, oewiatu niewidzialne, Dzieci swe oel1 dla osad za granice lasu, A sami we stolicy u.ywaj1 wczasu; Nie gin1 nigdy broni1 sieczn1 ani paln1, Lecz starzy umieraj1 oemierci1 naturaln1. Maj1 te. i swój smetarz, kedy bliscy oemierci, Ptaki sk3adaj1 pióra, czworonogi sierci. NiedYwiedY, gdy zjad3szy zeby, strawy nie prze.uwa, Jelen zgrzybia3y, gdy ju. ledwie nogi suwa, Zaj1c sedziwy, gdy mu ju. krew w .y3ach krzepnie, Kruk, gdy ju. posiwieje, soko3, gdy ooelepnie, Orze3, gdy mu dziób stary tak sie w kab31k skrzywi, —e zamkniety na wieki ju. gard3a nie .ywi, Id1 na smetarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony Lub chory, bie.y umrzea w swe ojczyste strony. St1d to w miejscach dostepnych, kedy cz3owiek gooeci, Nie znajduj1 sie nigdy martwych zwierz1t kooeci. S3ychaa, .e tam w stolicy, miedzy zwierzetami Dobre s1 obyczaje, bo rz1dz1 sie sami; Jeszcze cywilizacj1 ludzk1 nie popsuci, Nie znaj1 praw w3asnooeci, która oewiat nasz k3óci, Nie znaj1 pojedynków ni wojennej sztuki. Jak ojce .y3y w raju, tak dzioe .yj1 wnuki, Dzikie i swojskie razem, w mi3ooeci i zgodzie, Nigdy jeden drugiego nie k1sa ni bodzie. Nawet gdyby tam cz3owiek wpad3, chocia. niezbrojny, Toby oerodkiem bestyi przechodzi3 spokojny; One by nan patrzy3y tym wzrokiem zdziwienia, Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia Ojce ich pierwsze, co sie w ogrójcu gnieYdzi3y, Patrzy3y na Adama, nim sie z nim sk3óci3y. Szczeoeciem, cz3owiek nie zb31dzi do tego ostepu, Bo Trud i Trwoga, i OEmiera broni1 mu przystepu. Czasem tylko w pogoni zaciek3e ogary, Wpad3szy niebacznie miedzy bagna, mchy i jary, Wnetrznej ich okropnooeci ra.one widokiem, Uciekaj1 skowycz1c, z ob31kanym wzrokiem; I d3ugo potem, rek1 pana ju. g3askane, Dr.1 jeszcze u nóg jego, strachem opetane. Te puszcz sto3eczne, ludziom nie znane tajniki W jezyku swoim strzelcy zowi1: m a t e c z n i k i. G3upi niedYwiedziu! gdybyoe w mateczniku siedzia3, Nigdy by sie o tobie Wojski nie dowiedzia3; Ale czyli pasieki zwabi3a cie wonnooea, Czy uczu3eoe do owsa dojrza3ego sk3onnooea, Wyszed3eoe na brzeg puszczy, gdzie sie las przerzedzi3, I tam zaraz leoeniczy bytnooea tw1 wyoeledzi3, I zaraz obsaczniki, chytre nas3a3 szpiegi, By poznaa, gdzie popasasz i gdzie masz noclegi; Teraz Wojski z ob3aw1, ju. od matecznika Postawiwszy szeregi, odwrót ci zamyka. Tadeusz sie dowiedzia3, .e niema3o czasu Ju. przesz3o, jak ogary wpad3y w otch3an lasu. Cicho - pró.no myoeliwi nate.aj1 ucha; Pró.no, jak najciekawszej mowy, ka.dy s3ucha Milczenia, d3ugo w miejscu nieruchomy czeka; Tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka. Psy nurtuj1 po puszczy jak pod morzem nurki, A strzelcy obróciwszy do lasu dwórurki, Patrz1 Wojskiego: ukl1k3, ziemie uchem pyta; Jako w twarzy lekarza wzrok przyjacio3 czyta Wyrok .ycia lub zgonu mi3ej im osoby, Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby, Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi. „Jest! jest!” - wyrzek3 pó3g3osem, zerwa3 sie na nogi. On s3ysza3! Oni jeszcze s3uchali - nareszcie S3ysz1: jeden pies wrzasn13, potem dwa, dwadzieoecie, Wszystkie razem ogary rozpierzchnion1 zgraj1 Do3awiaj1 sie, wrzeszcz1, wpadli na trop, graj1, Ujadaj1: ju. nie jest to powolne granie Psów goni1cych zaj1ca, lisa albo 3anie, Lecz wci1. wrzask krótki, czesty, ucinany, zjad3y; To nie na oelad daleki ogary napad3y, Na oko goni1 - nagle usta3 krzyk pogoni, Doszli zwierza; wrzask znowu, skowyt; zwierz sie broni I zapewne kaleczy: oeród ogarów grania S3ychaa coraz to czeoeciej jek psiego konania. Strzelcy stali i ka.dy ze strzelb1 gotow1 Wygi13 sie jak 3uk naprzód, z wcioenion1 w las g3ow1. Nie mog1 d3u.ej czekaa! Ju. ze stanowiska Jeden za drugim zmyka i w puszcze sie wciska; Chc1 pierwsi spotkaa zwierza; choa Wojski ostrzega3, Choa Wojski stanowiska na koniu obiega3, Krzycz1c, .e czy kto prostym ch3opem, czy paniczem, Je.eli z miejsca zejdzie, dostanie w grzbiet smyczem, Nie by3o rady! Wszyscy pomimo zakazu W las pobiegli. Trzy strzelby hukne3y od razu; Potem wci1. kanonada, a. g3ooeniej nad strza3y Rykn13 niedYwiedY i echem nape3ni3 las ca3y. Ryk okropny! boleoeci, woeciek3ooeci, rozpaczy; Za nim wrzask psów, krzyk strzelców, tr1by doje.d.aczy Grzmia3y ze oerodka puszczy; strzelcy - ci w las oepiesz1, Tamci kurki odwodz1, a wszyscy sie ciesz1, Jeden Wojski w .a3ooeci, krzyczy, .e chybiono. Strzelcy i ob3awnicy poszli jedn1 stron1 Na prze3aj zwierza, miedzy ostepem i puszcz1; A niedYwiedY, odstraszony psów i ludzi t3uszcz1, Zwróci3 sie nazad w miejsca mniej pilnie strze.one Ku polom, sk1d ju. zesz3y strzelcy rozstawione, Gdzie tylko pozostali z mnogich 3owczych szyków Wojski, Tadeusz, Hrabia, z kilk1 ob3awników. Tu las by3 rzadszy; s3ychaa z g3ebi ryk, trzask 3omu, A. z gestwy, jak z chmur, wypad3 niedYwiedY na kszta3t gromu; Wko3o psy goni1, strasz1, rw1; on wsta3 na nogi Tylne i spojrza3 wko3o, rykiem strasz1c wrogi, I przedniemi 3apami to drzewa korzenie, To pniaki osmalone, to wros3e kamienie Rwa3, wal1c w psów i w ludzi; a. wy3ama3 drzewo, Krec1c nim jak maczug1 na prawo, na lewo, Run13 wprost na ostatnich stra.ników ob3awy: Hrabie i Tadeusza. Oni bez obawy Stoj1 w kroku, na Ywierza wytkneli flint rury Jako dwa konduktory w 3ono ciemnej chmury; A. oba jednym razem poci1gneli kurki (Niedooewiadczeni!), razem zagrzmia3y dwórurki; Chybili. NiedYwiedY skoczy3, oni tu. utkwiony Oszczep jeden chwycili czterema ramiony. Wydzierali go sobie; spojrz1, a. tu z pyska Wielkiego, czerwonego dwa rzedy k3ów b3yska I 3apa z pazurami ju. sie na 3by spuszcza; Pobledli, w ty3 skoczyli, i gdzie rzadnie puszcza, Zmykali; zwierz za nimi wspi13 sie, ju. pazury Zahacza3, chybi3, podbieg3, wspi13 sie znów do góry I czarn1 3ap1 siega3 Hrabiego w3os p3owy. Zdar3by mu czaszke z mozgów jak kapelusz z g3owy, Gdy Asesor z Rejentem wyskoczyli z boków, A Gerwazy bieg3 z przodu o jakie sto kroków, Z nim Robak, choa bez strzelby - i trzej w jednej chwili Jak gdyby na komende razem wystrzelili. NiedYwiedY wyskoczy3 w góre jak kot przed chartami I g3ow1 na dó3 run13, i czterma 3apami Przewróciwszy sie m3yncem, cielska krwawe brzemie Wal1c tu. pod Hrabiego, zbi3 go z nóg na ziemie. Jeszcze rycza3, chcia3 jeszcze powstaa, gdy nan wsiad3y Rozjuszona Strapczyna i Sprawnik zajad3y. Natenczas Wojski chwyci3 na taoemie przypiety Swój róg bawoli, d3ugi, cetkowany, krety Jak w1. boa, obur1cz do ust go przycisn13, Wzd13 policzki jak banie, w oczach krwi1 zab3ysn13, Zasun13 wpó3 powieki, wci1gn13 w g31b pó3 brzucha I do p3uc wys3a3 z niego ca3y zapas ducha. I zagra3: róg jak wicher niewstrzymanym dechem Niesie w puszcze muzyke i podwaja echem. Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni Moc1, czystooeci1, dziwn1 harmonij1 pieni. Starzec ca3y kunszt, którym niegdyoe w lasach s3yn13, Jeszcze raz przed uszami myoeliwców rozwin13; Nape3ni3 wnet, o.ywi3 knieje i d1browy, Jakby psiarnie w nie wpuoeci3 i rozpocz13 3owy. Bo w graniu by3a 3owów historyja krótka: Zrazu odzew dYwiecz1cy, rzeoeki - to pobudka; Potem jeki po jekach skoml1 - to psów granie; A gdzieniegdzie ton twardszy jak grzmot - to strzelanie. Tu przerwa3, lecz róg trzyma3; wszystkim sie zdawa3o, —e Wojski wci1. gra jeszcze, a to echo gra3o. Zad13 znowu; myoeli3byoe, .e róg kszta3ty zmienia3 I .e w ustach Wojskiego to grubia3, to cienia3, Udaj1c g3osy zwierz1t: to raz w wilcz1 szyje Przeci1gaj1c sie, d3ugo, przeraYliwie wyje; Znowu, jakby w niedYwiedzie rozwar3szy sie gar3o, Rykn13; potem beczenie .ubra wiatr rozdar3o. Tu przerwa3, lecz róg trzyma3; wszystkim sie zdawa3o, —e Wojski wci1. gra jeszcze, a to echo gra3o. Wys3uchawszy rogowej arcydzie3o sztuki, Powtarza3y je deby debom, bukom buki. Dmie znowu: jakby w rogu by3y setne rogi, S3ychaa zmieszane wrzaski szczwania, gniewu, trwogi, Strzelców, psiarni i zwierz1t; a. Wojski do góry Podniós3 róg, i tryumfu hymn uderzy3 w chmury. Tu przerwa3, lecz róg trzyma3; wszystkim sie zdawa3o, —e Wojski wci1. gra jeszcze, a to echo gra3o. Ile drzew, tyle rogów znalaz3o sie w boru, Jedne drugim pieoen nios1 jak z choru do choru. I sz3a muzyka coraz szersza, coraz dalsza, Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza, A. znik3a gdzieoe daleko, gdzieoe na niebios progu! Wojski obiedwie rece odj1wszy od rogu Rozkrzy.owa3; róg opad3, na pasie rzemiennym Chwia3 sie. Wojski z obliczem nabrzmia3em, promiennem, Z oczyma wzniesionemi, sta3 jakby natchniony, Lowi1c uchem ostatnie znikaj1ce tony. A tymczasem zagrzmia3o tysi1ce oklasków, Tysi1ce powinszowan i wiwatnych wrzasków. Uciszono sie z wolna i oczy gawiedzi Zwróci3y sie na wielki, oewie.y trup niedYwiedzi: Le.a3 krwi1 opryskany, kulami przeszyty, Piersiami w geszcze trawy wpl1tany i wbity, Rozprzestrzeni3 szeroko przednie krzy.em 3apy, Dysza3 jeszcze, wylewa3 strumien krwi przez chrapy, Otwiera3 jeszcze oczy, lecz g3owy nie ruszy; Pjawki Podkomorzego dzier.1 go pod uszy, Z lewej strony Strapczyna, a z prawej zawisa3 Sprawnik i dusz1c gardziel, krew czarn1 wysysa3. Zaczem Wojski rozkaza3 kij .elazny w3o.ya Psom miedzy zeby i tak paszczeki roztworzya. Kolbami przewrócono na wznak zwierza zw3oki I znów trzykrotny wiwat uderzy3 w ob3oki. „A co? - krzykn13 Asesor, krec1c strzelby rur1 - A co, fuzyjka moja? Gór1 nasi, gór1! A co, fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna, A jak sie popisa3a? To jej nie nowina. Nie puoeci ona na wiatr .adnego 3adunku, Od ksi1.ecia Sanguszki mam j1 w podarunku”. Tu pokazywa3 strzelbe przedziwnej roboty Choa malenk1, i zacz13 wyliczaa jej cnoty. „Ja bieg3em - przerwa3 Rejent, otar3szy pot z czo3a - Bieg3em tu. za niedYwiedziem; a pan Wojski wo3a: <> Jak tam staa? NiedYwiedY w pole wali, Rw1c z kopyta jak zaj1c, coraz daléj, daléj, A. mi ducha nie sta3o, dobiec ni nadziei; A. spojrze w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei... Jak te. wzi13em na oko; postój.e, marucha! Pomyoeli3em, i basta: ot, le.y bez ducha; Tega strzelba, prawdziwa to Sagalasówka, Napis: <>. (S3awny tam mieszka3 oelusarz Polak, który robi3 Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobi3)”. „Jak to - parskn13 Asesor - do kroaset niedYwiedzi! To to niby Pan zabi3? co te. to Pan bredzi?” „S3uchaj no - odpar3 Rejent - tu, Panie, nie oeledztwo, Tu ob3awa; tu wszystkich weYmiem na oewiadectwo”. Wiec k3ótnia miedzy zgraj1 wszcze3a sie zawzieta, Ci strone Asesora, ci brali Rejenta; O Gerwazym nie wspomnia3 nikt, bo wszyscy biegli Z boków i, co sie z przodu dzia3o, nie postrzegli. Wojski g3os zabra3: „Teraz jest przynajmniej za co, Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco, To niedYwiedY, tu ju. nie .al poszukaa odwetu, Czy szarpentyn1, czyli nawet z pistoletu; Spór wasz trudno pogodzia, wiec dawnym zwyczajem Na pojedynek nasze pozwolenie dajem. Pamietam, za mych czasów .y3o dwóch s1siadów, Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadów, Mieszkali po dwóch stronach nad rzek1 Wilejk1, Jeden zwa3 sie Domejko, a drugi Dowejko, Do niedYwiedzicy oba razem wystrzelili: Kto zabi3, trudno dociec; strasznie sie k3ócili I przysiegli strzelaa sie przez niedYwiedzi1 skóre: To mi to po szlachecku, prawie rura w rure. Pojedynek ten wiele narobi3 ha3asu; Pieoeni o nim oepiewano za owego czasu. Ja by3em sekundantem; jak sie wszystko dzia3o, Opowiem od pocz1tku historyje ca31”. Nim Wojski zacz13 mówia, Gerwazy spór zgodzi3; On niedYwiedzia z uwag1 doko3a obchodzi3, Nareszcie doby3 tasak, rozci13 pysk na dwoje I w tylcu g3owy, mózgu rozkroiwszy s3oje, Znalaz3 kule, wydoby3, sukni1 ochedo.y3, Przymierzy3 do 3adunku, do flinty przy3o.y3; A potem, d3on podnosz1c i kule na d3oni: „Panowie - rzek3 - ta kula nie jest z waszej broni, Ona z tej Horeszkowskiej wysz3a jednorurki (Tu podniós3 flinte star1, obwi1zan1 w sznurki), Lecz nie ja wystrzeli3em. O, trzeba tam by3o Odwagi; straszno wspomniea, w oczach mi sie ami3o! Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie, A niedYwiedY z ty3u ju. - ju. na Hrabiego g3owie, Ostatniego z Horeszków! chocia. po k1dzieli. <> krzykn13em; i Panscy anieli Zes3ali mi na pomoc ksiedza Bernardyna. On nas wszystkich zawstydzi3; oj, dzielny ksie.yna! Gdym dr.a3, gdym sie do cyngla dotkn1a nie ooemieli3, On mi z r1k flinte wyrwa3, wyceli3, wystrzeli3: Miedzy dwie g3owy strzelia! Sto kroków! Nie chybia! I w sam oerodek paszczeki! Tak mu zeby wybia! Panowie! D3ugo .yje, jednego widzia3em Cz3owieka, co móg3 takim popisaa sie strza3em. Ów g3ooeny niegdyoe u nas z tylu pojedynków, Ów, co korki kobietom wystrzela3 z patynków, Ów 3otr nad 3otry, s3awny w czasy wiekopomne, Ów Jacek, vulgo W1sal; nazwiska nie wspomne. Ale mu nie czas teraz doje.d.aa niedYwiedzi: Pewnie po same w1sy hultaj w piekle siedzi. Chwa3a Ksiedzu! Dwom ludziom on .ycie ocali3, Mo.e i trzem; Gerwazy nie bedzie sie chwali3, Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszków dziecie Wpad3o w bestyi paszcze, nie by3bym na oewiecie, I moje by tam stare pogryz3 niedYwiedY kooeci; PójdY, Ksie.e, wypijemy zdrowie Jegomooeci”. Pró.no szukano Ksiedza; wiedz1 tylko tyle, —e po zabiciu Ywierza zjawi3 sie na chwile, Podskoczy3 ku Hrabiemu i Tadeuszowi, A widz1c, .e obadwa cali s1 i zdrowi, Podniós3 ku niebu oczy, cicho pacierz zmówi3 I pobieg3 w pole szybko, jakby go kto 3owi3. Tymczasem na Wojskiego rozkaz peki wrzosu, Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu; Bucha ogien, wyrasta szara sosna dymu I rozszerza sie w górze na kszta3t baldakimu. Nad p3omieniem oszczepy z3o.ono w kozio3ki, Na grotach zawieszono brzuchate kocio3ki; Z wozów nios1 jarzyny, m1ki i pieczyste, I chleb. Sedzia otworzy3 puzderko zamczyste, W którym rzedami flaszek bia3e stercz1 g3owy; Wybiera z nich najwiekszy kufel kryszta3owy (Dosta3 go Sedzia w darze od ksiedza Robaka): Wódka to gdanska, napój mi3y dla Polaka. „Niech .yje - krzykn13 Sedzia, w góre wznosz1c flasze - Miasto Gdansk! niegdyoe nasze, bedzie znowu nasze!” I la3 srebrzysty likwor w kolej, a. na koncu Zacze3o z3oto kapaa i b3yskaa na s3oncu. W kocio3kach bigos grzano; w s3owach wydaa trudno Bigosu smak przedziwny, kolor i won cudn1; S3ów tylko brzek us3yszy i rymów porz1dek, Ale treoeci ich miejski nie pojmie .o31dek. Aby cenia litewskie pieoeni i potrawy, Trzeba miea zdrowie, na wsi .ya, wracaa z ob3awy. Przecie. i bez tych przypraw potraw1 nie lada Jest bigos, bo sie z jarzyn dobrych sztucznie sk3ada. Bierze sie don siekana, kwaszona kapusta, Która, wedle przys3owia, sama idzie w usta; Zamknieta w kotle, 3onem wilgotnem okrywa Wyszukanego cz1stki najlepsze miesiwa; I pra.y sie, a. ogien wszystkie z niej wycioenie Soki .ywne, a. z brzegów naczynia war pryoenie I powietrze doko3a zionie aromatem. Bigos ju. gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem, Zbrojni 3y.kami, bieg1 i bod1 naczynie, MiedY grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie, Znikn13, ulecia3; tylko w czeluoeciach saganów Wre para jak w kraterze zagas3ych wulkanów. Kiedy sie ju. do woli napili, najedli, Zwierza na wóz w3o.yli, sami na kon siedli, Radzi wszyscy, rozmowni, oprócz Asesora I Rejenta; ci byli gniewliwsi ni. wczora, K3óc1c sie o zalety, ten swej Sanguszkówki, A ten - ba3abanowskiej swej Sagalasówki. Hrabia te. i Tadeusz jad1 nieweseli, Wstydz1c sie, .e chybili i .e sie cofneli: Bo na Litwie - kto zwierza wypuoeci z ob3awy, D3ugo musi pracowaa, nim poprawi s3awy. Hrabia mówi3, .e pierwszy do oszczepu godzi3 I .e spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodzi3; Tadeusz utrzymywa3, .e bed1c silniejszy I do robienia cie.kim oszczepem zreczniejszy, Chcia3 wyreczya Hrabiego: tak sobie niekiedy Przymawiali oeród gwaru i wrzasku czeredy. Wojski jecha3 pooerodku; staruszek szanowny Weso3y by3 nadzwyczaj i bardzo rozmowny; Chc1c k3ótników zabawia i do zgody dowieoea, Konczy3 im o Dowejce i Domejce powieoea: „Asesorze, je.eli chcia3em, byoe z Rejentem Pojedynkowa3, nie myoel, .e jestem zawzietym Na krew ludzk1; bron Bo.e! chcia3em was zabawia, Chcia3em wam komedyje niby to wyprawia, Wznowia koncept, który ja lat temu czterdzieoecie Wymyoeli3em - przedziwny! - Wy m3odzi jesteoecie, Nie pamietacie o nim, lecz za moich czasów G3ooeny by3 od tej puszczy do poleskich lasów. „Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwienstwa Pochodzi3y, rzecz dziwna, z nazwisk podobienstwa Bardzo niewygodnego. Bo gdy w czas sejmików Przyjaciele Dowejki skarbili stronników, Szepn13 ktooe do szlachcica: <>, A ten nie dos3yszawszy da3 kreske Domejce. Gdy na uczcie wniós3 zdrowie marsza3ek Rupejko: <> - drudzy krzykneli: <> A kto siedzia3 w pooerodku, nie trafi3 do 3adu, Zw3aszcza przy niewyraYnej mowie w czas obiadu. Gorzej by3o; raz w Wilnie jakioe szlachcic pjany Bi3 sie w szable z Domejk1 i dosta3 dwie rany; Potem ów szlachcic, z Wilna wracaj1c do domu, Dziwnym trafem z Dowejk1 zjecha3 sie u promu; Gdy wiec na jednym promie p3yneli Wilejk1, Pyta s1siada: kto on? odpowie: Dowejko; Nie czekaj1c dobywa rapier spod kirejki: Czach, czach, i za Domejke podci13 w1s Dowejki. Wreszcie, jak na dobitke, trzeba jeszcze by3o, —eby na polowaniu tak sie wydarzy3o, —e stali blisko siebie oba imiennicy I do jednej strzelili razem niedYwiedzicy. Prawda, .e po ich strzale upad3a bez duchu, Ale ju. pierwej nios3a z dziesi1tek kul w brzuchu; Strzelby z jednym kalibrem mia3o wiele osób. Kto zabi3 niedYwiedzice? dojdY.e! jaki sposób? Tu ju. krzykneli: <> A wiec do szerpentynek i staj1 na mecie. Oba szanowni ludzie; co ich szlachta godz1, To oni na sie jeszcze zapalczywiej godz1. Zmienili bron; od szabel sz3o na pistolety. Staj1, krzyczym, .e nadto przybli.yli mety; Oni na z3ooea, przysiegli przez niedYwiedzi1 skóre Strzelaa sie, oemiera niechybna! prawie rura w rure. Oba tego strzelali. - <> <>. <> - wrzaoeli. Czas? - jutro, miejsce? - karczma Usza. Rozjechali sie. Ja zaoe do Wirgilijusza”. Tu Wojskiemu przerwa3 krzyk: „Wyczha!” Tu. spod koni Smykn13 szarak; ju. Kusy, ju. go Soko3 goni. Psy wzieto na ob3awe, wiedz1c, .e z powrotem Na polu 3atwo mo.na napotkaa sie z kotem; Bez smyczy sz3y przy koniach; gdy kota postrzeg3y, Wprzód nim strzelcy poszczuli, ju. za nim pobieg3y. Rejent te. i Asesor chcieli konmi natrzea; Lecz Wojski wstrzyma3 krzycz1c: „Wara! staa i patrzea! Nikomu krokiem ruszya z miejsca nie dozwole; St1d widzim wszyscy dobrze, zaj1c idzie w pole”. W istocie, kot czu3 z ty3u myoeliwych i psiarnie, Rwa3 w pole, s3uchy wytkn13 jak dwa ró.ki sarnie, Sam szarza3 sie nad rol1 d3ugi, wyci1gniety, Skoki pod nim stercza3y jakby cztery prety, Rzek3byoe, .e ich nie rusza, tylko ziemie tr1ca Po wierzchu, jak jaskó3ka wode ca3uj1ca. Py3 za nim, psy za py3em; z daleka sie zda3o, —e zaj1c, py3 i charty jedne tworz1 cia3o: Jakby jakaoe przez pole suwa3a sie Ymija, Kot jak g3owa, py3 z ty3u jakby modra szyja, A psami jak podwójnym ogonem wywija. Rejent, Asesor patrz1, otworzyli usta, Dech wstrzymali; wtem Rejent pobladn13 jak chusta, Zblad3 i Asesor, widz1 - fatalnie sie dzieje, Owa Ymija im dalej, tym bardziej d3u.eje, Ju. rwie sie wpó3, ju. znik3a owa szyja py3u, G3owa ju. blisko lasu, ogony - gdzie z ty3u! G3owa niknie, raz jeszcze jakby kto kutasem Mign13: w las wpad3a; ogon urwa3 sie pod lasem. Biedne psy, og3upia3e biega3y pod gajem, Zdawa3y sie naradzaa, oskar.aa nawzajem; Wreszcie wracaj1, z wolna skacz1c przez zagony, Spuoeci3y uszy, tul1 do brzucha ogony I przybieg3szy, ze wstydu nie oemiej1 wznieoea oczu, I zamiast ioea do panów, sta3y na uboczu. Rejent spuoeci3 ku piersiom zasepione czo3o, Asesor rzuca3 okiem, ale nieweso3o, Potem zaczeli oba s3uchaczom wywodzia: Jak ich charty bez smycza nie nawyk3y chodzia, Jak kot znienacka wypad3, jak Yle by3 poszczuty Na roli, gdzie psom chyba trzeba by wdziaa buty, Tak pe3no wszedzie g3azów i ostrych kamieni. M1drze rzecz wy3uszczali szczwacze dooewiadczeni; Myoeliwi z tych mów wiele mogliby korzystaa, Lecz nie s3uchali pilnie; ci zaczeli oewistaa, Ci oemiaa sie w g3os, ci, maj1c niedYwiedzia w pamieci, Gadali o nim, oewie.1 ob3aw1 zajeci. Wojski ledwie raz okiem za zaj1cem rzuci3; Widz1c, .e uciek3, g3owe obojetnie zwróci3 I konczy3 rzecz przerwan1: „Na czem wiec stan13em? Aha! na tem, .e obu za s3owo uj13em, I. bed1 strzelali sie przez niedYwiedzi1 skóre. Szlachta w krzyk: <> A ja w oemiech, bo mnie uczy3 mój przyjaciel Maro, —e skóra Ywierza nie jest lada jak1 miar1. Wszak wiecie Waapanowie, jak królowa Dydo Przyp3yne3a do Libów i tam z wielk1 biéd1 Wytargowa3a sobie taki ziemi kawa3, Który by sie wo3ow1 skór1 nakrya dawa3; Na tym kawa3ku ziemi stane3a Kartago! Wiec ja to sobie w nocy rozbieram z uwag1. Ledwie dnia3o, ju. z jednej strony taradejk1 Jedzie Dowejko, z drugiej na koniu Domejko. Patrz1, a. tu przez rzeke le.y most kosmaty, Pas ze skóry niedYwiedziej porznietej na szmaty. Postawi3em Dowejke na zwierza ogonie Z jednej strony, Domejke zaoe na drugiej stronie. <>. Oni w z3ooea; a tu szlachta k3adnie sie na ziemi Od oemiechu, a ja z ksiedzem s3owy powa.nemi Nu. im z Ewanieliji, z statutów dowodzia; Nie ma rady: - oemieli sie i musieli zgodzia. Spor ich potem w dozgonn1 przyjaYn sie zamieni3, I Dowejko sie z siostr1 Domejki o.eni3, Domejko poj13 siostre szwagra, Dowejkówne, Podzielili maj1tek na dwie czeoeci równe, A w miejscu, gdzie sie zdarzy3 tak dziwny przypadek, Pobudowawszy karczme nazwali N i e d Y w i a d e k”. KSIEGA PIYTA KLÓTNIA Treoea: Plany myoeliwskie Telimeny - Ogrodniczka wybiera sie na wielki oewiat i s3ucha nauk opiekunki - Strzelcy wracaj1 - Wielkie zadziwienie Tadeusza - Spotkanie sie powtórne w OEwi1tyni dumania i zgoda, u3atwiona za pooerednictwem mrówek - U sto3u wytacza sie rzecz o 3owach - Powieoea Wojskiego o Rejtanie i ksieciu Denassów, przerwana - Zagajenie uk3adów miedzy stronami, tak.e przerwane - Zjawisko z kluczem - K3ótnia - Hrabia z Gerwazym odbywaj1 rade wojenn1. Wojski, chlubnie skonczywszy 3owy, wraca z boru, A Telimena w g3ebi samotnego dworu Zaczyna polowanie. Wprawdzie nieruchoma Siedzi z za3o.onemi na piersiach rekoma, Lecz myoel1 goni Ywierzów dwóch; szuka sposobu, Jak by razem obsaczya i u3owia obu: Hrabie i Tadeusza. Hrabia, panicz m3ody, Wielkiego domu dziedzic, powabnej urody; Ju. troche zakochany! Có.? mo.e sie zmienia! Potem, czy szczerze kocha? czy sie zechce .enia? Z kobiet1 kilku laty starsz1! niebogat1! Czy mu krewni pozwol1? co oewiat powie na to? Telimena, tak myoel1c, z sofy sie podnios3a I stane3a na palcach; rzek3byoe, i. podros3a; Odkry3a nieco piersi, wygie3a sie bokiem I sama siebie pilnym obejrza3a okiem, I znowu zapyta3a o rade zwierciad3a; Po chwili wzrok spuoeci3a, westchne3a i siad3a. Hrabia pan! zmienni w gustach s1 ludzie majetni! Hrabia blondyn! blondyni nie s1 zbyt namietni! A Tadeusz? prostaczek! poczciwy ch3opczyna! Prawie dziecko! raz pierwszy kochaa sie zaczyna! Pilnowany, nie3acno zerwie pierwsze zwi1zki, Przy tem dla Telimeny ma ju. obowi1zki, Me.czyYni, póki m3odzi, chocia. w myoelach zmienni, W uczuciach s1 od dziadów stalsi, bo sumienni. D3ugo serce m3odzienca proste i dziewicze Chowa wdziecznooea za pierwsze mi3ooeci s3odycze! Ono rozkosz i wita, i .egna z weselem, Jak skromn1 uczte, któr1 dzielim z przyjacielem. Tylko stary pjanica, gdy ju. spali trzewa, Brzydzi sie trunkiem, którym nazbyt sie zalewa. Wszystko to Telimena dok3adnie wiedzia3a, Bo i rozum, i wielkie dooewiadczenie mia3a. Lecz co powiedz1 ludzie? Mo.na im zejoea z oczu, W inne strony wyjechaa, mieszkaa na uboczu Lub, co lepsza, wynieoea sie ca3kiem z okolicy, Na przyk3ad zrobia ma31 podró. do stolicy, M3odego ch3opca na oewiat wielki wyprowadzia, Kroki jego kierowaa, pomagaa mu, radzia, Serce mu kszta3cia, miea w nim przyjaciela, brata! Nareszcie - u.ya oewiata, póki s3u.1 lata! Tak myoel1c, po alkowie oemia3o i weso3o Przesz3a sie kilka razy - znów spuoeci3a czo3o. Warto by te. pomyoelia o Hrabiego losie - Czyby sie nie uda3o podsun1a mu Zosie? Niebogata, lecz za to urodzeniem równa, Z domu senatorskiego, jest dygnitarzówna. Je.eliby do skutku przysz3o o.enienie, Telimena w ich domu mia3aby schronienie Na przysz3ooea; krewna Zosi i Hrabiego swatka, Dla m3odego ma3.enstwa by3aby jak matka. Po tej z sob1 odbytej, stanowczej naradzie Wo3a przez okno Zosie bawi1c1 sie w sadzie. Zosia w porannym stroju i z g3ow1 odkryt1 Sta3a, trzymaj1c w reku podniesione sito; Do nóg jej bieg3o ptastwo; st1d kury szurpate Tocz1 sie k3ebkiem, stamt1d kogutki czubate, Wstrz1saj1c koralowe na g3owach szyszaki I wios3uj1c skrzyd3ami przez bruzdy i krzaki, Szeroko wyci1gaj1 ostro.aste piety; Za nimi z wolna indyk sunie sie odety, Sarkaj1c na trzpiotalstwo swej krzykliwej .ony; Owdzie pawie jak tratwy d3ugimi ogony Steruj1 sie po 31ce, a gdzieniegdzie z góry Upada jak kioea oeniegu go31b srebrnopióry. W pooerodku zielonego okregu murawy OEciska sie okr1g ptastwa krzykliwy, ruchawy, Opasany go3ebi sznurem na kszta3t wstegi Bia3ej, oerodkiem pstrokaty w gwiazdy, w cetki, w pregi Tu dzioby bursztynowe, tam czubki z korali Wznosz1 sie z gestwi pierza jak ryby spod fali. Wysuwaj1 sie szyje i w ruchach 3agodnych Chwiej1 sie ci1gle na kszta3t tulipanów wodnych; Tysi1ce oczu jak gwiazd b3yskaj1 ku Zosi. Ona w oerodku wysoko nad ptastwem sie wznosi, Sama bia3a i w d3ug1 bielizne ubrana, Kreci sie jak bij1ca oeród kwiatów fontanna; Czerpie z sita i sypie na skrzyd3a i g3owy Rek1 jak per3y bia31 gesty grad per3owy Krup jeczmiennych: to ziarno, godne panskich sto3ów, Robi sie dla zaprawy litewskich roso3ów; Zosia je wykradaj1c z szafek ochmistrzyni Dla swego drobiu, szkode w gospodarstwie czyni. Us3ysza3a wo3anie: „Zosiu!” To g3os cioci! Sypne3a razem ptastwu ostatek 3akoci, A sama, krec1c sito jako tanecznica Bebenek i w takt bij1c, swawolna dziewica Je3a skakaa przez pawie, go3ebie i kury: Zmieszane ptastwo t3umnie furkne3o do góry. Zosia, stopami ledwie dotykaj1c ziemi, Zdawa3a sie najwy.ej bujaa miedzy niemi; Przodem go3ebie bia3e, które w biegu p3oszy, Lecia3y jak przed wozem bogini rozkoszy. Zosia przez okno z krzykiem do alkowy wpad3a I na kolanach ciotki zadyszana siad3a; Telimena, ca3uj1c i g3aszcz1c pod brode, Z radooeci1 zwa.a dziecka .ywooea i urode (Bo prawdziwie kocha3a sw1 wychowanice). Ale znowu powa.nie nastroi3a lice, Wsta3a i przechodz1c sie wszerz i wzd3u. alkowy, Dzier.1c palec przy ustach, temi rzek3a s3owy: „Kochana Zosiu, ju. te. ca3kiem zapominasz I na stan, i na wiek twój; wszak to dzioe zaczynasz Rok czternasty, czas rzucia indyki i kurki; Fi! to godna zabawka dygnitarskiej córki! I z umurzan1 dziatw1 ch3opsk1 ju. do woli Napieoeci3aoe sie! Zosiu! patrz1c, serce boli; Opali3aoe okropnie p3ea, czysta Cyganka, A chodzisz i ruszasz sie jak parafijanka. Ju. ja temu wszystkiemu na przysz3ooea zaradze; Od dzioe zaczne, dzioe ciebie na oewiat wyprowadze, Do salonu, do gooeci - gooeci mamy si3a, Patrzaj.e., a.ebyoe mnie wstydu nie zrobi3a”. Zosia skoczy3a z miejsca i klasne3a w d3onie, I ciotce zawisn1wszy obur1cz na 3onie, P3aka3a i oemia3a sie na przemian z radooeci. „Ach, Ciociu! ju. tak dawno nie widzia3am gooeci! Od czasu, jak tu .yje z kury i indyki, Jeden gooea, co widzia3am, to by3 go31b dziki; Ju. mi troszeczke nudno tak siedziea w alkowie; Pan Sedzia nawet mówi, .e to Yle na zdrowie”. „Sedzia - przerwa3a ciotka - ci1gle mi dokucza3, —eby cie na oewiat wywieoea, ci1gle pod nos mrucza3, —e ju. jesteoe doros31; sam nie wie, co plecie, Dziaduoe, nigdy na wielkim niebywa3y oewiecie. Ja wiem lepiej, jak d3ugo trzeba sie sposobia Panience, by wyszed3szy na oewiat, efekt zrobia. Wiedz, Zosiu, .e kto rooenie na widoku ludzi, Choa piekny, choa rozumny, efektów nie wzbudzi, Gdy go wszyscy przywykn1 widziea od malenka. Lecz niechaj ukszta3cona, doros3a panienka Nagle ni st1d, ni zow1d przed oewiatem zab3yoenie, Wtenczas ka.dy sie do niej przez ciekawooea cioenie, Wszystkie jej ruchy, rzuty oczu jej uwa.a, S3owa jej pods3uchiwa i drugim powtarza; A kiedy wejdzie w mode raz m3oda osoba, Ka.dy j1 chwalia musi, choa i nie podoba. ZnaleYa sie, spodziewam sie, .e umiesz; w stolicy Uros3aoe. Choa dwa lata mieszkasz w okolicy, Nie zapomnia3aoe jeszcze ca3kiem Petersburka. No, Zosio, toalete rób, dostan tam z biórka, Nagotowane znajdziesz wszystko do ubrania. Spiesz sie, bo lada chwila wróc1 z polowania”. Wezwano pokojowe i s3u.1c1 dziewke; W naczynie srebrne wody wylano konewke; Zosia, jak wróbel w piasku, trzepioce sie, myje Z pomoc1 s3ugi rece, oblicze i szyje. Telimena otwiera petersburskie sk3ady, Dobywa flaszki perfum, s3oiki pomady, Pokrapia Zosie wko3o wyborn1 perfum1 (Won nape3ni3a izbe), w3os namaszcza gum1. Zosia k3adnie ponczoszki bia3e, a.urowe, I trzewiki warszawskie bia3e, at3asowe; Tymczasem pokojowa sznurowa3a stanik, Potem rzuci3a na gors pannie pudermanik; Zaczeto przypieczone zbieraa papiloty, Pukle, .e nazbyt krótkie, uwito w dwa sploty, Zostawuj1c na czole i skroniach w3os g3adki; Pokojowa zaoe oewie.o zebrane b3awatki Uwi1zawszy w plecionke daje Telimenie; Ta j1 do g3owy Zosi przyszpila uczenie, Z prawej strony na lewo: kwiat od bladych w3osów Odbija3 bardzo pieknie, jak od zbo.a k3osów! Zdjeto puderman, ca3e ubranie gotowe. Zosia bia31 sukienke wrzuci3a przez g3owe, Chusteczke batystow1 bia31 w reku zwija I tak ca3a wygl1da bia3a jak lilija. Poprawiwszy raz jeszcze i w3osów, i stroju, Kazano jej wzd3u. i wszerz przejoea sie po pokoju; Telimena uwa.a znawczyni oczyma, Musztruje siostrzenice, gniewa sie i z.yma; A. na dygnienie Zosi krzykne3a z rozpaczy: „Ja nieszczeoeliwa! Zosiu, widzisz, co to znaczy —ya z geoemi, z pastuchami! Tak nogi rozszerzasz, Jak ch3opiec, okiem w prawo i w lewo uderzasz, Czysta rozwódka! - Dygnij, patrz, jaka niezwinna!” „Ach, Ciociu! - rzek3a smutnie Zosia - có. ja winna? Ciotka mnie zamyka3a; nie by3o z kim tanczya, Lubi3am z nudy ptastwo paoea i dzieci nianczya; Ale poczekaj, Ciociu, niech no sie pobawie Troche z ludYmi, obaczysz, jak sie ja poprawie”. „Ju. - rzek3a ciotka - z dwojga z3ego lepiej z ptastwem Ni. z tem, co u nas dot1d gooeci3o, plugastwem; Przypomnij tylko sobie, kto tu u nas bywa3: Pleban, co pacierz mrucza3 lub w warcaby grywa3, I palestra z fajkami! To mi kawalery! Nabra3abyoe sie od nich pieknej manijery. Teraz to pokazaa sie jest przynajmniej komu, Mamy przecie. uczciwe towarzystwo w domu. Uwa.aj dobrze, Zosiu, jest tu Hrabia m3ody, Pan, dobrze wychowany, krewny Wojewody, Pamietaj bya mu grzeczn1...” S3ychaa r.enie koni! I gwar myoeliwców; ju. s1 pod bram1: to oni! Wzi1wszy Zosie pod reke, pobieg3a do sali. Myoeliwi na pokoje jeszcze nie wchadzali, Musieli po komnatach odmieniaa sw1 odzie., Nie chc1c wnioea do dam w kurtkach. Pierwsza wpad3a m3odzie., Pan Tadeusz i Hrabia, co .ywo przebrani. Telimena sprawuje obowi1zki pani, Wita wchodz1cych, sadza, rozmow1 zabawia I siostrzenice wszystkim z kolei przedstawia: Naprzód Tadeuszowi, jako krewn1 blisk1; Zosia grzecznie dygne3a, on sk3oni3 sie nisko, Chcia3 cooe do niej przemówia, ju. usta otworzy3, Ale spójrzawszy w oczy Zosi, tak sie strwo.y3, —e stoj1c niemy przed ni1, to p3on13, to bladn13; Co by3o w jego sercu, on sam nie odgadn13. Uczu3 sie nieszczeoeliwym bardzo - pozna3 Zosie! Po wzrooecie i po w3osach oewiat3ych, i po g3osie; Te kibia i te g3ówke widzia3 na parkanie, Ten wdzieczny g3os zbudzi3 go dzioe na polowanie. A. Wojski Tadeusza wyrwa3 z zamieszania; Widz1c, .e blednie i .e na nogach sie s3ania, Radzi3 mu odejoea do swej izby dla spoczynku; Tadeusz stan13 w k1cie, wspar3 sie na kominku, Nic nie mówi1c - szerokie, ob3edne Yrenice Obraca3 to na ciotke, to na siostrzenice. Dostrzeg3a Telimena, i. pierwsze spojrzenie Zosi tak wielkie na nim zrobi3o wra.enie; Nie odgad3a wszystkiego, przecie. pomieszana Bawi gooeci, a z oczu nie spuszcza m3odziana. Wreszcie czas upatrzywszy ku niemu podbiega: Czy zdrów? dlaczego smutny? pyta sie, nalega, Napomyka o Zosi, zaczyna z nim .arty; Tadeusz nieruchomy, na 3okciu oparty, Nic nie gadaj1c, marszczy3 brwi i usta krzywi3: Tym bardziej Telimene pomiesza3 i Ydziwi3 Zmieni3a wiec natychmiast twarz i ton rozmowy, Powsta3a zagniewana i ostremi s3owy Pocze3a nan przymówki sypaa i wyrzuty; Porwa3 sie i Tadeusz jak .1d3em uk3uty; Spojrza3 krzywo, nie mówi1c ani s3owa splun13, Krzes3o nog1 odepchn13 i z pokoju run13, Trzasn1wszy drzwi za sob1. Szczeoeciem, .e tej sceny Nikt z gooeci nie uwa.a3 oprócz Telimeny. Wyleciawszy przez brame, bieg3 prosto na pole; Jak szczupak, gdy mu ooecien skróoe piersi przekole, Pluska sie i nurtuje, myoel1c, .e uciecze, Ale wszedzie .elazo i sznur z sob1 wlecze: Tak i Tadeusz ci1gn13 za sob1 zgryzoty, Suwaj1c sie przez rowy i skacz1c przez p3oty, Bez celu i bez drogi; a. niema3o czasu Nab31kawszy sie, w koncu wszed3 w g3ebine lasu I trafi3, czy umyoelnie, czyli te. przypadkiem, Na wzgórek, co by3 wczora szczeoecia jego oewiadkiem, Gdzie dosta3 ów bilecik, zadatek kochania, Miejsce, jak wiemy, zwane OEwi1tyni1 dumania. Gdy okiem wko3o rzuca, postrzega: to ona! Telimena, samotna, w myoelach pogr1.ona, Od wczorajszej postaci1 i strojem odmienna, W bieliYnie, na kamieniu, sama jak kamienna; Twarz schylon1 w otwarte utuli3a d3onie, Choa nie s3yszysz szlochania, znaa, .e we 3zach tonie. Daremnie broni3o sie serce Tadeusza: Ulitowa3 sie, uczu3, .e go .al porusza, D3ugo pogl1da3 niemy, ukryty za drzewem, Na koniec westchn13 i rzek3 sam do siebie z gniewem: „G3upi! có. ona winna, .e sie ja pomyli3!” Wiec z wolna g3owe ku niej zza drzewa wychyli3, Gdy nagle Telimena zrywa sie z siedzenia, Rzuca sie w prawo, w lewo, skacze skróoe strumienia, Rozkrzy.owana, z w3osem rozpuszczonym, blada, Pedzi w las, podskakuje, przykleka, upada I nie mog1c ju. powstaa, kreci sie po darni. Widaa z jej ruchów, w jakiej strasznej jest meczarni; Chwyta sie za pieroe, szyje, za stopy, kolana. Skoczy3 Tadeusz, myoel1c, .e jest pomieszana Lub ma wielk1 chorobe. Lecz z innej przyczyny Pochodzi3y te ruchy. U bliskiej brzeziny By3o wielkie mrowisko. Owad gospodarny Snu3 sie wko3o po trawie, ruchawy i czarny; Nie wiedziea, czy z potrzeby, czy z upodobania Lubi3 szczególnie zwiedzaa OEwi1tynie dumania; Od sto3ecznego wzgórka a. po Yród3a brzegi Wydepta3 droge, któr1 wiod3 swoje szeregi. Nieszczeoeciem, Telimena siedzia3a oeród dro.ki; Mrówki znecone blaskiem bieluchnej ponczoszki, Wbieg3y, gesto zacze3y 3askotaa i k1saa, Telimena musia3a uciekaa, otrz1saa, Na koniec na murawie si1oea i owad 3owia. Nie móg3 jej swej pomocy Tadeusz odmowia; Oczyszczaj1c sukienke, a. do nóg sie zni.y3, Usta trafem ku skroniom Telimeny zbli.y3 - W tak przyjaYnej postawie, choa nic nie mówili O rannych k3ótniach swoich, przecie. sie zgodzili; I nie wiedziea, jak d3ugo trwa3aby rozmowa, Gdyby ich nie przebudzi3 dzwonek z Soplicowa - Has3o wieczerzy. Pora powracaa do domu, Zw3aszcza .e s3ychaa by3o opodal trzask 3omu. Mo.e szukaj1? razem wracaa nie wypada; Wiec Telimena w prawo pod ogród sie skrada, A Tadeusz na lewo bieg3 do wielkiej drogi; Oboje w tym odwrocie mieli nieco trwogi: Telimenie zda3o sie, .e raz spoza krzaka B3ys3a zakapturzona, chuda twarz Robaka, Tadeusz widzia3 dobrze, jak mu raz i drugi Pokaza3 sie na lewo cien bia3y i d3ugi. Co to by3o, nie wiedzia3, ale mia3 przeczucie, —e to by3 Hrabia w d3ugim, angielskim surducie. Wieczerzano w zamczysku. Uparty Protazy, Nie dbaj1c na wyraYne Sedziego zakazy, W niebytnooea panstwa znowu do zamku szturmowa3 I kredens don (jak mówi) zaintromitowa3. Gooecie weszli w porz1dku i staneli ko3em; Podkomorzy najwy.sze bra3 miejsce za sto3em; Z wieku mu i z urzedu ten zaszczyt nale.y. Id1c k3ania3 sie damom, starcom i m3odzie.y. Kwestarz nie by3 u sto3u; miejsce Bernardyna Po prawej stronie me.a ma Podkomorzyna. Sedzia, kiedy ju. gooeci jak trzeba ustawi3, —egnaj1c po 3acinie, stó3 pob3ogos3awi3; Me.czyznom dano wódke; za czym wszyscy siedli I ch3odnik zabielany milcz1c .wawo jedli. Po ch3odniku sz3y raki, kurczeta, szparagi, W towarzystwie kielichów wegrzyna, malagi; Jedz1, pij1, a milcz1 wszyscy. Nigdy pono, Od czasu jako mury zamku podYwigniono, Który uracza3 hojnie tylu szlachty bratów, Tyle weso3ych s3ysza3 i odbi3 wiwatów, Nie pamietano takiej posepnej wieczerzy; Tylko pukanie korków i brzeki talerzy Odbija3a zamkowa sien wielka i pusta: Rzek3byoe, i. z3y duch gooeciom zasznurowa3 usta. Mnogie by3y powody milczenia: Myoeliwi Powrócili z ostepu dosya gadatliwi; Lecz gdy zapa3 och3on13, myoel1c nad ob3aw1, Postrzegaj1, .e wyszli z niej nie z wielk1 s3aw1: Trzeba. by3o, a.eby jeden kaptur popi, Wyrwawszy sie Bóg wie sk1d, jak Filip z konopi, Przepisa3 wszystkich strzelców powiatu? O wstydzie! Có. o tem bed1 gadaa w Oszmianie i Lidzie, Które od wieków walcz1 z tutejszym powiatem O pierwszenstwo w strzelectwie; myoelili wiec nad tem. Zaoe Asesor i Rejent, prócz wspólnych niecheci, OEwie.1 hanbe swych chartów mieli na pamieci. W oczach im stoi niecny kot, skoki wyci1ga I omykiem spod gaju kiwaj1c, ur1ga, I tym omykiem awiczy po sercach jak biczem. Siedzieli z pochylonem ku misie obliczem. Asesor nowe jeszcze mia3 powody .alów, Patrz1c na Telimene i na swych rywalów. Do Tadeusza siedzi Telimena bokiem, Pomieszana, zaledwie oemie nan rzucia okiem. Chcia3a zasepionego Hrabiego zabawia, Wyzwaa w d3u.sz1 rozmowe, w lepszy humor wprawia, Bo Hrabia dziwnie kwaoeny powróci3 z przechadzki, A raczej, jako myoeli3 Tadeusz, z zasadzki; S3uchaj1c Telimeny, czo3o podnios3 hardo, Brwi zmarszczy3, spójrza3 na ni1 ledwie nie z pogard1; Potem przysiad3 sie, jak móg3 najbli.ej, do Zosi, Nalewa jej do szklanki, talerze przynosi, Prawi tysi1c grzecznooeci, k3ania sie, uoemiécha, Czasem oczy wywraca i g3eboko wzdycha. Widaa przecie., pomimo tak zreczne 3udzenie, —e umizga3 sie tylko na z3ooea Telimenie; Bo g3owe odwracaj1c niby nieumyoelnie, Coraz ku Telimenie groYnem okiem b3yoenie. Telimena nie mog3a poj1a, co to znaczy: Ruszywszy ramionami, myoeli3a: dziwaczy. Wreszcie, nowym zalotom Hrabiego dooea rada, Zwróci3a sie do swego drugiego s1siada. Tadeusz, te. posepny, nic nie jad3, nic nie pi3, Zdawa3 sie s3uchaa rozmów, oczy w talerz wlepi3; Telimena mu leje wino, on sie gniewa Na natretnooea; pytany o zdrowie - poziewa. Ma za z3e (tak sie zmieni3 jednego wieczora), —e Telimena zbytnie do zalotów skora; Gorszy sie, .e jej suknia tak wcieta g3eboko, Nieskromnie - a dopiero, kiedy podnios3 oko! A. przel1k3 sie; bystrzejsze teraz mia3 Yrenice: Ledwie spójrza3 w rumiane Telimeny lice, Odkry3 od razu wielk1, straszn1 tajemnice! Przebóg! naró.owana! Czy ró. w z3ym gatunku, Czy jakooe na obliczu przetar3 sie z trefunku: Gdzieniegdzie zrzednia3, na wskrooe grubsz1 p3ea ods3ania. Mo.e to sam Tadeusz, w OEwi1tyni dumania Rozmawiaj1c za blisko, omuskn13 z bielid3a Karmin, l.ejszy od py3ków motylego skrzyd3a. Telimena wraca3a nazbyt oepieszno z lasu I poprawia kolory swe nie mia3a czasu; Oko3o ust szczególniej widne by3y piegi. Nu. oczy Tadeusza, jako chytre szpiegi, Odkrywszy jedn1 zdrade, poczn1 w kolej zwiedzaa Reszte wdzieków i wszedzie jakioe fa3sz wyoeledzaa: Dwóch zebów braknie w ustach; na czole, na skroni Zmarszczki; tysi1ce zmarszczków pod brod1 sie chroni! Niestety! Czu3 Tadeusz, jak jest niepotrzebnie Rzecz piekn1 nazbyt oecioele zwa.aa; jak haniebnie Bya szpiegiem swej kochanki; nawet jak szkaradnie Odmieniaa smak i serce - lecz któ. sercem w3adnie? Darmo chce brak mi3ooeci zast1pia sumnieniem, Ch3od duszy ogrzaa znowu jej wzroku promieniem: Ju. ten wzrok, jako ksie.yc oewiat3y, a bez ciep3a, B3yska3 po wierzchu duszy, która do dna krzep3a... Takie robi1c sam sobie wyrzuty i skargi, Pochyli3 w talerz g3owe, milcza3 i gryz3 wargi. Tymczasem z3y duch now1 pokus1 go wabi: Pods3uchiwaa, co Zosia mówi3a do Hrabi. Dziewczyna, uprzejmooeci1 Hrabiego ujeta, Zrazu rumieni3a sie spuoeciwszy oczeta, Potem oemiaa sie zaczeli, w koncu rozmawiali O jakiemoe niespodzianem w ogrodzie spotkaniu, O jakiemoe po 3opuchach i grzedach st1paniu. Tadeusz, wyci1gn1wszy co najd3u.ej uszy, Po3yka3 gorzkie s3owa i przetrawia3 w duszy, Okropn1 mia3 biesiade. Jak w ogrodzie Ymija Dwoistem .1d3em zio3o zatrute wypija, Potem skreci sie w k3ebek i na drodze legnie, Gro.1c stopie, co na ni1 nieostró.nie biegnie, Tak Tadeusz, opi3y trucizn1 zazdrooeci, Zdawa3 sie obojetny, a peka3 ze z3ooeci. W najweselszem zebraniu niech sie kilku gniewa, Zaraz sie ich ponurooea na reszte rozlewa. Strzelcy dawniej milczeli, druga sto3u strona Umilk3a, Tadeusza .ó3ci1 zara.ona. Nawet pan Podkomorzy, nadzwyczaj ponury, Nie mia3 ochoty gadaa, widz1c swoje córy, Posa.ne i nadobne panny, w wieku kwiecie, Zdaniem wszystkich najpierwsze partyje w powiecie, Milcz1ce, zaniedbane od milcz1cej m3odzi. Gooecinnego Sedziego równie. to obchodzi; Wojski zaoe, uwa.aj1c, .e tak wszyscy milcz1, Nazywa3 te wieczerze nie polsk1, lecz wilcz1. Hreczecha na milczenie mia3 s3uch bardzo czu3y, Sam gaweda, i lubi3 niezmiernie gadu3y. Nie dziw! ze szlacht1 strawi3 .ycie na biesiadach, Na polowaniach, zjazdach, sejmikowych radach; Przywyk3, .eby mu zawsze cooe bebni3o w ucho, Nawet wtenczas, gdy milcza3 lub z plack1 za much1 Skrada3 sie, lub zamkn1wszy oczy siada3 marzya; W dzien szuka3 rozmów, w nocy musiano mu gwarzya Pacierze ró.ancowe albo gadaa bajki; St1d te. nieprzyjacielem zabitym by3 fajki, Wymyoelonej od Niemców, by nas scudzoziemczya; Mawia3: „Polske oniemia - jest to Polske zniemczya”. Starzec, wiek przegwarzywszy, chcia3 spoczywaa w gwarze; Milczenie go budzi3o ze snu: tak m3ynarze, Uoepieni kó3 tarkotem, ledwie stan1 osie, Budz1 sie, krzycz1c z trwog1: „A S3owo sta3o sie...” Wojski uk3onem dawa3 znak Podkomorzemu, A rek1 od ust lekko skin13 ku Sedziemu, Prosz1c o g3os; panowie na ten uk3on niemy Odk3onili sie oba, co znaczy: „prosiemy”. Wojski zagai3: „OEmia3bym upraszaa m3odzie.y, A.eby po staremu bawia u wieczerzy, Nie milczea i .ua: czy my ojce kapucyni? Kto milczy miedzy szlacht1, to w3aoenie tak czyni Jako myoeliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie; Dlatego ja rozmownooea naszych przodków wielbie. Po 3owach szli do sto3u, nie tylko by jadaa, Ale aby nawzajem mogli sie wygadaa, Co ka.dy mia3 na sercu; nagany, pochwa3y Strzelców i ob3awników, ogary, wystrza3y Wywo3ywano na plac; powstawa3a wrzawa, Mi3a uchu myoeliwców jak druga ob3awa. Wiem, wiem, o co wam idzie: ta czarnych trosk chmura Pono z Robakowego wznios3a sie kaptura! Wstydzicie sie swych pude3! Niech was wstyd nie pali, Zna3em myoeliwych lepszych od was, a chybiali; Trafiaa, chybiaa, poprawiaa - to kolej strzelecka. Ja sam, chocia. ze strzelb1 w3ocze sie od dziecka, Chybia3em; chybia3 s3awny ów strzelec Tu3oszczyk, Nawet nie zawsze trafia3 pan Rejtan nieboszczyk. O Rejtanie opowiem póYniej. Co sie tycze Wypuszczenia z ob3awy, .e oba panicze Zwierzowi jak nale.y kroku nie dostali, Choa mieli oszczep w reku, tego nikt nie chwali Ani gani: bo zmykaa, maj1c naboj w rurze Znaczy3o po staremu: bya tchórzem nad tchórze; To. wystrzelia na ooelep (jak to robi wielu), Nie przypuoeciwszy zwierza, nie wzi1wszy do celu, Jest rzecz haniebna; ale kto dobrze wymierzy, Kto przypuoeci do siebie zwierza jak nale.y, Jeoeli chybi3, cofn1a sie mo.e bez sromoty Albo walczya oszczepem, lecz z w3asnej ochoty, A nie z musu: gdy. oszczep strzelcom poruczony Nie dla natarcia, ale tylko dla obrony. Tak by3o po staremu: a wiec mnie zawierzcie I waszej rejterady do serca nie bierzcie, Kochany Tadeuszku i Wielmo.ny Grafie! Ilekroa zaoe wspomnicie o dzisiejszym trafie, Wspomnijcie te. starego Wojskiego przestroge: Nigdy jeden drugiemu nie zachodzia w droge, Nigdy we dwóch nie strzelaa do jednej Ywierzyny”. W3aoenie Wojski wymawia3 to s3owo: „Ywierzyny”, Gdy Asesor pó3gebkiem podszepn13: „dziewczyny”; „Brawo!” krzykne3a m3odzie., powsta3 szmer i oemiechy, Powtarzano z kolei przestroge Hreczechy, Mianowicie ostatnie s3owo, ci: „Ywierzyny”, A drudzy, w g3os oemiej1c sie, krzyczeli: „dziewczyny”; Rejent szepn13: „kobiety”, Asesor: „kokiety”, Utkwiwszy w Telimenie oczy jak sztylety. Nie myoeli3 wcale Wojski przymawiaa nikomu Ani uwa.a3, co tam szepc1 po kryjomu; Rad bardzo, .e móg3 damy i m3odzie. rozoemieszya, Zwróci3 sie ku myoeliwcom, chc1c i tych pocieszya. I zacz13, nalewaj1c sobie kielich wina: „Nadaremnie oczyma szukam Bernardyna; Chcia3bym mu opowiedziea wypadek ciekawy, Podobny do zdarzenia dzisiejszej ob3awy. Klucznik mówi3, .e tylko zna3 jednego cz3eka, Co tak celnie jak Robak móg3 strzelia z daleka; Ja zaoe zna3em drugiego; równie trafnym strza3em Ocali3 on dwóch panów; sam ja to widzia3em, Kiedy do nalibockich zaci1gneli lasów Tadeusz Rejtan pose3 i ksi1.e Denassow. Nie zazdrooecili s3awie szlachcica panowie, Owszem u sto3u pierwsi wnieoeli jego zdrowie, Nadawali mu wielkich prezentów bez liku I skóre zabitego dzika; o tym dziku I o strzale powiem wam jak naoczny oewiadek, Bo to by3 dzisiejszemu podobny przypadek, A zdarzy3 sie najwiekszym strzelcom za mych czasów: Pos3owi Rejtanowi i ksieciu Denassow”. A wtem ozwa3 sie Sedzia nalewaj1c czasze: „Pije zdrowie Robaka, Wojski, w rece wasze! Jeoeli datkiem nie mo.em Kwestarza zbogacia, Postaramy sie przecie. za proch mu zap3acia; Ureczamy, .e niedYwiedY zabity dzioe w boru Przez dwa lata wystarczy na kuchnie klasztoru. Lecz skóry Ksiedzu nie dam; lub gwa3tem zabiore, Albo j1 mnich ust1pia musi przez pokore, Albo j1 kupie choaby dziesi1tkiem soboli. Skór1 t1 rozporz1dzimy wedle naszej woli; Pierwszy wieniec i s3awe ju. wzi13 s3uga bo.y, Skóre Jaoenie Wielmo.ny Pan nasz Podkomorzy Temu da, kto na drug1 nagrode zas3u.y3”. Podkomorzy pog3adzi3 czo3o i brwi zmru.y3; Strzelcy zaczeli szemraa, ka.dy cooe powiada3, Tamten - jak zwierza znalaz3, ten - jak rane zada3, Tamten psiarnie nawo3a3, ów zwierza nawróci3 Znowu w ostep. Asesor z Rejentem sie k3óci3, Jeden wielbi1c przymioty swojej Sanguszkówki, Drugi ba3abanowskiej swej Sagalasówki. „Sedzio s1siedzie - wreszcie wyrzek3 Podkomorzy - Pierwsz1 nagrode s3usznie zyska3 s3uga bo.y; Lecz nie3acno rozs1dzia, kto jest po nim drugi, Bo wszyscy zdaj1 mi sie miea równe zas3ugi, Wszyscy równi zrecznooeci1, bieg3ooeci1 i mestwem. Przecie. dwóch dzioe odznaczy3 los niebezpieczenstwem. Dwaj byli niedYwiedziego najbli.si pazura: Tadeusz i pan Hrabia; im nale.y skóra. Pan Tadeusz ust1pi (jestem tego pewny), Jako m3odszy i jako gospodarza krewny; Wiec spolija opima weYmiesz, Mooeci Hrabia. Niech ten 3up tw1 strzeleck1 komnate ozdabia, Niechaj pami1tk1 bedzie dzisiejszej zabawy, God3em szczeoecia 3owczego, bodYcem przysz3ej s3awy”. Umilkn13 weso3, myoel1c, .e Hrabie ucieszy3; Nie wiedzia3, jak boleoenie serce jego przeszy3. Bo Hrabia na strzeleckiej komnaty wspomnienie Mimowolnie wzrok podnios3: a te 3by jelenie, Te ga3eziste rogi, jakby las wawrzynów Zasiany rek1 ojców na wience dla synów, Te rzedami portretów zdobione filary, Ten w sklepieniu b3yszcz1cy herb Pó3kozic stary, Ozwa3y sie don zewsz1d g3osami przesz3ooeci; Zbudzi3 sie z marzen, wspomnia3, gdzie, u kogo gooeci: Dziedzic Horeszków gooeciem oeród swych w3asnych progów, Biesiadnikiem Sopliców, swych odwiecznych wrogów! A przy tem zawioea, któr1 czu3 do Tadeusza, Tym mocniej Hrabie przeciw Soplicom porusza. Rzek3 wiec z gorzkim uoemiechem: „Mój domek zbyt ma3y Nie ma godnego miejsca na dar tak wspania3y; Niech lepiej niedYwiedY czeka pooeród tych rogaczy, A. mi go Sedzia razem z zamkiem oddaa raczy”. Podkomorzy, zgaduj1c, na co sie zanosi, Zadzwoni3 w tabakiere z3ot1, o g3os prosi. „Godzieneoe pochwa3 - rzecze - Hrabio, mój s1siedzie, —e dbasz o interesa nawet przy obiedzie; Nie tak jak modni wieku twojego panicze, —yj1cy bez rachunku. Ja tusze i .ycze Zgod1 zakonczya moje s1dy podkomorskie; Dot1d jedyna trudnooea jest o fundum dworskie. Mam ju. projekt zamiany, fundum wynagrodzia Ziemi1 w sposób nastepny...” - Tu zacz13 wywodzia Porz1dnie (jak zwyk3 zawsze) plan przysz3ej zamiany: Ju. by3 w po3owie rzeczy, gdy ruch niespodziany Wszcz13 sie na koncu sto3a: jedni cooe postrzegli, Wskazuj1 palcem, drudzy oczyma tam biegli, A. wreszcie wszystkie g3owy, jak k3osy schylone Wstecznym wiatrem, w przeciwn1 zwróci3y sie strone, W k1t. Z k1ta, kedy wisia3 portret nieboszczyka, Ostatniego z rodziny Horeszków, Stolnika, Z ma3ych drzwiczek, ukrytych pomiedzy filary Wysune3a sie cicho postaa na kszta3t mary. Gerwazy! Poznano go po wzrooecie, po licach, Po srebrzystych na .ó3tej kurcie Pó3kozicach. St1pa3 jako s3up prosto, niemy i surowy, Nie zdj1wszy czapki, nawet nie schyliwszy g3owy; W reku trzyma3 b3yszcz1cy klucz, jakby pugina3, Odemkn13 szafe i w niej cooe krecia zaczyna3. Sta3y w dwóch k1tach sieni, wsparte o filary, Dwa kurantowe, w szafach zamkniete zegary; Dziwaki stare, dawno ze s3oncem w niezgodzie, Po3udnie wskazywa3y czesto o zachodzie; Gerwazy nie przybra3 sie machine naprawia, Ale bez nakrecenia nie chcia3 jej zostawia, Dreczy3 kluczem zegary ka.dego wieczora; W3aoenie teraz przypad3a nakrecania pora. Gdy Podkomorzy spraw1 zajmowa3 uwage Stron interesowanych, on poci1gn13 wage: Zgrzytne3y wyszczerbionym zebem ko3a rdzawe; Wzdrygn13 sie Podkomorzy i przerwa3 rozprawe. „Bracie - rzek3 - od3o. nieco tw1 piln1 robote!” I konczy3 plan zamiany; lecz Klucznik na psote Jeszcze silniej poci1gn13 drugiego cie.aru; I wnet gil, który siedzia3 na wierzchu zegaru, Trzepioc1c skrzyd3em, zacz13 ci1a kurantów nuty. Ptak sztucznie wyrobiony, szkoda, .e popsuty, Zaj1ka3 sie i piszcza3, im daléj, tem gorzéj. Gooecie w oemiech; musia3 przerwaa znowu Podkomorzy. „Mooeci Kluczniku - krzykn13 - lub raczej puszczyku, Jeoeli dziob twój szanujesz, dooea mi tego krzyku!” Ale Gerwazy groYb1 wcale sie nie strwo.y3, Praw1 reke powa.nie na zegar po3o.y3, A lew1 wzi13 sie pod bok; tak obur1cz wsparty, „Podkomorzenku! - krzykn13. - Wolne panskie .arty. Wróbel mniejszy ni. puszczyk, a na swoich wiorach OEmielszy jest ani.eli puszczyk w cudzych dworach: Co klucznik, to nie puszczyk; kto w cudze poddasze Noc1 w3azi, ten puszczyk, i ja go wystrasze”. „Za drzwi z nim !” - Podkomorzy krzykn13. - „Panie Hrabia! - Zawo3a3 Klucznik. - Widzisz Pan, co sie wyrabia? Czy nie dosya sie jeszcze Panski honor plami, —e Pan jadasz i pijasz z temi Soplicami? Trzeba. jeszcze, aby mnie, zamku urzednika, Gerwazego Rebaj3e, Horeszków klucznika, L.ya w domu Panów moich? I Pan.e to zniesie?” Wtem Protazy zawo3a3 trzykroa: „Uciszcie sie! Na ust1p! Ja, Protazy Baltazar Brzechalski, Dwojga imion, jenera3 niegdyoe trybunalski, Vulgo woYny, woYnensk1 obdukcyj1 robie I wizyj1 formaln1, zamawiaj1c sobie Urodzonych tu wszystkich obecnych oewiadectwo I pana Asesora wzywaj1c na oeledztwo Z powodu Wielmo.nego Sedziego Soplicy: O inkursyj1, to jest o najazd granicy, Gwa3t zamku, w którym Sedzia dot1d prawnie w3ada, Czego dowodem jawnym jest, .e w zamku jada”. „Brzechaczu! - wrzasn13 Klucznik. - Ja cie wnet naucze!” I dobywszy zza pasa swe .elazne klucze, Okreci3 wko3o g3owy, puoeci3 z ca3ej mocy; Pek .elaza wylecia3 jako kamien z procy. Pewnie 3eb Protazemu rozbi3by na awierci; Szczeoeciem, schyli3 sie WoYny i wydar3 sie oemierci. Porwali sie z miejsc wszyscy, chwile by3a g3ucha Cichooea, a. Sedzia krzykn13: „W dyby tego zucha! Hola, ch3opcy!” - i czeladY rzuci3a sie .wawo Ciasnym przejoeciem pomiedzy oecianami i 3aw1. Lecz Hrabia krzes3em w oerodku zagrodzi3 im droge I na tym szancu s3abym utwierdziwszy noge: „Wara! - zawo3a3. - Sedzio! nie wolno nikomu Krzywdzia s3uge mojego w moim w3asnym domu; Kto ma na starca skarge, niech j1 mnie prze3o.y”. Zyzem w oczy Hrabiemu spojrza3 Podkomorzy: „Bez waoecinej pomocy ukaraa potrafie Zuchwa3ego szlachetke; a Waoea, Mooeci Grafie, Przed dekretem ten zamek za wczeoenie przyw3aszczasz; Nie Waa tu jesteoe panem, nie Waa nas ugaszczasz; SiedY cicho, jakeoe siedzia3; jeoeli siwej g3owy Nie czcisz, to szanuj pierwszy urz1d powiatowy”. „Co mi? - odmrukn13 Hrabia. - Dooea ju. tej gawedy! NudYcie drugich waszymi wzgledy i urzedy. Dooea ju. g3upstwa zrobi3em wdaj1c sie z Waapanstwem W pijatyki, które sie koncz1 grubijanstwem. Zdacie mi sprawe z mego honoru obrazy. Do widzenia po trzeYwu - pódY za mn1, Gerwazy!” Nigdy sie odpowiedzi takiej nie spodziewa3 Podkomorzy; w3aoenie swój kieliszek nalewa3, Gdy zuchwalstwem Hrabiego ra.ony jak gromem, Opar3szy sie o kielich butlem nieruchomym, G3owe wyci1gn13 na bok i ucha przy3o.y3, Oczy rozwar3 szeroko, usta wpó3 otworzy3; Milcza3, lecz kielich w reku tak pote.nie cisn13, —e szk3o dYwiekn1wszy pek3o, p3yn w oczy mu prysn13. Rzek3byoe, i. z winem ognia w dusze sie nala3o, Tak oblicze sp3one3o, tak oko pa3a3o. Zerwa3 sie mówia, pierwsze s3owo niewyraYnie Mle3 w ustach, a. przez zeby wylecia3o: „B3aYnie! Grafi1tko! ja cie... Tomasz, karabele! Ja tu Naucze ciebie mores, b3aYnie! Daj go katu! Wzgledy, urzedy nudz1, uszko delikatne! Ja cie tu zaraz po tych zauszniczkach p3atne! Fora za drzwi! do korda! Tomasz, karabele!” Wtem do Podkomorzego skocz1 przyjaciele; Sedzia porwa3 mu reke: „Stój Pan, to rzecz nasza, Mnie tu naprzód wyzwano; Protazy, pa3asza! Puszcze go w taniec jako niedYwiadka na kiju”. Lecz Tadeusz Sedziego wstrzyma3: „Panie Stryju, Wielmo.ny Podkomorzy, czy. sie Panstwu godzi Wdawaa sie z tym fircykiem, czy tu nie ma m3odzi? Na mnie sie zdajcie, ja go nale.ycie skarce; A Waszea, panie oemia3ku, co wyzywasz starce, Obaczym, czyli jesteoe tak strasznym rycerzem; Rozprawimy sie jutro, plac i bron wybierzem. Dzioe uchodY, pókioe ca3y!” Dobra by3a rada; Klucznik i Hrabia wpadli w obroty nie lada. Przy wy.szym koncu sto3a wrza3 tylko krzyk wielki, Ale z ostrego konca lata3y butelki Ko3o Hrabiego g3owy. Strwo.one kobiety W prooeby, w p3acz; Telimena, krzykn1wszy: „Niestety!” Wznios3a oczy, powsta3a i pad3a zemdlona, I przechyliwszy szyje przez Hrabi ramiona, Na pieroe jego z3o.y3a swe piersi 3abedzie. Hrabia, choa zagniewany, wstrzyma3 sie w zapedzie, Zacz13 cucia, ocieraa. Tymczasem Gerwazy, Wystawiony na sto3ków i butelek razy, Ju. zachwia3 sie, ju. czeladY zakasawszy pieoecie, Rzuca3a sie nan zewsz1d hurmem, gdy na szczeoecie Zosia, widz1c szturm, skoczy i litooeci1 zdjeta Zas3ania starca, na krzy. rozpi1wszy r1czeta.- Wstrzymali sie; Gerwazy z wolna ustepowa3, Znikn13 z oczu, szukano, gdzie sie pod stó3 schowa3, Gdy nagle z drugiej strony wyszed3 jak spod ziemi, Podnios3szy w góre 3awe ramiony silnemi, Okreci3 sie jak wiatrak, oczyoeci3 pó3 sieni, Wzi13 Hrabie i tak oba 3aw1 zas3onieni Cofali sie ku drzwiczkom; ju. dochodz1 progów, Gerwazy stan13, jeszcze raz spojrza3 na wrogów, Duma3 chwile, niepewny, czy cofaa sie zbrojnie, Czyli z nowym ore.em szukaa szczeoecia w wojnie. Obra3 drugie; ju. 3awe jak taran murowy W ty3 dYwign13 dla zamachu, ju. ugi1wszy g3owy, Z wypiet1 naprzód piersi1, z podniesion1 nog1 Mia3 wpaoea... ujrza3 Wojskiego, uczu3 w sercu trwoge. Wojski, cicho siedz1cy z przymru.onem okiem, Zdawa3 sie pogr1.ony w dumaniu g3ebokiem; Dopiero gdy sie Hrabia z Podkomorzym sk3óci3 I Sedziemu pogrozi3, Wojski g3owe zwróci3, Za.y3 dwakroa tabaki i przetar3 powieki. Chocia. Wojski Sedziemu by3 krewny daleki, Ale w gooecinnym jego domu zamieszka3y, O zdrowie przyjaciela by3 niezmiernie dba3y. Przypatrywa3 sie zatem z ciekawooeci1 walce, Wyci1gn13 z lekka na stó3 reke, d3on i palce, Po3o.y3 nó. na d3oni, trzonkiem do paznokcia Indeksu, a .elazem zwrócony do 3okcia, Potem rek1 w ty3 nieco wychylon1 kiwa3, Niby bawi1c sie, lecz sie w Hrabiego wpatrywa3. Sztuka rzucania no.ów, straszna w recznej bitwie, Ju. by3a zaniechana podówczas na Litwie, Znajoma tylko starym; Klucznik jej probowa3 Nieraz w zwadach karczemnych. Wojski w niej celowa3, Widaa z zamachu reki, .e silnie uderzy, A z oczu 3acno zgadn1a, .e w Hrabiego mierzy (Ostatniego z Horeszków, chocia. po k1dzieli). Mniej baczni m3odzi ruchów starca nie pojeli; Gerwazy zbladn13, 3aw1 Hrabiego zak3ada, Cofa sie ku drzwiom. „Lapaj!” - krzykne3a gromada. Jako wilk obskoczony znienacka przy oecierwie Rzuca sie ooelep w zgraje, co mu uczte przerwie, Ju. goni, ma j1 szarpaa, wtem oeród psiego wrzasku Trzas3o ciche pó3korcze... wilk zna je po trzasku, OEledzi okiem, postrzega, .e z ty3u za charty Myoeliwiec wpó3 schylony, na kolanie wsparty, Rur1 ku niemu wije i ju. cyngla tyka; Wilk uszy spuszcza, ogon podtuliwszy zmyka, Psiarnia z tryumfuj1cym rzuca sie ha3asem I skubie go po kud3ach, zwierz zwraca sie czasem, Spojrzy, klapnie paszczek1, i bia3ych k3ów zgrzytem Ledwie pogrozi, psiarnia pierzcha ze skowytem: Tak i Gerwazy z groYn1 cofa3 sie postaw1, Wstrzymuj1c napastników oczyma i 3aw1, A. razem z Hrabi1 wpadli w g31b ciemnej framugi. „Lapaj!” - krzykniono znowu; tryumf by3 nied3ugi: Bo nad g3owami t3umu Klucznik niespodzianie Ukaza3 sie na chorze przy starym organie I z trzaskiem j13 wyrywaa o3owiane rury. Wielk1 by kleske zada3, uderzaj1c z góry. Ale ju. gooecie t3umnie wychodzili z sieni, Nie oemieli kroku dostaa s3udzy potrwo.eni I chwytaj1c naczynia w oelad panów uciekli, Nawet nakrycia z czeoeci1 sprzetów sie wyrzekli. Któ. ostatni, nie dbaj1c na groYby i razy, Ust1pi3 z placu bitwy? - Brzechalski Protazy. On, za krzes3em Sedziego stoj1c niewzruszenie, Ci1gn13 woYnienskim g3osem swoje ooewiadczenie, A. skonczy3 i z pustego zszed3 pobojowiska, Kedy zosta3y trupy, ranni i zwaliska. W ludziach straty nie by3o; ale wszystkie 3awy Mia3y zwichnione nogi, stó3 tak.e kulawy, Obna.ony z obrusa, poleg3 na talerzach Zlanych winem, jak rycerz na krwawych puklerzach, Miedzy licznemi kurcz1t i jendyków cia3y, W których piersi widelce oewie.o wbite tkwia3y. Po chwili w Horeszkowskim samotnym budynku Wszystko do zwyczajnego wraca3o spoczynku. Mrok zgestnia3; reszty panskiej wspania3ej biesiady Le.1, podobne uczcie nocnej, gdzie na Dziady Zgromadzia sie zaklete maj1 nieboszczyki. Ju. na poddaszu trzykroa krzykne3y puszczyki Jak guoelarze; zdaj1 sie witaa wschód miesi1ca, Którego postaa oknem spad3a na stó3, dr.1ca Niby dusza czyscowa; z podziemu, przez dziury Wyskakiwa3y na kszta3t potepienców szczury... Gryz1, pij1; czasami w k1cie zapomniana Puknie na toast duchom butelka szampana. Ale na drugiem pietrze, w izbie, któr1 zwano, Choa by3a bez zwierciade3, izb1 zwierciadlan1, Sta3 Hrabia na kru.ganku zwróconym ku bramie; Ch3odzi3 sie wiatrem, surdut wdzia3 na jedno ramie, Drugi rekaw i po3y u szyi sfa3dowa3 I pieroe surdutem, jakby p3aszczem, udrapowa3. Gerwazy chodzi3 kroki wielkiemi po sali; Obadwa zamyoeleni, do siebie gadali: „Pistolety - rzek3 Hrabia - lub gdy chc1, pa3asze”. „Zamek - rzek3 Klucznik - i wieoe, oboje to nasze”. „Stryja, synowca - wo3a3 Hrabia - ca3e plemie Wyzywaj!” - „Zamek - wo3a3 Klucznik - wieoe i ziemie Zabieraj Pan!” To mówi1c zwróci3 sie do Hrabi: „Jeoeli Pan chce miea pokój, niech wszystko zagrabi. Po co proces, Mopanku! Sprawa jak dzien czysta: Zamek w reku Horeszków by3 przez lat czterysta; Czeoea gruntów oderwano w czasie Targowicy I, jak Pan wie, oddano w3adaniu Soplicy. Nie tylko te czeoea, wszystko zabraa im nale.y Za koszta procesowe, za kare grabie.y. Mówi3em Panu zawsze: procesów zaniechaa, Mówi3em Panu zawsze: najechaa, zajechaa! Tak by3o po dawnemu: kto raz grunt posi1dzie, Ten dziedzic; wygraj w polu, a wygrasz i w s1dzie. Co sie tycze dawniejszych z Soplicami sprzéczek, Jest na to od procesu lepszy Scyzoryczek; A jeoeli Maciej w pomoc da mi sw1 Rózeczke, To my we dwóch, Sopliców tych porzniem na sieczke”. „Brawo! - rzek3 Hrabia. - Plan twój gotycko-sarmacki Podoba sie mi lepiej ni. spór adwokacki. Wiesz co? Na ca3ej Litwie narobim ha3asu Wypraw1 nies3ychan1 od dawnego czasu. I sami sie zabawim. Dwa lata tu siedze, Jak1. bitwe widzia3em? z ch3opami o miedze. Nasza wyprawa przecie. krwi rozlanie wró.y; Odby3em tak1 jedn1 w czasie mych podró.y. Gdym w Sycyliji bawi3 u pewnego ksiecia, Rozbójnicy porwali w górach jego ziecia I okupu od krewnych .1dali zuchwale; My, zebrawszy napredce s3ugi i wasale, Wpadlioemy; ja dwóch zbojców rek1 m1 zabi3em, Pierwszy wlecia3em w tabor, wieYnia uwolni3em. Ach, mój Gerwazy! jaki to by3 tryumfalny, Jaki piekny nasz powrót, rycersko-feudalny! Lud z kwiatami spotyka3 nas - córka ksi1.ecia, Wdzieczna zbawcy, ze 3zami wpad3a w me objecia. Gdym przyby3 do Palermo, wiedziano z gazety, Palcami wskazywa3y mie wszystkie kobiety. Nawet wydrukowano o ca3em zdarzeniu Romans, gdzie wymieniony jestem po imieniu. Romans ma tytu3: Hrabia, czyli tajemnice Zamku Birbante-rokka. Czy s1 tu ciemnice W tym zamku?” - „S1 - rzek3 Klucznik - ogromne piwnice, Ale puste! Bo wino wypili Soplice”. „D.okejów - doda3 Hrabia - uzbroia we dworze, Z w3ooeci wezwaa wasalów!” „Lokajów? bron Bo.e! - Przerwa3 Gerwazy. - Czy to zajazd jest hultajstwem? Kto widzia3 zajazd robia z ch3opstwem i z lokajstwem? Mój Panie, na zajazdach nie znacie sie wcale; W1salów - co innego, zdadz1 sie w1sale. Nie we w3ooeci ich szukaa, ale po zaoeciankach: W Dobrzynie, w Rzezikowie, w Cietyczach, w R1bankach; Szlachta odwieczna, w której krew rycerska p3ynie; Wszyscy przychylni panów Horeszków rodzinie, Wszyscy nieprzyjaciele zabici Sopliców! Stamt1d zbiore ze trzystu w1satych szlachciców; To rzecz moja. Pan niechaj do pa3acu wraca I wyoepi sie, bo jutro bedzie wielka praca; Pan spaa lubi, ju. póYno, drugi kur ju. pieje; Ja tu bede pilnowaa zamku, a. rozdnieje, A ze s3oneczkiem stane w Dobrzynskim zaoecianku”. Na te s3owa pan Hrabia ust1pi3 z kru.ganku; Ale nim odszed3, spójrza3 przez otwór strzelnicy I widz1c oewiate3 mnóstwo w domostwie Soplicy: „Iluminujcie! - krzykn13. - Jutro o tej porze Bedzie jasno w tym zamku, ciemno w waszym dworze!” Gerwazy siad3 na ziemi, opar3 sie o oeciane I pochyli3 ku piersiom czo3o zadumane; OEwiat3ooea miesieczna pad3a na wierzch g3owy 3ysy, Gerwazy po nim kryoeli3 palcem ró.ne rysy; Widaa, .e przysz3ych wypraw snu3 plany wojenne. Cie.1 mu coraz bardziej powieki brzemienne, Bezw3adn1 kiwn13 szyj1, czu3, .e go sen bierze; Zacz13 wedle zwyczaju wieczorne pacierze. Lecz miedzy Ojczenaszem i Zdrowaoe Maryj1 Dziwne stane3y mary, t3ocz1 sie i wij1: Klucznik widzi Horeszki, swoje dawne pany, Ci nios1 karabele, drudzy buzdygany, Ka.dy groYnie spoziera i pokreca w1sa, Sk3ada sie karabel1, buzdyganem wstrz1sa - Za nimi jeden cichy, posepny cien mign13, Z krwaw1 na piersi plam1. Gerwazy sie wzdrygn13, Pozna3 Stolnika; zacz13 wko3o siebie .egnaa I a.eby tym pewniej straszne sny rozegnaa, Odmawia3 litanij1 o czyscowych duszach. Znowu wzrok mu sklei3 sie, zadzwoni3o w uszach - Widzi t3um szlachty konnej, b3yszcz1 karabele: Zajazd! zajazd Korelicz, i Rymsza na czele! I ogl1da sam siebie, jak na koniu siwym, Z podniesionym nad g3owe rapierem straszliwym Leci; rozpieta na wiatr szumi taratatka, Z lewego ucha spad3a w ty3 konfederatka; Leci, jezdnych i pieszych po drodze obala I na koniec Soplice w stodole podpala - Wtem cie.ka marzeniami na pieroe spad3a g3owa I tak usn13 ostatni Klucznik Horeszkowa. KSIEGA SZÓSTA ZAOECIANEK Treoea: Pierwsze ruchy wojenne zajazdu - Wyprawa Protazego - Robak z panem Sedzi1 radz1 o rzeczy publicznej - Dalszy ci1g wyprawy Protazego, bezskutecznej - Ustep o konopiach - Zaoecianek szlachecki Dobrzyn - Opisanie domostwa i osoby Maaka Dobrzynskiego. Nieznacznie z wilgotnego wykrada3 sie mroku OEwit bez rumienca, wiod1c dzien bez oewiat3a w oku. Dawno wszed3 dzien, a jeszcze ledwie jest widomy. Mg3a wisia3a nad ziemi1, jak strzecha ze s3omy Nad ubog1 Litwina chatk1; w stronie wschodu Widaa z bielszego nieco na niebie obwodu, —e s3once wsta3o, tedy ma zst1pia na ziemie, Lecz idzie nieweso3o i po drodze drzemie. Za przyk3adem niebieskim wszystko sie spóYni3o Na ziemi; byd3o poYno na pasze ruszy3o I zdyba3o zaj1ce przy póYnem oeniadaniu; One zwyk3y do gajów wracaa o oewitaniu, Dzioe, okryte tumanem, te mokrzyce chrupi1, Te, jamki w roli kopi1c, parami sie kupi1 I na wolnem powietrzu myoel1 u.ya wczasu; Ale przed byd3em musz1 powracaa do lasu. I w lasach cisza. Ptaszek zbudzony nie oepiewa, Otrz1sn13 pierze z rosy, tuli sie do drzewa, G3owe wciska w ramiona, oczy znowu mru.y I czeka s3onca. Kedyoe u brzegów ka3u.y Klekce bocian; na kopach siedz1 wrony zmok3e, Rozdziawiwszy sie ci1gn1 gawedy rozwlok3e, Obrzyd3e gospodarzom jako wró.by s3oty. Gospodarze ju. dawno wyszli do roboty. Ju. zacze3y .niwiarki sw1 piosnke zwyczajn1, Jak dzien s3otny ponur1, teskn1, jednostajn1, Tem smutniejsz1, .e dYwiek jej w mg3e bez echa wsi1ka; Chrz1sne3y sierpy w zbo.u, ozwa3a sie 31ka, Rz1d kosiarzy otawe siek1cych wci1. brz1ka, Pogwizduj1c piosenke; z koncem ka.dej zwrotki Staj1, ostrz1 .elezca i w takt kuj1 w m3otki. Ludzi we mgle nie widaa, tylko sierpy, kosy I pieoeni brzmi1 jak muzyk niewidzialnych g3osy. W oerodku na snopie zbo.a ekonom usiad3szy, Nudzi sie, kreci g3ow1, roboty nie patrzy, Pogl1da na gooeciniec, na drogi rozstajne, Kedy dzia3y sie jakieoe rzeczy nadzwyczajne. Na gooecincu i drogach od samego ranka Panuje ruch niezwyk3y; st1d ch3opska furmanka Skrzypi, lec1c jak poczta, st1d szlachecka bryka Czwa3em tarkocze, drug1 i trzeci1 spotyka; Z lewej drogi pos3aniec jak kuryjer goni, Z prawej przebieg3o w zawód kilkanaoecie koni, Wszyscy spiesz1, ku ró.nym kieruj1 sie stronom. Co to ma znaczya? Powsta3 ze snopa ekonom, Chcia3 przypatrzya sie, spytaa; d3ugo sta3 nad drog1, Daremnie wo3a3, nie móg3 zatrzymaa nikogo Ni poznaa we mgle. Jezdni migaj1 jak duchy, Tylko s3ychaa raz po raz tetent kopyt g3uchy I, co dziwniejsza jeszcze, szczekanie pa3aszy: Bardzo to ekonoma i cieszy, i straszy. Bo choa na Litwie by3o naonczas spokojnie, Dawno ju. wieoeci g3uche biega3y o wojnie, O Francuzach, D1browskim, o Napoleonie. Mia3y.by wojne wró.ya ci jezdzcy? te bronie? Ekonom pobieg3 wszystko Sedziemu powiedziea, Spodziewaj1c sie i sam czegooe sie dowiedziea. W Soplicowie domowi i gooecie, po k3ótni Wczorajszej wstali z siebie nieradzi i smutni. Pró.no Wojszczanka damy na kaba3e sprasza, Me.czyznom pró.no karty daj1 do mariasza: Nie chc1 bawia sie ni graa, siedz1 cicho w k1tkach, Me.czyYni pal1 lulki, kobiety przy pr1tkach; Nawet oepi1 muchy. Wojski, rzuciwszy 3opatke, Znudzony cisz1, idzie pomiedzy czeladke. Woli w kuchennej s3uchaa ochmistrzyni krzyków, GroYb i razów kucharza, ha3asu kuchcików; A. go powoli wprawi3 w przyjemne marzenie Ruch jednostajny ro.nów krec1cych pieczenie. Sedzia od rana pisa3, zamkn1wszy sie w izbie, WoYny od rana czeka3 pod oknem na przyzbie; Sedzia, skonczywszy pozew, Protazego wzywa, Skarge przeciw Hrabiemu g3ooeno odczytywa: O skrzywdzenie honoru, zel.ywe wyrazy, Zaoe przeciw Gerwazemu o gwa3ty i razy; Obudwu o przechwa3ki, o koszta z powodu Procesu - ci1gnie w rejestr taktowy do grodu. Pozew dzioe trzeba wreczya ustnie, oczywisto, Nim zajdzie s3once. WoYny z min1 uroczyst1 Wyci1gn13 s3uch i reke, skoro pozew zoczy3; Sta3 powa.nie, a rad by z radooeci podskoczy3. Na sam1 myoel procesu czu3, .e sie odm3odzi3: Wspomnia3 na dawne lata, gdy z pozwami chodzi3 Po guzy, ale razem po zap3aty hojne. Tak .o3nierz, który strawi3 .ycie tocz1c wojne, A na starooea w szpitalach spoczywa kaleki, Skoro us3yszy tr1be lub beben daleki, Chwyta sie z 3o.a, krzyczy przez sen: „Bij Moskala!” I na drewnianej nodze skacze ze szpitala Tak predko, .e go ledwie mo.e z3owia m3odzie.. Protazy oepieszy3 w3o.ya sw1 woYniensk1 odzie.. Przecie. .upana ani kontusza nie k3adzie, One s3u.1 ku wielkiej s1dowej paradzie; Na podró. ma strój inny: szerokie rajtuzy I kurte, której po3y, podpiete na guzy, Mo.na zakasaa albo spuoecia na kolana; Czapka z uszami, sznurkiem u wierzchu zwi1zana, Wznosi sie na pogode, spuszcza sie przed s3ot1. Tak ubrany, wzi13 pa3ke i ruszy3 piechot1. Bo woYni przed procesem, jak szpiegi przed bojem, Musz1 krya sie pod ró.n1 postaci1 i strojem. Dobrze zrobi3 Protazy, .e w droge pospieszy3, Bo nied3ugo by swoim pozwem sie nacieszy3. W Soplicowie zmieniano kampaniji plany. Do Sedziego wpad3 nagle Robak zadumany I rzek3: „Sedzio, to bieda nam z t1 pani1 ciotk1, Z t1 pani1 Telimen1, kokietk1 i trzpiotk1! Kiedy Zosia zosta3a dzieckiem w biednym stanie, Jacek j1 Telimenie da3 na wychowanie, S3ysz1c, .e jest osoba dobra, oewiat znaj1ca, A postrzegam, .e ona cooe tu nam zam1ca, Intryguje i pono Tadeuszka wabi; OEledze j1; albo mo.e bierze sie do Hrabi, Mo.e do obu razem. Obmyoelmy wiec oerodki, Jak sie jej pozbya, bo st1d mog1 urooea plotki, Z3y przyk3ad i pomiedzy m3okosami zwady, Które mog1 pomieszaa twe prawne uk3ady”. „Uk3ady? - krzykn13 Sedzia z niezwyk3ym zapa3em - Z uk3adów kwita, ju. je skonczy3em, zerwa3em”. „A to co? - przerwa3 Robak. - Gdzie rozum? gdzie g3owa? Co tu mi Wasze bajasz? jaka burda nowa?” „Nie z mej winy - rzek3 Sedzia. - Proces to wyjaoeni: Hrabia, pysza3ek, g3upiec, by3 przyczyn1 waoeni, I Gerwazy 3otr; lecz to do s1du nale.y. Szkoda, .eoe nie by3, Ksie.e, w zamku na wieczerzy, Pooewiadczy3byoe, jak Hrabia srodze mnie obrazi3”. „Po cooe Waoea - krzykn13 Robak - do tych ruin 3azi3? Wiesz, jak zamku nie cierpie; odt1d moja noga Tam nie postanie. Znowu k3ótnia! kara Boga! Jak.e tam by3o? powiedz; trzeba te rzecz zatrzea. Ju. mie znudzi3o wreszcie na tyle g3upstw patrzea. Wa.niejsze ja mam sprawy ni. godzia pieniaczy, Ale jeszcze raz zgodze”. „Zgodzia? Có. to znaczy! A idY.e mi Waoea wreszcie z t1 zgod1 do licha! - Przerwa3 Sedzia, tupn1wszy nog1. - Patrzcie mnicha! —e go przyjmuje grzecznie, chce mnie za nos wodzia. Wiedz Wasze, .e Soplice nie zwykli sie godzia; Gdy pozw1, musz1 wygraa: nieraz w ich imieniu Trwa3 proces, a. wygrali w szóstym pokoleniu. Dosya zrobi3em g3upstwa, z porady Waszeci, Zwo3uj1c podkomorskie s1dy po raz trzeci. Od dzisiaj nie ma zgody; nie ma, nie ma, nie ma! (I krzycz1c chodzi3, tupa3 nogami obiema). Prócz tego za wczorajszy niegrzeczny uczynek Musi mnie deprekowaa, albo pojedynek!” „Ale, Sedzio, có. bedzie, jak sie Jacek dowie? Wszak on umrze z rozpaczy! Czyli. Soplicowie Nie nabroili jeszcze w tym zamku dooea z3ego! Bracie! wspominaa nie chce wypadku strasznego. Wiesz tak.e, .e czeoea gruntów od zamku dziedzica Zabra3a i Soplicom da3a Targowica. Jacek za grzech .a3uj1c, musia3 by3 oelubowaa Pod absolucj1 dobra te restytuowaa. Wzi13 wiec Zosie, Horeszków dziedziczke ubog1, Hodowaa, wychowanie jej op3aca3 drogo. Chcia3 j1 Tadeuszkowi swojemu wyswataa I tak dwa poró.nione domy znowu zbrataa, I dziedziczce bez wstydu ust1pia grabie.y”. „Lecz có. to? - krzykn13 Sedzia - co do mnie nale.y? Ja sie nie zna3em, nawet nie widzia3em z Jackiem; Ledwiem s3ysza3 o jego .yciu hajdamackiem, Siedz1c wtenczas retorem w jezuickiej szkole, Potem u wojewody s3u.1c za pachole. Dano mi dobra, wzi13em; kaza3 przyj1a Zosie, Przyj13em, hodowa3em, myoele o jej losie. Dooea mnie nudzi ta ca3a historyja babia! A potem, czego. jeszcze wlaz3 mi tu ten Hrabia? Z jakim prawem do zamku? Wszak wiesz, przyjacielu, On Horeszkom dziesi1ta woda na kisielu! I ma mnie l.ya? a ja go zapraszaa do zgody!” „Bracie! - rzek3 ksi1dz - wa.ne s1 do tego powody. Pamietasz, .e Jacek chcia3 do wojska s3aa syna, Potem w Litwie zostawi3: có. w tym za przyczyna? Oto w domu Ojczyznie potrzebniejszy bedzie. S3ysza3eoe pewnie, o czem ju. gadaj1 wszedzie, O czem ja wiadomostki przynosi3em nieraz: Teraz czas ju. powiedziea wszystko, czas ju. teraz! Wa.ne rzeczy, mój bracie! Wojna tu. nad nami! Wojna o Polske! bracie! Bedziem Polakami! Wojna niechybna! Kiedy z poselstwem tajemnem Tu bieg3em, wojsk forpoczty ju. sta3y nad Niemnem; Napoleon ju. zbiera armije ogromn1, Jakiej cz3owiek nie widzia3 i dzieje nie pomn1; Obok Francuzów ci1gnie polskie wojsko ca3e, Nasz Józef, nasz D1browski, nasze or3y bia3e! Ju. s1 w drodze, na pierwszy znak Napoleona Przejd1 Niemen i - bracie! Ojczyzna wskrzeszona!” Sedzia, s3uchaj1c, z wolna okulary sk3ada3 I wpatruj1c sie mocno w Ksiedza, nic nie gada3, Westchn13 g3eboko, w oczach 3zy sie zakreci3y... Wreszcie porwa3 za szyje Ksiedza z ca3ej si3y: „Mój Robaku! - wo3aj1c - czy to tylko prawda? Mój Robaku! - powtarza3 - czy to tylko prawda? Ile. razy zwodzono! Pamietasz? gadali: Napoleon ju. idzie! i my ju. czekali! Gadano: ju. w Koronie, ju. Prusaka pobi3, Wkracza do nas! A on - co? Pokój w Tyl.y zrobi3! Czy tylko prawda? Czy ty nie zwodzisz sam siebie?” „Prawda - zawo3a3 Robak - jak Pan Bóg na niebie!” „B3ogos3awione. niechaj bed1 usta, które To zwiastuj1! - rzek3 Sedzia wznosz1c rece w góre. - Nie po.a3ujesz twego poselstwa, Robaku, Nie po.a3uje klasztor; dwieoecie owiec z braku Daje na klasztor. Ksie.e, tyoe sie wczora pali3 Do mojego kasztanka i gniadosza chwali3, Dzioe zaraz w twym kwestarskim wozie pójd1 oba; Dzioe prooe mnie, o co zechcesz, co ci sie podoba, Nie odmówie! Lecz o tym interesie ca3ym Z Hrabi1, daj pokój; skrzywdzi3 mnie, ju. zapozwa3em, Czy. wypada...” Za3ama3 rece Ksi1dz zdziwiony. Wlepiwszy oczy w Sedzie, ruszywszy ramiony, Rzek3: „To gdy Napoleon wolnooea Litwie niesie, Gdy oewiat dr.y ca3y, to ty myoelisz o procesie? I jeszcze. po tem wszystkim, com tobie powiedzia3, Bedziesz spokojnie, rece za3o.ywszy, siedzia3, Gdy dzia3aa trzeba!” -„Dzia3aa? Có.?” - Sedzia zapyta3. „Jeszczeoe - rzek3 Robak - z oczu moich nie wyczyta3? Jeszcze serce nic tobie nie gada? Ach, bracie! Jeoeli Soplicowskiej krwi krople w .y3ach macie, Uwa. tylko: Francuzi uderzaj1 z przodu?... A gdyby z ty3u zrobia powstanie narodu? Co myoelisz? Niech no Pogon zar.y, niech na —mudzi NiedYwiedY ryknie! Ach, gdyby jakie tysi1c ludzi, Gdyby choa pieaset z ty3u na Moskwe natar3o, Powstanie jako po.ar wko3o rozpostar3o, Gdybyoemy my, nabrawszy Moskwie harmat, znaków, Zwyciezcy szli powitaa wybawców rodaków? Ci1gniemy! Napoleon widz1c nasze lance Pyta: <> My krzyczym: <> Pyta: <> - <> Ach, któ. by potem pisn1a oemia3 o Targowicy? Bracie, póki Ponarom staa, Niemnowi p3yn1a, Póty w Litwie Sopliców imieniowi s3yn1a; Wnuków, prawnuków bedzie Jagie33ów stolica Wskazywaa palcem, mówi1c: oto jest Soplica, Z tych Sopliców, co pierwsi zrobili powstanie!” A na to Sedzia: „Mniejsza o ludzkie gadanie; Nigdy nie dba3em bardzo o pochwa3y oewiata, Bóg oewiadkiem, .em nie winien grzechów mego brata; W polityke jam nigdy bardzo sie nie wdawa3, Urzeduj1c i orz1c mojej ziemi kawa3; Lecz jestem szlachcic, rad bym plame domu zmazaa, Jestem Polak, dla kraju rad bym cooe dokazaa, Choa dusze oddaa. W szable nie by3em zbyt tegi, Wszak.e bierali ludzie i ode mnie ciegi; Wie oewiat, .e w czasie polskich ostatnich sejmików Wyzwa3em i zrani3em dwoch braci Buzwików, Którzy... Ale to mniejsza. Jak.e Wasze myoeli? Czy potrzeba, .ebyoemy zaraz w pole wyszli? Strzelców zebraa - rzecz 3atwa; prochu mam dostatek, W plebaniji u ksiedza jest kilka armatek; Przypominam, i. Jankiel mówi3, i. u siebie Ma groty do lanc, .e je moge wzi1a w potrzebie; Te groty przywióz3 w pakach gotowych z Królewca Pod sekretem; weYmiem je, zaraz zrobim drzewca, Szabel nam nie zabraknie, szlachta na kon wsiedzie, Ja z synowcem na czele i? - jakooe to bedzie !” „O polska krwi!” - zawo3a3 Bernardyn wzruszony, Z otwartemi skoczywszy na Sedzie ramiony. - „Prawe dziecie Sopliców! Tobie Bóg przeznacza Oczyoecia grzechy brata twojego, tu3acza; Zawszem ciebie szanowa3, ale od tej chwili Kocham cie, jak gdybyoemy braci1 sobie byli! Przygotujemy wszystko, lecz wyjoea nie czas jeszcze; Ja sam wyznacze miejsce i czas wam obwieszcze. Wiem, .e car wys3a3 gonców do Napoleona Prosia o pokój; wojna nie jest og3oszona; Lecz ksi1.e Józef s3ysza3 od pana Biniona, Francuza; co nale.y do cesarskiej rady, —e sie na niczem skoncz1 wszystkie te uk3ady, —e bedzie wojna. Ksi1.e wys3a3 mnie na zwiady Z rozkazem, .eby byli Litwini gotowi Dowieoea przychodz1cemu Napoleonowi, —e chc1 z31czya sie znowu z siostr1 sw1, Koron1, I .1daj1, a.eby Polske przywrócono. Tymczasem bracie, z Hrabi1 trzeba przyjoea do zgody; Jest to dziwak, fantastyk troche, ale m3ody, Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki; W rewolucyjach bardzo potrzebne dziwaki, Wiem z dooewiadczenia; nawet g3upi sie przydadz1, Byle tylko poczciwi i pod m1drych w3adz1. Hrabia pan, ma u szlachty wielkie zachowanie; Ca3y powiat ruszy sie, jeoeli on powstanie; Znaj1c jego maj1tek, ka.dy szlachcic powie: Musi to bya rzecz pewna, gdy z ni1 s1 panowie. Biege do niego zaraz”. „Niech sie pierwszy zg3osi - Rzek3 Sedzia - niech przyjedzie tu, mnie niech przeprosi; Wszak jestem starszy wiekiem, jestem na urzedzie! Co sie tycze procesu, s1d arbitrów bedzie...” Bernardyn trzasn13 drzwiami. „No, szczeoeliwa droga!” - Rzek3 Sedzia. Ksi1dz wpad3 w powóz stoj1cy u proga, Tnie biczem konie, 3echce lejcami po bokach; Furkne3a ka3amaszka, ginie w mg3y ob3okach, Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury Wznosi sie nad tumany jako sep nad chmury. WoYny ju. dawniej wyszed3 ku domowi Hrabi. Jak lis bywalec, gdy go won s3oniny wabi, Bie.y ku niej, a strzelców zna fortele skryte, Bie.y, staje, przysiada coraz, wznosi kite I wiatr ni1 jak wachlarzem ku swym nozdrzom tuli, Pyta wiatru, czy strzelcy jad3a nie zatruli: Protazy zeszed3 z drogi i wzd3u. siano.eci Kr1.y oko3o domu: pa3ke w reku kreci, Udaje, .e obaczy3 kedyoe byd3o w szkodzie; Tak zrecznie lawiruj1c stan13 przy ogrodzie; Schyli3 sie, bie.y, rzek3byoe, i. derkacza tropi, A. nagle skoczy3 przez p3ot i wpad3 do konopi. W tej zielonej, pachn1cej i gestej krzewinie, Ko3o domu, jest pewny przytu3ek zwierzynie I ludziom. Nieraz zaj1c zdybany w kapuoecie Skacze skrya sie w konopiach bezpieczniej ni. w chruoecie, Bo go dla gestwi ziela ani chart nie zgoni, Ani ogar wywietrzy dla zbyt tegiej woni. W konopiach cz3owiek dworski, uchodz1c kanczuka Lub pieoeci, siedzi cicho, a. sie pan wyfuka. I nawet czesto zbiegli od rekruta ch3opi, Gdy ich rz1d oeledzi w lasach, siedz1 oeród konopi. I st1d w czasie bitew, zajazdów, tradowan Obie strony nie szczedz1 wielkich usi3owan, A.eby stanowisko zaj1a konopiane, Które z przodu ci1gnie sie a. pod dworsk1 oeciane, A z ty3u, pospolicie stykaj1c sie z chmielem, Kryje atak i odwrót przed nieprzyjacielem. Protazy, choa cz3ek oemia3y, uczu3 nieco strachu, Bo przypomnia3 z samego rooeliny zapachu Ró.ne swoje dawniejsze woYnienskie przypadki, Jedne po drugich, bior1c konopie na oewiadki: Jako raz zapozwany szlachcic z Telsz, Dzindolet, Rozkaza3 mu, opar3szy o piersi pistolet, WleYa pod stó3 i ów pozew psim g3osem odszczekaa, —e WoYny musia3 co tchu w konopie uciekaa. Jak póYniej Wo3odkowicz, pan dumny, zuchwa3y, Co rozpedza3 sejmiki, gwa3ci3 trybuna3y, Przyj1wszy urzedowy pozew, zdar3 na sztuki I postawiwszy przy drzwiach z kijami hajduki, Sam nad WoYnego g3ow1 trzyma3 go3y rapier, Krzycz1c: „Albo cie zetne, albo zjedz twój papier!” WoYny niby jeoea zacz13, jak cz3owiek roztropny, A. skrad3szy sie do okna, wpad3 w ogród konopny. Wprawdzie ju. wtenczas w Litwie nie by3o zwyczajem Opedzaa sie od pozwów szabl1 lub nahajem I ledwie woYny czasem us3ysza3 3ajanie, Ale Protazy o tej obyczajów zmianie Wiedziea nie móg3, bo dawno ju. pozwów nie nasza3. Choa zawsze gotów, choa sie Sedziemu sam wprasza3, Sedzia dot1d, przez winny wzgl1d na lata stare, Odmawia3 jego prooebom; dzioe przyj13 ofiare Dla nagl1cej potrzeby. WoYny patrzy, czuwa - Cicho wszedzie - w konopie z wolna rece wsuwa I rozchylaj1c gestwe badylów, w jarzynie Jako rybak pod wod1 nurkuj1cy p3ynie; Wzniós3 g3owe - cicho wszedzie - do okien sie skrada - Cicho wszedzie - przez okna g31b pa3acu bada - Pusto wszedzie. - Na ganek wchodzi nie bez strachu, Odmyka klamke - pusto jak w zakletym gmachu; Dobywa pozew, czyta g3ooeno ooewiadczenie. A wtem us3ysza3 tarkot, uczu3 serca dr.enie, Chcia3 uciec, gdy ode drzwi zasz3a mu osoba - Szczeoeciem znajoma! Robak! Zdziwili sie oba. Widno, .e Hrabia kedyoe ruszy3 z ca3ym dworem I bardzo spieszy3, bo drzwi zostawi3 otworem. Widaa, .e sie uzbraja3; le.a3y dwórurki I sztucce na pod3odze, dalej sztenfle, kurki I narzedzia oelusarskie, któremi rynsztunki Poprawiano; proch, papier: robiono 3adunki. Czy Hrabia z ca3ym dworem wyjecha3 na 3owy? Ale po co. bron reczna? Tu szabla bez g3owy Zardzewia3a, tam le.y szpada bez temlaku: Zapewne wybierano ore. z tego braku I poruszono nawet stare broni sk3ady. Robak obejrza3 pilnie rusznice i szpady, A potem do folwarku wybra3 sie na zwiady, Szukaj1c s3ug, .eby sie rozpytaa o Hrabie; W pustym folwarku ledwie wynalaz3 dwie babie, Od których s3yszy, .e pan i dworska dru.yna Ruszyli t3umnie, zbrojnie - drog1 do Dobrzyna. S3ynie szeroko w Litwie Dobrzynski zaoecianek Mestwem swoich szlachciców, pieknooeci1 szlachcianek. Niegdyoe mo.ny i ludny; bo gdy król Jan Trzeci Obwo3a3 pospolite ruszenie przez wici, Chor1.y województwa z samego Dobrzyna Przywiód3 mu szeoeaset zbrojnej szlachty. Dzioe rodzina Zmniejszona, zubo.a3a; dawniej w panskich dworach Lub wojsku, na zajazdach, sejmikowych zborach, Zwykli byli Dobrzynscy .ya o 3atwym chlebie. Teraz zmuszeni sami pracowaa na siebie Jako zacie.ne ch3opstwo! Tylko .e siermiegi Nie nosz1, lecz kapoty bia3e w czarne pregi, A w niedziele kontusze. Strój tak.e szlachcianek Najubo.szych ró.ni sie od ch3opskich katanek: Zwykle chodz1 w drylichach albo perkaliczkach, Byd3o pas1 nie w 3apciach z kory, lecz w trzewiczkach, I .n1 zbo.e, a nawet przed1 - w rekawiczkach. Ró.nili sie Dobrzynscy miedzy Litw1 braci1 Jezykiem swoim tudzie. wzrostem i postaci1. Czysta krew lacka, wszyscy mieli czarne w3osy, Wysokie czo3a, czarne oczy, orle nosy; Z Dobrzynskiej Ziemi ród swój staro.ytny wiedli. A choa od lat czterystu na Litwie osiedli, Zachowali mazursk1 mowe i zwyczaje. JeYli który z nich dziecku imie na chrzcie daje, Zawsze zwyk3 za patrona braa Koronijasza: OEwietego Bart3omieja albo Matyjasza. Tak syn Macieja zawzdy zwa3 sie Bart3omiejem, A znowu Bart3omieja syn zwa3 sie Maciejem; Kobiety wszystkie chrzczono Kachny lub Maryny. By rozeznaa sie wpooeród takiej mieszaniny, Brali ró.ne przydomki, od jakiej zalety Lub wady, tak me.czyYni, jako i kobiety. Me.czyznom czasem kilka dawano przydomków Na znak pogardy albo szacunku spó3ziomków; Czasem jeden.e szlachcic inaczej w Dobrzynie, A pod innym nazwiskiem u s1siadów s3ynie. Dobrzynskich naoeladuj1c, inna szlachta bliska Bra3a równie. przydomki, zwane i m i o n i s k a. Teraz ich ka.da prawie u.ywa rodzina, A rzadki wie, i. maj1 pocz1tek z Dobrzyna; I by3y tam potrzebne, kiedy w reszcie kraju G3upim naoeladownictwem wesz3y do zwyczaju. Wiec Matyjasz Dobrzynski, który sta3 na czele Ca3ej rodziny, zwan by3 K u r k i e m n a k o oe c i e l e. Potem z siedemset dziewieadziesi1t czwartym rokiem Odmieniwszy przydomek, ochrzci3 sie Z a b o k i e m; To. K r ó 1 i k i e m Dobrzynscy mianuj1 go sami, A Litwini nazwali M a a k i e m n a d M a a k a m i. Jak on nad Dobrzynskimi, dom jego nad sio3em Panowa3, stoj1c miedzy karczm1 i kooecio3em. Widaa rzadko zwiedzany, mieszka w nim ho3ota, Bo brama sterczy bez wrot, ogrody bez p3ota, Nie zasiane, na grzedach ju. poros3y brzozki; Przecie. ten folwark zda3 sie bya stolic1 wioski, I. kszta3tniejszy od innych chat, bardziej rozleg3y, I praw1 strone, gdzie jest oewietlica, mia3 z ceg3y. Obok lamus, spichrz, gumno, obora i stajnie, Wszystko w kupie, jak bywa u szlachty zwyczajnie. Wszystko nadzwyczaj stare, zgni3e; domu dachy OEwieci3y sie, jak gdyby od zielonej blachy, Od mchu i trawy, która buja jak na 31ce. Po strzechach gumien - niby ogrody wisz1ce Ró.nych rooelin: pokrzywa i krokos czerwony, —ó3ta dziewanna, szczyru barwiste ogony, Gniazda ptastwa ró.nego, w strychach go3ebniki, W oknach gniazda jaskó3cze, u progu króliki Bia3e skacz1 i ryj1 w niedeptanej darni. S3owem, dwór na kszta3t klatki albo królikarni. A dawniej by3 obronny! Pe3no wszedzie oeladów, —e wielkich i .e czestych doznawa3 napadów. Pod bram1 dot1d w trawie, jak dziecieca g3owa Wielka, le.a3a kula .elazna dzia3owa Od czasów szwedzkich; niegdyoe skrzyd3o wrót otwarte Bywa3o o te kule jak o g3az oparte. Na dziedzincu spomiedzy pio3unu i chwastu Wznosz1 sie stare szczety krzy.ów kilkunastu Na ziemi nieoewieconej; znak, .e tu chowano Poleg3ych oemierci1 nag31 i niespodziewan1. Kto by uwa.a3 z bliska lamus, spichrz i chate, Ujrzy oeciany od ziemi do szczytu pstrokate Niby rojem owadów czarnych; w ka.dej plamie Siedzi we oerodku kula jak trzmiel w ziemnej jamie. U drzwi domostwa wszystkie klamki, awieki, haki, Albo uciete, albo nosz1 szabel znaki: Pewnie tu probowano hartu zygmuntówek, Któremi mo.na oemia3o awieki obci1a z g3ówek Lub hak przer.n1a, w brzeszczocie nie zrobiwszy szczerby. Nade drzwiami Dobrzynskich widne by3y herby; Lecz armature - serów zas3oni3y pu3ki I zasklepi3y gesto gniazdami jaskó3ki. Wewn1trz samego domu, w stajni i wozowni, Pe3no znajdziesz rynsztunków, jak w starej zbrojowni. Pod dachem wisz1 cztery ogromne szyszaki, Ozdoby czó3 marsowych: dzioe Wenery ptaki, Go3ebie, w nich gruchaj1c karmi1 swe piskleta. W stajni kolczuga wielka nad .3obem rozpieta I pieroecieniasty pancerz s3u.1 za drabine, W któr1 ch3opiec zarzuca Yrebcom dziecieline. W kuchni kilka rapierów kucharka bezbo.na Odhartowa3a, k3ad1c je w piec zamiast ro.na; Bunczukiem, 3upem z Wiednia, otrzepywa .arna: S3owem, wygna3a Marsa Ceres gospodarna I panuje z Pomon1, Flor1 i Wertumnem Nad Dobrzynskiego domem, stodo31 i gumnem. Ale dzioe musz1 znowu ust1pia boginie: Mars powraca. O oewicie zjawi3 sie w Dobrzynie Konny pos3aniec; biega od chaty do chaty, Budzi jak na panszczyzne; wstaj1 szlachta braty, Nape3niaj1 sie ci.b1 zaoecianku ulice, S3ychaa krzyk w karczmie, widaa w plebaniji oewiéce; Bieg1; jeden drugiego pyta, co to znaczy, Starzy sk3adaj1 rade, m3ódY konie kulbaczy, Kobiety zatrzymuj1, ch3opcy sie szamoc1, Rw1 sie biec, bia sie, ale nie wiedz1, z kim, o co? Musz1 chc1c nie chc1c zostaa. W mieszkaniu plebana Trwa rada d3uga, t3umna, strasznie zamieszana, A. nie mog1c zdan zgodzia, na koniec stanowi Prze3o.ya ca31 sprawe ojcu Maciejowi. Siedemdziesi1t dwa lat liczy3 Maciej, starzec dziarski, Niskiego wzrostu, dawny konfederat barski. Pamietaj1 i swoi, i nieprzyjaciele Jego damaskowan1 krzyw1 karabele, Któr1 piki i sztyki rzeza3 na kszta3t sieczki I której .artem skromne da3 imie R ó z e c z k i. Z konfederata sta3 sie stronnikiem królewskim I trzyma3 z Tyzenhauzem, podskarbim litewskim; Lecz gdy król w Targowicy przyj13 uczestnictwo, Maciej opuoeci3 znowu królewskie stronnictwo, I st1d to, .e przechodzi3 partyi tak wiele, Nazywany by3 dawniej K u r k i e m n a k o oe c i e l e, —e jak kurek za wiatrem chor1giewke zwraca3. Przyczyne zmian tak czestych na pró.no byoe maca3: Mo.e Maciej zbyt wojne lubi3; zwycie.ony W jednej stronie, znów bitwy szuka3 z drugiej strony? Mo.e, bystry polityk, duch czasu zbadywa3 I tam szed3, gdzie Ojczyzny dobro upatrywa3? Kto wie! To pewna, .e go nigdy nie uwiod3y Ani chea osobistej chwa3y, ni zysk pod3y, I .e nigdy z moskiewsk1 partyj1 nie trzyma3; Na sam widok Moskala pieni3 sie i z.yma3. By nie spotkaa Moskala, po kraju zaborze Siedzia3 w domu, jak niedYwiedY, gdy ssie 3ape w borze. Ostatni raz wojowa3, poszed3szy z Oginskim Do Wilna, gdzie s3u.yli oba pod Jasinskim. I tam z Rózeczk1 cudów dokaza3 odwagi. Wiadomo, .e sam jeden skoczy3 z wa3ów Pragi Bronia pana Pocieja, który, odbie.any Na placu boju, dosta3 dwadzieoecia trzy rany. Myoelano d3ugo w Litwie, .e obu zabito; Wrócili oba, ka.dy pok3uty jak sito. Pan Pociej, zacny cz3owiek, chcia3 zaraz po wojnie Obronce Dobrzynskiego wynagrodzia hojnie, Dawa3 mu folwark pieciu dymów w do.ywocie I wyznaczy3 mu rocznie tysi1c z3otych w z3ocie. Lecz Dobrzynski odpisa3: „Niech Pociej Macieja, A nie Maciej Pocieja ma za dobrodzieja”. Odmówi3 wiec folwarku i nie przyj13 p3acy; Sam wróciwszy do domu, .y3 z w3asnej r1k pracy, Sprawuj1c ule dla pszczó3, lekarstwa dla byd3a, Szl1c na targ kuropatwy, które 3owi3 w sid3a, I poluj1c na zwierza. By3o dooea w Dobrzynie Starych ludzi roztropnych, którzy po 3acinie Umieli i w palestrze awiczyli sie z m3odu; By3o dooea majetniejszych; a z ca3ego rodu Maciek, prostak ubogi, by3 najwiecej czczony, Nie tylko jako rebacz Rózeczk1 ws3awiony, Lecz jako cz3ek m1drego i pewnego zdania, Znaj1cy dzieje kraju, rodziny podania, Zarówno oewiadom prawa, jak i gospodarstwa. Wiedzia3 tak.e sekreta strzelców i lekarstwa, Przyznawano mu nawet (czemu pleban przeczy) Wiadomooea nadzwyczajnych i nadludzkich rzeczy. To pewna, .e powietrza zmiany zna dok3adnie I czeoeciej ni. kalendarz gospodarski zgadnie. Nie dziw tedy, .e czy to siejbe rozpoczynaa, Czy wiciny wyprawiaa, czy zbo.e za.ynaa, Czy procesowaa, czyli zawieraa uk3ady, Nie dzia3o sie w Dobrzynie nic bez Maaka rady. Wp3ywu takiego starzec bynajmniej nie szuka3, Owszem, chcia3 sie go pozbya, klijentów swych fuka3 I najczeoeciej wypycha3 milczkiem za drzwi domu, Rady rzadko udziela3 i nie lada komu, Ledwie w niezmiernie wa.nych sporach lub umowach Pytany wyrzek3 zdanie, i w niewielu s3owach. Myoelano, .e dzisiejszej podejmie sie sprawy I stanie sw1 osob1 na czele wyprawy; Bo bijatyke lubi3 niezmiernie za m3odu I by3 nieprzyjacielem moskiewskiego rodu. W3aoenie staruszek chodzi3 po samotnym dworze, Nuc1c piosenke: „Kiedy ranne wstaj1 zorze”, Rad, .e sie wypogadza; mg3a nie sz3a do góry, Jak sie dziaa zwyk3o, kiedy zbieraj1 sie chmury, Ale coraz spada3a; wiatr rozwin13 d3onie I mg3e muska3, wyg3adza3, rozoecie3a3 na b3onie; Tymczasem s3onko z góry tysi1cem promieni T3o przetyka, posrebrza, wyz3aca, rumieni. Jak para mistrzów w S3ucku lity pas wyrabia: Dziewica, siedz1c w dole, krooeny ujedwabia I t3o rek1 wyg3adza, tymczasem tkacz z góry Zrzuca jej nitki srebra, z3ota i purpury, Tworz1c barwy i kwiaty - tak dzioe ziemie ca31 Wiatr tumanami osnu3, a s3once dzier.ga3o. Maciej ogrza3 sie s3oncem, zakonczy3 pacierze I ju. sie do swojego gospodarstwa bierze. Wyniós3 traw, lioecia; usiad3 przed domem i oewisn13: Na ten oewist rój królików spod ziemi wytrysn13. Jako narcyzy nagle wykwit3e nad trawe, Biel1 sie d3ugie s3uchy; pod nimi jaskrawe Przeoewiecaj1 sie oczki jak krwawe rubiny Gesto wszyte w aksamit zielonej darniny. Ju. króliki na 3apkach stoj1, ka.dy s3ucha, Patrzy, na koniec ca3a trzódka bia3opucha Bie.y do starca, lioeami kapusty znecona, Do nóg mu, na kolana skacze, na ramiona; On, sam bia3y jak królik, lubi ich gromadzia Wko3o siebie i rek1 ciep3y ich puch g3adzia, A drug1 rek1 z czapki proso w trawe miota Dla wróblów; spada z dachów krzykliwa ho3ota. Gdy sie staruszek bawi3 widokiem biesiady, Nagle króliki znik3y w ziemi, a gromady Wróblów na dach uciek3y przed gooeami nowymi, Którzy szli do folwarku krokami predkiémi. Byli to z plebaniji przez szlachty gromade Pos3owie wyprawieni do Maaka po rade. Z dala witaj1c starca niskiemi uk3ony, Rzekli: „Niech bedzie Jezus Chrystus pochwalony”. „Na wieki wieków, amen” - starzec odpowiedzia3, A gdy sie o wa.nooeci poselstwa dowiedzia3, Prosi do chaty; weszli, zasiadaj1 3awe, Pierwszy z pos3ów sta3 w oerodku i j13 zdawaa sprawe. Tymczasem szlachty coraz geoeciej przybywa3o. Dobrzynscy prawie wszyscy; s1siadów niema3o Z okolicznych zaoecianków, zbrojni i bezbronni, W ka3amaszkach i bryczkach, i piesi, i konni, Stawi1 wozy, podjezdki do brzezinek wi1.1, Ciekawi skutku narad ko3o domu kr1.1: Ju. izbe nape3nili, kupi1 sie do sieni; Inni s3uchaj1, w okna g3owami wcioenieni. KSIEGA SIÓDMA RADA Treoea: Zbawienne rady Bartka, zwanego Prusak - G3os .o3nierski Maaka Chrzciciela - G3os polityczny pana Buchmana - Jankiel radzi ku zgodzie, któr1 Scyzoryk rozcina - Rzecz Gerwazego, z której okazuj1 sie wielkie skutki wymowy sejmowej - Protestacja starego Maaka - Nag3e przybycie posi3ków wojennych zrywa narade - Hej.e na Soplice! Z kolei Bartek pose3 rzecz sw1 wyprowadza3; Ten, .e czesto na strugach do Królewca chadza3, Nazwany by3 Prusakiem od swych spó3rodaków Przez .art, bo nienawidzi3 okropnie Prusaków, Choa lubi3 o nich gadaa; cz3ek podesz3y w lata, W podró.ach swych dalekich wiele zwiedzi3 oewiata; Gazet pilny czytelnik, polityki oewiadom, Móg3 wiec niema3o oewiat3a udzielia obradom. Ten tak rzecz konczy3: „Nie jest to, Panie Macieju, Bracie mój, a nas wszystkich Ojcze Dobrodzieju, Nie jest to marna pomoc. Ja bym na Francuzów Spuoeci3 sie w czasie wojny jak na czterech tuzów: Lud bitny, a od czasów pana Tadeusza Kooeciuszki oewiat takiego nie mia3 genijusza Wojennego jak wielki Cesarz Bonaparte. Pamietam, kiedy przeszli Francuzi przez Warte, Bawi3em za granic1 wtenczas, w roku Panskim Tysi1cznym osimsetnym szóstym; w3aoenie z Gdanskiem Handlowa3em, a krewnych mam wielu w Poznanskiem. JeYdzi3em ich odwiedzia; wiec z panem Józefem Grabowskim, który teraz jest rejmentu szefem, A podówczas .y3 na wsi blisko Obiezierza, Polowalioemy sobie na ma3ego Ywierza. By3 pokój w Wielko - Polszcze, jak teraz na Litwie; Wtem nagle rozesz3a sie wieoea o strasznej bitwie; Przybieg3 do nas pos3aniec od pana Todwena, Grabowski list przeczyta3, krzykn13: <> Ja, z konia zsiad3szy, zaraz pad3em na kolana, Dziekuj1c Panu Bogu. Do miasta jedziemy Niby dla interesu, niby nic nie wiemy, A. tu widzimy: wszystkie landraty, hofraty, Komisarze i wszystkie podobne psubraty K3aniaj1 sie nam nisko; ka.dy dr.y, blednieje, Jako owad prusaczy, gdy wrz1tkiem kto zleje. My oemiej1c sie, tr1c rece, prosim uni.enie O nowinki? pytamy, co s3ychaa o Jenie? Tu ich strach zdj13, dziwi1 sie, .e o klesce owej Ju. wiemy; krzycz1 Niemcy: <> Spuoeciwszy nos, do domów, z domów dalej w nogi - O, to by3 rwetes! Wszystkie wielkopolskie drogi Pe3ne uciekaj1cych; niemczyska jak mrowie Pe3zn1, ci1gn1 pojazdy, które lud tam zowie Wageny i fornalki; me.czyYni, kobiety, Z fajkami, z imbryczkami, wlek1 pud3a, bety; Drapi1, jak mog1; a my milczkiem wchodzim w rade: Hej.e na kon, pomieszaa Niemcom rejterade! Nu. landratom t3uc w karki, z hofratów drzea schaby, A herów oficerów 3owia za harcaby - A jenera3 D1browski wpada do Poznania I cesarski przynosi rozkaz: do powstania! W tydzien jeden - tak lud nasz Prusaków wych3osta3 I wygna3, na lekarstwo Niemca byoe nie dosta3! Gdyby sie tak obrócia i gracko, i raYnie, I u nas w Litwie sprawia Moskwie tak1 3aYnie? He? co myoelisz, Macieju? Jeoeli z Bonapartem Moskwa drze koty, to on wojuje nie .artem: Bohater pierwszy w oewiecie, a wojsk ma bez liku! He, có. myoelisz, Macieju, nasz ojcze Króliku?” Skonczy3. Czekaj1 wszyscy Macieja wyroku. Maciej g3owy nie ruszy3 ani podniós3 wzroku, Tylko rek1 kilkakroa uderzy3 po boku, Jak gdyby szabli szuka3 (od zaboru kraju Szabli nie nosi3; przecie. z dawnego zwyczaju Na wspomnienie Moskala zawsze reke zwraca3 Na lewy bok, zapewne Rózeczki swej maca3; I st1d by3 nazywany powszechnie Zabokiem). Ju. wzniós3 g3owe, s3uchaj1 w milczeniu g3ebokiem. Maciej oczekiwanie powszechne omyli3, Nachmurzy3 brwi i znowu g3owe na pieroe schyli3. Na koniec odezwa3 sie, z wolna ka.de s3owo Wymawiaj1c z przyciskiem, a w takt kiwa3 g3ow1: „Cicho! sk1d.e ta ca3a nowina pochodzi? Jak daleko Francuzi? Kto nimi dowodzi? Czy ju. wojne zaczeli z Moskw1? gdzie i o co? Któredy maj1 ci1gn1a? z jak1 id1 moc1? Wiele piechoty, jazdy? Kto wie, niechaj gada!” Milcza3a, patrz1c na sie kolejno, gromada. „Radzi3bym - rzecze Prusak - czekaa bernardyna Robaka, bo od niego pochodzi nowina; Tymczasem pos3aa pewnych szpiegów nad granice I po cichu uzbrajaa ca31 okolice, A tymczasem ostro.nie ca31 rzecz prowadzia, Aby Moskalom naszych zamiarów nie zdradzia”. He! czekaa? szczekaa? zwlekaa? - przerwa3 Maciej drugi, Ochrzczony Kropicielem od wielkiej maczugi, Któr1 zwa3 Kropide3kiem; mia3 j1 dzioe przy sobie. Stan13 za ni1, na ga3ce zwiesi3 rece obie, Na reku opar3 brode krzycz1c: „Czekaa! zwlekaa! Sejmikowaa! Hem, trem, brem, a potem uciekaa. Ja w Prusach nie bywa3em; rozum królewiecki Dobry dla Prus, a u mnie jest rozum szlachecki. To wiem, .e kto chce bia sie, niech Kropid3o chwyta, Kto umieraa, ten ksiedza niech wo3a, i kwita! Ja chce .ya, bia! Bernardyn po co? czy my .aki? Co mi tam Robak! otó. my bedziem robaki, I dalej Moskwe toczya! trem, bdrem, szpiegi, wzwiady; Wiecie wy, co to znaczy? - Oto, .e wy dziady, Niedo3egi! He, Bracia! to wy.la rzecz tropia, Bernardynska kwestowaa, a moja rzecz: kropia, Kropia, kropia i kwita!” - Tu maczuge g3asn13, Za nim ca3y t3um szlachty: „Kropia, kropia!” - wrzasn13. Popar3 strone Chrzciciela Bartek, zwan Brzytewka, Od szabli cienkiej, tudzie. Maciej, zwan Konewka, Od sztuaca, który nasza3, z gard3em tak szerokiem, —e zen, jak z konwi tuzin kulek la3 potokiem; Oba krzyczeli: „Wiwat Chrzciciel z Kropide3kiem!” Prusak chcia3 mówia, ale zg3uszono go zgie3kiem I oemiechem: „Precz - wo3ano - precz Prusaki, tchórze! Kto tchórz, niech w bernardynskim chowa sie kapturze”. Wtem znowu g3owe z wolna podniós3 Maciej stary I zacze3y cokolwiek uciszaa sie gwary. „Nie drwijcie - rzek3 - z Robaka; znam go, to awik klecha, Ten robaczek wiekszego od was zgryz3 orzecha; Raz go tylko widzia3em, ledwiem okiem rzuci3, Pozna3em, co za ptaszek; ksi1dz oczy odwróci3, Lekaj1c sie, .ebym go nie zacz13 spowiadaa; Ale to rzecz nie moja, wiele o tym gadaa! On tu nie przyjdzie, pró.no wzywaa Bernardyna. Jeoeli od niego wysz3a ta ca3a nowina, To kto wie, w jakim celu: bo to bies ksie.yna! Jeoeli prócz tej nowiny nic wiecej nie wiecie, Wiec po cooecie tu przyszli? i czego wy chcecie?” „Wojny!” - krzykneli. - „Jakiej?” - spyta3. - Zawo3ali: „Wojny z Moskalem! bia sie! Haj.e na Moskali!” Prusak wci1. wo3a3, a g3os coraz wy.ej wznosi3, A. pos3uchanie czeoeci1 uk3onem wyprosi3, Czeoeci1 zdoby3 sw1 mow1 krzykliw1 i cienk1. „I ja chce bia sie - wo3a3, t3uk1c sie w pieroe rek1 - Choa kropid3a nie nosze, dr1giem od wiciny Sprawi3em raz Prusakom czterem dobre chrzciny, Którzy mie po pjanemu chcieli w Preglu topia”. „Tooe zuch, Bartku - rzek3 Chrzciciel - dobrze! kropia kropia!” „Ale., najs3odszy Jezu! trzeba pierwej wiedziea, Z kim wojna? o co? Trzeba to oewiatu powiedziea - Wo3a3 Prusak - bo jak.e lud ruszy za nami? Gdzie pójdzie, kiedy, gdzie ioea, my nie wiemy sami! Bracia Szlachta! Panowie! potrzeba rozs1dku! Dobrodzieje! potrzeba 3adu i porz1dku! Chcecie wojny, wiec zróbmy konfederacyj1, Obmyoelmy, gdzie zawi1zaa i pod lask1 czyj1? Tak by3o w Wielko - Polszcze: widzim rejterade Niemieck1, có. my robim! Wchodzim tajnie w rade, Uzbrajamy i szlachte, i w3ooecian gromade, Gotowi, D1browskiego czekamy rozkazu, Na koniec, haj.e na kon! powstajem od razu!” „Prosze o g3os!” - zawo3a3 pan komisarz z Klecka, Cz3owiek m3ody, przystojny, ubrany z niemiecka; Zwa3 sie Buchman, lecz Polak by3, w Polszcze sie rodzi3; Nie wiedziea pewnie, czyli ze szlachty pochodzi3, Lecz o to nie pytano; i wszyscy Buchmana Szacowali, i. s3u.y3 u wielkiego pana. By3 dobry patryjota i pe3en nauki, Z ksi1g obcych wyuczy3 sie gospodarstwa sztuki I dóbr administracj1 prowadzi3 porz1dnie; O polityce tak.e wnioskowa3 rozs1dnie, Pieknie pisaa i g3adko umia3 sie wys3awiaa, Zatem umilkli wszyscy, kiedy j13 rozprawiaa. „Prosze o g3os!” - powtórzy3, po dwakroa odchrz1kn13, Uk3oni3 sie i usty dYwiecznemi tak brz1kn13: „Preopinanci moi w swych g3osach wymownych Dotkneli wszystkich punktów stanowczych i g3ownych, Dyskusyj1 na wy.sze wznieoeli stanowisko; Mnie tylko pozostaje w jedno zj1a ognisko Rzucone trafne myoeli i rozumowania; Mam nadzieje w ten sposób sprzeczne zgodzia zdania. Dwie czeoeci dyskusyi ca3ej uwa.a3em, Podzia3 ju. jest zrobiony, ide tym podzia3em. Naprzód: dlaczego mamy przedsiebraa powstanie? W jakim duchu? to pierwsze .ywotne pytanie; Drugie rewolucyjnej w3adzy sie dotycze; Podzia3 jest trafny, tylko przewrócia go .ycze. Naprzód zacz1a od w3adzy; skoro pojmiem w3adze, Z niej powstania istote, duch, cel wyprowadze. Co do w3adzy wiec - kiedy oczyma przebiegam Dzieje ca3ej ludzkooeci, i có. w nich spostrzegam? Oto ród ludzki dziki, w lasach rozpierzchniony, Skupia sie, zbiera, 31czy dla wspólnej obrony, Obmyoela j1; i to jest najpierwsza obrada. Potem ka.dy wolnooeci w3asnej cz1stke sk3ada Dla dobra powszechnego: to pierwsza ustawa, Z której jako ze Yród3a p3yn1 wszystkie prawa. Widzimy tedy, .e rz1d umow1 sie tworzy, Nie pochodz1c, jak mylnie s1dz1, z woli Bo.éj. Owo., rz1d na kontrakcie opar3szy spo3ecznym, Podzia3 w3adzy ju. tylko jest skutkiem koniecznym...” „Otó. s1 i kontrakty! kijowskie czy minskie? - Rzek3 stary Maciej - owo. i rz1dy babinskie! Panie Buchman, czy Bóg nam chcia3 cara narzucia, Czy diabe3, ja z Waszeci1 nie bede sie k3ócia; Panie Buchman, gadaj Waoea, jakby cara zrucia”. „Tu sek! - krzykn13 Kropiciel - gdybym móg3 podskoczya Do tronu i Kropid3em, plusk, raz cara zmoczya, To ju. by on nie wróci3 ni kijowskim traktem, Ni minskim, ni za .adnym Buchmana kontraktem, Aniby go wskrzesili z mocy Bo.ej popi, Ni z mocy Belzebuba - ten mi zuch, kto kropi. Panie Buchman, Waoecina rzecz bardzo wymowna, Ale wymowa - szum, drum; kropia - to rzecz g3owna”. „To, to, to!” - pisn13, rece tr1c, Bartek Brzytewka, Od Chrzciciela do Maaka biegaj1c jak cewka, Od jednej strony krosien przerzucana w drug1 - „Tylko ty, Maaku z Rózg1, ty, Maaku z maczug1, Tylko zgodYcie sie, dalbóg, pobijem na druzgi Moskala; Brzytew idzie pod komende Rózgi”. „Komenda - przerwa3 Chrzciciel - dobra ku paradzie; U nas by3a komenda w kowienskiej brygadzie Krótka a wez3owata: Strasz, sam sie nie strachaj - Bij, nie daj sie - postepuj czesto, gesto machaj: Szach, mach!” „To - pisn13 Brzytwa - to mi regulament! Po co tu pisaa akta, po co psua atrament? Konfederacji trzeba? O to ca3a sprzeczka? Jest marsza3ek nasz Maciej, a laska Rózeczka”. „Niech .yje - krzykn13 Chrzciciel - Kurek na kooeciele!” Szlachta odpowiedzia3a: „Wiwant Kropiciele!” Ale w k1tach szmer powsta3, choa w oerodku t3umiony; Widaa, .e sie rozdziela rada na dwie strony. Buchman krzykn13: „Ja zgody nigdy nie pochwalam! To mój system!” Ktooe drugi wrzasn13: „Nie pozwalam!” Inni z k1tów wtóruj1. Nareszcie g3os gruby Ozwa3 sie przyby3ego szlachcica Sko3uby: „Có. to, Panstwo Dobrzynscy! a to co sie oewieci? A my czy to bedziemy spod prawa wyjeci? Kiedy nas zapraszano z naszego zaoecianku, A zaprasza3 nas klucznik Rebaj3o Mopanku, Mówiono nam, .e wielkie rzeczy dziaa sie mia3y, —e tu nie o Dobrzynskich, lecz o powiat ca3y, O ca31 szlachte idzie; to. i Robak b1ka3, Choa nigdy nie dokonczy3 i zawsze sie j1ka3, I ciemno sie t3umaczy3; wreszcie, koniec konców, My zjechali, s1siadów wezwali przez gonców. Nie sami tu, Panowie Dobrzynscy, jesteoecie; Z ró.nych innych zaoecianków jest tu nas ze dwieoecie; Wszyscy wiec radYmy. Jeoeli potrzeba marsza3ka, G3osujmy wszyscy; równa u ka.dego ga3ka. Niech .yje równooea!” Zatem dwaj Terajewicze I czterej Stupu3kowscy, i trzej Mickiewicze Krzykneli: „Wiwat równooea!” - stoj1c za Sko3ub1. Tymczasem Buchman wo3a3: „Zgoda bedzie zgub1!” Kropiciel krzycza3: „Bez was obejdziem sie sami; Niech .yje nasz marsza3ek, Maciek nad Maakami! Hej, do laski!” Dobrzynscy krzycz1: „Zapraszamy!” A obca szlachta wo3a w g3os: „Nie pozwalamy!” Rozstrycha sie t3um na dwie kupy rozdzielony I kiwaj1c g3owami w dwie przeciwne strony, Tamci: „Nie pozwalamy!” - ci krzycz1: „Prosiemy!” Maciek stary w pooerodku jeden siedzia3 niemy I jedna g3owa jego by3a nieruchoma. Przeciw niemu sta3 Chrzciciel, zwieszony rekoma Na maczudze, a g3ow1 na koncu maczugi Wspart1 kreci3 jak tykw1 wbit1 na kij d3ugi I na przemiany to w ty3, to sie naprzód kiwa3, I ustawicznie: „Kropia, kropia!” wykrzykiwa3. Wzd3u. izby zaoe przebiega3 Brzytewka ruchawy Ci1gle od Kropiciela do Macieja 3awy. Konewka zaoe powoli wszerz izbe przechodzi3 Od Dobrzynskich do szlachty, niby to ich godzi3; Jeden wci1. wo3a3: „Golia!” - a drugi: „Zalewaa!” Maciek milcza3, lecz widno, .e sie zacz13 gniewaa. Awiera godziny wrza3 ha3as, gdy nad t3um wrzeszcz1cy, Ze oerodka g3ów, wyskoczy3 w góre s3up b3yszcz1cy: By3 to rapier s1.nistej d3ugooeci, szeroki Na ca31 piedY, a sieczny na obadwa boki. Widocznie miecz teutonski, z norymberskiej stali Ukuty; wszyscy milcz1c na bron pogl1dali. Kto j1 podniós3? nie widaa, lecz zaraz zgadniono: „To Scyzoryk! Niech .yje Scyzoryk! - krzykniono - Wiwat Scyzoryk, klejnot Rebaj3ów zaoecianku! Wiwat Rebaj3o, Szczerbiec, Pó3kozic, Mopanku!” Wnet Gerwazy (to on by3) przez t3um sie przecisn13 Na oerodek izby, wko3o Scyzorykiem b3ysn13, Potem, w dó3 chyl1c ostrze na znak powitania Przed Maakiem, rzek3: „Rózeczce Scyzoryk sie k3ania. Bracia szlachta Dobrzynscy! Ja nie bede radzi3 Nic a nic, powiem tylko, po com Was zgromadzi3, A co robia, jak robia, decydujcie sami. Wiecie, s3uch dawno chodzi miedzy zaoeciankami, —e sie na wielkie rzeczy zanosi na oewiecie; Ksi1dz Robak o tem gada3, wszak.e wszyscy wiecie?” „Wiemy!” - krzykneli. - „Dobrze. Owo. m1drej g3owie - Ci1gn13 mowca spojrzawszy bystro - dooea dwie s3owie, Nieprawda.?” „Prawda!” - rzekli. - „Gdy cesarz francuski - Rzek3 Klucznik - st1d przyci1ga, a stamt1d car ruski: Wiec wojna, car z cesarzem, królowie z królami Pójd1 za 3by, jak zwykle miedzy monarchami; A nam czy siedziea cicho? Gdy wielki wielkiego Bedzie dusia, my duoemy mniejszych, ka.dy swego. Z góry i z do3u, wielcy wielkich, ma3ych mali, Jak zaczniem ci1a, tak ca3e szelmostwo sie zwali I tak zakwitnie szczeoecie i Rzeczpospolita. Nieprawda.?” „Prawda! - rzekli - jakby z ksi1.ki czyta”. „Prawda! - powtórzy3 Chrzciciel - krop a krop, i kwita”. „Ja zawsze gotów golia” - ozwa3 sie Brzytewka. „Tylko zgodYcie sie - prosi3 uprzejmie Konewka - Chrzcicielu i Macieju, pod czyj1 ioea wodz1”. Ale mu przerwa3 Buchman: „Niech sie g3upi godz1! Dyskusyje publicznej sprawie nie zaszkodz1. Prosze milczea! S3uchamy! Sprawa na tem zyska, Pan Klucznik j1 z nowego zwa.a stanowiska”. „Owszem - zawo3a3 Klucznik - u mnie po staremu: O wielkich rzeczach myoelea nale.y wielkiemu; Jest na to cesarz, bedzie król, senat, pos3owie. Takie rzeczy, Mopanku, robi1 sie w Krakowie Lub w Warszawie, nie u nas, w zaoecianku, w Dobrzynie; Aktów konfederackich nie pisz1 w kominie Kred1, nie na wicinie, lecz na pergaminie: Nie nam to pisaa akta, ma Polska pisarzy Koronnych i litewskich, tak robili starzy; Moja rzecz Scyzorykiem wyrzynaa”. - „Kropid3em Pluskaa” - doda3 Kropiciel. - „I wykalaa Szyd3em” - Krzykn13 Bartek Szyde3ko, dobywszy swej szpadki. „Wszystkich was - konczy3 Klucznik - biore tu na oewiadki, Czy Robak nie powiada3, .e wprzód nim przyjmiecie W dom wasz Napoleona, trzeba wymieoea oemiecie? S3yszelioecie to wszyscy, a czy rozumiecie? Któ. jest oemieciem powiatu? Kto zdradziecko zabi3 Najlepszego z Polaków, kto go okrad3, zgrabi3? I jeszcze chce ostatki wydrzea z r1k dziedzica? Któ. to? Mam.e wam gadaa?” „A ju.ci Soplica - Przerwa3 Konewka - to 3otr!” - „Oj, to ciemie.yciel!” - Pisn13 Brzytewka. - „Wiec go kropia!” - doda3 Chrzciciel. „Jeoeli zdrajca - rzek3 Buchman - wiec na szubienice!” „Hej.e! - krzykneli wszyscy - haj.e na Soplice!” Lecz Prusak oemia3 podj1a sie Sedziego obrony I wo3a3 z wzniesionemi ku szlachcie ramiony: „Panowie Bracia! aj! aj! a na boskie rany! Co znowu? Panie Klucznik, czy Waoea opetany? Czy o tem by3a mowa? .e ktooe mia3 wariata, Banita bratem, to co? karaa go za brata! To mi po chrzeoecijansku! S1 tu w tym konszachty Hrabiego. - —eby Sedzia by3 cie.ki dla szlachty, Nieprawda! dalibóg.e! to wy tylko sami Pozywacie go, a on zgody szuka z wami, Ustepuje ze swego, jeszcze grzywny p3aci, Ma proces z Hrabi1, có. st1d? obadwa bogaci; Niechaj pan drze sie z panem, có. to do nas braci? Pan Sedzia ciemie.yciel! On pierwszy zabrania3, A.eby sie ch3op przed nim do ziemi nie k3ania3, Mówi1c, .e to grzech. Nieraz u niego gromada Ch3opska, ja sam widzia3em, do sto3u z nim siada; P3aci3 za w3ooea podatki, a nie tak jest w Klecku, Choa tam Waoea, Panie Buchman, rz1dzisz po niemiecku. Sedzia zdrajca! - My sie z nim od infimy znamy: Poczciwe by3o dziecko i dzioe taki samy; Polske kocha nad wszystko, polskie obyczaje Chowa, modom moskiewskim przystepu nie daje. Ilekroa z Prus powracam, chc1c zmya sie z niemczyzny, Wpadam do Soplicowa jak w centrum polszczyzny: Tam sie cz3owiek napije, nadysze Ojczyzny! Dalbóg, Dobrzynscy! ja wasz brat, ale Sedziego Nie pozwole pokrzywdzia, nie bedzie nic z tego. Nie tak, Panowie Bracia, w Wielko - Polszcze by3o: Co za duch! co za zgoda! a. przypomniea mi3o! Nikt tam podobn1 fraszk1 nie oemia3 rady mieszaa!” „To nie fraszka - zawo3a3 Klucznik - 3otrów wieszaa!” Szmer wzmaga3 sie; wtem Jankiel pos3uchania prosi3, Na 3awe wskoczy3, stan13 i nad g3owy wznosi3 Brode jak wieche, co mu a. do pasa wisi; Praw1 rek1 zdj13 z wolna z g3owy ko3pak lisi, Lew1 rek1 jarmu3ke zruszon1 poprawi3, Potem lewice za pas zatkn13 i tak prawi3, Ko3pakiem lisim w kolej k3aniaj1c sie nisko „Nu, Panowie Dobrzynscy, ja sobie .ydzisko; Mnie Sedzia ni brat, ni swat; szanuje Sopliców, Jak panów bardzo dobrych i moich dziedziców; Szanuje te. Dobrzynskich Bartków i Maciejów, Jako dobrych s1siadów, panów dobrodziejów; A mówie tak: je.eli Panstwo chc1 gwa3t zrobia Sedziemu, to bardzo Yle; mo.ecie sie pobia, Zabia... - A asesory? a sprawnik? a turma? Bo w wiosce u Soplicy jest .o3nierzy hurma, Wszystko jegry! Asesor w domu; tylko oewioenie, Tak wraz przymaszeruj1, stoj1 jak umyoelnie. A co bedzie? A jeoeli czekacie Francuza, To Francuz jest daleko jeszcze, droga du.a. Ja —yd, o wojnach nie wiem, a by3em w Bielicy I widzia3em tam .ydków od samej granicy; S3ychaa, .e Francuz stoi nad rzek1 Lososn1, A wojna jeoeli bedzie, to chyba a. wiosn1. Nu, mówie tak: czekajcie; wszak dwór Soplicowa Nie budka kramna, co sie rozbierze, w wóz schowa I pojedzie - dwór jak sta3, do wiosny staa bedzie; A pan Sedzia to nie jest .ydek na arendzie, Nie uciecze, to jego mo.na znaleYa wiosn1; A teraz rozejdYcie sie, a nie gadaa g3ooeno O tem, co by3o, bo to gadaa, to daremno! A czyja 3aska Panów Szlachty, prosze ze mn1. Moja Siora powi3a ma3ego Jankielka, Ja dzioe traktuje wszystkich, a muzyka wielka! Ka.e przynieoea kozice, basetle, dwie skrzypiec, A pan Maciej Dobrodziej lubi stary lipiec I nowego mazurka; mam nowe mazurki, A wyuczy3em oepiewaa fein moje bachurki”. Wymowa lubionego powszechnie Jankiela Trafia3a do serc; powsta3 krzyk, oklask wesela, Szmer przyzwolenia nawet za domem sie szerzy3, Gdy Gerwazy w Jankiela Scyzorykiem zmierzy3. —yd skoczy3, wpad3 w t3um; Klucznik wo3a3: „Precz st1d, —ydzie! Nie tkaj palców miedzy drzwi, nie o ciebie idzie! Panie Prusak! .e Waszea sedziowsk1 handlujesz Par1 wicin mizernych, to ju. zan gard3ujesz? Zapomnia3eoe, Mopanku, .e ojciec Waszécin Sp3awia3 do Prus dwadzieoecie Horeszkowskich wicin? St1d sie zbogaci3 i on, i jego rodzina; Ba, nawet wszyscy, ilu was tu jest z Dobrzyna. Bo pamietacie, starzy, s3yszelioecie m3odzi, —e Stolnik by3 was wszystkich ojciec i dobrodziéj: Kogo. on komisarzem s3a3 do swych dóbr pinskich? Dobrzynskiego! Rachmistrzów kogo mia3? Dobrzynskich! Marsza3kostwa, kredensu nie zwierza3 nikomu, Tylko Dobrzynskim: pe3no Dobrzynskich mia3 w domu! On forytowa3 wasze w trybuna3ach sprawy, On wyrabia3 u króla dla was chleb 3askawy, Dzieci wasze kopami pomieszcza3 w konwikcie Pijarskim, na swym koszcie, odzie.y i wikcie; Doros3ych promowowa3 tak.e swym nak3adem. A dlaczego to robi3? —e wam by3 s1siadem! Dzioe Soplica kopcami tyka waszych granic; Có. kiedy wam dobrego zrobi3 on?” „Nic a nic! - Przerwa3 Konewka - bo to wyros3o z szlachciury, A jak dmie sie, phu phu phu, jak nos drze do góry! Pamietacie, prosi3em na córki wesele; Poje, nie chce pia, mówi: <> Ot, magnat! delikacik z marymonckiej m1ki! Nie pi3, lelioemy w gard3o; krzycza3: <> Czekaj no, niech no ja mu z Konewki naleje”. „Filut - zawo3a3 Chrzciciel - oj, i ja go kropne Za swoje. Mój syn - by3o to dziecko roztropne, Teraz tak zg3upia3, .e go nazywaj1 Sakiem. A z przyczyny Sedziego zosta3 g3upcem takim. Mówi3em: <> On znowu smyk do Zosi, dybie przez konopie; Z3owi3em go, a zatem za uszy i kropie; A on beczy i beczy jak malenkie ch3opie: <> - a wci1. szlocha . Co tobie? A on mówi, .e te Zosie kocha! Chcia3by popatrzya na ni1! —al mi nieboraka; Mówie Sedziemu: <> On mówi: <>. Lotr! 3.e, ju. j1 komuoe swata. S3ysza3em; ju. ja sie tam na wesele wkrece, Ja im 3o.e ma3.enskie Kropid3em pooewiece”. „I taki 3otr - zawo3a3 Klucznik - ma panowaa? I dawnych panów, lepszych od siebie, rujnowaa? A Horeszków i pamiea, i imie zaginie! Gdzie. jest wdziecznooea na oewiecie? -nie ma jej w Dobrzynie. Bracia! chcecie bój z ruskim wieoea imperatorem, A boicie sie wojny z Soplicowskim dworem? Strach wam turmy! czy. to ja wzywam na rozboje? Bron Bo.e! Szlachta Bracia! ja przy prawie stoje. Wszak Hrabia wygra3, zyska3 dekretów niema3o; Tylko je egzekwowaa! Tak dawniej bywa3o: Trybuna3 pisa3 dekret, szlachta wype3nia3a, A szczególniej Dobrzynscy, i st1d wasza chwa3a Uros3a w Litwie! Wszak.e to Dobrzynscy sami Bili sie na zajeYdzie myskim z Moskalami, Których przywiód3 jenera3 ruski Wojni3owicz I 3otr, przyjaciel jego, pan Wo3k z Lugomowicz; Pamietacie, jak Wo3ka wzielioemy w niewole, Jak chcielioemy go wieszaa na belce w stodole, I. by3 tyran dla ch3opstwa, a s3uga Moskali; Ale sie ch3opi g3upi nad nim zlitowali! (Upiec go musze kiedyoe na tym Scyzoryku). Nie wspomne innych wielkich zajazdów bez liku, Z których wyszlioemy zawsze, jak szlachcie przysta3o, I z zyskiem, i aplauzem powszechnym, i z chwa31! Po có. o tem wspominaa! Dzioe darmo pan Hrabia, S1siad wasz, sprawe toczy, dekrety wyrabia, Ju. nikt z was pomóc nie chce biednemu sierocie! Dziedzic Stolnika, tego, który .ywi3 krocie, Dzioe nie ma przyjaciela oprocz mnie - Klucznika, I ot, tego wiernego mego Scyzoryka!” „I Kropid3a! - rzek3 Chrzciciel - gdzie ty, Gerwazenku, Tam i ja, póki reka, póki plusk plask w reku. Co dwaj, to dwaj! Dalibóg, mój Gerwazy! ty miecz, Ja mam Kropid3o; dalbóg! ja kropie, a ty siecz, I tak szach mach, plusk i plask; oni niech gawedz1!” „Toa i Bartka - rzek3 Brzytwa - Bracia nie odpedz1; Ju. co wy namydlicie, to ja wszystko zgole”. „I ja - przyda3 Konewka - z wami ruszya wole, Gdy ich nie mo.na zgodzia na obior marsza3ka; Co mi tam g3osy, ga3ki, u mnie insza ga3ka (Tu wydoby3 z kieszeni garoea kul, dzwoni3 niemi): Ot, ga3ki! - krzykn13 - w Sedzie ga3kami wszystkiemi!” „Do was - wo3a3 Sko3uba - do was sie 31czymy!” „Gdzie wy - krzykne3a szlachta - gdzie wy, to tam i my! Niech .yj1 Horeszkowie! wiwant Pó3kozice! Wiwat Klucznik Rebaj3o! Haj.e na Soplice!” I tak wszystkich poci1gn13 wymowny Gerwazy: Bo wszyscy ku Sedziemu mieli swe urazy, Jak zwyczajnie w s1siedztwie, to o szkode skargi, To o wyreby, to o granice zatargi: Jednych gniew, drugich tylko podburza3a zawioea Bogactw Sedziego - wszystkich zgodzi3a nienawioea. Cisn1 sie do Klucznika, podnosz1 do góry Szable, pa3ki... A. Maciek, dotychczas ponury, Nieruchomy, wsta3 z 3awy i wolnemi kroki Wyszed3 na oerodek izby, i podpar3 sie w boki; I spojrzawszy przed siebie, i kiwaj1c g3ow1, Zabra3 g3os, wymawiaj1c z wolna ka.de s3owo, Z przestankiem i przyciskiem: „A g3upi! a g3upi! A g3upi wy! Na kim sie mle3o, na was skrupi. To póki o wskrzeszeniu Polski by3a rada, O dobru pospolitem, g3upi, u was zwada? Nie mo.na by3o, g3upi, ani sie rozmówia, G3upi, ani porz1dku, ani postanowia Wodza nad wami, g3upi! A niech no kto podda Osobiste urazy, g3upi, u was zgoda! Precz st1d! bo jakem Maciek, was, do milijonów Kroaset kroci tysiecy fur beczek furgonów Diab3ów!!!...” Ucichli wszyscy jak ra.eni gromem! Ale razem straszliwy powsta3 krzyk za domem: „Wiwat Hrabia!” On wje.d.a3 na folwark Maciejów, Sam zbrojny, za nim zbrojnych dziesieciu d.okejów. Hrabia siedzia3 na dzielnym koniu, w czarnym stroju; Na sukni orzechowy p3aszcz w3oskiego kroju, Szeroki, bez rekawów, jak wielka opona, Spiety klamr1 u szyi, spada3 przez ramiona; Kapelusz mia3 okr1g3y z piórem, w reku szpade, Okreci3 sie i szpad1 powita3 gromade. „Wiwat Hrabia! - krzykneli - z nim .ya i umieraa!” Szlachta zacze3a z chaty przez okna wyzieraa I za Klucznikiem coraz ku drzwiom sie napieraa; Klucznik wyszed3, a za nim t3um przeze drzwi run13, Maciek reszte wypedzi3, drzwi zamkn13, zasun13 I przez okno wyjrzawszy, raz jeszcze rzek3: „G3upi!” A tymczasem sie szlachta do Hrabiego kupi; Id1 w karczme, Gerwazy wspomnia3 dawne czasy, Kaza3 sobie trzy podaa od kontuszów pasy, Na nich ze sklepu karczmy beczki wydobywa Trzy: jedn1 miodu, drug1 wódki, trzeci1 piwa. Wyj13 goYdzie, wnet z szumem trysne3y trzy strugi: Jeden bia3y jak srebro, krwawnikowy drugi, Trzeci .ó3ty; troist1 graj1 w górze tecz1, A spadaj1c w sto kubków, we sto szklanek brzecz1. Wre szlachta, tamci pij1, ci Hrabiemu .ycz1 Lat setnych, wszyscy: „Haj.e na Soplice!” krzycz1. Jankiel wymkn13 sie milczkiem, oklep; Prusak równie, Nie s3uchany, choa jeszcze rozprawia3 wymownie, Chcia3 zmykaa, szlachta w pogon, wo3aj1c, .e zdradzi3. Mickiewicz sta3 z daleka, ni krzycza3, ni radzi3, Ale z miny poznano, .e cooe z3ego knuje, Wiec do kordów, i haj.e! On sie rejteruje, Odcina sie, ju. ranny, przyparty do p3otów, Gdy mu skoczy3 na odsiecz Zan i trzech Czeczotów. Zaczem rozjeto szlachte, ale w tym rozruchu Dwóch by3o cietych w rece, ktooe dosta3 po uchu. Reszta wsiada3a na kon. Hrabia i Gerwazy Porz1dkuj1, rozdaj1 ore.e, rozkazy. W koncu wszyscy przez d3ug1 zaoecianku ulice Puoecili sie w cwa3, krzycz1c: „Haj.e na Soplice!” KSIEGA ÓSMA ZAJAZD Treoea: Astronomia Wojskiego - Uwaga Podkomorzego nad kometami - Tajemnicza scena w pokoju Sedziego - Tadeusz, chc1c zrecznie wypl1taa sie, wpada w wielkie k3opoty - Nowa Dydo- Zajazd - Ostatnia woYnienska protestacja - Hrabia zdobywa Soplicowo - Szturm i rzeY - Gerwazy piwnicznym - Uczta zajazdowa. Przed burz1 bywa chwila cicha i ponura, Kiedy nad g3owy ludzi przyleciawszy chmura Stanie i gro.1c twarz1, dech wiatrów zatrzyma, Milczy, obiega ziemie b3yskawic oczyma, Znacz1c te miejsca, gdzie wnet cioenie grom po gromie: Tej ciszy chwila by3a w Soplicowskim domie. Myoeli3byoe, .e przeczucie nadzwyczajnych zdarzen OEcie3o usta i wznios3o duchy w kraje marzen. Po wieczerzy i Sedzia, i gooecie ze dworu Wychodz1 na dziedziniec u.ywaa wieczoru; Zasiadaj1 na przyzbach wys3anych muraw1; Ca3e grono z posepn1 i cich1 postaw1 Pogl1da w niebo, które zdawa3o sie zni.aa, OEcieoeniaa i coraz bardziej ku ziemi przybli.aa, A. oboje, skrywszy sie pod zas3one ciemn1 Jak kochankowie, wszczeli rozmowe tajemn1, T3umacz1c swe uczucia w westchnieniach t3umionych, Szeptach, szmerach i s3owach na wpó3 wymówionych, Z których sk3ada sie dziwna muzyka wieczoru. Zacz13 j1 puszczyk, jecz1c na poddaszu dworu; Szepne3y wiotkiem skrzyd3em niedoperze, lec1 Pod dom, gdzie szyby okien, twarze ludzi oewiec1; Ni.ej zaoe - niedoperzów siostrzyczki, amy, rojem Wij1 sie, przywabione bia3ym kobiet strojem. Mianowicie przykrz1 sie Zosi, bij1c w lice I w jasne oczki, które bior1 za dwie oewiéce. Na powietrzu owadów wielki kr1g sie zbiera, Kreci sie, graj1c jako harmoniki sfera; Ucho Zosi rozró.nia woeród tysi1ca gwarów Akord muszek i pó3ton fa3szywy komarów. W polu koncert wieczorny ledwie jest zaczety; W3aoenie muzycy koncz1 stroia instrumenty. Ju. trzykroa wrzasn13 derkacz, pierwszy skrzypak 31ki, Ju. mu z dala wtóruj1 z bagien basem b1ki, Ju. bekasy do góry porwawszy sie wij1 I bekaj1c raz po raz jak w bebenki bij1. Na fina3 szmerów muszych i ptaszecej wrzawy Odezwa3y sie chórem podwójnym dwa stawy, Jako zaklete w górach kaukaskich jeziora, Milcz1ce przez dzien ca3y, graj1ce z wieczora. Jeden staw, co ton jasn1 i brzeg mia3 piaszczysty, Modr1 piersi1 jek wyda3 cichy, uroczysty; Drugi staw, z dnem b3otnistem i gardzielem metnym, Odpowiedzia3 mu krzykiem .a3ooenie namietnym; W obu stawach pia3y .ab niezliczone hordy, Oba chory zgodzone w dwa wielkie akordy. Ten fortissimo zabrzmia3, tamten nuci z cicha, Ten zdaje sie wyrzekaa, tamten tylko wzdycha; Tak dwa stawy gada3y do siebie przez pola, Jak graj1ce na przemian dwie arfy Eola. Mrok gestnia3; tylko w gaju i oko3o rzeczki, W 3ozach, b3yska3y wilcze oczy jako oewieczki, A dalej, u oecieoenionych widnokregu brzegów, Tu i ówdzie ogniska pastuszych noclegów. Nareszcie ksie.yc srebrn1 pochodnie zanieci3, Wyszed3 z boru i niebo i ziemie ooewieci3. One teraz, z pomroku odkryte w po3owie, Drzema3y obok siebie jako ma3.onkowie Szczeoeliwi: niebo w czyste obje3o ramiona Ziemi pieroe, co ksie.ycem oewieci posrebrzona. Ju. naprzeciw ksie.yca gwiazda jedna, druga B3ysne3a; ju. ich tysi1c, ju. milijon mruga. Kastor z bratem Polluksem jaoenieli na czele, Zwani niegdyoe u S3awian: Lele i Polele; Teraz ich w zodyjaku gminnym znów przechrzczono, Jeden zowie sie L i t w 1, a drugi K o r o n 1. Dalej niebieskiej W a g i dwie szale b3yskaj1; Na nich Bóg w dniu stworzenia (starzy powiadaj1) Wa.y3 z kolei wszystkie planety i ziemie, Nim w przepaoeciach powietrza osadzi3 ich brzemie; Potem wagi z3ociste zawiesi3 na niebie: Z nich to ludzie wag i szal wzór wzieli dla siebie. Na pó3noc oewieci okr1g gwiaYdzistego S i t a, Przez które Bóg (jak mówi1) przesia3 ziarnka .yta, Kiedy je z nieba zruca3 dla Adama ojca, Wygnanego za grzechy z rozkoszy ogrojca. Nieco wy.ej D a w i d a w ó z, gotów do jazdy, D3ugi dyszel kieruje do Polarnej Gwiazdy. Starzy Litwini wiedz1 o rydwanie owym, —e nies3usznie pospólstwo zwie go Dawidowym, Gdy. to jest wóz Anielski. Na nim to przed czasy Jecha3 Lucyper, Boga gdy wyzwa3 w zapasy, Mlecznym gooecincem pedz1c w cwa3 w niebieskie progi, A. go Micha3 zbi3 z wozu, a wóz zruci3 z drogi. Teraz, popsuty, miedzy gwiazdami sie wala, Naprawiaa go archanio3 Micha3 nie pozwala. I to wiadomo tak.e u starych Litwinów (A wiadomooea te pono wzieli od rabinów), —e ów zodyjakowy S m o k, d3ugi i gruby, Który gwiaYdziste wije po niebie przeguby, Którego mylnie W e . e m chrzcz1 astronomowie, Jest nie we.em, lecz ryb1. Lewiatan sie zowie. Przed czasy mieszka3 w morzach, ale po potopie Zdech3 z niedostatku wody; wiec na niebios stropie, Tak dla osobliwooeci, jako dla pami1tki, Anieli zawiesili jego martwe szcz1tki. Podobnie pleban mirski zawiesi3 w kooeciele Wykopane olbrzymów .ebra i piszczele. Takie gwiazd historyje, które z ksi1.ek zbada3 Albo s3ysza3 z podania, Wojski opowiada3; Chocia. wieczorem s3aby mia3 wzrok Wojski stary I nie móg3 w niebie dojrzea nic przez okulary, Lecz na pamiea zna3 imie i kszta3t ka.dej gwiazdy; Wskazywa3 palcem miejsca i droge ich jazdy. Dzioe ma3o go s3uchano, nie zwa.ano wcale Na Sito ni na Smoka, ani te. na Szale; Dzioe oczy i myoel wszystkich poci1ga do siebie Nowy gooea, dostrze.ony niedawno na niebie: By3 to k o m e t a pierwszej wielkooeci i mocy, Zjawi3 sie na zachodzie, lecia3 ku pó3nocy; Krwawym okiem z ukosa na rydwan spoziera, Jakby chcia3 zaj1a puste miejsce Lucypera, Warkocz d3ugi w ty3 rzuci3 i czeoea nieba trzeci1 Obwin13 nim, gwiazd krocie zagarn13 jak sieci1 I ci1gnie je za sob1, a sam wy.ej g3ow1 Mierzy, na pó3noc, prosto w gwiazde biegunow1. Z niewymownym przeczuciem ca3y lud litewski Pogl1da3 ka.dej nocy na ten cud niebieski, Bior1c z31 wró.be z niego tudzie. z innych znaków; Bo zbyt czesto s3yszano krzyk z3owieszczych ptaków, Które na pustych polach gromadz1c sie w kupy, Ostrzy3y dzioby, jakby czekaj1c na trupy. Zbyt czesto postrzegano, .e psy ziemie ry3y I jak gdyby oemiera wietrz1c, przeraYliwie wy3y: Co wró.y g3ód lub wojne; a stra.nicy boru Widzieli, jak przez smetarz sz3a dziewica moru, Która wznosi sie czo3em nad najwy.sze drzewa, A w lewym reku chustk1 skrwawion1 powiewa. Ró.ne st1d wnioski tworzy3 stoj1cy przy p3ocie Cywun, co przyszed3 zdawaa sprawe o robocie, I pisarz prowentowy w szeptach z ekonomem. Lecz Podkomorzy siedzia3 na przyYbie przed domem. Przerwa3 rozmowe gooeci, znaa, .e g3os zabiera; B3ysne3a przy ksie.ycu wielka tabakiera (Ca3a z szczerego z3ota, z brylantów oprawa, We oerodku za szk3em portret króla Stanis3awa); Zadzwoni3 w ni1 palcami, za.y3 i rzek3: „Panie Tadeuszu, Waoecine o gwiazdach gadanie Jest tylko echem tego, co s3ysza3eoe w szkole. Ja o cudzie - prostaków poradzia sie wole. I ja astronomiji s3ucha3em dwa lata W Wilnie, gdzie Puzynina, m1dra i bogata Pani, odda3a dochód z wioski dwiestu ch3opów Na zakupienie ró.nych szkie3 i teleskopów; Ksi1dz Poczobut, cz3ek s3awny, by3 obserwatorem I ca3ej Akademiji naonczas rektorem, Przecie. w koncu katedre i teleskop rzuci3, Do klasztoru, do cichej celi swej powróci3 I tam umar3 przyk3adnie. Znam sie te. z OEniadeckim, Który jest m1drym bardzo cz3ekiem, chocia. oewieckim. Owo. astronomowie planete, komete, Uwa.aj1 tak jako mieszczanie karete; Wiedz1, czyli zaje.d.a przed króla stolice, Czyli z rogatek miejskich rusza za granice; Lecz kto w niej jecha3? po co? co z królem rozmawia3? Czy król pos3a z pokojem, czy z wojn1 wyprawia3? O to ani pytaj1. Pomne, za mych czasów, Gdy Branecki karet1 sw1 ruszy3 do Jassów I za t1 niepoczciw1 poci1gn13 karet1 Ogon targowiczanów, jak za t1 komet1 - Lud prosty, choa w publiczne nie miesza3 sie rady, Zgadn13 zaraz, .e ogon ów jest wró.b1 zdrady. S3ychaa, .e lud da3 imie m i o t 3 y tej komecie, I powiada, .e ona milijon wymiecie”. A na to rzek3 z uk3onem Wojski: „Prawda, Jaoenie Wielmo.ny Podkomorzy; przypominam w3aoenie, Co mnie mówiono niegdyoe, ma3emu dziecieciu, Pamietam, choa nie mia3em wówczas lat dziesieciu, Kiedy widzia3em w domu naszym nieboszczyka Sapiehe, pancernego znaku porucznika, Co potem by3 nadwornym marsza3kiem królewskim, Na koniec umar3 wielkim kanclerzem litewskim, Miawszy lat sto i dziesiea. Ten, za króla Jana Trzeciego by3 pod Wiedniem w chor1gwi hetmana Jab3onowskiego; owo. ów kanclerz powiada3, —e w3aoenie kiedy na kon król Jan Trzeci siada3, Gdy nuncjusz papieski .egna3 go na droge, A pose3 austryjacki ca3owa3 mu noge, Podaj1c strzemie (pose3 zwa3 sie Wilczek hrabia), Król krzykn13: <> Spójrz1, alia nad g3owy suwa3 sie kometa Drog1, jak1 ci1gne3y wojska Mahometa: Z wschodu na zachód; potem i ksi1dz Bartochowski, Sk3adaj1c panegiryk na tryumf krakowski, Pod god3em Orientis Fulmen, prawi3 wiele O tym komecie; tak.e czytam o nim w dziele Pod tytu3em Janina, gdzie jest opisana Ca3a wyprawa króla nieboszczyka Jana I wyryta chor1giew wielka Mahometa, I ów taki, jak dzioe go widzimy, kometa”. „Amen - rzek3 na to Sedzia - ja wró.be Waszeci Przyjmuje; oby z gwiazd1 zjawi3 sie Jan Trzeci! Jest na zachodzie wielki dzioe bohater; mo.e Kometa go przywiedzie do nas; co daj Bo.e!” Na to rzek3 Wojski, g3owe pochyliwszy smutnie: „Kometa czasem wojny, czasem wró.y k3ótnie! Niedobrze, i. sie zjawi3 tu. nad Soplicowem: Mo.e nam grozi jakiem nieszczeoeciem domowem. Mielioemy wczora dosya rozterku i zwady, Tak w czasie polowania, jako i biesiady, Rejent k3óci3 sie z rana z panem Asesorem, A pan Tadeusz wyzwa3 Hrabiego wieczorem. Pono spór ten ze skóry niedYwiedziej pochodzi3; I gdyby mnie Dobrodziej Sedzia nie przeszkodzi3, Ja bym u sto3u obu przeciwników zgodzi3. Bo chcia3em opowiedziea wypadek ciekawy, Podobny do zdarzenia wczorajszej wyprawy, Co trafi3 sie najpierwszym strzelcom za mych czasów, Pos3owi Rejtanowi i ksieciu Denassów. Przypadek by3 takowy: Jenera3 Podolskich Ziem przeje.d.a3 z Wo3ynia do swoich dóbr polskich, Czy te., gdy dobrze pomne, na sejm do Warszawy. Po drodze zwiedza3 szlachte, ju. to dla zabawy, Ju. dla popularnooeci; wst1pi3 wiec do pana Tadeusza, dzioe oewietej pamieci, Rejtana, Który by3 potem naszym nowogrodzkim pos3em I w którego ja domu od dziecinstwa wzros3em. Owo. Rejtan na przyjazd ksiecia Jenera3a Zaprosi3 gooeci - liczna szlachta sie zebra3a, By3o teatrum (Ksi1.e kocha3 sie w teatrze); Fajerwerk dawa3 Kaszyc, który mieszka w Jatrze, Pan Tyzenhauz tancerzy przys3a3, a kapele Oginski i pan So3tan, co mieszka w Zdzieciele. S3owem, dawano huczne nad spodziw zabawy W domu, a w lasach wielkie robiono ob3awy. Wiadomo zaoe Waszmooeciom jest, .e prawie wszyscy, Ile ich zapamietaa mo.na, Czartoryscy, Choa id1 z Jagiellonów krwi, lecz do myoelistwa Nie s1 bardzo pochopni, pewno nie z lenistwa, Lecz z gustów cudzoziemskich; i ksi1.e Jenera3 Czeoeciej do ksi1.ek niYli do psiarni zaziera3, I do alkówek damskich czeoeciej ni. do lasów. W oewicie Ksiecia by3 ksi1.e niemiecki Denassów, O którym powiadano, .e w libijskiej ziemi Goszcz1c, polowa3 niegdyoe z królmi murzynskiemi I tam tygrysa oepis1 w recznym boju zwali3, Z czego sie bardzo ksi1.e ów Denassów chwali3. U nas zaoe polowano na dziki w te pore; Rejtan zabi3 ze sztucca ogromn1 maciore, Z wielkim niebezpieczenstwem, bo z bliska wypali3. Ka.dy z nas trafnooea strza3u wydziwia3 i chwali3, Tylko Niemiec Denassów obojetnie s3ucha3 Pochwa3 takich i, chodz1c, pod nos sobie dmucha3: —e trafny strza3 dowodzi tylko oemia3e oko, Bia3a bron oemia31 reke; i zacz13 szeroko Znowu gadaa o swojej Libiji i oepisie, O swych królach murzynskich i o swym tygrysie. Markotno to sie sta3o panu Rejtanowi, By3 cz3ek .ywy, uderzy3 po szabli i mówi: <> - I zaczynali z Niemcem dyskurs nazbyt .wawy. Szczeoeciem, ksi1.e Jenera3 przerwa3 te rozprawy, Godz1c ich po francusku. Co tam gada3, nie wiem, Ale ta zgoda by3 to popio3 nad .arzewiem, Bo Rejtan wzi13 do serca, okazyi czeka3 I dobr1 sztuke sp3ataa Niemcowi przyrzeka3; Tej sztuki ledwie w3asnym nie przyp3aci3 zdrowiem, A sp3ata3 j1 nazajutrz, jak to wnet opowiem”. Tu Wojski umilkn1wszy praw1 reke wznosi3 I u Podkomorzego tabakiery prosi3; D3ugo za.ywa, konczya powieoeci nie raczy, Jak gdyby chcia3 zaostrzya ciekawooea s3uchaczy. Zaczyna3 wreszcie, kiedy znowu mu przerwano Powieoea tak1 ciekaw1, tak pilnie s3uchan1! Bo do Sedziego nagle któoe przys3a3 cz3owieka, Donosz1c, .e z niezw3ocznym interesem czeka. Sedzia, daj1c dobranoc, .egna3 ca3e grono; Natychmiast sie po ró.nych stronach rozpierzchniono: Ci spaa do domu, tamci w stodole na sianie; Sedzia szed3 podró.nemu dawaa pos3uchanie. Inni ju. oepi1. Tadeusz po sieniach sie zwija, Chodz1c jako wartownik oko3o drzwi stryja, Bo musi w wa.nych rzeczach rady jego szukaa Dzioe jeszcze, nim spaa pójdzie; nie oemie do drzwi stukaa. Sedzia drzwi na klucz zamkn13, z kimoe tajnie rozmawia; Tadeusz konca czeka, a ucha nadstawia. S3yszy wewn1trz szlochanie; nie tr1caj1c klamek, Ostró.nie dziurk1 klucza zagl1da przez zamek. Widzi rzecz dziwn1! Sedzia i Robak na ziemi Kleczeli obj1wszy sie i 3zami rzewnemi P3akali, Robak rece Sedziego ca3owa3, Sedzia Ksiedza za szyje p3acz1c obejmowa3; Wreszcie po awieragodzinnem przerwaniu rozmowy Robak po cichu tymi odezwa3 sie s3owy: „Bracie; Bóg wie, .em dot1d tajemnic dochowa3, Którem z .alu za grzechy w spowiedzi oelubowa3; —e Bogu i OjczyYnie pooewiecony ca3y, Nie s3u.1c pysze, ziemskiej nie szukaj1c chwa3y, —y3em dot1d i chcia3em umrzea bernardynem, Nie wydaj1c nazwiska nie tylko przed gminem, Ale nawet przed tob1 i przed w3asnym synem! Wszak.e ksi1dz prowincyja3 da3 mi pozwolenie In articulo mortis zrobia objawienie. Kto wie, czy wróce .ywy! Kto wie, co sie stanie W Dobrzynie! Bracie! wielkie, wielkie zamieszanie! Francuz jeszcze daleko; nim przeminie zima, Trzeba czekaa, a szlachta pono nie dotrzyma. Mo.em zanadto czynnie z powstaniem sie krz1ta3! Pono Yle zrozumieli! Klucznik wszystko spl1ta3! Ten wariat Hrabia! s3ysze, pobieg3 do Dobrzyna! Nie mog3em go uprzedzia, wa.na w tym przyczyna: Stary Maciek mnie pozna3, a jeoeli odkryje, Potrzeba bedzie oddaa pod Scyzoryk szyje. Nic Klucznika nie wstrzyma! mniejsza o m1 g3owe, Lecz tym odkryciem spisku zerwa3bym osnowe. Przecie. dzioe tam bya musze! widziea, co sie dzieje, Choabym zgin13; beze mnie szlachta oszaleje! B1dY zdrów, najmilszy bracie, b1dY zdrów, oepieszya musze. Jeoeli zgine, ty jeden westchniesz za m1 dusze; W przypadku wojny tobie ca3a tajemnica Wiadoma; koncz, com zacz13, pomnij, .eoe Soplica!” Tu Ksi1dz 3zy otar3, habit zapi13, kaptur w3o.y3 I okienice tyln1 po cichu otworzy3, Widaa by3o, .e oknem do ogrodu skaka3; Sedzia, zostawszy jeden, siad3 w krzeoele i p3aka3. Chwile czeka3 Tadeusz, nim w klamke zadzwoni3; Otworzono mu; cicho wszed3, nisko sie sk3oni3: „Stryjaszku Dobrodzieju - rzek3 - ledwie dni kilka Przebawi3em tu, dni te mine3y jak chwilka; Nie mia3em czasu z twoim domem sie nacieszya I z tob1, a odje.d.aa musze, musze oepieszya Zaraz, dzisiaj, Stryjaszku, a jutro najdaléj: Wszak pamietacie, .eoemy Hrabiego wyzwali. Bia sie z nim to rzecz moja, pos3a3em wyzwanie, W Litwie jest zakazane pojedynkowanie, Jade wiec na granice Warszawskiego Ksiestwa; Hrabia, prawda, fanfaron, lecz mu nie brak mestwa, Na miejsce naznaczone zapewne sie stawi, Rozprawim sie; a jeoeli Bóg pob3ogos3awi, Ukarze go, a potem za Lososny brzegi Przep3yne, gdzie mnie bratnie czekaj1 szeregi. S3ysza3em, .e mi ojciec testamentem kaza3 S3u.ya w wojsku, a nie wiem, kto testament zmaza3”. „Mój Tadeuszku - rzek3 stryj - czy Waszea k1pany W gor1cej wodzie, czy te. krecisz jak lis szczwany, Co indziej kit1 wije, a sam indziej bie.y? Wyzwalioemy, zapewne, i bia sie nale.y. Ale jechaa dzioe, sk1d.eoe Waszea tak sie zaci13? Przed pojedynkiem zwyczaj jest pos3aa przyjacio3, Uk3adaa sie, wszak Hrabia mo.e nas przeprosia, Deprekowaa; czekaj Waoea, czasu jeszcze dosya. Chyba inny giez jaki Waoeci st1d wygania, To gadaj szczerze, po co takie omawiania? Jestem twój stryj; choa stary, znam, co serce m3ode; By3em ci ojcem (mówi1c g3adzi3 go pod brode). Ju. w ucho szepn13 o tem mnie mój palec ma3y, —e Waszea masz tu jakieoe z damami kaba3y. Za katy, predko teraz m3odY do dam sie bierze! No, Tadeuszku, przyznaj mi sie Waoea, a szczerze”. „Ju.ci - b1kn13 Tadeusz - prawda, s1 przyczyny Inne, kochany Stryju! mo.e z mojej winy! Omy3ka! có.? nieszczeoecie! ju. trudno naprawia! Nie, drogi Stryju, d3u.ej nie moge tu bawia! B31d m3odooeci! Stryjaszku, nie pytaj o wiecej, Ja musze z Soplicowa wyje.d.aa co predzej”. „Ho - rzek3 stryj - pewnie jakieoe mi3ooene zatargi! Uwa.a3em, .e Waszea wczora gryz3eoe wargi Pogl1daj1c spode 3ba na pewn1 dziewczynke, Widzia3em, .e i ona mia3a kwaoen1 minke. Znam ja te wszystkie g3upstwa; kiedy dzieci para Kocha sie; to tam u nich nieszczeoea co niemiara; To ciesz1 sie, to znowu trapi1 sie i smuc1; To znowu Bóg wie o co do zebów sie sk3óc1; To stoj1c w k1tkach jakby mruki, nie gadaj1 Do siebie, czasem nawet w pole uciekaj1. Je.eli na was raptus podobny napada, B1dYcie tylko cierpliwi, ju. jest na to rada; Biore na siebie wkrótce przywieoea was do zgody. Znam ja te wszystkie g3upstwa, wszak.e by3em m3ody. Powiedz mi Wasze wszystko; ja mo.e nawzajem Cooe odkryje i tak sie oba poprzyznajem”. „Stryjaszku - rzek3 Tadeusz (ca3uj1c mu reke I rumieni1c sie) - powiem prawde; te panienke, Zosie, wychowanice Stryja, podoba3em Bardzo, choa tylko pare razy j1 widzia3em; A mówi1, .e Stryj dla mnie za .one przeznacza Podkomorzanke, piekn1 i córke bogacza. Teraz nie móg3bym z pann1 Ró.1 sie o.enia, Kiedy kocham te Zosie; trudno serce zmienia! Nieuczciwie, .eni1c sie z jedn1, kochaa drug1, Czas mo.e mnie uleczy; wyjade - na d3ugo”. „Tadeuszku! - stryj przerwa3 - to mi dziwny sposób Kochania sie: uciekaa od kochanych osób! Dobrze, .eoe szczery; widzisz, g3upstwo byoe wyp3ata3 Odje.d.aj1c: a co Waoea powiesz, gdybym swata3 Sam Waci Zosie! He! có., nie skoczysz z radooeci?” Tadeusz rzek3 po chwili: „Dobroa Jegomooeci Dziwi mnie! Lecz có.? 3aska Stryja Dobrodzieja Nie przyda sie ju. na nic! Ach! pró.na nadzieja! Bo pani Telimena nie odda mi Zosi!” „Bedziem prosia” - rzek3 Sedzia. „Nikt jej nie uprosi - Przerwa3 predko Tadeusz - nie, czekaa nie moge, Stryjaszku, musze predko, jutro jechaa w droge. Daj mi, 5tryjaszku, tylko twe b3ogos3awienstwo, Wszystko przygotowa3em, jade zaraz w Ksiestwo”. Sedzia w1s krec1c, z gniewem na ch3opca spoziera3: „To Waoea tak szczery? takeoe mi serce otwiera3? Naprzód ów pojedynek! Potem znowu mi3ooea I ten wyjazd, oj! jest tu w tem jakaoe zawi3ooea. Ju. mnie gadano, ju.em kroki Waoeci bada3! Asan ba3amut i trzpiot, Asan k3amstwa gada3. A gdzie. to Asan chodzi3 onegdaj wieczorem? Czego Asan jak wy.e3 tropi3 pode dworem? O Tadeuszku! jeoeli mo.e Asan Zosie Zba3amuci3 i teraz uciekasz? m3okosie, To sie Waci nie uda; lubisz czy nie lubisz, Zapowiadam Asanu, .e Zosie pooelubisz, A nie, to bizun - jutro staniesz na kobiercu! I gada mnie o czuciach! o niezmiennym sercu! Lgarz jesteoe! pfe! ja z Waoeci, Panie Tadeuszu, Zrobie oeledztwo, ja Waoeci jeszcze natre uszu! Dzioe dooea mia3em k3opotów! A. mi g3owa boli! Ten mi jeszcze spokojnie zasn1a nie dozwoli! IdY mi Waoea spaa!” To mówi1c, drzwi na woeci1. otwiera3 I zawo3a3 WoYnego, .eby go rozbiera3. Tadeusz cicho wyszed3, opuoeciwszy g3owe; Rozbiera3 w myoeli przykr1 ze stryjem rozmowe, Pierwszy raz po3ajany tak ostro!... oceni3 S3usznooea wyrzutów, sam sie przed sob1 rumieni3. Co pocz1a? jeoeli Zosia o wszystkiem sie dowie? Prosia o reke? a có. Telimena powie? Nie - czu3, .e nie móg3 d3u.ej zostaa w Soplicowie. Tak zadumany, ledwie zrobi3 kroków pare, Gdy mu cooe droge zasz3o; spójrza3, widzi mare, Ca31 w bieliYnie, d3ug1, wysmuk31 i cienk1. Suwa3a sie ku niemu z wyci1gniet1 rek1, Od której odbija3 sie dr.1cy blask miesieczny, I przyst1piwszy, cicho jekne3a: „Niewdzieczny! Szuka3eoe wzroku mego, teraz go unikasz, Szuka3eoe rozmów ze mn1, dzioe uszy zamykasz, Jakby w s3owach, we wzroku mym by3a trucizna! Dobrze mi tak, wiedzia3am, kto jesteoe! - me.czyzna! Nie znaj1c kokieterii, nie chcia3am cie dreczya, Uszczeoeliwi3am; tak.eoe umia3 mnie zawdzieczya! Tryumf nad miekkim sercem serce twe zatwardzi3; —eoe je zdoby3 zbyt 3acno, zbyt predkooe niem wzgardzi3! Dobrze mi tak! lecz straszn1 nauczona prob1, Wierz mi, i. wiecej ni. ty - gardze sama sob1!” „Telimeno - Tadeusz rzek3 - dalbóg, nietwarde Mam serce ani ciebie unikam przez wzgarde, Ale uwa. no sama, wszak nas widz1, oeledz1, Czy. mo.na tak otwarcie? có. ludzie powiedz1? Wszak to nieprzyzwoicie, to, dalbóg, jest grzechem”. „Grzechem! - odpowiedzia3a mu z gorzkim uoemiechem - Niewini1tko! baranek! Ja, bed1c kobiét1, Jeoeli z mi3ooeci nie dbam, choaby mnie odkryto, Choaby mnie os3awiono; a ty, ty me.czyzna? Có. szkodzi z was któremu, chocia. sie i przyzna, —e ma romans z dziesieciu razem kochankami? Mów prawde: chcesz mnie rzucia?” - Zala3a sie 3zami. „Telimeno, có. by oewiat mówi3 o cz3owieku - Rzek3 Tadeusz - który by teraz, w moim wieku, Zdrów, .y3 na wsi, kocha3 sie - kiedy tyle m3odzi, Tylu .onatych od .on, od dzieci uchodzi Za granice, pod znaki narodowe bie.y? Choabym chcia3 zostaa, czy to ode mnie zale.y? Ojciec mnie testamentem kaza3, abym s3u.y3 W wojsku polskiem, teraz stryj ten rozkaz powtórzy3. Jutro jade, zrobi3em ju. postanowienie, I dalbóg, Telimeno, ju. go nie odmienie”. „Ja - rzek3a Telimena - nie chce ci zagradzaa Drogi do s3awy, szczeoeciu twojemu przeszkadzaa! Jesteoe me.czyzn1, znajdziesz kochanke godniejsz1 Serca twojego, znajdziesz bogatsz1, piekniejsz1! Tylko dla mej pociechy niech wiem przed rozstaniem, —e twoja sk3onnooea by3a prawdziwem kochaniem, —e to nie by3 .art tylko, nie rozpusta p3ocha, Lecz mi3ooea; niech wiem, .e mnie mój Tadeusz kocha! Niech s3owo <> jeszcze raz z ust twych us3ysze, Niech je w sercu wyryje i w myoeli zapisze; Przebacze 3acniej, chocia. przestaniesz mnie kochaa, Pomn1c, jakeoe mnie kocha3...” - I zacze3a szlochaa. Tadeusz, widz1c, .e tak p3acze i tak b3aga Czule, i tylko takiej drobnostki wymaga, Wzruszy3 sie, przeje3y go szczery .al i litooea, I je.eliby bada3 serca swego skrytooea, Mo.e by sie w tej chwili i sam nie dowiedzia3, Czyli j1 kocha3, czy nie. - Wiec .ywo powiedzia3: „Telimeno, bogdaj mnie jasny piorun ubi3, Jeoeli nieprawda, .em cie, dalbóg, bardzo lubi3 Czy kocha3; krótkie z sob1 spedzilioemy chwile, Ale one mnie przesz3y tak s3odko, tak mile, —e bed1 d3ugo, zawsze myoeli mej przytomne, I dalibóg.e, nigdy ciebie nie zapomne”. Telimena skoczywszy pad3a mu na szyje: „Tegom sie spodziewa3a, kochasz mnie, wiec .yje! Bo dzisiaj mia3am dni me w3asn1 rek1 skrócia! Gdy mnie kochasz, mój drogi, czy. mo.esz mnie rzucia? Tobie odda3am serce, oddam ci maj1tek, Pójde za tob1 wszedzie; ka.dy oewiata k1tek Bedzie mnie z tob1 mi3y! Z najdzikszej pustyni Mi3ooea, wierzaj mi, ogród rozkoszy uczyni”. Tadeusz, wydar3szy sie z objecia przemoc1: „Jak to? - rzek3 - czyoe z rozumu obrana? gdzie? po co? Jechaa ze mn1? Ja, bed1c sam prostym .o3nierzem, W3óczya, czy markietanke?” „To my sie pobierzem” - Rzek3a mu Telimena. „Nie, nigdy! - zawo3a Tadeusz. Ja .enia sie nie mam teraz zgo3a Zamiaru ni kochaa sie - fraszki! dajmy pokój! Prosze cie, moja droga, rozmyoel sie! uspokój! Ja jestem tobie wdzieczen, ale niepodobna —enia sie, kochajmy sie, ale tak - z osobna. Zostaa d3u.ej nie moge; nie, nie, jechaa musze, B1dY zdrowa, Telimeno moja, jutro rusze”. Rzek3, nasuwa3 kapelusz, odwraca3 sie bokiem, Chc1c ioea; lecz go wstrzyma3a Telimena okiem I twarz1, jak Meduzy g3ow1; musia3 zostaa Mimowolnie; pogl1da3 z trwog1 na jej postaa, Sta3a blada, bez ruchu, bez tchu i bez .ycia! A. wyci1gaj1c reke jak miecz do przebicia, Z palcem zmierzonym prosto w Tadeusza oczy: „Tego chcia3am - krzykne3a - ha, jezyku smoczy! Serce jaszczurcze! To nic, .em tob1 zajeta Wzgardzi3a Asesora, Hrabie i Rejenta, —eoe mnie uwiód3 i teraz porzucasz sierote, To nic! Jesteoe me.czyzn1, znam wasz1 niecnote, Wiem, .e jak inni, tak ty móg3byoe wiare z3amaa, Lecz nie wiedzia3am, .e tak podle umiesz k3amaa! S3ucha3am pode drzwiami stryja! wiec to dziecko? Zosia? wpad3a ci w oko? i na ni1 zdradziecko Dybiesz! Zaledwieoe jedn1 nieszczesn1 oszuka3, A ju.eoe pod jej bokiem nowych ofiar szuka3! Uciekaj, lecz cie moje dooecign1 przeklectwa - Lub zostan, wydam oewiatu twoje bezecenstwa; Twe sztuki ju. nie zwiod1 innych, jak mnie zwiod3y! Precz! gardze tob1! jesteoe k3amca, cz3owiek pod3y!” Na obelge oemierteln1 dla uszu szlachcica, I której .aden nigdy nie s3ysza3 Soplica, Zadr.a3 Tadeusz, twarz mu poblad3a jak trupia, Tupn1wszy nog1, usta przyci1wszy, rzek3: „G3upia!” Odszed3; lecz wyraz „pod3ooea” echem sie powtórzy3 W sercu, wzdrygn13 sie m3odzian, czu3, .e nan zas3u.y3; Czu3, .e wyrz1dzi3 wielk1 krzywde Telimenie, —e go s3usznie skar.y3a, mówi3o sumnienie; Lecz czu3, .e po tych skargach tem mocniej j1 zbrzydzi3; O Zosi, ach! pomyoelia nie wa.y3 sie, wstydzi3. Przecie. ta Zosia, taka piekna, taka mi3a! Stryj swata3 j1! mo.e by jego .on1 by3a, Gdyby nie szatan, co go pl1cz1c w grzech za grzechem, W k3amstwo za k3amstwem, wreszcie odst1pi3 z uoemiechem. Z3ajany, pogardzony od wszystkich! w dni pare Zmarnowa3 przysz3ooea! Uczu3 s3uszn1 zbrodni kare. W tej burzy uczua, jakby kotwica spoczynku, Zab3ysne3a mu nagle myoel o pojedynku: „Zamordowaa Hrabiego! 3otra! - krzykn13 w gniewie. - Zgin1a albo zemoecia sie!” A za co? Sam nie wie! I ten gniew wielki, jak sie zaj13 w mgnieniu oka, Tak wywietrza3; znow zdje3a go .a3ooea g3eboka. Myoeli3: „Jeoeli prawdziwe by3o postrze.enie, —e Hrabia z Zosi1 jakieoe ma porozumienie, I có. st1d? Mo.e Hrabia kocha Zosie szczerze, Mo.e go ona kocha? za me.a wybierze! Jakim.e prawem chcia3bym zerwaa to zameoecie I, sam nieszczeoenik, wszystkich mam zaburzaa szczeoecie?” Wpad3 w rozpacz i nie widzia3 innego sposobu, Chyba ucieczke predk1; gdzie? chyba do grobu! Wiec ku3ak przycisn1wszy na schylonem czole, Bieg3 ku 31kom, gdzie stawy b3yszcza3y sie w dole, I stan13 nad b3otnistym; w zielonawe tonie Lakomy wzrok utopi3 i b3otniste wonie Z rozkosz1 ci1gn13 piersi1, i otworzy3 usta Ku nim: bo samobójstwo jak ka.da rozpusta Jest wymyoeln1; on w g3owy szalonym zawrocie Czu3 niewymowny poci1g utopia sie w b3ocie. Lecz Telimena, z dzikiej m3odzienca postawy Zgaduj1c rozpacz, widz1c, .e pobieg3 nad stawy, Chocia. ku niemu takim s3usznym gniewem pa3a, Przelek3a sie; w istocie dobre serce mia3a. —al jej by3o, .e inn1 oemia3 Tadeusz lubia, Chcia3a go skaraa, ale nie myoeli3a zgubia; Wiec puoeci3a sie za nim, wznosz1c rece obie, Krzycz1c: „Stój! g3upstwo! kochaj czy nie! .en sie sobie Czy jedY! tylko stój!” - Ale on ju. szybkim biegiem Wyprzedzi3 j1 daleko; ju. - stan13 nad brzegiem. Dziwnym zrz1dzeniem losów, po tym samym brzegu Jecha3 Hrabia na czele d.okejów szeregu, A zachwycony wdziekiem nocy tak pogodnej I harmonij1 cudn1 orkiestry podwodnej, Owych chorów, co brzmia3y jak arfy eolskie (—adne .aby nie graj1 tak pieknie jak polskie), Wstrzyma3 konia i o swej zapomnia3 wyprawie, Zwróci3 ucho do stawu i s3ucha3 ciekawie. Oczy wodzi3 po polach, po niebios obszarze: Pewnie uk3ada3 w myoeli nocne peiza.e. Zaiste, okolica by3a malownicza! Dwa stawy pochyli3y ku sobie oblicza Jako para kochanków: prawy staw mia3 wody G3adkie i czyste jako dziewicze jagody; Lewy, ciemniejszy nieco, jako twarz m3odziana Smag3awa i ju. meskim puchem osypana. Prawy z3ocistym piaskiem po3yska3 sie wko3o Jak gdyby w3osem jasnym; a lewego czo3o Naje.one 3ozami, wierzbami czubate; Oba stawy ubrane w zielonooeci szate. Z nich dwa strugi, jak rece zwi1zane pospo3u, OEciskaj1 sie; strug dalej upada do do3u; Upada, lecz nie ginie, bo w rowu ciemnote Unosi na swych falach ksie.yca poz3ote; Woda warstami spada, a na ka.dej waroecie Po3yskaj1 sie blasku miesiecznego garoecie, OEwiat3o w rowie na drobne drzazgi sie roztr1ca, Chwyta je i w g31b niesie ton uciekaj1ca, A z góry znów garoeciami spada blask miesi1ca. Myoela3byoe, .e u stawu siedzi OEwitezianka, Jedn1 rek1 zdrój leje z bezdennego dzbanka, A drug1 rek1 w wode dla zabawki miota Brane z fartuszka garoecie zakletego z3ota. Dalej, z rowu wybieg3szy, strumien na równinie Rozkreca sie, ucisza, lecz widaa, .e p3ynie, Bo na jego ruchomej, drgaj1cej pow3oce Wzd3u. miesieczne oewiate3ko drgaj1ce migoce. Jako piekny w1. .mudzki, zwany g i w o j t o s e m, Chocia. zdaje sie drzemaa, le.1c miedzy wrzosem, Pe3Ynie, bo na przemiany srebrzy sie i z3oci, A. nagle zniknie z oczu we mchu lub paproci: Tak strumien krec1cy sie chowa3 sie w olszynach, Które na widnokregu czernia3y konczynach, Wznosz1c swe kszta3ty lekkie, niewyraYne oku, Jak duchy na wpó3 widne, na po3y w ob3oku. Miedzy stawami w rowie m3yn ukryty siedzi; Jako stary opiekun, co kochanków oeledzi, Pods3ucha3 ich rozmowe, gniewa sie, szamoce, Trzesie g3ow1, rekami, i groYby be3koce: Tak ów m3yn nagle zatrz1s3 mchem obros3e czo3o I palczast1 sw1 pieoeci1 wykrecaj1c wko3o, Ledwo klekn13 i szczeki zebowate ruszy3, Zaraz mi3ooen1 stawów rozmowe zag3uszy3 I zbudzi3 Hrabie. Hrabia, widz1c, .e tak blisko Tadeusz naszed3 jego zbrojne stanowisko, Krzyczy: „Do broni! 3apaj!” Skoczyli d.okeje; Nim Tadeusz rozeznaa móg3, co sie z nim dzieje, Ju. go chwycili; bieg1 do dworu, w podwórze Wpadaj1; dwór budzi sie, psy w ha3as, w krzyk stró.e. Wyskoczy3 wpó3 ubrany Sedzia; widzi zgraje Zbrojn1, myoeli, .e zbójcy, a. Hrabie poznaje. „Co to jest?” - pyta. Hrabia szpad1 nad nim mign13, Lecz widz1c bezbronnego w zapale ostygn13. „Soplico! - rzek3 - odwieczny wrogu mej rodziny. Dzioe skarze cie za dawne i za oewie.e winy, Dzioe zdasz mi sprawe z mojej fortuny zaboru, Nim pomszcze sie obelgi mojego honoru!” Lecz Sedzia .egnaj1c sie krzykn13: „W imie Ojca I Syna! tfu! Mospanie Hrabia, czy waoea zbojca? Przebóg! czy to sie zgadza z Pana urodzeniem, Wychowaniem i z Pana na oewiecie znaczeniem? Nie pozwole skrzywdzia sie!” - Wtem Sedziego s3udzy Biegli, jedni z kijami, ze strzelbami drudzy; Wojski, stoj1c z daleka, pogl1da3 ciekawie W oczy panu Hrabiemu, a nó. mia3 w rekawie. Ju. mieli zacz1a bitwe, lecz Sedzia przeszkodzi3; Pró.no by3o bronia sie, nowy wróg nadchodzi3: Postrze.ono w olszynie blask, wystrza3 rusznicy! Most na rzece zahucza3 tetentem konnicy I „Haj.e na Soplice!” tysi1c g3osów wrzas3o. Wzdrygn13 sie Sedzia, pozna3 Gerwazego has3o. „Nic to - zawo3a3 Hrabia - bedzie tu nas wiecéj, Poddaj sie, Sedzio, to s1 moi sprzymierzency”. Wtem Asesor nadbiega3 krzycz1c: „Areszt k3ade W imie Imperatorskiej Mooeci; oddaj szpade, Panie Hrabio, bo wezwe wojskowej pomocy! A wiesz Pan, .e kto zbrojnie oemie napadaa w nocy, Zastrze.ono tysi1cznym dwóchsetnym ukazem, —e jak z3o...” Wtem go Hrabia w twarz uderzy3 p3azem. Pad3 zg3uszony Asesor i skry3 sie w pokrzywy; Wszyscy myoeleli, .e by3 ranny lub nie.ywy. „Widze - rzek3 Sedzia - .e sie na rozbój zanosi”. Jekneli wszyscy; wszystkich zag3uszy3 wrzask Zosi, Która krzycza3a, Sedzie obj1wszy rekami, Jako dziecko od —ydów k3ute igie3kami. Tymczasem Telimena wpad3a miedzy konie, Wyci1gne3a ku Hrabi za3amane d3onie: „Na twój honor! - krzykne3a przeraYliwym g3osem, Z g3ow1 w ty3 wychylon1, z rozpuszczonym w3osem - Przez wszystko, co jest oewietem, na kleczkach b3agamy! Hrabio, oemiesz.e odmówia? prosz1 ciebie damy; Okrutniku, nas pierwej musisz zamordowaa!” Pad3a zemdlona - Hrabia skoczy3 j1 ratowaa, Zadziwiony i nieco zmieszany t1 scen1. „Panno Zofijo - rzecze - Pani Telimeno! Nigdy sie krwi1 bezbronnych ta szpada nie splami; Soplicowie, jesteoecie mojemi wieYniami. Tak zrobi3em we W3oszech, kiedy pod opok1, Któr1 Sycylijanie zw1 Birbante-rokk1, Zdoby3em tabor zbójców; zbrojnych mordowa3em, Rozbrojonych zabra3em i zwi1zaa kaza3em: Szli za konmi i tryumf mój zdobili oewietny, Potem ich powieszono u podno.a Etny”. By3o to osobliwe szczeoecie dla Sopliców, —e Hrabia, maj1c lepsze konie od szlachciców I chc1c spotkaa sie pierwszy, zostawi3 ich w tyle I bieg3 przed reszt1 jazdy, przynajmniej o mile Ze swym d.okejstwem, które, pos3uszne i karne, Stanowi3o niejako wojsko regularne, Gdy inna szlachta by3a, zwyczajem powstania, Burzliwa i nieYmiernie skora do wieszania. Hrabia mia3 czas ostygn1a z zapa3u i gniewu, Przemyoela3, jak by skonczya bój bez krwi rozlewu; Wiec rodzine Sopliców w domu zamkn1a ka.e Jako wieYniów wojennych; u drzwi stawi stra.e. Wtem „Haj.e na Sopliców!” wpada szlachta hurmem, Obstepuje dwór wko3o i bierze go szturmem, Tym 3acniej, .e wódz wziety i pierzch3a za3oga; Lecz zdobywcy chc1 bia sie, wyszukuj1 wroga. Do domu nie wpuszczeni, bieg1 do folwarku, Do kuchni. Gdy do kuchni weszli, widok garków, Ogien ledwie zagas3y, potraw zapach oewie.y, Chrupanie psów, gryz1cych ostatki wieczerzy, Chwyta wszystkich za serca, myoel wszystkich odmienia, Studzi gniewy, zapala potrzebe jedzenia. Marszem i ca3odziennym znu.eni sejmikiem, „Jeoea! jeoea!” - po trzykroa zgodnym wezwali okrzykiem, Odpowiedziano: „Pia! pia!” Miedzy szlachty zgraj1 Staj1 dwa chory: ci pia, a ci jeoea wo3aj1; Odg3os leci echami; gdzie tylko dochodzi, Wzbudza oskome w ustach, g3ód w .o31dkach rodzi. I tak na dane z kuchni has3o, niespodzianie Rozesz3a sie armija na fura.owanie. Gerwazy, od pokojów Sedziego odparty, Ust1pia musia3 przez wzgl1d dla hrabiowskiej warty. Wiec nie mog1c zemoecia sie na nieprzyjacielu, Myoeli3 o drugim wielkim tej wyprawy celu. Jako cz3ek dooewiadczony i bieg3y w prawnictwie, Chce Hrabiego osadzia na nowym dziedzictwie Legalnie i formalnie; wiec za WoYnym biega, A. go po d3ugich oeledztwach za piecem dostrzega. Wnet porywa za ko3nierz, na dziedziniec wlecze I zmierzywszy mu w piersi Scyzoryk, tak rzecze: „Panie WoYny, pan Hrabia oemie Waapana prosia, Abyoe raczy3 przed szlacht1 braci1 wnet og3osia Intromisyj1 Hrabi do zamku, do dworu Sopliców, do wsi, gruntów zasianych, ugoru, S3owem, cum gais, boris et graniciebus, Kmetonibus, scultetis et omnibus rebus Et quibusdam alijis. Jak tam wiesz, tak szczekaj, Nic nie opuszczaj!” „Panie Kluczniku, zaczekaj! - Rzek3 oemia3o, rece za pas w3o.ywszy Protazy - Gotów jestem wype3niaa wszelkie stron rozkazy, Ale ostrzegam, .e akt nie bedzie mia3 mocy, Wymuszony przez gwa3ty, og3oszony w nocy”. „Co za gwa3ty? - rzek3 Klucznik - tu nie ma napaoeci, Wszak prosze Pana grzecznie; jeoeli ciemno Waoeci, To Scyzorykiem skrzesam ognia, .e Waszeci Zaraz w oelepiach jak w siedmiu kooecio3ach zaoewieci”. „Gerwazenku - rzek3 WoYny - po co sie tak d1saa? Jestem woYny, nie moja rzecz sprawe roztrz1saa; Wszak wiadomo, .e strona woYnego zaprasza I dyktuje mu, co chce, a woYny og3asza. WoYny jest pos3em prawa, a pos3ów nie karz1, Nie wiem tedy, za co mnie trzymacie pod stra.1; Wnet akt spisze, niech mi kto latarke przyniesie, A tymczasem og3aszam: Bracia, uciszcie sie!” I by donooeniej mówia, wst1pi3 na stos wielki Belek (pod p3otem sadu suszy3y sie belki), Wlaz3 na nie i zarazem, jakby go wiatr zdmuchn13, Znikn13 z oczu; s3yszano, jak w kapuste buchn13; Widziano, po konopiach ciemnych jego bia3a Konfederatka niby go31b przelecia3a. Konewka strzeli3 w czapke, ale chybi3 celu; Wtem zatrzeszcza3y tyki, ju. Protazy w chmielu - „Protestuje!” - zawo3a3; pewny by3 ucieczki, Bo za sob1 mia3 3oze i bagniska rzeczki. Po tej protestacyi, która sie ozwa3a Jak na zdobytych wa3ach ostatni strza3 dzia3a, Usta3 ju. wszelki opor w Soplicowskim dworze; Szlachta g3odna pl1druje, zabiera, co mo.e. Kropiciel, stanowisko zaj1wszy w oborze, Jednego wo3u i dwa cielce w 3by zakropi3, A Brzytewka im szable w gardzielach utopi3. Szyde3ko równie czynnie u.ywa3 swej szpadki, Kabany i prosieta kol1c pod 3opatki. Ju. rzeY zagra.a ptastwu. Czujne gesi stado, Co niegdyoe ocali3o Rzym przed Gallów zdrad1, Darmo gega o pomoc; zamiast Manlijusza Wpada w kotuch Konewka, jedne ptaki zdusza, A drugie .ywcem wi1.e do pasa kontusza. Pró.no gesi, szyjami wywijaj1c, chrypi1, Pró.no gesiory sycz1c napastnika szczypi1. On bie.y; osypany iskrz1cym sie puchem, Unoszony jak kó3mi gesich skrzyde3 ruchem, Zdaje sie bya chochlikiem, skrzydlatym z3ym duchem. Ale rzeY najstraszniejsza, chocia. najmniej krzyku, Miedzy kurami. M3ody Sak wpad3 do kurniku I z drabinek, stryczkami 3owi1c, ci1gnie z góry Kogutki i szurpate i czubate kury; Jedne po drugich dusi i sk3ada do kupy, Ptastwo piekne, karmione per3owemi krupy. Niebaczny Saku, jaki. zapa3 cie unosi! Nigdy ju. odt1d gniewnej nie przeb3agasz Zosi. Gerwazy przypomina starodawne czasy. Ka.e sobie podawaa od kontuszów pasy I nimi z Soplicowskiej piwnicy dobywa Beczki starej siwuchy, debniaku i piwa. Jedne wnet odgwo.d.ono, a drugie ochoczo Szlachta, gesta jak mrówie, porywaj1, tocz1 Do zamku; tam na nocleg ca3y t3um sie zbiera, Tam za3o.ona g3ówna Hrabiego kwatera. Nak3adaj1 sto ognisk, warz1, skwarz1, piek1, Gn1 sie sto3y pod miesem, trunek p3ynie rzek1; Chce szlachta noc te przepia, przejeoea i przeoepiewaa. Lecz powoli zaczeli drzemaa i poziewaa; Oko gaoenie za okiem, i ca3a gromada Kiwa g3owami, ka.dy, gdzie siedzia3, tam pada: Ten z mis1, ten nad kuflem, ten przy wo3u awierci. Tak zwycie.ców zwycie.y3 w koncu sen, brat oemierci. KSIEGA DZIEWIYTA BITWA Treoea: O niebezpieczenstwach wynikaj1cych z nieporz1dnego obozowania - Odsiecz niespodziana - Smutne po3o.enie szlachty - Odwiedziny kwestarskie s1 wró.b1 ratunku - Major P3ut zbytni1 zalotnooeci1 oeci1ga na siebie burze - Wystrza3 z krócicy, has3o boju - Czyny Kropiciela, czyny i niebezpieczenstwa Maaka - Konewka zasadzk1 ocala Soplicowo - Posi3ki jezdne, atak na piechote - Czyny Tadeusza - Pojedynek dowódców przerwany zdrad1 - Wojski stanowczym manewrem przechyla szale boju - Czyny krwawe Gerwazego - Podkomorzy zwycie.ca wspania3omyoelny. A chrapali tak twardym snem, .e ich nie budzi Blask latarek i wnioecie kilkudziesi1t ludzi, Którzy wpadli na szlachte, jak paj1ki oecienne Nazwane k o s a r z a m i na muchy wpó3senne: Zaledwie która bzyknie, ju. d3ugimi nogi Obejmuje j1 wko3o i dusi mistrz srogi. Sen szlachecki by3 jeszcze twardszy ni. sen muszy: —aden nie bzyka, le.1 wszyscy jak bez duszy, Chocia. byli chwytani silnymi rekoma I przewracani jako na przewi1s3ach s3oma. Tylko jeden Konewka, któremu w powiecie Nie znajdziesz równie mocnej g3owy przy bankiecie, Konewka, co móg3 wypia lipcu dwa anta3y, Nim mu spl1ta3 sie jezyk i nogi zachwia3y, Ten, choa d3ugo ucztowa3 i usn13 g3eboko, Dawa3 przecie znak .ycia; przemkn13 jedno oko I widzi! istne zmory! dwie okropne twarze Tu. nad sob1, a ka.da ma w1sów po parze; Dysz1 nad nim, ust jego tykaj1 w1sami I czworgiem r1k woko3o wij1 jak skrzyd3ami; Zl1k3 sie, chcia3 prze.egnaa sie: darmo reke chwyta, Reka prawa jak gdyby do boku przybita; Ruszy3 lew1, niestety! czuje, .e go duchy Spowi3y ciasno, jako niemowle w pieluchy; Zl1k3 sie jeszcze okropniej, wnet oko zawiera, Le.y nie dysz1c, stygnie, ledwie nie umiera! Lecz Kropiciel zerwa3 sie bronia sie - po czasie! Bo ju. by3 skrepowany we swym w3asnym pasie; Przecie. zwin13 sie i tak spre.yoecie podskoczy3, —e pad3 na piersi sennych, po g3owach sie toczy3, Miota3 sie jako szczupak, gdy sie w piasku rzuca. A rycza3 jako niedYwiedY, bo mia3 silne p3uca. Rycza3: „Zdrada!” Wnet ca3a zbudzona gromada Chorem odpowiedzia3a: „Zdrada! gwa3tu! zdrada!” Krzyk dochodzi echami zwierciadlanej sali, Kedy Hrabia, Gerwazy i d.okeje spali; Przebudza sie Gerwazy, darmo sie wydziera, Zwi1zany w kij do swego w3asnego rapiera; Patrzy, widzi przy oknie ludzi uzbrojonych, W czarnych, krótkich kaszkietach, w mundurach zielonych; Jeden z nich, opasany szarf1, trzyma3 szpade I ostrzem jej kierowa3 swych drabów gromade, Szepc1c: „Wi1.! wi1.!” Doko3a le.1 jak barany D.okeje w petach, Hrabia siedzi nie zwi1zany, Lecz bezbronny; przy nim dwaj z go3emi bagnety Stoj1 drabi. - Pozna3 ich Gerwazy, niestety! Moskale!!! Nieraz Klucznik by3 w podobnych trwogach, Nieraz miewa3 powrozy na reku i nogach, A przecie. sie uwalnia3; wiedzia3 o sposobie Rwania wiezów, by3 silny bardzo, ufa3 sobie. Przemyoela3 ratowaa sie milczkiem; oczy zmru.y3, Niby oepi, z wolna rece i nogi przed3u.y3, Dech wci1gn13, brzuch i piersi oecisn13 co najwe.ej; A. jednym razem kurczy, wydyma sie, pre.y, Jak w1., g3owe i ogon gdy chowa w przeguby, Tak Gerwazy z d3ugiego sta3 sie krótki, gruby; Rozci1gne3y sie, nawet skrzypne3y powrozy, Ale nie pek3y! Klucznik ze wstydu i zgrozy Przewróci3 sie i w ziemie schowawszy twarz gniewn1, Zamkn1wszy oczy, le.a3 nieczu3y jak drewno. Wtem ozwa3y sie bebny, naprzód z rzadka, potem Coraz gestszym i coraz g3ooeniejszym 3oskotem; Na ten apel rozkaza3 oficer Moskali D.okejów z Hrabi1 zamkn1a pod stra.1 na sali, Szlachte wieoea na dwór, kedy sta3a druga rota. Nadaremnie Kropiciel d1sa sie i miota. Sztab sta3 we dworze, a z nim zbrojnej szlachty wiele: Podhajscy, Birbaszowie, Hreczechy, Biergele, Wszyscy Sedziego krewni albo przyjaciele. Na odsiecz mu przybiegli s3ysz1c o napadzie, Zw3aszcza .e z Dobrzynskimi byli z dawna w zwadzie. Kto z wiosek batalijon Moskalów sprowadzi3? Kto tak predko s1siedztwo z zaoecianków zgromadzi3? Asesor-li, czy Jankiel? Ró.nie s3ychaa o tem, Lecz nikt pewnie nie wiedzia3 ni wtenczas, ni potem. Ju. te. i s3once wschodzi, krwawo sie czerwieni, Brzegiem tepym, jak gdyby odartym z promieni, Na wpó3 widne, na po3y w czerni chmur sie chowa Jak roz.arzona w weglach kowalskich podkowa. Wiatr wzmaga3 sie i pedzi3 ob3oki ze wschodu, Geste i poszarpane jako bry3y lodu; Ka.dy ob3ok w przelocie deszczem zimnym prószy, Z ty3u za nim wiatr leci i deszcz znowu suszy, Za wiatrem znowu ob3ok nadbiega wilgotny: I tak dzien na przemiany by3 ch3odny i s3otny. Tymczasem Major belki schn1ce pode dworem Ka.e wlec, w ka.dej belce wysiekaa toporem Pó3okr1g3e otwory, w te otwory wtyka Nogi wieYniów i drug1 belk1 je zamyka. Oba drewna goYdziami przebite po rogach OEcisne3y sie, jako psie paszczeki, na nogach. Zaoe powrozami mocniej sznurowano rece Na plecach szlachty; Major, ku wiekszej ich mece, Kaza3 pierwej pozdzieraa z g3ów konfederatki, Z pleców p3aszcze, kontusze, nawet taratatki. Nawet .upany. I tak szlachta, skuta w k3odzie, Siedzia3a rzedem, dzwoni1c zebami na ch3odzie I na deszczu, bo coraz wzmaga3a sie s3ota, Nadaremnie Kropiciel d1sa sie i miota. Darmo Sedzia za szlacht1 instancyje wnosi I Telimena 31czy prooeby do 3ez Zosi, A.eby miano wiekszy wzgl1d na niewolników. Wprawdzie oficer rotny, pan Nikita Ryków, Moskal, lecz dobry cz3owiek, da3 sie udobruchaa, Có., kiedy sam majora P3uta musia3 s3uchaa! Ten major, Polak rodem, z miasteczka Dzierowicz, Nazywa3 sie (jak s3ychaa) po polsku P3utowicz, Lecz przechrzci3 sie; 3otr wielki, jak sie zwykle dzieje Z Polakiem, który w carskiej s3u.bie zmoskwicieje. P3ut sta3 z fajk1 przed frontem, w boki sie podpiera3 I gdy mu k3aniano sie, nos w góre zadziera3, A za odpowiedY, na znak gniewnego humoru, Wypuoeci3 z ust k31b dymu i poszed3 do dworu. A tymczasem Rykowa Sedzia u3agadza I Asesora tak.e na bok odprowadza; Przemyoelaj1, jak by rzecz zakonczya bez s1du, A co jeszcze wa.niejsza, bez mieszan sie rz1du. Wiec do majora P3uta rzek3 kapitan Ryków: „Panie Major! co nam z tych wszystkich niewolników? Oddamy pod s1d? bedzie szlachcie wielka bieda, A Panu Majorowi nikt za to nic nie da. Wiesz co, Major? ot, lepiej te sprawe zagodzia, Pan Sedzia Majorowi musi trud nagrodzia, My powiemy, .e my tu przyszli dla wizyty, A tak i kozy ca3e, i wilk bedzie syty. Przys3owie ruskie: Wszystko mo.na, lecz ostro.nie: I to przys3owie: Sobie piecz na carskim ro.nie; I to przys3owie: Lepsza zgoda od niezgody; Zapl1taj dobrze weze3, konce wsadY do wody. Raportu nie podamy, tak sie nikt nie dowie. Bóg da3 rece, .eby braa, to ruskie przys3owie”. S3ysz1c to Major wstaje i od gniewu parska: „Czy ty oszala3, Ryków? to s3u.ba cesarska, A s3u.ba nie jest dru.ba, stary, g3upi Ryków! Czy ty oszala3? ja mam puszczaa buntowników! W takim wojennym czasie! Ha, pany Polaki, Ja was naucze buntu! Ha, szlachta 3ajdaki, Dobrzynscy, oj, ja znam was! Niech 3ajdaki mokn1! (I zaoemia3 sie na ca3e gard3o, patrz1c w okno). Wszak.e ten sam Dobrzynski, co siedzi w surducie - Hej, zdj1a mu surdut! - w roku przesz3ym na reducie Zacz13 ze mn1 te k3ótnie. Kto zacz13? on, nie ja. On, gdy tanczy3em, krzykn13: <> —e wtenczas za pu3kowej okradzenie kasy By3em pod oeledztwem, mia3em wielkie ambarasy, A jemu co do tego? Ja tancze mazura, On krzyczy z ty3u: <> - Szlachta za nim: <> Skrzywdzili mnie - a co? wpad3 w me szpony szlachciura. Mówi3em: Ej, Dobrzynski! ej, przyjdzie do woza Koza - a co? Dobrzynski, widzisz! bedzie 3oza”. Potem Sedziemu szepn13, schyliwszy sie, w ucho: „Jeoeli chcesz, Sedzio, .eby to usz3o na sucho, Za ka.d1 g3owe tysi1c rubelków gotówk1. Tysi1c rubelków, Sedzio, to ostatnie s3ówko”. Sedzia chcia3 targowaa sie, lecz Major nie s3ucha3, Znowu biega3 po izbie, dymem gesto bucha3, Podobny do szmermelu albo do rakiety. Chodzi3y za nim prosz1c i p3acz1c kobiety. „Majorze - mówi3 Sedzia - choa pozwiesz do prawa, Có. wygrasz? Tu nie zasz3a .adna bitwa krwawa, Nie by3o ran; .e zjedli kury i pó3g1ski, Za to wedle Statutu zap3ac1 nawi1zki. Ja na pana Hrabiego nie zanosze skargi, To tylko by3y zwyk3e s1siedzkie zatargi”. „A czy Sedzia - rzek3 Major - . ó 3 t 1 k s i e g e czyta3?” „Co to za .ó3ta ksiega?” pan Sedzia zapyta3. „Ksiega - rzek3 Major - lepsza ni. wasze statuty, A w niej pisze co s3owo: stryczek, Sybir, knuty; Ksiega ustaw wojennych, teraz w Litwie ca3éj Og3oszonych; ju. pod stó3 wasze trybuna3y. Pod3ug ustaw wojennych za takow1 psote Pójdziecie ju. to najmniej w sybirn1 robote”. „Apeluje - rzek3 Sedzia - do gubernatora”. „Apeluj - rzek3 P3ut - choaby do Imperatora. Wiesz, .e gdy Imperator zatwierdza ukazy, Z 3aski swej czesto kare powieksza dwa razy. Apelujcie, ja mo.e wynajde w potrzebie, Mospanie Sedzio, dobry kruczek i na ciebie. Wszak Jankiel, szpieg, którego ju. rz1d dawno oeledzi, Jest twoim domownikiem, w karczmie twojej siedzi. Moge teraz was wszystkich wzi1a w areszt od razu”. „Mnie - rzek3 Sedzia - braa w areszt? jak oemiesz bez rozkazu?” I przychodzi3o coraz do .ywszego sporu, Gdy nowy gooea zajecha3 na dziedziniec dworu. Wjazd t3umny, dziwny. Przodem, niby laufer, bie.y Ogromny, czarny baran, a 3eb mu sie je.y Czterema rogami, z których dwa jako kab31ki Krec1 sie ko3o uszu, ubrane we dzwonki, A dwa, od czo3a na bok wysuwaj1c konce, Wstrz1saj1 kulki kr1g3e, mosie.ne, brzecz1ce. Za baranem sz3y wo3y, trzoda owiec, kozy, Za byd3em cztery cie.ko pakowane wozy. Wszyscy odgadli, .e to wjazd ksiedza Kwestarza. Wiec pan Sedzia, powinnooea znaj1c gospodarza, Sta3 w progu witaa gooecia. Ksi1dz na pierwszej bryce Jecha3, kapturem na wpó3 zas3oniwszy lice, Ale go wnet poznano, bo gdy wieYniów min13, Zwróci3 sie ku nim twarz1, palcem na znak skin13. I drugiej bryki furman równie by3 poznany: Stary Maciek Rózeczka, za ch3opa przebrany; Szlachta zacze3a krzyczea, skoro sie pokaza3, On rzek3: „G3upi!” - i rek1 milczenie nakaza3. Na trzecim wozie Prusak w kubraku wytartym, A pan Zan z Mickiewiczem jechali na czwartym. A tymczasem Podhajscy i Isajewicze, Birbasze, Wilbikowie, Biergele, Kotwicze, Widz1c szlachte Dobrzynskich w tak cie.kiej niewoli, Zaczeli z dawnych gniewów ostygaa powoli. Bo szlachta polska, chocia. niezmiernie k3otliwa I porywcza do bitew, przecie. nie jest moeciwa. Bieg1 wiec do Macieja starego po rade. On ko3o wozów ca31 ustawia gromade, Ka.e czekaa. Bernardyn wst1pi3 do pokoju. Zaledwie go poznano, choa nie zmieni3 stroju, Tak przybra3 inn1 postaa. Zwyczajnie ponury, Zamyoelony, a teraz g3owe wzniós3 do góry I z min1 rozjaoenion1, jak kwestarz rubacha, Nim zacz13 gadaa, d3ugo oemia3 sie: „Cha, cha, cha, cha, K3aniam, k3aniam! cha, cha, cha, wyoemienicie, przednie! Panowie oficery, kto poluje we dnie, Wy w nocy! dobry po3ów, widzia3em zwierzyne; Oj, skubaa, skubaa szlachte, oj, drzea z nich 3upine! Oj, weYcie. ich na munsztuk, bo te. szlachta bryka! Winszuje ci, Majorze, .eoe z3owi3 Hrabika! To t3uoecioszek, to bogacz, panicz z antenatów, Nie wypuszczaj go z klatki bez trzystu dukatów; A jak weYmiesz, na klasztor daj jakie trzy grosze I dla mnie, bo ja zaw.dy za tw1 dusze prosze. Jakem bernardyn, bardzo myoele o twej duszy! OEmiera i sztabsoficerów porywa za uszy! Dobrze napisa3 Baka, .e oemiera d.ga za katy W szkar3aty i po suknie nieraz dobrze stuknie, I po p3ótnie tak utnie, jak i po kapturze, I po fryzurze równie, jak i po mundurze. OEmiera matula, powiada Baka, jak cebula Lzy wyciska, gdy oeciska, a równie przytula I dziecko, co sie lula, i zucha, co hula! Ach! ach! Majorze, dzisiaj .yjem, jutro gnijem, To tylko nasze, co dzioe zjemy i wypijem! Panie Sedzio, wszak.e to czas podobno oeniadaa? Siadam za stó3 i prosze wszystkich ze mn1 siadaa; Majorze, gdyby zrazów? Panie Poruczniku, Co myoelisz? gdyby waze dobrego ponczyku?” „To prawda, Ojcze - rzekli dwaj oficerowie - Czas by ju. zjeoea i wypia Pana Sedzi zdrowie!” Zdziwili sie domowi, patrz1c na Robaka, Sk1d mu sie wzie3a mina i weso3ooea taka. Sedzia wnet kucharzowi powtórzy3 rozkazy; Wniesiono waze, cukier, butelki i zrazy. P3ut i Ryków tak czynnie zaczeli sie zwijaa, Tak 3akomie po3ykaa i gesto zapijaa, —e w pó3 godziny zjedli dwadzieoecia trzy zrazy I wychylili ponczu ogromne pó3 wazy. Wiec Major syt i wesó3 w krzeoele sie rozwali3, Doby3 fajke, biletem bankowym zapali3 I otar3szy oeniadanie z ust koncem serwety, Obróci3 oemiej1ce sie oczy na kobiety I rzek3: „Ja, piekne Panie, lubie was jak wety! Na me szlify majorskie, gdy cz3ek zjad3 oeniadanie, Najlepsz1 jest po zrazach zak1sk1 gadanie Z paniami tak pieknemi jak wy, piekne Panie! Wiecie co? grajmy w karty! w welba-cwelba? w wista? Albo pójdYmy mazurka? he! do diab3ów trzysta! Wszak ja w jegierskim pu3ku pierwszy mazurzysta!” Za czym ku damom bli.ej schyli3 sie wygiety I puszcza3 na przemiany dym i komplementy. „Tanczya! - zawo3a3 Robak - gdy wychyle flasze, To i ja, choa ksi1dz, habit czasami podkasze I potancze mazurka! Ale wiesz, Majorze, My tu pijem, a jegry tam zmarzn1 na dworze? Hulaa, to hulaa! Sedzio, daj beczke siwuchy! Major pozwoli, niechaj pij1 jegry zuchy!” „Prosi3bym - rzecze Major - lecz w tem nie ma musu”. „Daj, Sedzio - szepn13 Robak - beczke spirytusu”. I tak, kiedy we dworze sztab weso3y 3yka, Za domem zacze3a sie w wojsku pijatyka. Ryków kapitan milczkiem kielichy wychyla3, Lecz Major pi3 i razem damom sie przymila3, A wzmaga3 sie w nim coraz tancowania zapa3; Rzuci3 fajke i reke Telimeny z3apa3, Chcia3 tanczya, lecz uciek3a; wiec podszed3 do Zosi, K3aniaj1c sie, s3aniaj1c, do mazurka prosi: „Hej! ty Ryków, przestan.e tam tr1bia na fajce, Precz fajka, wszak ty dobrze grasz na ba3abajce; Widzisz no tam gitare, pódY no, weY gitare, I mazurka! ja, Major, ide w pierwsz1 pare”. Kapitan wzi13 gitare i struny przykreca3, P3ut znowu Telimene do tanca zacheca3. „S3owo majorskie, Panno, nie Rosyjaninem Jestem, je.eli k3amie! chce bya sukinsynem, Je.eli k3amie; spytaj, a oficerowie Wszyscy pooewiadcz1, ca3a armija to powie, —e w tej drugiej armiji, w korpusie dziewi1tym, W drugiej pieszej dywizji, w pu3ku pieadziesi1tym Jegierskim major P3ut jest pierwszy mazurzysta. PódY.e, Panienko! nie b1dY taka narowista! Bo ja po oficersku ukarze Panienke...” To mówi1c skoczy3, chwyci3 Telimeny reke I szerokim ca3usem w bia3e ramie klasn13, Gdy Tadeusz, przypad3szy z boku, w twarz mu trzasn13. I ca3us, i policzek ozwa3y sie razem, Jeden za drugim, jako wyraz za wyrazem. Major os3upia3, oczy przetar3, z gniewu blady Zawo3a3: „Bunt! buntownik!” - i dobywszy szpady, Bieg3 przebia; wtem Ksi1dz dosta3 z rekawa krócice: „Pal, Tadeuszku! - krzykn13 - pal jak w jasn1 oewiéce!” Tadeusz wnet pochwyci3, wymierzy3, wypali3, Chybi3, ale Majora zg3uszy3 i osmali3. Porywa sie z gitar1 Ryków: „Bunt! bunt!” - wo3a, Wpada na Tadeusza; lecz Wojski zza sto3a Machn13 rek1 na odlew; nó. w powietrzu oewisn13 Miedzy g3owy i pierwej uderzy3, ni. b3ysn13. Uderza w dno gitary, na wylot j1 wierci, Schyli3 sie na bok Ryków i tak uszed3 oemierci. Lecz strwo.y3 sie; krzykn1wszy: „Jegry! bunt! Jej Bogu!” - Doby3 szpady, broni1c sie zbli.a3 sie do progu. Wtem z drugiej strony izby wpada szlachty wiele Przez okna, z rapierami, Rózeczka na czele. P3ut w sieni, Ryków za nim, wo3aj1 .o3nierzy, Ju. trzech najbli.szych domu na pomoc im bie.y; Ju. przeze drzwi w3a.1 trzy b3yszcz1ce bagnety, A za nimi trzy czarne schylone kaszkiety. Maciek sta3 u drzwi z Rózg1 wzniesion1 do góry, Lgn1c do oeciany, czatowa3 jako kot na szczury, A. ci13 okropnie; mo.e g3owy by trzy zwali3, Lecz stary, czy nie dojrza3, czy zbyt sie zapali3, Bo nim szyje wytkneli, r1bn13 po kaszkietach, Zdar3 je; Rózga spadaj1c brz1k3a po bagnetach. Moskale cofaj1 sie, Maciek ich wygania Na dziedziniec. Tam jeszcze wiecej zamieszania. Tam stronnicy Sopliców pracuj1 w zawody Nad rozkuciem Dobrzynskich, rozrywaj1 k3ody; Widz1c to jegry za bron porywaj1, bieg1; Sier.ant, wpad3szy, bagnetem przebi3 Podhajskiego, Dwóch drugich szlachty zrani3, do trzeciego strzela, Uciekaj1; by3o to przy k3odzie Chrzciciela. Ten ju. mia3 rece wolne, gotowe ku walce: Wsta3, podniós3 d3on i zwin13 w k3ebek d3ugie palce, I z góry tak uderzy3 w grzbiet Rosyjanina, —e twarz jego i skron wbi3 w zamek karabina. Trzas3 zamek, lecz zalany krwi1 proch ju. nie spali3; Sier.ant u nóg Chrzciciela na sw1 bron sie zwali3. Chrzciciel schyla sie, chwyta karabin za rure I wij1c jak kropid3em, podnosi go w góre, Robi m3ynka, dwóch zaraz szeregowych zwala Po ramionach i w g3owe ugadza kaprala; Reszta zlek3a od k3ody cofa sie z przestrachem: Tak Kropiciel ruchomym nakry3 szlachte dachem. Zaczem rozbito k3ode, rozcieto powrozy, Szlachta ju. wolna wpada na kwestarskie wozy, Z nich dobywa rapiery, pa3asze, tasaki, Kosy, strzelby; Konewka znalaz3 dwa szturmaki I worek kul; wsypa3 je do swego szturmaka, Drugi, równie nabiwszy, ust1pi3 dla Saka. Jegrów wiecej przybywa, mieszaj1 sie, t3uk1; Szlachta w zgie3ku nie mo.e ci1a krzy.ow1 sztuk1, Jegry nie mog1 strzelaa, ju. walcz1 wrecz, z bliska - Ju. stal, z1b za z1b o stal porwawszy sie, pryska, Bagnet o szable, kosa o gifes sie 3amie, Pieoea spotyka sie z pieoeci1 i z ramieniem ramie. Lecz Ryków z czeoeci1 jegrów pobieg3, gdzie stodo3a Tyka p3otów; tam staje, na .o3nierzy wo3a, A.eby zaprzestali bitwe tak bez3adn1, Gdzie nie u.ywszy broni, pod pieoeciami padn1. Gniewny, .e sam nie mo.e daa ognia, bo w t3umie Moskalów od Polaków rozró.nia nie umie, Wo3a: „Stroj sie!” (co znaczy: formuj sie do szyku), Ale komendy jego nie s3ychaa oeród krzyku. Stary Maciek, do recznych zapasów niezdolny, Rejterowa3 sie, czyni1c przed sob1 plac wolny Na prawo i na lewo; tu koncem szablicy Uciera bagnet z rury jako knot ze oewiécy; Tam machn1wszy na odlew, oecina albo kole. I tak ostro.ny Maciek ustepuje w pole. Lecz z najwiekszym na niego naciera uporem Stary Gifrejter, co by3 pu3ku instruktorem, Wielki mistrz na bagnety; zebra3 sie sam w sobie, Skurczy3 sie, a karabin porwa3 w rece obie, Praw1 u zamka, lew1, w pó3 rury porywa, Kreci sie, podskakuje, czasem przysiadywa, Lew1 reke opuszcza, a bron z prawej reki Suwa naprzód, jak .1d3o z we.owej paszczeki, I znowu j1 w ty3 cofa, na kolanie wspiera, I tak krec1c sie, skacz1c, na Maaka naciera. Oceni3 przeciwnika zrecznooea Maciek stary I lew1 rek1 w3o.y3 na nos okulary, Praw1 rekojeoea Rózgi tu. przy piersiach trzyma, Cofa sie, Gifrejtera ruch oeledz1c oczyma, Sam s3ania sie na nogach, jakby by3 pijany; Gifrejter bie.y predzej i, pewny wygranej, —eby uchodz1cego tem 3acniej dosiegn13, Powsta3 i ca31 praw1 reke wzd3u. wyci1gn13 Popychaj1c karabin, a tak sie wysili3 Pchnieciem i wag1 broni, .e sie a. pochyli3; Maciek tam, kedy bagnet wk3ada sie na rure, Podstawia sw1 rekojeoea, podbija bron w góre, I wnet spuszczaj1c Rózge, tnie Moskala w reke Raz, i znowu na odlew przecina mu szczeke. - Tak pad3 Gifrejter, fechmistrz najpierwszy z Moskalów, Kawaler trzech krzy.yków i czterech medalów. Tymczasem ko3o k3odek lewe szlachty skrzyd3o Ju. jest bliskie zwyciestwa; tam walczy3 Kropid3o, Widny z dala, tam Brzytwa wi3 sie oeród Moskali, Ten ich w pó3 cia3a rzeza, tamten w g3owy wali; Jako machina, któr1 niemieccy majstrowie Wymyoelili i która m3ockarni1 sie zowie, A jest razem sieczkarni1, ma cepy i no.e, Razem i s3ome kraje, i wybija zbo.e: Tak pracuj1 Kropiciel i Brzytwa pospo3u, Morduj1c nieprzyjació3, ten z góry, ten z do3u. Lecz Kropiciel ju. pewne porzuca zwyciestwo, Bie.y na prawe skrzyd3o, gdzie niebezpieczenstwo Nowe grozi Maakowi; oemierci Gifrejtera Mszcz1c sie, Proporszczyk z d3ugim szpontonem naciera (Szponton jest to zarazem dzida i siekiera, Teraz ju. zaniedbany, i tylko na flocie U.ywaj1 go; wówczas s3u.y3 i piechocie). Proporszczyk, cz3owiek m3ody, zrecznie sie uwija3; Ilekroa mu przeciwnik bron na bok odbija3, On cofa3 sie; m3odego nie móg3 Maciek zgonia, I tak, nie rani1c, musia3 tylko siebie bronia. Ju. mu Proporszczyk dzid1 lekk1 rane zada3, Ju. wznosz1c w góre berdysz, do ciecia sie sk3ada3: Chrzciciel nie zdo3a dobiec, lecz staje w pó3 drogi, Okreca bron i ciska wrogowi pod nogi. Skruszy3 kooea; ju. Proporszczyk szponton z r1k upuszcza, S3ania sie; wpada Chrzciciel, za nim szlachty t3uszcza, A za szlacht1 Moskale od lewego skrzyd3a Bieg1 zmieszani; wszcz13 sie bój ko3o Kropid3a. Chrzciciel, który w obronie Maaka ore. straci3, Ledwie .e tej przys3ugi .yciem nie przyp3aci3, Bo przypad3o nan z ty3u dwóch silnych Moskali I czworo r1k zarazem we w3os mu wpl1tali; Upi1wszy sie nogami, ci1gn1 jako liny Spre.yste, uwi1zane do masztu wiciny; Daremnie w ty3 Kropiciel ciska oelepe razy, Chwieje sie - a wtem postrzeg3, .e blisko Gerwazy Walczy; zawo3a3: „Jezus Maria! Scyzoryku!” Klucznik, trwoge Chrzciciela poznawszy po krzyku, Odwróci3 sie i spuoeci3 ostrze p3ytkiej stali Miedzy g3owe Chrzciciela i rece Moskali. Cofneli sie, wydawszy przeraYliwe g3osy, Lecz jedna reka, mocniej wpl1tana we w3osy, Zosta3a sie, wisz1ca i krwi1 buchaj1ca. Tak orlik, jedn1 szpone gdy wbije w zaj1ca, Drug1, by wstrzymaa zwierza, o drzewo uczepi, A zaj1c, targn1wszy sie, or3a wpó3 rozszczepi, Prawa szpona u drzewa zostaje sie w lesie, A lew1, zakrwawion1, Ywierz na pola niesie. Kropiciel, wolny, oczy obraca doko3a, Rece wyci1ga, broni szuka, broni wo3a, Tymczasem grzmi pieoeciami, stoj1c mocno w kroku I pilnuj1c sie z bliska Gerwazego boku, A. Saka, syna swego, postrzega w nat3oku. Sak praw1 rek1 szturmak wymierza, a lew1 Ci1gnie za sob1 d3ugie, s1.niowate drzewo, Uzbrojone w krzemienie i w guzy, i seki (Nikt by go nie podYwign13 prócz Chrzciciela reki). Chrzciciel, gdy mi31 bron sw1, swe Kropid3o zoczy3, Chwyci3 je, uca3owa3, z radooeci podskoczy3, Zakreci3 je nad g3ow1 i zaraz ubroczy3. Co potem dokazywa3, jakie kleski szerzy3, Daremnie oepiewaa, nikt by muzie nie uwierzy3, Jak nie wierzono w Wilnie ubogiej kobiécie, Która, stoj1c na oewietej Ostrej Bramy szczycie, Widzia3a, jako Dejów, moskiewski jenera3, Wchodz1c z pu3kiem Kozaków, ju. brame otwiera3 I jak jeden mieszczanin, zwany Czarnobacki, Zabi3 Dejowa i zniós3 ca3y pu3k kozacki. Dosya, .e sie tak sta3o, jak przewidzia3 Ryków: Jegry w t3umie ulegli mocy przeciwników. Dwudziestu trzech na ziemi wala sie zabitych, Trzydziestu kilku jeczy ranami okrytych, Wielu pierzch3o, skry3o sie w sad, w chmiele, nad rzeke, Kilku wpad3o do domu pod kobiet opieke. Zwycieska szlachta biega z okrzykiem wesela, Ci do beczek, ci 3upy rw1 z nieprzyjaciela; Jeden Robak tryumfów szlachty nie podziela. On dot1d sam nie walczy3 (bo broni1 kanony Ksiedzu bia sie), lecz jako cz3owiek dooewiadczony Dawa3 rady, plac boju z ró.nych stron obchodzi3, Wzrokiem, rek1, walcz1cych zacheca3, przywodzi3. I teraz wo3a, aby do niego sie 31czya, Uderzya na Rykowa, zwyciestwo dokonczya. Tymczasem przez pos3anca wskaza3 do Rykowa, —e je.eli bron z3o.y, .ycie swe zachowa; Je.eli zaoe oddanie broni bedzie zwlekaa, Robak ka.e otoczya reszte i wysiekaa. Kapitan Ryków wcale nie prosi3 pardonu; Zebrawszy ko3o siebie z pó3 batalijonu, Krzykn13: „Za bron!” - wnet szereg karabiny chwyta, Chrz1sne3a bron, a by3a ju. dawno nabita; Krzykn13: „Cel!” - rury rzedem zab3ysne3y d3ugim, Krzykn13: „Ognia kolej1!” - grzmi1 jeden po drugim; Ten strzela, ten nabija, ten chwyta do reki, S3ychaa oewisty kul, zamków chrzesty, sztenflów dYwieki. Ca3y szereg zdaje sie bya ruchawym p3azem, Który tysi1c b3yszcz1cych nóg wywija razem. Prawda, .e jegry byli mocnym trunkiem pjani, •le mierz1 i chybiaj1, rzadko który rani, Ledwie który zabije; przecie. dwóch Maciejów Ju. zraniono i poleg3 jeden z Bart3omiejów. Szlachta z niewiela rusznic z rzadka sie odstrzela, Chce szablami uderzya na nieprzyjaciela, Ale starsi wstrzymuj1; kule gesto oewiszcz1, Ra.1, spedzaj1, wkrótce dziedziniec oczyszcz1. Ju. a. po szybach dworu zaczynaj1 dzwonia. Tadeusz, który zosta3 w domu kobiet bronia Z rozkazu stryja, s3ysz1c, .e coraz to gorzéj Wre bitwa, wybieg3; za nim wybieg3 Podkomorzy, Któremu Tomasz wreszcie przyniós3 karabele; OEpieszy, 31czy sie z szlacht1 i staje na czele. Bie.y, bron wznios3szy, szlachta rusza jego oeladem, Jegry, przypuoeciwszy ich, sypneli kul gradem. Leg3 Isajewicz, Wilbik, Brzytewka raniony; Zaczem wstrzymuj1 szlachte, Robak z jednej strony, A z drugiej Maciej; szlachta ostyga w zapale, Ogl1da sie, cofa; widz1 to Moskale; Kapitan Ryków myoeli ostatni cios zadaa, Spedzia szlachte z dziedzinca i dworem ow3adaa. „Formuj sie do ataku! - zawo3a3 - na sztyki! Naprzód!” Wnet szereg, rury wytkn1wszy jak tyki, Schyla g3owy, zrusza sie i przyoepiesza kroku; Darmo szlachta wstrzymuje z przodu, strzela z boku, Szereg ju. pó3 dziedzinca przeszed3 bez oporu; Kapitan, pokazuj1c szpad1 na drzwi dworu, Krzyczy: „Sedzio! poddaj sie, bo dwór spalia ka.e!” „Pal - wo3a Sedzia - ja cie w tym ogniu usma.e”. O dworze Soplicowski! jeoeli dot1d ca3e OEwiec1 sie pod lipami twoje oeciany bia3e Jeoeli tam dot1d szlachty s1siedzkiej gromada Za gooecinnemi sto3y Sedziego zasiada, Pewnie tam pij1 czesto za Konewki zdrowie; Bez niego ju. by by3o dzioe po Soplicowie! Konewka dot1d ma3e da3 mestwa dowody; Choa najpierwszy ze szlachty uwolniony z k3ody, Choa zaraz znalaz3 w wozie sw1 mi31 Konewke, Swój szturmak faworytny i z nim kul sakiewke, Nie chcia3 bia sie; powiada3, .e sobie nie ufa Na czczo; szed3 wiec, gdzie sta3a spirytusu kufa, Rek1 jak 3y.k1 strumien do ust sobie chyli3; Dopiero gdy sie dobrze rozgrza3 i posili3, Poprawi3 czapke, z kolan wzi13 do r1k Konewke, Zmaca3 sztenflem naboju, podsypa3 panewke I spojrza3 na plac boju; widzi, .e b3yszcz1ca Fala bagnetów szlachte bije i roztr1ca; Przeciw tej fali p3ynie, schyla sie do ziemi I nurkuje pomiedzy trawami gestemi OErodkiem dziedzinca, a. tam, gdzie ros3a pokrzywa, Zasadza sie, a Saka gestami przyzywa. Sak, broni1c dworu, stan13 z szturmakiem u proga, Bo w tym dworze mieszka3a jego Zosia droga, Od której choa w zalotach zosta3 pogardzony, Kocha3 j1 zawsze, zgin1a rad dla jej obrony. Ju. szereg jegrów w marszu na pokrzywe wkracza, Gdy Konew ruszy3 cyngla i z paszczy gar3acza Tuzin kul rozsiekanych puszcza oeród Moskali; Sak puszcza drugi tuzin, jegry sie zmieszali. Przera.ony zasadzk1 szereg w k31b sie zwija, Cofa sie, rzuca rannych; Chrzciciel ich dobija. Stodo3a ju. daleko; boj1c sie odwodu D3ugiego, Ryków skoczy3 pod parkan ogrodu, Tam pierzchaj1c1 rote zatrzymuje w biegu, Szykuje, lecz szyk zmienia: z jednego szeregu Robi trójk1t, klin ostry wystawuj1c z przodu, A dwa boki opiera o parkan ogrodu. Dobrze zrobi3, bo jazda nan od zamku wali. Hrabia, który by3 w zamku pod stra.1 Moskali, Gdy pierzch3a stra. zlekniona, dworzan na kon wsadzi3 I s3ysz1c strza3y, w ogien jazde sw1 prowadzi3, Sam na czele, z .elazem nad g3owe wzniesionem. Wtem Ryków krzykn13: „Ognia pó3 batalijonem!” Przelecia3a po zamkach wzd3u. nitka ognista I z czarnych rur wytknietych oewisne3o kul trzysta. Trzech jezdnych pad3o rannych, jeden trupem le.y. Pad3 kon Hrabi, spad3 Hrabia; Klucznik krzycz1c bie.y Na ratunek, bo widzi: jegry na cel wzieli Ostatniego z Horeszków, chocia. po k1dzieli. Robak by3 bli.szy, Hrabie cia3em swym zakrywa, Dosta3 za niego postrza3, spod konia dobywa, Uprowadza; a szlachcie ka.e sie rozst1pia, Lepiej mierzya, postrza3ów nadaremnych sk1pia, Krya sie za p3oty, studnie, za oeciany obory; Hrabia z jazd1 ma czekaa sposobniejszej pory. Plany Robaka poj13 i wykona3 cudnie Tadeusz; sta3 ukryty za drewnian1 studnie; A .e trzeYwy i dobrze strzela3 z dubeltówki (Móg3 trafia do rzuconej w powietrze z3otówki), Okropnie razi Moskwe, starszyzne wybiera: Za pierwszym zaraz strza3em ubi3 feldfebera. Potem z dwóch rur raz po raz dwóch sier.antów sprz1ta, Mierzy to po galonach, to w oerodek trójk1ta, Gdzie sta3 sztab; zaczem Ryków gniewa sie i d1sa. Tupa nogami, szpady swej rekojeoea k1sa: „Majorze P3ucie - wo3a - co to z tego bedzie? Wkrótce tu nie zostanie nikt z nas przy komendzie!” Wiec P3ut na Tadeusza krzykn13 z wielkim gniewem: „Panie Polak, wstydY sie Pan chowaa sie za drzewem, Nie b1dY tchórz, wyjdY na oerodek, bij sie honorowie, Po .o3niersku”. - A na to Tadeusz odpowie: „Majorze! Jeoeli jesteoe tak oemia3ym rycerzem, A czego. ty sie chowasz za jegrów ko3nierzem? Nie tchórze ja przed tob1, wynidY no zza p3otów, Dosta3eoe w twarz, jam przecie bia sie z tob1 gotów! Po co krwi rozlew! Miedzy nami by3a zwada, Niechaj.e j1 rozstrzygnie pistolet lub szpada. Daje ci bron na wybor, od dzia3a do szpilki; A nie, to was wystrzelam jako w jamie wilki”. I to mówi1c wystrzeli3, a tak dobrze mierzy3, —e porucznika obok Rykowa uderzy3. „Majorze - szepn13 Ryków - wyjdY na pojedynek I pomoecij sie za jego raniejszy uczynek. Jeoeli tego szlachcica kto inny zabije, To, Major widzi, Major hanby swej nie zmyje. Trzeba tego szlachcica na pole wywabia, Nie mo.na z karabina, to choa szpad1 zabia. Co puka, to nie sztuka; to wole, co kole - Mówi3 stary Suworow; wyjdY, Majorze, w pole, Bo on nas powystrzela; patrz, bierze do celu”. Na to rzek3 Major: „Ryków! mi3y przyjacielu! Ty jesteoe zuch na szpady, wyjdY ty, bracie Ryków, Lub wiesz co? wyszlem kogo z naszych poruczników. Ja major, ja nie moge odst1pia .o3nierzy, Do mnie batalijonu komenda nale.y”. S3ysz1c to Ryków szpade podniós3, wyszed3 oemia3o, Kaza3 ognia zaprzestaa, machn13 chustk1 bia31. Pyta sie Tadeusza, jak1 bron podoba; Po uk3adach - na szpady zgodzili sie oba. Tadeusz broni nie mia3; gdy szukano szpady, Wyskoczy3 Hrabia zbrojny i zerwa3 uk3ady. „Panie Soplico! - wo3a3 - z przeproszeniem Pana, Pan wyzwa3eoe Majora! ja do Kapitana Mam dawniejsz1 uraze: on do zamku mego („Mów Pan - przerwa3 Protazy - do zamku naszego”) On wpad3 - rzek3 koncz1c Hrabia - na czele z3odziejów, On, pozna3em Rykowa, wi1zal mych d.okejów. Skarze go, jakom zbójców skara3 pod opok1, Któr1 Sycylijanie zw1 Birbante-rokko”. Uciszyli sie wszyscy, usta3o strzelanie, Wojska ciekawe patrz1 na wodzów spotkanie: Hrabia i Ryków id1, obróceni bokiem, Praw1 rek1 i prawym gro.1c sobie okiem; Wtem lewymi rekami odkrywaj1 g3owy I k3aniaj1 sie grzecznie (zwyczaj honorowy: Nim przyjdzie do zabójstwa, naprzód sie przywitaa). Ju. spotka3y sie szpady i zacze3y zgrzytaa; Rycerze, wznosz1c nogi, prawemi kolany Przyklekaj1, w przód i w ty3 skacz1c na przemiany. Ale P3ut, Tadeusza widz1c przed swym frontem, Naradza3 sie po cichu z gifrejterem Gontem, Który w rocie uchodzi3 za pierwszego strzelca. „Gonto - rzek3 Major - widzisz ty tego wisielca? Jeoeli mu wsadzisz kule, tam pod pi1tym .ebrem, To dostaniesz ode mnie cztery ruble srebrem”. Gont odwodzi karabin, do zamka sie chyli, Wierni go towarzysze p3aszczami okryli; Mierzy nie w .ebro, ale w g3owe Tadeusza, Strzeli3 i trafi3 - blisko, w oerodek kapelusza. Okreci3 sie Tadeusz, a. Kropiciel wpada Na Rykowa, a za nim szlachta, krzycz1c: „Zdrada!” Tadeusz go zas3ania, ledwie zdo3a3 Ryków Zrejterowaa sie i wpaoea we oerodek swych szyków. Znowu Dobrzynscy z Litw1 natarli w zawody I pomimo dawniejsze dwóch stronnictw niezgody Walcz1 jak bracia, jeden drugiego zacheca. Dobrzynscy, widz1c jak sie Podhajski wykreca Tu. przed szeregiem jegrów i kos1 ich kraje, Zawo3ali z radooeci1: „Niech .yj1 Podhaje! Naprzód, bracia Litwini! Gór1, gór1 Litwa!” Sko3ubowie zaoe, widz1c, jak waleczny Brzytwa, Choa ranny, leci z szabl1 wzniesion1 do góry, Krzykneli: „Gór1 Maaki, niech .yj1 Mazury!” Dodawszy wzajem serca, bieg1 na Moskali; Nadaremnie ich Robak z Maakiem wstrzymywali. Gdy tak na rote jegrów uderzano z przodu, Wojski rzuca plac boju, idzie do ogrodu; Przy boku jego st1pa3 ostro.ny Protazy, A Wojski mu po cichu wydawa3 rozkazy. Sta3a w ogrodzie, prawie pod samym parkanem, O który sie opiera3 Ryków swym trójgranem, Wielka, stara sernica, budowana w kratki Z belek na krzy. wi1zanych, podobna do klatki. W niej oewieci3y sie bia3ych serów mnogie kopy; Wko3o zaoe waha3y sie susz1ce sie snopy Sza3wiji, benedykty kardy, macierzanki: Ca3a zielna domowa apteka Wojszczanki. Sernica w górze mia3a wszerz s1.ni pó3czwarta. A u do3u na jednym wielkim s3upie wsparta, Niby gniazdo bocianie. Stary s3up debowy Pochyli3 sie, bo ju. by3 wygni3 do po3owy, Grozi3 upadkiem. Nieraz Sedziemu radzono, Aby zruci3 budowe wiekiem nadw1tlon1; Ale Sedzia powiada3, .e woli poprawiaa Ani.eli rozrucaa, albo te. przestawiaa. Odk3ada3 budowanie do sposobnej pory, Tymczasem pod s3up kaza3 wetkn1a dwie podpory. Tak pokrzepiona, ale nietrwa3a budowa Wygl1da3a za parkan nad trójk1t Rykowa. Ku tej sernicy Wojski z WoYnym milczkiem id1, Ka.dy zbrojny ogromnym dr1giem jakby dzid1; Za nimi ochmistrzyni d1.y przez konopie I kuchcik, ma3e, ale bardzo silne ch3opie. Przyszed3szy, dr1gi wparli w wierzch s3upa nadgni3y, Sami, u konców wisz1c, pchaj1 z ca3ej si3y, Jako flisy uwiez31 na rapach wicine D3ugimi dr1gi z brzegu pedz1 na g3ebine. Trzasn13 s3up: ju. sernica chwieje sie i wali Z brzemieniem drzew i serów na trójk1t Moskali, Gniecie, rani, zabija; gdzie sta3y szeregi, Le.1 drwa, trupy, sery bia3e jako oeniegi, Krwi1 i mozgiem splamione. Trójk1t w sztuki pryska, A ju. w oerodku Kropid3o grzmi, ju. Brzytwa b3yska, Siecze Rózga, od dworu wpada szlachty t3uszcza, A Hrabia od bram jazde na rozpierzch3ych puszcza. Ju. tylko ooemiu jegrów z sier.antem na czele Broni1 sie; bie.y Klucznik; oni stoj1 oemiele, Dziewiea rur wymierzyli prosto w 3eb Klucznika; On leci na strza3, krec1c ostrze Scyzoryka. Widzi to Ksi1dz, zabiega Klucznikowi droge. Sam pada i podbija Gerwazemu noge. Upadli, w3aoenie kiedy pluton ognia dawa3; Ledwie o3ów przeoewisn13, ju. Gerwazy wstawa3, Ju. wskoczy3 w dym; dwom jegrom zaraz g3owy zmiata. Uciekaj1 strwo.eni, Klucznik goni, p3ata; Oni biegn1 dziedzincem, Gerwazy ich torem; Wpadaj1 we drzwi gumna stoj1ce otworem, I Gerwazy do gumna na ich karkach wjecha3, Znikn13 w ciemnooeci, ale bitwy nie zaniecha3, Bo przeze drzwi jek s3ychaa, wrzask i geste razy. Wkrótce ucich3o wszystko; wyszed3 sam Gerwazy Z mieczem krwawym. Ju. szlachta odzier.y3a pole, Porozpedzanych jegrów oeciga, r1bie, kole; Ryków sam zosta3, krzyczy, .e broni nie z3o.y, Bije sie, gdy ku niemu podszed3 Podkomorzy I wznosz1c karabele, rzek3 powa.nym tonem: „Kapitanie! nie splamisz czci twojej pardonem, Da3eoe proby, rycerzu nieszczesny, lecz me.ny, Twojej odwagi; porzua opór niedo3e.ny, Z3ó. bron, nim cie naszymi szablami rozbroim; Zachowasz .ycie i czeoea, jesteoe wieYniem moim!” Ryków, Podkomorzego zwalczony powag1, Sk3oni3 sie i odda3 mu swoje szpade nag1, Skrwawion1 po rekojeoea, i rzek3: „Lachy braty! Oj, biada mnie, .em nie mia3 choa jednej armaty! Dobrze mówi3 Suworow: <> Có.! jegry byli pjani, Major pia pozwoli3! Och, major P3ut, on dzisiaj bardzo poswawoli3! On odpowie przed carem, bo on mia3 komende, Ja, Panie Podkomorzy, wasz przyjaciel bede. Ruskie przys3owie mówi: Kto sie mocno lubi, Ten, Panie Podkomorzy, i mocno sie czubi. Wy dobrzy do wypitki, dobrzy do wybitki, Ale przestancie robia nad jegrami zbytki”. Podkomorzy, s3ysz1c to, karabele wznasza I przez WoYnego pardon powszechny og3asza, Ka.e rannych opatrzya, z trupów czyoecia pole, A jegrów rozbrojonych prowadzia w niewole. D3ugo szukano P3uta; on, w krzaku pokrzywy Zarywszy sie g3eboko, le.a3 jak nie.ywy; Wyszed3 wreszcie, ujrzawszy, .e by3o po bitwie. Taki mia3 koniec zajazd ostatni na Litwie. KSIEGA DZIESIYTA EMIGRACJA. JACEK Treoea: Narada tycz1ca sie zabezpieczenia losu zwyciezców - Uk3ady z Rykowem - Po.egnanie - Wa.ne odkrycie - Nadzieja. Owe ob3oki ranne, zrazu rozpierzchnione Jak czarne ptaki, lec1c w wy.sz1 nieba strone, Coraz sie zgromadza3y; ledwie s3once zbieg3o Z po3udnia, ju. ich stado pó3 niebios obleg3o Ogromn1 chmur1; wiatr j1 pedzi3 coraz chy.ej, Chmura coraz gestnia3a, zwiesza3a sie ni.ej, A. jedn1 stron1 na wpó3 od niebios oddarta, Ku ziemi wychylona i wszerz rozpostarta, Jak wielki .agiel, bior1c wszystkie wiatry w siebie, Od po3udnia na zachód lecia3a po niebie. I by3a chwila ciszy; i powietrze sta3o G3uche, milcz1ce, jakby z trwogi oniemia3o. I 3any zbó., co wprzódy, k3ad1c sie na ziemi I znowu w góre trzes1c k3osami z3otemi, Wrza3y jak fale, teraz stoj1 nieruchome I pogl1daj1 w niebo naje.ywszy s3ome. I zielone przy drogach wierzby i topole, Co pierwej, jako p3aczki przy grobowym dole, Bi3y czo3em, d3ugiemi kreci3y ramiony, Rozpuszczaj1c na wiatry warkocz posrebrzony - Teraz jak martwe, z niemej wyrazem .a3oby, Stoj1 na kszta3t pos1gów sypilskiej Nioby. Jedna osina dr.1ca wstrz1sa lioecie siwe. Byd3o, zwykle do domu powracaa leniwe, Teraz zbiega sie t3umnie, pasterzy nie czeka I opuszczaj1c strawe, do domu ucieka. Buhaj racic1 ziemie kopie, orze rogiem I ca31 trzode straszy ryczeniem z3owrogiem; Krowa coraz ku niebu wznosi wielkie oko, Usta z dziwu otwiera i wzdycha g3eboko; A wieprz marudzi w tyle, d1sa sie i zgrzyta, I snopy zbo.a kradnie, i na zapas chwyta. Ptastwo skry3o sie w lasy, pod strzechy, w g31b trawy; Tylko wrony, stadami obst1piwszy stawy, Przechadzaj1 sie sobie powa.nemi kroki, Czarne oczy kieruj1 na czarne ob3oki; Wytkn1wszy jezyk z suchej, szerokiej gardzieli I skrzyd3a roztaczaj1c, czekaj1 k1pieli; Lecz i te, przewiduj1c nazbyt mocn1 burze, Ju. w las ci1gn1, podobne wznosz1cej sie chmurze. Ostatnia z ptaków, lotem nieoecig3ym zuchwa3a Jaskó3ka, czarny ob3ok przeszywa jak strza3a, Wreszcie spada jak kula. W3aoenie w owej chwili Szlachta z Moskw1 okropn1 walke zakonczyli I chroni1 sie gromadnie w domy i stodo3y, Opuszczaj1 plac boju, gdzie wkrótce .ywio3y Stocz1 walke. Na zachód jeszcze oz3ocona Ziemia oewieci ponuro, .ó3tawo-czerwona; Ju. chmura, roztaczaj1c cienie na kszta3t sieci, Wy3awia resztki oewiat3a, a za s3oncem leci, Jak gdyby je pochwycia chcia3a przed zachodem. Kilka wichrów raz po raz przeoewisne3o spodem, Jeden za drugim lec1, miec1c krople d.d.yste, Wielkie, jasne, okr1g3e, jak grady ziarniste. Nagle wichry zwar3y sie, porwa3y sie wpo3y, Borykaj1 sie, krec1, oewiszcz1cemi ko3y Kr1.1 po stawach, m1c1 do dna wody w stawach; Wpadli na 31ki, oewiszcz1 po 3ozach i trawach, Pryskaj1 3óz ga3ezie, lec1 traw przekosy Na wiatr, jako garoeciami wyrywane w3osy, Zmieszane z kedziorami snopów; wiatry wyj1, Upadaj1 na role, tarzaj1 sie, ryj1, Rw1 skiby, robi1 otwor wichrowi trzeciemu, Który wydar3 sie z roli jak s3up czarnoziemu, Wznosi sie, jak ruchoma piramida toczy, Lbem grunt wierci, z nóg piasek sypie gwiazdom w oczy, Co krok wszerz wydyma sie, roztwiera ku górze I ogromn1 sw1 tr1b1 otrebuje burze. A. z ca3ym tym chaosem wody i kurzawy, S3omy, lioecia, ga3ezi, wydartej murawy, Wichry w las uderzy3y i po g3ebiach puszczy Rykne3y jak niedYwiedzie. A ju. deszcz wci1. pluszczy, Jak z sita, w gestych kroplach; wtem ryk3y pioruny, Krople zla3y sie razem; to jak proste stróny D3ugim warkoczem wi1.1 niebiosa do ziemi, To jak z wiader buchaj1 warstami ca3emi. Ju. zakry3y sie ca3kiem niebiosa i ziemia, Noc je z burz1 od nocy czarniejsz1 zaciemia. Czasem widnokr1g peka od konca do konca, I anio3 burzy na kszta3t niezmiernego s3onca Rozoewieci twarz, i znowu, okryty ca3unem, Uciek3 w niebo i drzwi chmur zatrzasn13 piorunem. Znowu wzmaga sie burza, ulewa nawalna I ciemnooea gruba, gesta, prawie dotykalna. Znowu deszcz ciszej szumi, grom na chwile uoenie; Znowu wzbudzi sie, ryknie i znów wod1 chluoenie. A. sie uspokoi3o wszystko; tylko drzewa Szumi1 oko3o domu i szemrze ulewa. W takim dniu po.1dany by3 czas najburzliwszy; Bo nawalnica, boju plac mrokiem okrywszy, Zala3a drogi, mosty zerwa3a na rzece, Z folwarku niedostepn1 zrobi3a fortece. O tem wiec, co sie dzia3o w obozie Soplicy, Dzioe nie mog3a rozejoea sie wieoea po okolicy, A w3aoenie zawis3 szlachty los od tajemnicy. W izbie Sedziego wa.ne tocz1 sie narady; Bernardyn le.a3 w 3ó.ku, zmordowany, blady I skrwawiony, lecz ca3kiem zdrowy na umyoele, Daje rozkazy, Sedzia wype3nia je oecioele. Prosi Podkomorzego, przyzywa Klucznika, Ka.e przywieoea Rykowa, potem drzwi zamyka. Godzine ca31 trwa3y tajemne rozmowy, A. je przerwa3 kapitan Ryków temi s3owy, Rzucaj1c na stó3 kiese cie.k1 dukatami: „Panstwo Lachy, ju. jest ta gadka miedzy wami, —e ka.dy Moskal z3odziej; powiedzcie., kto spyta, —e znalioecie Moskala, który zwan Nikita Nikitycz Ryków, rotny kapitan, mia3 osim Medalów i trzy krzy.e - to pamietaa prosim: Ten medal za Oczaków, ten za Izmai3ów, Ten za bitwe pod Nowi, ten za Prejsi.-I3ów, Tamten za Korsakowa s3awn1 rejterade Spod Zurich; a mia3 tak.e i za mestwo szpade, Tak.e od Feldmarsza3ka trzy zadowolnienia, Dwie pochwa3y cesarskie i cztery wspomnienia, Wszystko na pioemie”. „Ale, ale, Kapitanie - Przerwa3 Robak - i có. sie tedy z nami stanie, Jeoeli nie chcesz zgodzia sie? Wszak.e da3eoe s3owo Za3atwia te rzecz”. „Prawda, s3owo dam na nowo - Rzecze Ryków - ot, s3owo! Co po waszej zgubie? Ja cz3ek poczciwy, ja was, Panstwo Lachy, lubie, —e wy ludzie weseli, dobrzy do wypitki, I tak.e ludzie oemiali, dobrzy do wybitki. U nas ruskie przys3owie: Kto na wozie jedzie, Bywa czesto pod wozem; kto dzisiaj na przedzie, Jutro w tyle; dzioe bijesz, jutro ciebie bij1; Czy o to gniew? Tak u nas po .o3niersku .yj1. Sk1d by sie cz3owiekowi tyle z3ooeci wzie3o Gniewaa sie o przegrane! Oczakowskie dzie3o By3o krwawe, pod Zurich zbili nam piechote, Pod Austerlicem ca31 utraci3em rote; A pierwej wasz Kooeciuszko pod Rac3awicami - By3em sier.antem - wysiek3 mój pluton kosami. I có. st1d? To ja znowu u Maciejowiców Zabi3em w3asnym sztykiem dwóch dzielnych szlachciców: Jeden by3 Mokronowski, szed3 z kos1 przed frontem I kanonijerowi uci13 reke z lontem. Oj! wy Lachy! Ojczyzna! ja to wszystko czuje, Ja Ryków; car tak ka.e, a ja was .a3uje; Co nam do Lachów? Niechaj Moskwa dla Moskala, Polska dla Lacha; ale có.? Car nie pozwala!” Sedzia mu na to rzecze: „Panie Kapitanie, —eoe cz3ek poczciwy, wiedz1 to wszyscy ziemianie, U których na kwaterach sta3eoe od lat wielu; Za ten dar nie gniewaj sie, dobry przyjacielu, Nie chcielioemy cie skrzywdzia; te oto dukaty OEmielioemy z3o.ya, wiedz1c, .eoe cz3ek niebogaty”. „Ach, jegry! - wo3a3 Ryków - ca3a rota sk3uta! Moja rota! A wszystko z winy tego P3uta! On komendant, on za to przed carem odpowie. A wy te grosze sobie zabierzcie, Panowie. U mnie jest kapitanski mój .o3d lada jaki, A dosya mnie na ponczyk i lulke tabaki. A was lubie, .e z wami sobie zjem, popije, Pohulam, pogawedze, i tak sobie .yje; Otó. ja was obronie i, jak bedzie oeledztwo, S3owo uczciwe, .e dam za wami oewiadectwo. Powiemy, .e my przyszli tu z wizyt1, pili Sobie, tanczyli, troche sobie podchmielili, A P3ut przypadkiem ognia zakomenderowa3, Bitwa! i batalijon tak jakooe zmarnowa3. Wy, Pany, tylko oeledztwo pomazujcie z3otem, Bedzie krecia sie. Ale teraz powiem o tem, Co ju. mówi3em temu szlachcicu, co d3ugi Ma rapier, .e P3ut pierwszy komendant, ja drugi: P3ut zosta3 .ywy, mo.e on wam zagi1a kruczka Takiego, .e zginiecie, bo to chytra sztuczka; Trzeba mu gebe zatkaa bankowym papierem. No i có., Panie szlachcic, ty z d3ugim rapierem, Czy ju. by3eoe u P3uta, czyoe sie z nim naradzi3?” Gerwazy obejrza3 sie, 3ysine pog3adzi3, Kiwn13 niedbale rek1, jak gdyby znaa dawa3, —e ju. wszystko za3atwi3. - Lecz Ryków nastawa3: „Có., czy P3ut bedzie milczea, czy s3owem zareczy3?” Klucznik z3y, .e go Ryków pytaniami dreczy3, Powa.nie palec wielki ku ziemi nagina3, A potem machn13 rek1, jak gdyby przecina3 Dalsz1 rozmowe, i rzek3: „Klne sie Scyzorykiem, —e P3ut nie wyda! gadaa ju. nie bedzie z nikim!” Potem d3onie opuoeci3 i palcami chrz1sn13, Jak gdyby tajemnice ca31 z r1k wytrz1sn13. Ten ciemny gest pojeli s3uchacze i stali, Patrz1c z dziwem na siebie, wzajem sie badali. I posepne milczenie trwa3o minut kilka, A. Ryków rzek3: „Nosi3 wilk, ponieoeli i wilka!” „Requiescat in pace” - doda3 Podkomorzy. „Ju.ci - zakonczy3 Sedzia - by3 w tem palec Bo.y! Lecz ja tej krwi nie winien, jam o tym nie wiedzia3”. Ksi1dz porwa3 sie z poduszek i posepny siedzia3. Na koniec rzek3, spójrzawszy bystro na Klucznika: „Wielki grzech bezbronnego zabia niewolnika! Chrystus zabrania moecia sie nawet i nad wrogiem! Oj, Kluczniku! odpowiesz ty cie.ko przed Bogiem. Jedna jest restrykcyja: jeoeli pope3niono Nie z zemsty g3upiej, ale pro publico bono”. Klucznik g3ow1 i rek1 kiwa3 wyci1gnion1 I mrugaj1c powtarza3: Pro publico bono! Wiecej nie by3o mowy o P3ucie majorze; Nazajutrz daremnie go szukano we dworze, Daremnie wyznaczono za trupa nagrode, Major zgin13 bez oeladu, jak gdyby wpad3 w wode. Co sie z nim sta3o, ró.nie powiadano o tem, Lecz nikt pewnie nie wiedzia3 ni wtenczas, ni potem. Daremnie pytaniami Klucznika dreczono; Nic nie wyrzek3 prócz tych s3ów: Pro publico bono. Wojski by3 w tajemnicy, lecz s3owem ujety Honorowym, staruszek milcza3 jak zaklety. Po zawarciu uk3adów wyszed3 z izby Ryków, A Robak kaza3 wezwaa szlachte wojowników, Do których Podkomorzy z powag1 tak mówi: „Bracia! Bóg dzioe naszemu szczeoeci3 ore.owi, Ale musze Waapanstwu wyznaa bez ogródki, —e z tych niewczesnych bojów z3e wynikn1 skutki; Zb31dzilioemy i nikt tu z nas nie jest bez winy: Ksi1dz Robak, .e zbyt czynnie rozszerza3 nowiny, Klucznik i szlachta, .e je poje3a opacznie. Wojna z Rosyj1 jeszcze niepredko sie zacznie, Tymczasem, kto mia3 udzia3 najczynniejszy w bitwie, Ten nie mo.e bezpieczny zostaa sie na Litwie; Musicie wiec do Ksiestwa uciekaa, Panowie, A mianowicie Maciej, co sie Chrzciciel zowie, Tadeusz, Konew, Brzytew - niech unosz1 g3owy Za Niemen, gdzie ich czeka zastep narodowy; My na was nieobecnych ca31 wine zwalim I na P3uta; tak reszte rodzenstwa ocalim. —egnam was nie na d3ugo; s1 pewne nadzieje, —e nam z wiosn1 swobody zorza zajaoenieje I Litwa, co was teraz .egna jak tu3aczy, Wkrótce jako zwycieskich swych zbawców zobaczy. Sedzia wszystko, co trzeba, zgotuje na droge I ja pieniedzmi, ile zdo3am, dopomoge”. Czu3a szlachta, .e m1drze Podkomorzy radzi3; Wiadomo, .e kto z ruskim carem raz sie zwadzi3, Ten ju. z nim na tej ziemi nie zgodzi sie szczérze I musi albo bia sie, albo gnia w Sybirze. Wiec nic nie mówi1c, smutnie po sobie spójrzeli, Westchneli; na znak zgody g3owami skineli. Polak, chocia. st1d miedzy narodami s3ynny, —e bardziej niYli .ycie kocha kraj rodzinny, Gotów zaw.dy rzucia go, puoecia sie w kraj oewiata, W nedzy i poniewierce prze.ya d3ugie lata, Walcz1c z ludYmi i z losem, póki mu oeród burzy Przyoewieca ta nadzieja, .e OjczyYnie s3u.y. Ooewiadczyli, .e zaraz wyje.d.aa gotowi. Tylko sie to nie zda3o panu Buchmanowi: Buchman, cz3owiek rozs1dny, w bitwe sie nie wmiesza3, Ale s3ysz1c, .e radz1, g3osowaa pooepiesza3. Znajdowa3 projekt dobrym, lecz chcia3 przeinaczya, Dok3adniej go rozwin1a, jaoeniej wyt3umaczya, A naprzód komisyj1 legalnie wyznaczya, Która by rozwa.y3a emigracji cele, OErodki, sposoby tudzie. innych wzgledów wiele; Nieszczeoeciem, krótkooea czasu by3a na zawadzie, —e sie nie sta3o zadooea Buchmanowej radzie. Szlachta .egna sie oepiesznie i ju. w droge rusza. Ale Sedzia zatrzyma3 w izbie Tadeusza I rzek3 do Ksiedza: „Czas ju., .ebym ci powiedzia3 To, o czem-em z pewnooeci1 wczoraj sie dowiedzia3, —e nasz Tadeusz szczerze zakochany w Zosi; Niechaj.e przed odjazdem o reke jej prosi; Mówi3em z Telimen1; ju. nam nie przeszkadza. Zosia tak.e sie z wol1 opiekunów zgadza. Jeoeli dzioe oelubem pary nie mo.em uwienczya, Toaby ich, Panie Bracie, przynajmniej zareczya Przed odjazdem; bo serce m3ode i podró.ne, Wiesz dobrze, jako miewa tentacyje ró.ne; A wszak.e kiedy okiem rzuci na pieroecionek I przypomni m3odzieniec, .e ju. jest ma3.onek, Zaraz w nim obcych pokus ostyga gor1czka. Wierzaj mi, wielk1 si3e ma oelubna obr1czka. Ja sam przed lat trzydziestu wielki afekt mia3em Ku pannie Marcie, której serce pozyska3em; Bylioemy zareczeni; Bóg nie b3ogos3awi3 Zwi1zkowi temu i mnie sierot1 zostawi3, Wzi1wszy do chwa3y swojej nadobn1 Wojszczanke, Przyjaciela mojego córe, Hreczeszanke. Pozosta3a mi tylko pami1tka jej cnoty, Jej wdzieków i ten oto oelubny pieroecien z3oty. Ilekroa nan spójrza3em, zawsze ma nieboga Stawa3a przed oczyma; i tak z 3aski Boga Dot1d mej narzeczonej dochowa3em wiary, I nie bywszy ma3.onkiem, jestem wdowiec stary, Chocia. Wojski ma drug1 córe, dooea nadobn1 I do mojej kochanej Marty dooea podobn1!” To mówi1c, na pieroecionek z czu3ooeci1 spoziera3 I odwrócon1 rek1 3zy z oczu ociera3. „Bracie - konczy3 - co myoelisz? Zrobim zareczyny? On kocha, a mam s3owo ciotki i dziewczyny”. Lecz Tadeusz podbiega i z .ywooeci1 mówi: „Czym.e zdo3am odwdzieczya dobremu Stryjowi, Który tak o me szczeoecie ustawnie sie trudzi! Ach, dobry Stryju! By3bym najszczeoeliwszy z ludzi, Gdyby mi Zosia by3a dzisiaj zareczona, Gdybym wiedzia3, .e to jest moja przysz3a .ona. Przecie. powiem otwarcie: dzioe te zareczyny Do skutku przyjoea nie mog1; s1 ró.ne przyczyny... Nie pytaj wiecej. Jeoeli Zosia czekaa raczy, Mo.e mnie wkrótce lepszym, godniejszym obaczy, Mo.e sta3ooeci1 na jej wzajemnooea zarobie, Mo.e troszeczk1 s3awy me imie ozdobie, Mo.e wkrótce w ojczyste wrócim okolice; Wtenczas, Stryju, wspomne ci twoje obietnice, Wtenczas na kleczkach drog1 powitam Zosienke I jeoeli bedzie wolna, poprosze o reke; Teraz porzucam Litwe mo.e na czas d3ugi, Mo.e Zosi tymczasem podobaa sie drugi; Wiezia jej woli nie chce; prosia o wzajemnooea, Na któr1m nie zas3u.y3, by3aby nikczemnooea”. Gdy te s3owa z uczuciem mówi3 ch3opiec m3ody, Zaoewieci3y mu, jako dwie wielkie jagody Pere3, dwie 3zy na wielkich b3ekitnych Yrenicach I stoczy3y sie szybko po rumianych licach. Ale Zosia ciekawa z g3ebiny alkowy OEledzi3a przez szczeline tajemne rozmowy; S3ysza3a, jak Tadeusz po prostu i oemia3o Opowiedzia3 sw1 mi3ooea, serce w niej zadr.a3o, I widzia3a tych wielkich dwoje 3ez w Yrenicach. Choa dojoea nie mog3a w1tku w jego tajemnicach: Dlaczego j1 pokocha3? dlaczego porzuca? Gdzie odje.d.a? przecie. j1 ten odjazd zasmuca. Pierwszy raz pos3ysza3a w .yciu z ust m3odziana Dziwn1 i wielk1 nowooea, .e by3a kochana. Bieg3a wiec, gdzie sta3 ma3y domowy o3tarzyk, Wyje3a zen obrazek i relikwijarzyk: Na obrazku tym by3a oewieta Genowefa, A w relikwiji suknia oewietego Józefa Oblubienca, patrona zareczonej m3odzi; I z temi oewietooeciami do pokoju wchodzi. „Pan odje.d.asz tak predko? Ja Panu na droge Dam podarunek ma3y i tak.e przestroge: Niechaj Pan zawsze z sob1 relikwije nosi I ten obrazek, a niech pamieta o Zosi. Niech Pana Pan Bóg w zdrowiu i szczeoeciu prowadzi I niech predko szczeoeliwie do nas odprowadzi”. Umilk3a i spuoeci3a g3owe; oczki modre Ledwie stuli3a, z rzesów pobieg3y 3zy szczodre, A Zosia z zamknietymi stoj1c powiekami, Milcza3a, sypi1c 3zami jako brylantami. Tadeusz, bior1c dary i ca3uj1c reke, Rzek3: „Pani! Ju. ja musze po.egnaa Panienke; B1dY zdrowa, wspomnij o mnie i racz czasem zmówia Pacierz za mnie! Zofijo!...” Wiecej nie móg3 mówia. Lecz Hrabia, z Telimen1 wszed3szy niespodzianie, Uwa.a3 m3odej pary czu3e po.egnanie, Wzruszy3 sie i rzuciwszy wzrok ku Telimenie: „Ile. - rzek3 - jest pieknooeci choa w tak prostej scenie! Kiedy dusza pasterki z wojownika dusz1, Jak 3ódY z okretem w burzy, roz31czya sie musz1! Zaiste! nic tak uczua w sercu nie rozpala, Jako kiedy sie serce od serca oddala. Czas jest to wiatr: on tylko ma31 oewiece zdmuchnie, Wielki po.ar od wiatru tem mocniej wybuchnie. I moje serce zdolne mocniej kochaa z dala. Panie Soplico! Mia3em ciebie za rywala; Ten b31d by3 jedn1 z przyczyn naszej smutnej zwady, Która mie przymusi3a dostaa na was szpady. Postrzegam b31d mój, booe ty wzdycha3 ku pasterce, Ja zaoe tej pieknej Nimfie odda3em me serce. Niech we krwi wrogów nasze uton1 urazy, Nie bedziem sie zbójczemi rozpieraa .elazy. Niech sie inaczej spór nasz zalotny rozstrzygnie: Walczmy, kto kogo czuciem mi3ooeci wyoecignie! Zostawim oba drogie serc naszych przedmioty, Pooepieszymy obadwa na miecze, na groty; Walczmy z sob1 sta3ooeci1, .alem i cierpieniem, A wrogów naszych me.nym oecigajmy ramieniem”. Rzek3 i na Telimene spójrza3, ale ona Nic nie odpowiada3a, strasznie zadziwiona. „Mój Hrabio - przerwa3 Sedzia - po co chcesz koniecznie Wyje.d.aa? Wierz mi, w twoich dobrach siedY bezpiecznie. Szlachte biedn1 rz1d móg3by odrzea i przech3ostaa, Ale ty, Hrabio, pewien jesteoe ca3y zostaa; Wiesz, w jakim rz1dzie .yjesz, jesteoe dooea bogaty, Wykupisz sie od wiezien po3ow1 intraty”. „To niezgodna - rzek3 Hrabia - z moim charakterem; Nie moge bya kochankiem, bede bohaterem; W mi3ooeci troskach - s3awy zwe pocieszycielki; Gdy jestem nedzarz sercem, bede rek1 wielki”. Telimena pyta3a: „Któ. Panu przeszkadza Kochaa i bya szczeoeliwym!” - „Mych przeznaczen w3adza - Rzek3 Hrabia - ciemnooea przeczua, które ruchem tajnym Rw1 sie ku stronom obcym, dzie3om nadzwyczajnym. Wyznaje, .e dzioe chcia3em na czeoea Telimenie U o3tarzów Hymena zapalia p3omienie, Ale mi da3 zbyt piekny przyk3ad ten m3odzieniec, Sam dobrowolnie oelubny swój zrywaj1c wieniec I bieg1c serca swego dooewiadczaa w przeszkodach Zmiennych losów i w krwawych wojennych przygodach. Dzioe otwiera sie nowa i dla mnie epoka! Brzmia3a odg3osem broni mej Birbante-rokka, Oby ten odg3os równie w Polszcze sie rozszerzy3!” Skonczy3 i dumnie szpady rekojeoea uderzy3. „Ju.ci - rzek3 Robak - trudno gania te ochote; JedY, weY pieni1dze, mo.esz usztyftowaa rote, Jak W3odzimierz Potocki, co Francuzów zdziwi3 Daj1c na skarb milijon; jak ksi1.e Radziwi33 Dominik, co zastawi3 dobra swe i sprzety I dwa uzbroi3 nowe konne regimenty. JedY, jedY, a weY pieni1dze; r1k tam dosya mamy, Ale grosza brak w Ksiestwie; jedY Wasze, .egnamy”. Telimena, smutnemi rzuciwszy oczyma: „Niestety - rzek3a - widze, .e cie nic nie wstrzyma! Rycerzu mój, w wojenne kiedy wst1pisz szranki, Obróa czu3e spójrzenie na kolor kochanki! (Tu wst1.ke oderwawszy od sukni, zrobi3a Kokarde i na piersiach Hrabi przyszpili3a). Niech cie ten kolor wiedzie na dzia3a ogniste, Na kopije b3yszcz1ce i deszcze siarczyste, A kiedy sie rozs3awisz walecznemi czyny I gdy nieoemiertelnemi przes3onisz wawrzyny Skrwawiony szyszak i he3m twój zwyciestwem hardy, I wtenczas jeszcze oko zwróa do tej kokardy. Wspomnij, czyja ten kolor przyszpili3a reka!” Tu mu poda3a reke. Pan Hrabia przykleka, Ca3uje; Telimena zbli.y3a do oka Chustke, a drugiem okiem pogl1da z wysoka Na Hrabie, który .egna3 j1 mocno wzruszony. Ona wzdycha3a, ale ruszy3a ramiony. Lecz Sedzia rzek3: „Mój Hrabio, oepiesz sie, bo ju. póYno”. A ksi1dz Robak: „Dooea tego! - wo3a3 z min1 groYn1. - Spiesz sie, Wasze!” - Tak rozkaz Sedziego i Ksiedza Rozdziela czu31 pare i z izby wypedza. Tymczasem pan Tadeusz stryja obejmowa3 Ze 3zami i Robaka w reke poca3owa3; Robak, ku piersiom ch3opca przycisn1wszy skronie I na g3owie mu na krzy. po3o.ywszy d3onie, Spójrza3 ku niebu i rzek3: „Synu! z Panem Bogiem!” I zap3aka3... A ju. by3 Tadeusz za progiem. „Jak to? - zapyta3 Sedzia - nic mu brat nie powie I teraz? Biedny ch3opiec, jeszcze sie nie dowie O niczem! przed odjazdem?” - „Nie - rzek3 Ksi1dz - o niczem (P3acz1c d3ugo z zakrytem rekami obliczem). I po có. by mia3 wiedziea biedny, .e ma ojca, Który sie skry3 przed oewiatem jak 3otr, jak zabojca? Bóg widzi, jak pragn13bym, ale z tej pociechy Zrobie Bogu ofiare za me dawne grzechy”. „Wiec - rzecze Sedzia - teraz czas myoelea o sobie; Uwa., .e cz3owiek w twoim wieku i chorobie Nie zdo3a3by z innymi razem emigrowaa; Mówi3eoe, .e wiesz domek, gdzie sie masz przechowaa; Powiedz, gdzie? Spieszmy, czeka zaprze.ona bryka. Czy nie najlepiej w puszcze, do chaty leoenika?” Robak, kiwaj1c g3ow1, rzek3: „Do jutra rana Mam czas; teraz, mój bracie, pooelij do plebana, Aby tu jak najrychlej przyby3 z wijatykiem. Oddal st1d wszystkich, zostan tyko sam z Klucznikiem. Zamknij drzwi”. Sedzia spe3ni3 Robaka rozkazy I usiada na 3ó.ku przy nim; a Gerwazy Stoi, 3okiea przytwierdza na g3ówni rapiera, A czo3o pochylone na d3oniach opiera. Robak, nim zacz13 mówia, w Klucznika oblicze Wzrok utkwi3 i milczenie chowa3 tajemnicze. A jako chirurg naprzód miekk1 reke sk3ada Na ciele choruj1cem, nim ostrzem raz zada, Tak Robak wyraz bystrych oczu swych z3agodzi3, D3ugo niemi po oczach Gerwazego wodzi3, Na koniec, jakby oelepym chcia3 uderzya ciosem, Zas3oni3 oczy rek1 i rzek3 mocnym g3osem: „Jam jest Jacek Soplica...” Klucznik na to s3owo Pobladn13, pochyli3 sie, i cia3a po3ow1 Wygiety naprzód, stan13, zwis3 na jednej nodze, Jak g3az lec1cy z góry, zatrzymany w drodze. Oczy roztwiera3, usta szeroko rozszerza3, Gro.1c bia3emi zeby, a w1sy naje.a3; Rapier z r1k upuszczony przy ziemi zatrzyma3 Kolanami i g3ownie praw1 rek1 ima3, Cisn1c j1; rapier, z ty3u za nim wyci1gniony, D3ugim, czarnym swym koncem chwia3 sie w ró.ne strony. I Klucznik by3 podobny rysiowi rannemu, Który z drzewa ma skoczya w oczy myoeliwemu, Wydyma sie k3ebuszkiem, mruczy, krwawe oelepie Wyiskrza, w1sy rusza i ogonem trzepie. „Panie Rebaj3o - rzek3 Ksi1dz - ju. mie nie zatrwo.1 Gniewy ludzkie, bo jestem ju. pod rek1 Bo.1; Zaklinam cie na imie Tego, co oewiat zbawi3 I na krzy.u zabójcom swoim b3ogos3awi3, I przyj13 prooebe 3otra, byoe sie udobrucha3 I to, co mam powiedziea, cierpliwie wys3ucha3; Sam przyzna3em sie; musze dla ulgi sumnienia Pozyskaa, a przynajmniej prosia przebaczenia. Pos3uchaj mej spowiedzi; potem zrobisz sobie Ze mn1, co zechcesz”. I tu z3o.y3 rece obie Jak do pacierza; Klucznik cofn13 sie zdumiony, Uderza3 rek1 w czo3o i rusza3 ramiony. A Ksi1dz zacz13 sw1 dawn1 z Horeszk1 za.y3ooea Opowiadaa i swoj1 z jego córk1 mi3ooea, I swe z tego powodu z Stolnikiem zatargi. Lecz mówi3 nieporz1dnie, czesto miesza3 skargi I .ale we sw1 spowiedY, czesto rzecz przecina3, Jak gdyby ju. j1 konczy3, i znowu zaczyna3. Klucznik, dzieje Horeszków znaj1cy dok3adnie, Ca31 te powieoea, chocia. spl1tan1 bez3adnie, Porz1dkowa3 w pamieci i dope3niaa umia3; Lecz Sedzia wielu rzeczy zgo3a nie rozumia3. Oba pilnie s3uchali, pochyliwszy g3owy, A Jacek mówi3 coraz wolniejszemi s3owy I czesto zarywa3 sie. * „Wszak sam wiesz, Gerwazenku, jak Stolnik zaprasza3 Czesto mnie na biesiady; zdrowie moje wnasza3, Krzycza3 nieraz, do góry podniós3szy szklenice, —e nie mia3 przyjaciela nad Jacka Soplice; Jak on mnie oeciska3! Wszyscy, którzy to widzieli, Myoelili, .e on ze mn1 dusz1 sie podzieli. On przyjaciel? on wiedzia3, co sie wtenczas dzia3o W duszy mojej! * Tymczasem ju. szepta3a o tem okolica, Jaki taki gada3 mi: <>. Ja oemia3em sie, udaj1c, .e drwi3em z magnatów I z córek ich, i nie dbam o arystokratów; —e jeoeli bywam u nich, z przyjaYni to robie, A za .one nie pojme, tylko równ1 sobie. Przecie bod3y mi dusze do .ywca te .arty; By3em m3ody, odwa.ny, oewiat by3 mnie otwarty W kraju, gdzie, jako wiecie, szlachcic urodzony Jest zarówno z panami kandydat korony! Wszak.e Teczynski niegdyoe z królewskiego domu —1da3 córy, a król mu odda3 j1 bez sromu. Sopliców czy. nie równe Teczynskim zaszczyty Krwi1, herbem, wiern1 s3u.b1 Rzeczypospolitéj! * Jak 3atwo mo.e cz3owiek popsua szczeoecie drugim W jednej chwili, a .yciem nie naprawi d3ugiém! Jedno s3owo Stolnika, jak.ebyoemy byli Szczeoeliwi! Kto wie, mo.e dot1d byoemy .yli, Mo.e i on przy swojem kochanem dziecieciu, Przy swojej pieknej Ewie, przy swym wdziecznym zieciu Zestarza3by spokojny! mo.e wnuki swoje Ko3ysa3by! Teraz co? nas zgubi3 oboje, I sam... i to zabójstwo... i wszystkie nastepstwa Tej zbrodni, wszystkie moje biedy i przestepstwa!... Ja skar.ya nie mam prawa, ja jego morderca, Ja skar.ya nie mam prawa, przebaczam mu z serca, Ale i on... —eby ju. raz otwarcie by3 mnie zrekuzowa3, Bo zna3 nasze uczucia; gdyby nie przyjmowa3 Mych odwiedzin; to kto wie? mo.e bym odjecha3, Pogniewa3 sie, po3aja3, w koncu go zaniecha3. Ale on, chytrze dumny, wpad3 na koncept nowy: Udawa3, .e mu nawet nie przysz3o do g3owy, —eby ja móg3 sie staraa o zwi1zek takowy. A by3em mu potrzebnym, mia3em zachowanie U szlachty i lubili mnie wszyscy ziemianie. Wiec on niby mi3ooeci mojej nie dostrzega3, Przyjmowa3 mnie jak dawniej, a nawet nalega3, Abym czeoeciej przyje.d.a3; a ilekroa sami Bylioemy, widz1c oczy me przyamione 3zami I pieroe zbyt pe3n1 i ju. wybuchn1a gotow1, Chytry starzec, wnet wrzuci3 obojetne s3owo O procesach, sejmikach, 3owach... * Ach, nieraz przy kieliszkach, gdy sie tak rozrzewnia3, Gdy mie tak oeciska3 i o przyjaYni zapewnia3, Potrzebuj1c mej szabli lub kreski na sejmie, Gdy musia3em nawzajem oeciskaa go uprzejmie, To tak we mnie z3ooea wrza3a, .e ja obraca3em OEline w gebie, a d3oni1 rekojeoea oeciska3em, Chc1c plun1a na te przyjaYn i wnet szabli dostaa; Ale Ewa, zwa.aj1c mój wzrok i m1 postaa, Zgadywa3a, nie wiem jak, co sie we mnie dzia3o, Patrzy3a b3agaj1ca, lice jej blednia3o; A by3 to taki piekny go31bek, 3agodny, I wzrok mia3a uprzejmy taki! tak pogodny! Taki anielski, .e ju. nie wiem, ju. nie mia3em Odwagi zagniewaa j1, zatrwo.ya - milcza3em. I ja, zawadyjaka s3awny w Litwie ca3éj, Co przede mn1 najwieksze pany nieraz dr.a3y, Com nie .y3 dnia bez bitki, co nie Stolnikowi, Alebym sie pokrzywdzia nie da3 i królowi, Co we woeciek3ooea najmniejsza wprawia3a mie sprzeczka, Ja wtenczas, z3y i pjany, milcza3 jak owieczka! Jak gdybym Sanctissimum ujrza3! * Ile. to razy chcia3em serce me otworzya I ju. sie nawet przed nim do prooeb upokorzya, Lecz spójrzawszy mu w oczy, spotkawszy wejrzenia Zimne jak lód, wstyd mi by3o mojego wzruszenia; Spieszy3em znowu jak najzimniej dyskurowaa O sprawach, o sejmikach, a nawet .artowaa. Wszystko to, prawda, z pychy, .eby nie ubli.ya Imieniowi Sopliców, .eby sie nie zni.ya Przed panem prooeb1 pró.n1, nie dostaa odmowy, Bo jakie. by to by3y miedzy szlacht1 mowy, Gdyby wiedziano, .e ja, Jacek... Soplicy Horeszkowie odmówili dziewke! —e mnie, Jackowi, czarn1 podano polewke! * „W koncu, sam ju. nie wiedz1c, jak sobie poradzia, Umyoeli3em ze szlachty ma3y pu3k zgromadzia I opuoecia na zawsze powiat i Ojczyzne, Wynieoea sie gdzie na Moskwe lub na Tatarszczyzne I zacz1a wojne. Jade po.egnaa Stolnika, W nadziei, .e gdy ujrzy wiernego stronnika, Dawnego przyjaciela, prawie domownika, Z którym pi3 i wojowa3 przez tak d3ugie lata, Teraz .egnaj1cego i kedyoe w kraj oewiata Jad1cego - .e mo.e starzec sie poruszy I poka.e mi przecie. troche ludzkiej duszy, Jak oelimak rogów! Ach! kto choa na dnie serca ma dla przyjaciela Choaby iskierke czucia, gdy sie z nim rozdziela, Dobedzie sie iskierka ta przy po.egnaniu, Jako ostatni p3omyk .ycia przy skonaniu! Raz ostatni dotkn1wszy przyjaciela skroni, Czestokroa najzimniejsze oko 3ze uroni! * „Biedna, s3ysz1c o moim odjeYdzie, poblad3a, Bez przytomnooeci, ledwie .e trupem nie pad3a, Nie mog3a nic przemówia, a. sie jej rzuci3y Strumieniem 3zy - pozna3em, jak jej by3em mi3y! * Pomne, pierwszy raz w .yciu jam sie 3zami zala3 Z radooeci i z rozpaczy, zapomnia3 sie, szala3. Ju. chcia3em znowu upaoea ojcu jej pod nogi, Wia sie jak w1. u kolan, wo3aa: <> Wtem Stolnik posepny, Zimny jako s3up soli, grzeczny, obojetny, Wszcz13 dyskurs, o czem? o czem? O córki weselu! W tej chwili! O Gerwazy! uwa., przyjacielu, Masz ludzkie serce! ... Stolnik rzek3: <> Nie pamietam ju. zgo3a, co mu na to rzek3em, Podobno nic - na konia wsiad3em i uciek3em!” * „Jacku! - zawo3a3 Klucznik. - M1dre ty przyczyny Wynajdujesz; có.? one nie zmniejsz1 twej winy! Bo wszak.e zdarza3o sie ju. nieraz na oewiecie, —e kto pokocha3 panskie lub królewskie dziecie, Stara3 sie gwa3tem zdobya, przemyoela3 wykradaa, Moeci3 sie otwarcie - ale tak chytrze oemiera zadaa! Panu polskiemu! w Polszcze, i w zmowie z Moskalem!” „Nie by3em w zmowie! - Jacek odpowiedzia3 z .alem. - Gwa3tem porwaa? wszak móg3bym, zza krat i zza klamek Wydar3bym j1, rozbi3bym w puch ten jego zamek! Mia3em za sob1 Dobrzyn i cztery zaoecianki. Ach, gdyby ona by3a jak nasze szlachcianki, Silna i zdrowa! gdyby ucieczki, pogoni Nie zlek3a sie i mog3a s3uchaa szczeku broni! Lecz ona biedna! tak j1 rodzice pieoecili, S3aba, lekliwa! by3 to robaczek motyli, Wiosenna g1sieniczka! I tak j1 zagrabia, Dotkn1a j1 zbrojn1 rek1 - by3oby j1 zabia. Nie mog3em! Nie. Moecia sie otwarcie, szturmem zamek zwalia w gruzy, Wstyd, boby powiedziano, .em moeci3 sie rekuzy! Kluczniku, twoje serce poczciwe nie umie Uczua, ile jest piek3a w obra.onej dumie. Szatan dumy zacz13 mi lepsze plany raia: Zemoecia sie krwawo, ale powód zemsty taia, Nie bywaa w zamku, mi3ooea z serca wykorzenia, Puoecia w niepamiea Ewe, z inn1 sie o.enia, A potem, potem jak1 wynaleYa zaczepke, Pomoecia sie. I zda3o mi sie zrazu, .em ju. serce zmieni3, I rad by3em z wymys3u, i - jam sie o.eni3 Z pierwsz1, któr1m napotka3 dziewczyn1 ubog1! •lem zrobi3 - jak.e by3em ukarany srogo! Nie kocha3em jej. Biedna matka Tadeusza, Najprzywi1zansza do mnie, najpoczciwsza dusza - Ale ja dawn1 mi3ooea i z3ooea w sercu dusi3, By3em jakby szalony, darmom siebie musi3 Zaj1a sie gospodarstwem albo interesem; Wszystko na pró.no! Zemsty opetany biesem, Z3y, opryskliwy, znaleYa nie mog3em pociechy W niczem na oewiecie - i tak z grzechów w nowe grzechy... Zacz13em pia. I tak nied3ugo .ona ma z .alu umar3a Zostawiwszy to dziecie, a mnie rozpacz .ar3a! * Jak.e mocno musia3em kochaa te nieboge, Tyle lat! gdziem ja nie by3! a dot1d nie moge Jej zapomniea i zaw.dy jej postaa kochana Stoi mi przed oczyma jakby malowana! Pi3em, nie mog3em zapia pamieci na chwile Ani pozbya sie, chocia. przebieg3em ziem tyle! Teraz oto w habicie jestem Bo.ym s3ug1, Na 3o.u, we krwi... O niej mówi3em tak d3ugo! - W tej chwili, o tych rzeczach mówia? Bóg wybaczy! Musicie wiedziea, w jakim .alu i rozpaczy Pope3ni3em... By3o to w3aoenie wkrótce po jej zareczynach; Wszedzie gadano tylko o jej zareczynach: Powiadano, .e Ewa, gdy bra3a obr1czke Z r1k Wojewody, mdla3a, .e wpad3a w gor1czke, —e ma pocz1tki suchot, .e ustawnie szlocha; Zgadywano, .e kogooe potajemnie kocha... Ale Stolnik, jak zawsze, spokojny, weso3y, Dawa3 na zamku bale, zbiera3 przyjacio3y, Mnie ju. nie prosi3 - na có. by3em mu potrzebny? Mój bez3ad w domu, bieda, mój na3óg haniebny Poda3y mnie na wzgarde i na oemiech przed oewiatem! Mnie, com niegdyoe, rzec moge, trz1s3 ca3ym powiatem! Mnie, którego Radziwi33 nazywa3: kochanku! Mnie, com kiedy wyje.d.a3 z mojego zaoecianku, To liczniejszy dwór mia3em ni.eli ksi1.ecy! Kiedym szable dostawa3, to kilka tysiecy Szabel b3yszcza3o wko3o, strasz1c zamki panskie! A potem ze mnie dzieci oemia3y sie w3ooecianskie! Tak zrobi3em sie nagle w oczach ludzkich lichy! Jacek Soplica! - Kto zna, co jest czucie pychy...” Tu Bernardyn os3abia3 i upad3 na 3o.e, A Klucznik rzek3 wzruszony: „Wielkie s1dy Bo.e! Prawda! prawda! wiec to ty? i ty.eoe to, Jacku Soplico? pod kapturem? .y3eoe po .ebracku! Ty, którego pamietam, gdy zdrowy, rumiany, Piekny szlachcic, gdy tobie pochlebia3y pany, Gdy za tob1 kobiety szala3y! W1salu! Nie tak to dawno. takeoe zestarza3 sie z .alu! Jak.em ciebie nie pozna3 po owym wystrzale, Kiedyoe tak do niedYwiedzia trafi3 doskonale? Bo nad ciebie nie mia3a strzelca Litwa nasza, By3eoe tak.e po Maaku pierwszy do pa3asza! Prawda! o tobie niegdyoe oepiewa3y szlachcianki: <>. Zawi1za3eoe ty weze3 i mojemu panu! Nieszczeoeniku! i ty.eoe? do takiego stanu? Jacek W1sal kwestarzem! wielkie s1dy bo.e! I teraz! ha! bezkarnie ujoea tobie nie mo.e, Przysi1g3em: kto Horeszków krwi krople wys1czy3...” Tymczasem Ksi1dz na 3o.u usiad3 i tak konczy3: „JeYdzi3em ko3o zamku; ile biesów w g3owie I w sercu mia3em, kto ich imiona wypowie! Stolnik! zabija dziecie w3asne, mnie ju. zabi3, Zniszczy3 - Jade pod brame, szatan mie tam wabi3. Patrz, jak on hula! co dzien w zamku pijatyka, Ile oewiec w oknach, jaka brzmi w salach muzyka! I ten zamek na 3ys1 g3owe mu nie runie... Pomyoel o zemoecie, to wnet szatan bron podsunie. Ledwiem pomyoeli3, szatan nasy3a Moskali. Sta3em patrz1c; wiesz, jak wasz zamek szturmowali. * Bo fa3sz, .ebym by3 w jakiej z Moskalami zmowie. * „Patrzy3em; ró.ne myoeli snu3y sie po g3owie, Zrazu z uoemiechem g3upim, jak na po.ar dziecko, Patrzy3em, potem radooea uczu3em zbojeck1, Czekaj1c, rych3o zacznie palia sie i walia; Czasem myoel przychodzi3a: skoczya, j1 ocalia, Nawet Stolnika... * Bronilioecie sie, ty wiesz, dzielnie i przytomnie. Zdziwi3em sie; Moskale padali wko3o mnie, Bydleta, Yle strzelaj1! - Na widok ich kleski Z3ooea mie znowu porwa3a. - Ten Stolnik zwycieski! I tak-.e mu na oewiecie wszystko sie powodzi? I z tej strasznej napaoeci z tryumfem wychodzi? Odje.d.a3em ze wstydem - w3aoenie by3 poranek, Wtem ujrza3em, pozna3em: wyst1pi3 na ganek I brylantow1 szpink1 ku s3oncu migota3, I w1s pokreca3 dumnie i wzrok dumny miota3, I zda3o mi sie, .e mnie szczególniej ur1ga3, —e mnie pozna3 i ku mnie reke t a k wyci1ga3, Szydz1c i gro.1c. - Chwytam karabin Moskala; Ledwiem przy3o.y3, prawie nie mierzy3 - wypala! Wiesz!... * Przekleta bron ognista! Kto mieczem zabija, Musi sk3adaa sie, natrzea, odbija, wywija, Mo.e rozbroia wroga, miecz w pó3 drogi wstrzymaa; Ale ta bron ognista, dosya zamek imaa, Chwila, jedna iskierka... * Czy. ucieka3em, kiedyoe mierzy3 do mnie z góry? Utkwi3em oczy we dwie twojej broni rury, Rozpacz jakaoe! .al dziwny do ziemi mnie przybi3! Czemu., ach, mój Gerwazy, czemuoe wtenczas chybi3? Laske byoe zrobi3! Widaa, za pokute grzechu Trzeba by3o...” Tu znowu brak3o mu oddechu. „Bóg widzi - rzecze Klucznik - szczerze trafia chcia3em! Ile. ty krwi wyla3eoe twoim jednym strza3em, Ile. klesk spad3o na nas i na tw1 rodzine, A wszystko to przez Wasz1, Panie Jacku, wine! A wszak.e gdy dzioe jegry Hrabie na cel wzieli, Ostatniego z Horeszków, chocia. po k1dzieli, Tyoe go zas3oni3, i gdy Moskal do mnie pali3, Tyoe mie rzuci3 o ziemie, tak nas dwóch ocali3. Jeoeli prawda, .e jesteoe ksiedzem zakonnikiem, Ju.ci sukienka broni cie przed Scyzorykiem. B1dY zdrów, wiecej na Waszym nie postane progu, Z nami kwita - zostawmy reszte Panu Bogu”. Jacek reke wyci1gn13 - cofn13 sie Gerwazy: „Nie moge - rzek3 - bez mego szlachectwa obrazy Dotykaa reke, takiem morderstwem skrwawion1 Z prywatnej zemsty, nie zaoe pro publico bono”. Ale Jacek, z poduszek na 3o.e upad3szy, Zwróci3 sie ku Sedziemu, a by3 coraz bladszy I niespokojnie pyta3 o ksiedza plebana, I wo3a3 na Klucznika: „Zaklinam Waapana, Abyoe zosta3; wnet skoncze, ledwie mam dooea mocy Zakonczya... Panie Klucznik!... ja umre tej nocy!” „Co, bracie? - krzykn13 Sedzia - widzia3em, wszak rana Niewielka, co ty mówisz? po ksiedza plebana? Mo.e Yle opatrzono - zaraz po doktora, W apteczce jest...” Ksi1dz przerwa3: „Bracie, ju. nie pora. Mia3em tam strza3 dawniejszy, dosta3em pod Jena, •le zgojony, a teraz draoeniono - gangrena Ju. tu - znam sie na ranach, patrz, jaka krew czarna Jak sadza; co tu doktor? Ale to rzecz marna; Raz umieramy, jutro czy dzioe oddaa dusze... - Panie Klucznik, przebaczysz mnie, ja skonczya musze! * Jest w tem zas3uga: nie chciea zostaa winowajc1 Narodowym, choa naród okrzyczy cie zdrajc1! Zw3aszcza w kim taka, jaka by3a we mnie duma! * Imie zdrajcy przylgne3o do mnie jako d.uma. Odwracali ode mnie twarz obywatele, Uciekali ode mnie dawni przyjaciele; Kto by3 lekliwy, z dala wita3 sie i stroni3; Nawet lada ch3op, lada —yd, choa sie pok3oni3, To mie z boku szyderskim przebija3 uoemiechem; Wyraz <> brzmia3 w uszach, odbija3 sie echem W domie, w polu; ten wyraz od rana do zmroku Wi3 sie przede mn1, jako plama w chorym oku. Przecie. nie by3em zdrajc1 kraju!... Moskwa mnie uwa.a3a gwa3tem za stronnika, Dano Soplicom znaczn1 czeoea dóbr nieboszczyka, Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycia Urzedem. Gdybym wtenczas chcia3 sie przemoskwicia! Szatan radzi3 - ju. by3em mo.ny i bogaty; Gdybym zosta3 Moskalem? Najpierwsze magnaty Szuka3yby mych wzgledów; nawet szlachta braty, Nawet gmin, który swoim tak 3acnie uw3acza, Tym, którzy Moskwie s3u.1, szczeoeliwszym - przebacza! Wiedzia3em to, a przecie. - nie mog3em. * Uciek3em z kraju! Gdziem nie by3! com nie cierpia3! A. Bóg raczy3 lekarstwo jedyne objawia. Poprawia sie potrzeba by3o i naprawia, Ile mo.nooeci to... * „Córka Stolnika, ze swym me.em Wojewod1 Gdzieoe w Sybir wywieziona, tam umar3a m3odo; Zostawi3a te w kraju córke, ma31 Zosie, Kaza3em j1 hodowaa. * „Bardziej niYli z mi3ooeci, mo.e z g3upiej pychy Zabi3em; wiec pokora... wszed3em miedzy mnichy, Ja, niegdyoe dumny z rodu, ja, com by3 junakiem, Spuoeci3em g3owe, kwestarz, zwa3em sie Robakiem, —e jako robak w prochu... „Z3y przyk3ad dla Ojczyzny, zachete do zdrady, Trzeba by3o okupia dobremi przyk3ady, Krwi1, pooewieceniem sie... Bi3em sie za kraj; gdzie? jak? zmilcze; nie dla chwa3y Ziemskiej bieg3em tylekroa na miecze, na strza3y. Milej sobie wspominam nie dzie3a waleczne I g3ooene, ale czyny ciche, u.yteczne, I cierpienia, których nikt... Uda3o mi sie nieraz do kraju przedzieraa, Rozkazy wodzów nosia, wiadomooeci Ybieraa, Uk3adaa zmowy... Znaj1 i Galicyjanie Ten kaptur mnisi - znaj1 i Wielkopolanie! Pracowa3em przy taczkach rok w pruskiej fortecy, Trzy razy Moskwa kijmi zrani3a me plecy, Raz ju. wiedli na Sybir; potem Austryjacy W Szpilbergu zakopali mnie w lochach do pracy, W carcer durum - a Pan Bóg wybawi3 mie cudem I pozwoli3 umieraa miedzy swoim ludem, Z Sakramentami. Mo.e i teraz, kto wie? mo.em znowu zgrzeszy3! Mo.em nad rozkaz wodzów powstanie przyoepieszy3! Ta myoel, .e dóm Sopliców pierwszy sie uzbroi, —e pierwsz1 Pogon w Litwie zatkn1 krewni moi!... Ta myoel... zdaje sie czysta... Chcia3eoe zemsty? masz! booe ty by3 narzedziem kary Bo.ej! twoim Bóg mieczem rozci13 me zamiary. Tyoe w1tek spisku, tyle lat snowany, spl1ta3! Cel wielki, który ca3e .ycie me zaprz1ta3, Ostatnie moje ziemskie uczucie na oewiecie, Którem tuli3, hodowa3, jak najmilsze dziecie, Tyoe zabi3 w oczach ojca, a jam ci przebaczy3! Ty!...” „Oby tylko równie Bóg przebaczya raczy3! - Przerwa3 Klucznik. - Je.eli masz przyj1a wijatyk, Ksie.e Jacku, toa ja nie luter, nie syzmatyk! Kto umieraj1cego smuci, wiem, .e grzeszy. Powiem tobie cooe, pewnie to ciebie pocieszy: Kiedy nieboszczyk pan mój upada3 zraniony, A ja, klecz1c nad jego piersi1 pochylony I miecz maczaj1c w rane, zemste zaprzysi1gn13, Pan g3owe wstrz1sn13, reke ku bramie wyci1gn13 W strone, gdzie sta3eoe, i krzy. w powietrzu naznaczy3; Mówia nie móg3, lecz da3 znak, .e zbójcy przebaczy3. Ja te. poj13em, ale tak sie z gniewu woeciek3em, —e o tym krzy.u nigdy i s3owa nie rzek3em”. Tu rozmowe przerwa3y chorego cierpienia I nast1pi3a d3uga godzina milczenia. Oczekuj1 plebana. Podkowy zagrzmia3y, Zastuka3 do komnaty arendarz zdysza3y: List ma wa.ny, samemu Jackowi poka.e. Jacek bratu oddaje, g3ooeno czytaa ka.e. List od Fiszera, który by3 natenczas szefem Sztabu armiji polskiej pod ksieciem Józefem. Donosi, .e w cesarskim tajnym gabinecie Stane3a wojna; Cesarz ju. po ca3ym oewiecie Og3asza j1; sejm walny w Warszawie zwo3any, I skonfederowane Mazowieckie Stany Wyrzek1 uroczyoecie przy31czenie Litwy. Jacek, s3uchaj1c, cicho odmówi3 modlitwy, Przycisn1wszy do piersi oewiecon1 gromnice, Podnios3 w niebo zatlone nadziej1 Yrenice I zala3 sie ostatnich 3ez rozkosznych zdrojem: „Teraz - rzek3 - Panie, s3uge Twego puoea z pokojem!” Wszyscy uklekli; a wtem ozwa3 sie pod progiem Dzwonek: znak, .e przyjecha3 pleban z Panem Bogiem. W3aoenie ju. noc schodzi3a i przez niebo mleczne, Ró.owe, bieg1 pierwsze promyki s3oneczne; Wpad3y przez szyby jako strza3y brylantowe, Odbi3y sie na 3o.u o chorego g3owe I ubra3y mu z3otem oblicze i skronie, —e b3yszcza3 jako oewiety w ognistej koronie. KSIEGA JEDENASTA ROK 1812 Treoea: Wró.by wiosenne - Wkroczenie wojsk - Nabo.enstwo - Rehabilitacja urzedowa oep. Jacka Soplicy - Z rozmów Gerwazego i Protazego wnosia mo.na bliski koniec procesu - Umizgi u3ana z dziewczyn1 - Rozstrzyga sie spór o Kusego i Soko3a - Zaczem gooecie zgromadzaj1 sie na biesiade - Przedstawienie wodzom par narzeczonych. O roku ów! kto ciebie widzia3 w naszym kraju! Ciebie lud zowie dot1d rokiem urodzaju, A .o3nierz rokiem wojny; dot1d lubi1 starzy O tobie bajaa, dot1d pieoen o tobie marzy. Z dawna by3eoe niebieskim oznajmiony cudem I poprzedzony g3uch1 wieoeci1 miedzy ludem; Ogarne3o Litwinów serca z wiosny s3oncem Jakieoe dziwne przeczucie, jak przed oewiata koncem, Jakieoe oczekiwanie teskne i radooene. Kiedy pierwszy raz byd3o wygnano na wiosne, Uwa.ano, .e chocia. zg3odnia3e i chude, Nie bieg3o na run, co ju. umai3a grude, Lecz k3ad3o sie na role i schyliwszy g3owy, Rycza3o albo .u3o swój pokarm zimowy. I wieoeniacy ci1gn1cy na jarzyne p3ugi Nie ciesz1 sie, jak zwykle, z konca zimy d3ugiéj, Nie oepiewaj1 piosenek, pracuj1 leniwo, Jakby nie pamietali na zasiew i .niwo. Co krok wstrzymuj1 wo3y i podjezdki w bronie I pogl1daj1 z trwog1 ku zachodniej stronie, Jakby z tej strony mia3 sie objawia cud jaki, I uwa.aj1 z trwog1 wracaj1ce ptaki. Bo ju. bocian przylecia3 do rodzinnej sosny I rozpi13 skrzyd3a bia3e, wczesny sztandar wiosny; A za nim, krzykliwemi nadci1gn1wszy pu3ki, Gromadzi3y sie ponad wodami jasku3ki I z ziemi zmarz3ej bra3y b3oto na swe domki. W wieczór s3ychaa w zarooelach szept ci1gn1cej s3omki, I stada dzikich gesi szumi1 ponad lasem, I znu.one na popas spadaj1 z ha3asem, A w g3ebi ciemnej nieba wci1. jecz1 .urawie. S3ysz1c to nocni stró.e pytaj1 w obawie, Sk1d w królestwie skrzydlatem tyle zamieszania, Jaka burza te ptaki tak wczeoenie wygania. A. oto nowe stada, jakby gilów, siewek I szpaków, stada jasnych kit i chor1giewek Zajaoenia3y na wzgórkach, spadaj1 na b3onie: Konnica! dziwne stroje, niewidziane bronie, Pó3k za pó3kiem, a oerodkiem, jak stopione oeniegi, P3yn1 drogami kute .elazem szeregi; Z lasów czerni1 sie czapki, rzed bagnetów b3yska, Roj1 sie niezliczone piechoty mrowiska. Wszyscy na pó3noc! Rzek3byoe, .e wonczas z wyraju Za ptastwem i lud ruszy3 do naszego kraju, Pedzony niepojet1, instynktow1 moc1. Konie, ludzie, armaty, or3y dniem i noc1 P3yn1; na niebie gór1 tu i ówdzie 3uny, Ziemia dr.y, s3ychaa, bij1 stronami pioruny. - Wojna! wojna! Nie by3o w Litwie k1ta ziemi, Gdzie by jej huk nie doszed3; pomiedzy ciemnemi Puszczami ch3op, którego dziady i rodzice Pomarli nie wyjrzawszy za lasu granice, Który innych na niebie nie rozumia3 krzyków Prócz wichrów, a na ziemi prócz bestyi ryków, Gooeci innych nie widzia3 oprócz spó3leoeników - Teraz widzi: na niebie dziwna 3una pa3a, W puszczy 3oskot, to kula od jakiegooe dzia3a, Zb31dziwszy z pola bitwy, dróg w lesie szuka3a, Rw1c pnie, siek1c ga3ezie. —ubr, brodacz sedziwy, Zadr.a3 we mchu, naje.y3 d3ugie w3osy grzywy, Wstaje na wpó3, na przednich nogach sie opiera I potrz1saj1c brod1, zdziwiony spoziera Na b3yskaj1ce nagle miedzy 3omem zgliszcze: By3 to zb31kany granat, kreci sie, wre, oewiszcze, Pek3 z hukiem jakby piorun; .ubr pierwszy raz w .yciu Zl1k3 sie i uciek3 w g3ebszem schowaa sie ukryciu. Bitwa! gdzie? w której stronie? - pytaj1 m3odzience, Chwytaj1 bron; kobiety wznosz1 w niebo rece; Wszyscy, pewni zwyciestwa, wo3aj1 ze 3zami: „Bóg jest z Napoleonem, Napoleon z nami!” O wiosno! kto cie widzia3 wtenczas w naszym kraju, Pamietna wiosno wojny, wiosno urodzaju! O wiosno! kto cie widzia3, jak by3aoe kwitn1ca Zbo.ami i trawami, a ludYmi b3yszcz1ca, Obfita we zdarzenia, nadziej1 brzemienna! Ja ciebie dot1d widze, piekna maro senna! Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, Ja tylko jedn1 tak1 wiosne mia3em w .yciu. Soplicowo le.a3o tu. przy wielkiej drodze, Któr1 od strony Niemna ci1gneli dwaj wodze: Nasz Ksi1.e Józef i król westfalski Hieronim. Ju. zajeli czeoea Litwy od Grodna po S3onim, Gdy król rozkaza3 wojsku daa trzy dni wytchnienia. Ale polscy .o3nierze mimo utrudzenia Skar.yli sie, .e król im marszu nie dozwala; Tak radzi by co predzej dooecign1a Moskala. W mieoecie pobliskim stan13 g3ówny sztab ksi1.ecy, A w Soplicowie oboz czterdziestu tysiecy I ze sztabami swemi jenera3 D1browski, Kniaziewicz, Ma3achowski, Giedroja i Grabowski. PóYno by3o, gdy weszli; wiec ka.dy, gdzie mo.e, Zabieraj1 kwatery w zamczysku, we dworze; Skoro dano rozkazy, rozstawiono czaty, Ka.dy strudzony poszed3 spaa do swej komnaty. Z noc1 wszystko ucich3o: oboz, dwór i pole; Widaa tylko, jak cienie, b31dz1ce patrole I gdzieniegdzie b3yskania ognisk obozowych, S3ychaa kolejne has3a stanowisk wojskowych. Spali: gospodarz domu, wodze i .o3nierze; Oczu tylko Wojskiego sen s3odki nie bierze ; Bo Wojski ma na jutro biesiade wyprawia, Któr1 chce dom Sopliców na wiek wieków ws3awia: Biesiade godn1 mi3ych sercom polskim gooeci I odpowiedni1 wielkiej dnia uroczystooeci, Co jest oewietem kooecielnem i oewietem rodziny; Jutro odbya sie maj1 trzech par zareczyny, Zaoe jenera3 D1browski ooewiadczy3 z wieczora, —e chce miea obiad polski. Choa spóYniona pora, Wojski zebra3 co predzej z s1siedztwa kucharzy; Pieciu ich by3o; s3u.1, on sam gospodarzy. Jako kuchmistrz bia3ym sie fartuchem opasa3, Wdzia3 szlafmyce, a rece do 3okciów zakasa3; W reku ma placke musz1, owad lada jaki Odpedza wpadaj1cy chciwie na przysmaki; Drug1 rek1 przetarte okulary w3o.y3, Doby3 z zanadrza ksiege, odwin13, otworzy3. Ksiega ta mia3a tytu3: Kucharz doskona3y. W niej spisane dok3adnie wszystkie specyja3y Sto3ów polskich; pod3ug niej Hrabia na Teczynie Dawa3 owe biesiady we w3oskiej krainie, Którym sie Ojciec OEwiety Urban Ósmy dziwi3; Pod3ug niej póYniej Karol Kochanku-Radziwi33, Gdy przyjmowa3 w Nieoewi.u króla Stanis3awa, Sprawi3 pamietn1 ow1 uczte, której s3awa Dot1d .yje na Litwie we gminnej powieoeci. Co Wojski wyczytawszy pojmie i obwieoeci, To natychmiast kucharze robi1 umiejetni. Wre robota, pieadziesi1t no.ów w sto3y tetni, Zwijaj1 sie kuchciki czarne jak szatany: Ci nios1 drwa, ci z mlekiem i z winem sagany, Lej1 w kot3y, skowrody, w r1dle, dym wybucha; Dwóch kuchcików przy piecu siedzi, w mieszki dmucha. Wojski, a.eby ogien tem 3acniej rozpalaa, Rozkaza3 stopionego mas3a na drwa nalaa (Zbytek ten dozwolony jest w dostatnim domu). Kuchciki sypi1 w ogien suche peki 3omu. Inni na ro.ny sadz1 ogromne pieczenie Wo3owe, sarnie, c1bry dzicze i jelenie; Ci skubi1 stosy ptastwa; lec1 puchów chmury, Obna.aj1 sie g3uszce, cietrzewie i kury. Lecz kur niewiele by3o; od owej wyprawy, Któr1 w czasie zajazdu Dobrzynski Sak krwawy Zrobi3 na kurnik, kedy Zosi gospodarstwo Zniszczy3, nie zostawiwszy sztuki na lekarstwo - Jeszcze nie mog3o ptastwem zakwitn1a na nowo S3awne niegdyoe ze drobiu swego Soplicowo. Zreszt1 zaoe mies wszelkich by3 wielki dostatek, Co sie zgromadzia da3o i z domu, i z jatek, I z lasów, i z s1siedztwa, z bliska i z daleka: Rzek3byoe, ptasiego tylko niedostaje mleka. Dwie rzeczy, których hojny pan uczty szuka, L1cz1 sie w Soplicowie: dostatek i sztuka. Ju. wschodzi3 uroczysty dzien N a j oe w i e t s z e j P a n n y K w i e t n e j. Pogoda by3a przeoeliczna, czas ranny, Niebo czyste, woko3o ziemi obci1gniete, Jako morze wisz1ce, ciche, wkles3o-wgiete; Kilka gwiazd oewieci z g3ebi, jako per3y ze dna Przez fale; z boku chmurka bia3a, sama jedna, Podlatuje i skrzyd3a w b3ekicie zanurza, Podobne do nikn1cych piór Anio3a Stró.a, Który nocn1 modlitw1 ludzi przytrzymany SpóYni3 sie, oepieszy wracaa miedzy spó3niebiany. Ju. ostatnie per3y gwiazd zamierzch3y i na dnie Niebios zgas3y, i niebo oerodkiem czo3a bladnie, Praw1 skroni1 z3o.one na wezg3owiu cieni, Jeszcze smag3awe, lew1 coraz sie rumieni; A dalej okr1g, jakby powieka szeroka, Rozsuwa sie i w oerodku widaa bia3ek oka, Widaa tecze, Yrenice - ju. promien wytrysn13, Po okr1g3ych niebiosach wygiety przeb3ysn13 I w bia3ej chmurce jako z3oty grot zawisn13. Na ten strza3, na dnia has3o, pek ogniów wylata, Tysi1c rac krzy.uje sie po okregu oewiata, A oko s3onca wesz3o. Jeszcze nieco senne Przymru.a sie, dr.1c wstrz1sa swe rzesy promienne, Siedmi1 barw b3yszczy razem: szafirowe razem, Razem krwawi sie w rubin i .ó3knie topazem, A. rozloeni3o sie jako kryszta3 przezroczyste, Potem jak brylant oewiat3e, na koniec ogniste, Jak ksie.yc wielkie, jako gwiazda migaj1ce: Tak po nieYmiernem niebie sz3o samotne s3once. Dzioe pospólstwo litewskie z ca3ej okolicy Zebra3o sie przed wschodem woko3o kaplicy, Jak gdyby na nowego og3oszenie cudu. Zbiór ten pochodzi3 w czeoeci z pobo.nooeci ludu, A w czeoeci z ciekawooeci: bo dzioe w Soplicowie Na nabo.enstwie maj1 bya jenera3owie, S3awni dowódcy owi naszych legijonów, Których lud zna3 imiona i czci3 jak patronów, Których wszystkie tu3actwa, wyprawy i bitwy By3y ewangelij1 narodow1 Litwy. Ju. przysz3o oficerów kilku, t3um .o3nierzy; Lud ich otacza, patrzy, ledwie oczom wierzy, Ogl1daj1c rodaków mundury nosz1cych, Zbrojnych, wolnych i polskim jezykiem mówi1cych. Wysz3a msza. Nie obejmie oewi1tynia malenka Ca3ego zgromadzenia; lud na trawie kleka, Patrz1c we drzwi kaplicy, odkrywaj1 g3owy: W3os litewskiego ludu, bia3y albo p3owy, Poz3aca3 sie jako 3an dojrza3ego .yta; Gdzieniegdzie kraoena g3ówka dziewicza wykwita, Ubrana w oewie.e kwiaty albo w pawie oczy I wstegi rozplecione, ozdoby warkoczy, OEród g3ów meskich, jak w zbo.u b3awat i k1kole. Klecz1cy ró.nobarwny t3um okrywa pole, A na g3os dzwonka, niby na wiatru powianie, Chyl1 sie wszystkie g3owy jak k3osy na 3anie. Wieoeniaczki dzioe na o3tarz Matki Zbawiciela Nios1 pierwszy dar wiosny, oewie.e snopki ziela; Wszystko wko3o ubrane w bukiety i w wianki: O3tarz, obraz, a nawet dzwonnica i ganki. Czasem poranny wietrzyk, gdy ze wschodu wionie, Zrywa wianki i rzuca na klecz1cych skronie, I rozlewa jak z mszalnej kadzielnicy wonie. A gdy w kooeciele by3o po mszy i kazaniu, Wyszed3 przewodnicz1cy ca3emu zebraniu Podkomorzy, niedawno przez powiatu stany Zgodnie konfederackim marsza3kiem obrany. Mia3 mundur województwa: .upan z3otem szyty, Kontusz gredyturowy z fredzl1 i pas lity, Przy którym karabela z g3owni1 jaszczurow1; Na szyi oewieci3 wielk1 szpink1 brylantow1; Konfederatka bia3a, a na niej pek gruby Drogich piórek; by3y to bia3ych czapel czuby (Na fest k3adnie sie tylko kitka tak bogata, Której ka.de pióreczko kosztuje dukata). Tak ubrany, na wzgórek wst1pi3 przed kooecio3em, Wieoeniacy i .o3nierstwo oecisne3o sie ko3em. On rzek3 : „Bracia! Og3osi3 wam ksi1dz na ambonie Wolnooea, któr1 Cesarz-Król przywróci3 Koronie, A teraz Litewskiemu Ksiestwu, Polszcze ca3éj Przywraca; s3yszelioecie rz1dowe uchwa3y I zwo3uj1ce walny sejm uniwersa3y. Ja tylko mam s3ów pare przemówia do gminy W rzeczy, która sie tycze Sopliców rodziny, Tutejszych panów. Ca3a pomni okolica, Co tu zbroi3 nieboszczyk - pan Jacek Soplica; Ale kiedy o grzechach jego wszyscy wiecie, Czas i zas3ugi jego og3osia na oewiecie: Obecni tu s1 naszych wojsk jenera3owie, Od których us3ysza3em wszystko, co wam mowie. Ten Jacek nie by3 umar3 (jak g3oszono) w Rzymie, Tylko odmieni3 .ycie dawne, stan i imie; A wszystkie przeciw Bogu i OjczyYnie winy Zg3adzi3 przez .ywot oewiety i przez wielkie czyny. On to pod Hohenlinden, gdy Ryszpans jenera3 Na pó3 pobity ju. sie do odwrotu zbiera3, Nie wiedz1c, .e Kniaziewicz ci1gnie ku odsieczy, On to Jacek, zwan Robak, oeród grotów i mieczy Przenios3 od Kniaziewicza listy Ryszpansowi, Donosz1ce, .e nasi bior1 ty3 wrogowi. On potem w Hiszpaniji, gdy nasze u3any Zdoby3y Samosiery grzbiet oszancowany, Obok Kozietulskiego by3 ranny dwa razy! Nastepnie, jak wys3aniec, z tajnemi rozkazy Biega3 po ró.nych stronach ducha ludzi badaa, Towarzystwa tajemne wi1zaa i zak3adaa; Na koniec w Soplicowie, w swem ojczystym gnieYdzie, Gdy gotowa3 powstanie, zgin13 na zajeYdzie. W3aoenie o jego oemierci nadesz3a wiadomooea Do Warszawy w te chwile, gdy Cesarz Jegomooea Raczy3 mu daa za dawne czyny bohaterskie Legiji Honorowej znaki kawalerskie. Owo. te wszystkie rzeczy maj1c na uwadze, Ja, reprezentuj1cy województwa w3adze, Moj1 konfederack1 og3aszam wam lask1: —e Jacek wiern1 s3u.b1 i cesarsk1 3ask1 Zniós3 infamiji plame, powraca do czeoeci I znowu sie w rzed prawych patryjotów mieoeci; Wiec kto bedzie oemia3 Jacka zmar3ego rodzinie Wspomniea kiedy o dawnej, zag3adzonej winie, Ten podpadnie za kare takiego wyrzutu Gravis notae maculae, wedle s3ów Statutu Karz1cych tak militem, jak i skartabela, Co by sia3 infamij1 na obywatela; A .e teraz jest równooea, wiec artyku3 trzeci Obowi1zuje równie i mieszczan, i kmieci. Ten wyrok marsza3kowski pan pisarz umieoeci W aktach jeneralnooeci, a woYny obwieoeci. Co sie tycze Legiji Honorowej krzy.a, —e póYno przyszed3, nic to s3awie nie ubli.a; Jeoeli Jackowi nie móg3 s3u.ya ku ozdobie, Niech s3u.y ku pami1tce, wieszam go na grobie. Trzy dni tu bedzie wisia3, potem do kaplicy Z3o.y sie jako wotum dla Boga Rodzicy”. To powiedziawszy, order wydoby3 z pokrowca I zawiesi3 na skromnym krzy.yku grobowca Uwi1zan1 w kokarde wst1.eczke czerwon1 I krzy. bia3y gwiaYdzisty ze z3ot1 koron1; Przeciw s3oncu promienie gwiazdy zajaoenia3y Jako ostatni odb3ysk ziemskiej Jacka chwa3y. Tymczasem lud na kleczkach Anio3 Panski mowi, Upraszaj1c o wieczny pokój grzesznikowi; Sedzia obchodzi gooeci i wiejsk1 gromade, Wszystkich do Soplicowa wzywa na biesiade. Ale na przyYbie domu usiedli dwaj starce, Maj1c u kolan pe3ne miodu dwa pó3garce; Patrz1 w sad, gdzie woeród p1czków barwistego maku Sta3 u3an jak s3onecznik w b3yszcz1cym ko3paku Strojnym blach1 z3ocist1 i piórem koguta; Przy nim dziewcze, w zielonej sukience jak ruta Pozioma, wznosi oczki b3ekitne jak bratki Ku oczom ch3opca; dalej panny rwa3y kwiatki Po ogrodzie, umyoelnie odwracaj1c g3owy Od kochanków, .eby im nie mieszaa rozmowy. Ale starce miód pij1, tabakierk1 z kory Czestuj1c sie nawzajem, tocz1 rozhowory. „Tak, tak, mój Protazenku” - rzek3 klucznik Gerwazy. „Tak, tak, mój Gerwazenku” - rzek3 woYny Protazy. „Tak to, tak!” - powtórzyli zgodnie kilka razy, Kiwaj1c w takt g3owami; wreszcie WoYny rzecze: „I. proces nasz skonczy sie dziwnie, ja nie przecze; Wszak.e by3y przyk3ady; pamietam procesy, W których sie dzia3y gorsze ni. u nas ekscesy, A intercyza ca3y zakonczy3a k3opot: Tak z Borzdobohatymi pogodzi3 sie Lopot, Krepsztulowie z Kupoeciami, Putrament z Pikturn1, Z Odyncami Mackiewicz, z Kwileckimi Turno. Co mówie! wszak Polacy miewali zamieszki Z Litw1 gorsze ni.eli z Soplic1 Horeszki, A gdy na rozum wzie3a królowa Jadwiga, To sie bez s1dów owa skonczy3a intryga. Dobrze, gdy strony maj1 panny albo wdowy Na wydaniu: to zawsze kompromis gotowy. Najd3u.szy proces zwykle bywa z duchowienstwem Katolickiem albo te. z bliskiem pokrewienstwem, Bo wtenczas sprawy skonczya nie mo.na ma3.enstwem. St1d to Lachy z Rusami w sporach nieskonczonych, Id1c z Lecha i Rusa, dwu braci rodzonych; St1d sie tyle procesów litewskich ci1gne3o D3ugo z ksie.mi Krzy.aki, a. wygra3 Jagie33o. St1d na koniec pendebat d3ugo przed aktami S3awny ów proces Rymszów z dominikanami, A. wygra3 wreszcie syndyk klasztorny ksi1dz Dymsza, Sk1d jest przys3owie: Wiekszy Pan Bóg ni. pan Rymsza; Ja zaoe do3o.e: lepszy miód od Scyzoryka”. To mówi1c, pó3garcówk1 przepi3 do Klucznika. „Prawda! prawda! - rzek3 na to Gerwazy wzruszony. - Dziwnea to by3y losy tej naszej Korony I naszej Litwy! wszak to jak ma3.onków dwoje! Bóg z31czy3, a czart dzieli, Bóg swoje, czart swoje! Ach, bracie Protazenku! .e to oczy nasze Widz1! .e znowu do nas ci Koronijasze Zawitali! S3u.y3em ja z nimi przed laty, Pamietam, dzielne by3y z nich konfederaty! Gdyby nieboszczyk pan mój Stolnik do.y3 chwili! O Jacku! Jacku! - lecz có. bedziemy kwilili? Skoro dzioe znowu Litwa 31czy sie z Koron1, Toa tem samym ju. wszystko zgodzono, zg3adzono”. „I to dziw - rzek3 Protazy - .e o tej to Zosi, O której reke teraz nasz Tadeusz prosi, By3o przed rokiem omen, jakoby znak z nieba!” „Pann1 Zofij1 - przerwa3 Klucznik - zwaa j1 trzeba, Bo ju. doros3a, nie jest dziewczyn1 maluczk1, Przy tym z krwi dygnitarskiej, jest Stolnika wnuczk1”. „Owo. - konczy3 Protazy - by3 to znak proroczy O jej losie, widzia3em znak na w3asne oczy. Przed rokiem tu siedzia3a w oewieto czeladY nasza Pij1c miód, alia patrzym: pec, pada z poddasza Dwóch wroblów bij1cych sie, oba samcy stare, Jeden, m3odszy cokolwiek, mia3 podgarle szare, Drugi czarne; dalej.e t3uc sie po podwórzu, Przewracaa kulki, .e a. zaryli sie w kurzu; My patrzym, a tymczasem szepc1 sobie s3ugi, —e ten czarny niech bedzie Horeszko, a drugi Soplica; wiec ilekroa szary by3 na górze, Krzycz1: <> A gdy spada3, wo3ali: <> Tak oemiej1c sie czekamy, kto kogo pokona; Wtem Zosienka, nad ptastwem litooeci1 wzruszona, Podbieg3a i nakry3a r1czk1 te rycerze; Jeszcze sie w reku bili, a. lecia3o pierze, Taka by3a zawzietooea w tem malenkiem lichu. Baby, patrz1c na Zosie, gada3y po cichu, —e pewnie przeznaczeniem bedzie tej dziewczyny Pogodzia dwie od dawna zwaoenione rodziny. A widze, .e sie dzisiaj zioeci3 omen babi. Prawdaa to, .e naonczas myoelano o Hrabi, Nie zaoe o Tadeuszu”. Na to Klucznik rzecze: „Dziwne s1 sprawy w oewiecie; kto wszystko dociecze! Ja te. powiem Waszeci rzecz, choa nie tak cudn1 Jak ów omen, a przecie. do pojecia trudn1. Wiesz, i. dawniej rad bym by3 Sopliców rodzine W 3y.ce wody utopia; a tego ch3opczyne, Tadeusza, od dziecka nieYmierniem polubi3. Uwa.a3em, .e gdy sie z ch3opietami czubi3, Zawsze ich zbi3; wiec ilekroa do zamku biega3, Jam go zawsze do trudnych imprezów pod.ega3. Wszystko mu sie uda3o; czy wydrzea go3ebie Na wie.y, czy jemio3e oberwaa na debie, Czyli z najwy.szej sosny z3upia wronie gniazdo, Wszystko umia3; myoeli3em: pod szczeoeliw1 gwiazd1 Urodzi3 sie ten ch3opiec; szkoda, .e Soplica! Któ. by zgad3, .e w nim zamku powitam dziedzica, Me.a panny Zofiji, mej Wielmo.nej Pani!” Tu skonczyli rozmowe, pij1 zadumani, S3ychaa tylko niekiedy te krótkie wyrazy: „Tak, tak, Panie Gerwazy”. - „Tak, Panie Protazy”. Przyzba tyka3a kuchni, której okna sta3y Otworem i dym jako z po.aru bucha3y, A. z k3ebów dymu, niby bia3a go3ebica, Migne3a oewiec1ca sie kuchmistrza szlafmyca. Wojski przez okno kuchni, ponad starców g3owy Wytkn1wszy g3owe, milczkiem s3ucha3 ich rozmowy I poda3 im nareszcie fili.anki spodek Pe3en biszkoktów, mówi1c: „Zak1oecie wasz miodek. A ja wam te. opowiem histori1 ciekaw1 Sporu, który mia3 bitw1 zakonczya sie krwaw1, Gdy poluj1cy w g3ebi nalibockich lasów Rejtan wyp3ata3 sztuke ksi1.eciu Denassów. Tej sztuki omal w3asnem nie przyp3aci3 zdrowiem; Jam k3ótnie panów zgodzi3, jak to wam opowiem”. Ale Wojskiego powieoea przerwali kucharze Pytaj1c, komu serwis ustawiaa rozka.e. Wojski odszed3, a starcy, zaczerpn1wszy miodu, Zadumani zwrócili oczy w g31b ogrodu, Gdzie ów dorodny u3an rozmawia3 z panienk1. W3aoenie u3an uj1wszy jej d3on lew1 rek1 (Praw1 mia3 na temlaku, widaa, .e by3 ranny), Z takiemi odezwa3 sie s3owami do panny: „Zofijo, musisz to mnie koniecznie powiedziea, Nim zamienim pieroecionki, musze o tem wiedziea. I có., .e przesz3ej zimy by3aoe ju. gotowa Daa s3owo mnie? Ja wtenczas nie przyj13em s3owa: Bo i có. mi po takiem wymuszonem s3owie? Wtenczas bawi3em bardzo krótko w Soplicowie; Nie by3em taki pró.ny, a.ebym sie 3udzi3, —em jednem mem spójrzeniem mi3ooea w tobie wzbudzi3. Ja nie fanfaron; chcia3em m1 w3asn1 zas3ug1 Zyskaa twe wzgledy, choaby przysz3o czekaa d3ugo. Teraz jesteoe 3askawa twe s3owo powtórzya; Czym.e na tyle 3aski umia3em zas3u.ya? Mo.e mnie bierzesz, Zosiu, nie tak z przywi1zania, Tylko .e stryj i ciotka do tego cie sk3ania; Ale ma3.enstwo, Zosiu, jest rzecz wielkiej wagi; RadY sie serca w3asnego, niczyjej powagi Tu nie s3uchaj, ni stryja groYb, ni namów cioci; Jeoeli nie czujesz dla mnie nic oprócz dobroci, Mo.em te zareczyny czas jakioe odwlekaa; Wiezia twej woli nie chce, bedziem, Zosiu, czekaa. Nic nas nie nagli, zw3aszcza .e wczora wieczorem Dano mi rozkaz zostaa w Litwie instruktorem W pu3ku tutejszym, nim sie z mych ran nie wylecze. I có., kochana Zosiu?” Na to Zosia rzecze, Wznosz1c g3owe i patrz1c w oczy mu nieoemia3o: „Nie pamietam ju. dobrze, co sie dawniej dzia3o; Wiem, .e wszyscy mówili, i. za m1. ioea trzeba Za Pana; ja sie zawsze zgadzam z wol1 Nieba I z wol1 starszych”. Potem, spuoeciwszy oczeta, Doda3a: „Przed odjazdem, jeoeli Pan pamieta, Kiedy umar3 ksi1dz Robak, w ow1 burze nocn1, Widzia3am, .e Pan jad1c .a3owa3 nas mocno: Pan 3zy mia3 w oczach; te 3zy, powiem Panu szczerze, Wpad3y mnie a. do serca; odt1d Panu wierze, —e mnie lubisz; ilekroa mówi3am pacierze Za Pana powodzenie, zawsze przed oczami Sta3 Pan z temi du.emi, b3yszcz1cemi 3zami. Potem Podkomorzyna do Wilna jeYdzi3a, Wzie3a mie tam na zime, alem ja teskni3a Do Soplicowa i do tego pokoiku, Gdzie mnie Pan naprzód w wieczór spotka3 przy stoliku, Potem po.egna3; nie wiem, sk1d pami1tka Pana, Cooe niby jak rozsada w jesieni zasiana, Przez ca31 zime w mojem sercu sie krzewi3a, —e jako mówie Panu - ustawniem teskni3a Do tego pokoiku i cóoe mi szepta3o, —e tam znów Pana znajde, i tak sie te. sta3o. Maj1c to w g3owie, czesto te. mia3am na ustach Imie Pana - by3o to w Wilnie za zapustach; Panny mówi3y, .e ja jestem zakochana: Ju.ci, je.eli kocham, to ju. chyba Pana”. Tadeusz, rad z takiego mi3ooeci dowodu, Wzi13 j1 pod reke, oecisn13 i wyszli z ogrodu Do pokoju damskiego, do owej komnaty, Kedy Tadeusz mieszka3 przed dziesieci1 laty. Teraz bawi3 tam Rejent, cudnie wystrojony I us3ugiwa3 damie, swojej narzeczonéj, Biegaj1c i podaj1c sygnety, 3ancuszki, S3oiki i flaszeczki, i proszki, i muszki; Weso3, na panne m3od1 patrzy3 tryumfalnie. Panna m3oda konczy3a robia gotowalnie; Siedzia3a przed Ywierciad3em, radz1c sie bóstw wdzieku; Pokojowe zaoe - jedne z .elazkami w reku Odoewie.aj1 nadstyg3e warkoczów pieroecionki, Drugie klecz1c pracuj1 oko3o falbonki. Gdy sie tak Rejent bawi ze sw1 narzeczon1, Kuchcik stukn13 don w okno: kota postrze.ono! Kot, wykrad3szy sie z 3ozy, przeoemign13 po 31ce I wskoczy3 w sad pomiedzy jarzyny wschodz1ce; Tam siedzi, wystraszya go 3acno z rozsadniku I uszczua, postawiwszy charty na przesmyku. Bie.y Asesor, ci1gn1c za obró. Soko3a, Pooepiesza za nim Rejent i Kusego wo3a. Wojski obu z chartami przy p3ocie ustawi3, A sam sie z plack1 musz1 do sadu wyprawi3. Depc1c, oewiszcz1c i klaszcz1c, bardzo Ywierza trwo.y: Szczwacze, trzymaj1c ka.dy charta na obro.y, Ukazuj1 palcami, sk1d zaj1c wyruszy, Cmokaj1 z cicha; charty nadstawi3y uszy, Wytkne3y pyski na wiatr i dr.1 niecierpliwie, Jak dwie strza3y z3o.one na jednej cieciwie. Wtem Wojski krzykn13: „Wycz-ha!” Zaj1c smyk zza p3otu Na 31ke, charty za nim, i wnet bez obrotu Sokó3 i Kusy razem spadli na szaraka Ze dwóch stron w jednej chwili, jak dwa skrzyd3a ptaka. I zeby mu jak szpony zatopili w grzbiecie. Kot jekn13 raz, jak nowo narodzone dziecie. —a3ooenie! Bieg1 szczwacze: ju. le.y bez ducha, A charty mu siera bia31 targaj1 spod brzucha. Szczwacze pog3askali psy, a Wojski tymczasem Doby3 no.yk strzelecki wisz1cy za pasem, Oderzn13 skoki i rzek3: „Dzioe równ1 odprawe Wezm1 pieski, bo równ1 pozyskali s3awe; Równa ich by3a r1czooea, równa by3a praca; Godzien jest pa3ac Paca, godzien Pac pa3aca, Godni s1 szczwacze chartów, godne szczwaczów charty; Oto. skonczony spór wasz d3ugi i za.arty; Ja, któregooecie sedzi1 zak3adu obrali, Wydaje wreszcie wyrok: obaoecie wygrali. Wracam fanty, niech ka.dy przy swoim zostanie, A wy podpiszcie zgode”. Na starca wezwanie Szczwacze zwrócili na sie rozjaoenione lice I d3ugo rozdzielone z31czyli prawice. Wtem rzek3 Rejent: „Stawi3em niegdyoe konia z rzedem, Opisa3em sie tak.e przed ziemskim urzedem, I. pieroecien mój sedziemu w salaryjum z3o.e; Fant postawiony w zak3ad wracaa sie nie mo.e. Pieroecien niechaj Pan Wojski na pami1tke przymie I ka.e na nim wyrya albo swoje imie, Lub, gdy zechce, herbowne Hreczechów ozdoby; Krwawnik jest g3adki, z3oto jedenastej proby. Konia teraz u3ani pod jazde zabrali, Rzed zosta3 przy mnie; ka.dy znawca ten rzed chwali, I. jest wygodny, trwa3y, a piekny jak cacko: Kulbaczka w1ska, mod1 z turecka kozack1, Kula na przodzie, w kuli s1 drogie kamienie, Poduszeczka z rubrontu wyoecie3a siedzenie, A kiedy na 3ek wskoczysz, na tym miekkim puszku Miedzy kulami siedzisz wygodnie jak w 3ó.ku; A gdy w galop puoecisz sie (tu rejent Bolesta, Który, jako wiadomo, bardzo lubi3 gesta, Rozstawi3 nogi, jakby na konia wskakiwa3, Potem galop udaj1c powoli sie kiwa3), A gdy w galop puoecisz sie, natenczas z czapraka Blask bije, jakby z3oto kapa3o z rumaka, Bo tabenki s1 gesto z3otem nakrapiane I szerokie strzemiona srebrne poz3acane; Na rzemieniach munsztuka i na uYdzienicy Po3yskaj1 guziki per3owej macicy, U napieroenika wisi ksie.yc w kszta3t Leliwy, To jest w kszta3t nowiu. Ca3y ten sprzet osobliwy, Zdobyty (jak wieoea niesie) w boju podhajeckim Na jakimoe bardzo znacznym szlachcicu tureckim, Przyjm, Asesorze, w dowód mojego szacunku”. A na to rzek3 Asesor, weso3 z podarunku: „Ja niegdyoe darowane od ksiecia Sanguszki Stawi3em w zak3ad moje przeoeliczne obró.ki, Jaszczurem wyk3adane, z kolcami ze z3ota, I utkan1 z jedwabiu smycz, której robota Równie droga jak kamien, co sie na niej oewieci. Chcia3em sprzet ten zostawia w dziedzictwie dla dzieci; Dzieci pewnie miea bede, wiesz, .e sie dzioe .enie; Ale ten sprzet, Rejencie, prosze uni.enie, B1dY 3askaw przyj1a w zamian za twój rzed bogaty I na pami1tke sporu, co d3ugiemi laty Toczy3 sie i nareszcie zakonczy3 zaszczytnie Dla nas obu. - Niech zgoda miedzy nami kwitnie!” Wiec wracali do domu oznajmia za sto3em, —e sie skonczy3 spór miedzy Kusym i Soko3em. By3a wieoea, .e zaj1ca tego Wojski w domu Wyhodowa3 i w ogród puoeci3 po kryjomu, A.eby szczwaczów zgodzia zbyt 3atw1 zdobycz1. Staruszek tak sw1 sztuke zrobi3 tajemniczo, —e oszuka3 zupe3nie ca3e Soplicowo. Kuchcik w lat kilka póYniej szepn13 o tem s3owo, Chc1c Asesora sk3ócia z Rejentem na nowo; Ale pró.no krzywdz1ce chartów wieoeci szerzy3: Wojski zaprzeczy3 i nikt kuchcie nie uwierzy3. Ju. gooecie, zgromadzeni w wielkiej zamku sali, Czekaj1c uczty, wko3o sto3u rozmawiali, Gdy pan Sedzia w mundurze wojewódzkim wchodzi I pana Tadeusza z Zofij1 przywodzi. Tadeusz, lew1 d3oni1 dotykaj1c g3owy, Pozdrowi3 swych dowódców przez uk3on wojskowy. Zofija z opuszczonem ku ziemi wejrzeniem, Zap3oniwszy sie, gooeci wita3a dygnieniem (Od Telimeny pieknie dygaa wyuczona). Mia3a wianek na g3owie jako narzeczona, Zreszt1 ubior ten samy, w jakim dzioe w kaplicy Sk3ada3a snop wiosenny dla Boga Rodzicy. U.e3a znów dla gooeci nowy snopek ziela; Jedn1 rek1 zen kwiaty i trawy rozdziela, Drug1 swój sierp b3yszcz1cy poprawia na g3owie. Brali zió3ka, ca3uj1c jej rece, wodzowie. Zosia znowu dyga3a w kolej, zap3oniona. Wtem jenera3 Kniaziewicz wzi13 j1 za ramiona I z3o.ywszy ojcowski ca3us na jej czole, Podnios3 w góre dziewczyne, postawi3 na stole, A wszyscy, klaszcz1c w d3onie zawo3ali: „Brawo!” - Zachwyceni dziewczyny urod1, postaw1, A szczególniej jej strojem litewskim prostaczym; Bo dla tych wodzów, którzy w swem .yciu tu3aczém Tak d3ugo b31kali sie w obcych stronach oewiata, Dziwne mia3a powaby narodowa szata, Która im wspomina3a i m3ode ich lata, I dawne ich mi3ostki; wiec ze 3zami prawie Skupili sie do sto3u, patrzyli ciekawie. Ci prosz1, aby Zosia wznios3a nieco czo3o I oczy pokaza3a; ci, a.eby wko3o Raczy3a sie obrócia; dziewczyna wstydliwa Obraca sie, lecz oczy rekami zakrywa. Tadeusz patrzy3 weso3 i zaciera3 rece. Czy ktooe Zosi poradzi3 wyjoea w takiej sukience, Czy instynktem wiedzia3a (bo dziewczyna zgadnie Zawsze instynktem, co jej do twarzy przypadnie), Dosya, .e Zosia pierwszy raz w .yciu dzioe z rana By3a od Telimeny za upor 3ajana, Nie chc1c modnego stroju, a. wymog3a p3aczem, —e j1 tak zostawiono, w ubraniu prostaczem. Spodniczke mia3a d3ug1, bia31; suknie krótk1 Z zielonego kamlotu, z ró.ow1 obwódk1; Gorset tak.e zielony, ró.owemi wstegi Od 3ona a. do szyi sznurowany w pregi; Pod nim pieroe jako p1czek pod listkiem sie tuli. Od ramion oewiec1 bia3e rekawy koszuli, Jako skrzyd3a motyle do lotu wydete, U d3oni skarbowane i wst1.k1 opiete; Szyja tak.e koszulk1 obcioeniona w1sk1, Ko3nierzyk zadzierzgniony ró.ow1 zawi1zk1; Zauszniczki wyrzniete sztucznie z pestek wiszni, Których sie wyrobieniem Sak Dobrzynski pyszni (By3y tam dwa serduszka z grotem i p3omykiem, Dane dla Zosi, gdy Sak by3 jej zalotnikiem); Na ko3nierzyku wisz1 dwa sznurki bursztynu, Na skroniach zielonego wianek rozmarynu. Wst1.ki warkoczów Zosia rzuci3a na barki, A na czo3o w3o.y3a zwyczajem .niwiarki Sierp krzywy, oewie.em .eciem traw oszlifowany, Jasny jak nów miesieczny nad czo3em Dyjany. Wszyscy chwal1, klaskaj1. Jeden z oficerów Doby3 z kieszeni portefeuille z plikami papierów, Roz3o.y3 je, o3ówek przyci13, w ustach zmoczy3, Patrzy w Zosie, rysuje. Ledwie Sedzia zoczy3 Papiery i o3ówki, pozna3 rysownika, Choa go bardzo odmieni3 mundur pu3kownika, Bogate szlify, mina prawdziwie u3anska I w1sik poczerniony, i bródka hiszpanska. Sedzia pozna3: „Jak sie masz, mój Jaoenie Wielmo.ny Hrabio? I w 3adownicy masz twój sprzet podró.ny Do malarstwa!” - W istocie by3 to Hrabia m3ody, Niedawny .o3nierz, lecz .e wielkie mia3 dochody I swoim kosztem ca3y pu3k jazdy wystawi3, I w pierwszej zaraz bitwie wybornie sie sprawi3, Cesarz go pó3kownikiem dzioe w3aoenie mianowa3: Wiec Sedzia wita3 Hrabie i rangi winszowa3, Ale Hrabia nie s3ucha3, a pilnie rysowa3. Tymczasem wesz3a druga para narzeczona: Asesor, niegdyoe cara, dzioe Napoleona Wierny s3uga; .andarmów oddzia3 mia3 w komendzie, A choa ledwie dwadzieoecia godzin by3 w urzedzie, Ju. w3o.y3 mundur siny z polskiemi wy3ogi I ci1gn13 krzyw1 szable, i dzwoni3 w ostrogi. Obok powa.nym krokiem sz3a jego kochanka, Ubrana bardzo strojnie, Tekla Hreczeszanka; Bo Asesor ju. dawno Telimene rzuci3 I aby te kokietke tym mocniej zasmuci3, Ku Wojszczance afekty serdeczne obróci3. Panna nie nadto m3oda, ju. pono pó3wieczna, Lecz gospodyni dobra, osoba stateczna I posa.na, bo oprócz swej dziedzicznej wioski Sumk1 z daru Sedziego powieksza3a wnioski. Trzeciej pary daremnie czekaj1 czas d3ugi. Sedzia niecierpliwi sie i wysy3a s3ugi; Wracaj1: powiadaj1, .e trzeci ma3.onek, Pan Rejent, szczuj1c kota, zgubi3 swój pieroecionek OElubny, szuka na 31ce; a Rejenta dama Jeszcze u gotowalni, choa oepieszy sie sama I choa jej pomagaj1 s3u.ebne kobiety, Nie mog3a w .aden sposób skonczya toalety; Ledwie bedzie gotowa na godzine czwart1. KSIEGA DWUNASTA KOCHAJMY SIE Treoea: Ostatnia uczta staropolska - Arcyserwis - Objaoenienie jego figur - Jego ruchy - D1browski udarowany - Jeszcze o Scyzoryku. - Kniaziewicz udarowany. - Pierwszy akt urzedowy Tadeusza przy objeciu dziedzictwa - Uwagi Gerwazego - Koncert nad koncertami - Polonez - Kochajmy sie! Na koniec z trzaskiem sali drzwi na woeci1. otwarto. Wchodzi pan Wojski w czapce i z g3ow1 zadart1, Nie wita sie i miejsca za sto3em nie bierze, Bo Wojski wystepuje w nowym charakterze, Marsza3ka dworu; laske ma na znak urzedu I t1 lask1 z kolei, jako mistrz obrzedu, Wskazuje wszystkim miejsca i gooeci usadza. Naprzód, jako najpierwsza województwa w3adza, Podkomorzy-Marsza3ek wzi13 miejsce zaszczytne: Ze s3oniowym poreczem krzes3o aksamitne; Obok na prawej stronie jenera3 D1browski, Na lewej siad3 Kniaziewicz, Pac i Ma3achowski. OEród nich Podkomorzyna, dalej inne panie, Oficerowie, pany, szlachta i ziemianie, Me.czyYni i kobiety, na przemian po parze Usiadaj1 porz1dkiem, gdzie Wojski uka.e. Pan Sedzia sk3oniwszy sie opuoeci3 biesiade; On na dziedzincu w3ooecian traktowa3 gromade; Zebrawszy ich za sto3em na dwa staje d3ugim, Sam siad3 na jednym koncu, a pleban na drugim. Tadeusz i Zofija do sto3u nie siedli; Zajeci czestowaniem w3ooecian, chodz1c jedli. Staro.ytny by3 zwyczaj, i. dziedzice nowi Na pierwszej uczcie sami s3u.yli ludowi. Tymczasem gooecie, potraw czekaj1cy w sali, Z zadziwieniem na wielki serwis pogl1dali, Którego równie drogi kruszec jak robota. Jest podanie, .e ksi1.e Radziwi33-Sierota Kaza3 ten sprzet na urz1d w Wenecyi zrobia I wedle w3asnych planów po polsku ozdobia. Serwis, potem zabrany czasu wojny szwedzkiéj, Przeszed3, nie wiedziea jak1 drog1, w dom szlachecki. Dzioe ze skarbca dobyty zaj13 oerodek sto3a Ogromnym kregiem na kszta3t karetnego ko3a. Serwis ten by3 nalany ode dna po brzegi Piankami i cukrami bia3emi jak oeniegi: Udawa3 przewybornie krajobraz zimowy; W oerodku czernia3 ogromny bór konfiturowy: Stronami domy, niby wioski i zaoecianki, Okryte zamiast oeronu cukrowwemi pianki; Na krawedziach naczynia, stoj1 dla ozdoby Niewielkie, z porcelany wydete osoby W polskich strojach; jakoby aktory na scenie, Zdawa3y sie przedstawiaa jakoweoe zdarzenie; Gest ich sztucznie wydany, farby osobliwe, Tylko g3osu im braknie, zreszt1 gdyby .ywe. Có. przedstawiaj1? - gooecie pytali ciekawi, Zaczem Wojski podnosi laske i tak prawi (Tymczasem podawano wódke przed jedzeniem): „Za mych Wielce Mooeciwych Panów pozwoleniem: Te persony, których tu widzicie bez liku, Przedstawiaj1 polskiego histori1 sejmiku, Narady, wotowanie, tryumfy i waoenie; Sam te scene odgad3em i Panstwu objaoenie. „Oto na prawo widaa liczne szlachty grono: Pewnie ich przed sejmikiem na uczte sproszono. Czeka nakryty stolik; nikt gooeci nie sadza, Stoj1 kupkami, ka.da kupka sie naradza. Patrzcie, i. w ka.dej kupce stoi w oerodku cz3owiek, Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek, R1k niespokojnych, widaa - mówca; cóoe t3omaczy, I palcem eksplikuje, i na d3oni znaczy. Ci mowcy zalecaj1 swoich kandydatów Z ró.nym skutkiem, jak widaa z miny szlachty bratów. Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie s3ucha, Ten rece za pas zatkn13 i przy3o.y3 ucha, Ów d3on przy uchu trzyma i milczkiem w1s kreci, Zapewne s3owa zbiera i ni.e w pamieci; Cieszy sie mowca, widz1c, .e s1 nawróceni, G3adzi kieszen, bo kreski ich ju. ma w kieszeni. Lecz za to w trzeciem gronie dzieje sie inaczéj; Tu mówca musi 3owia za pasy s3uchaczy. Patrzcie! wyrywaj1 sie i cofaj1 uszy; Patrzcie, jako ten s3uchacz od gniewu sie puszy, Wznios3 rece, grozi mówcy, usta mu zatyka, Pewnie s3ysza3 pochwa3y swego przeciwnika; Ten drugi, pochyliwszy czo3o na kszta3t byka, Powiedzia3byoe, .e mówce pochwyci na rogi; Ci bior1 sie do szabel, tamci poszli w nogi. Jeden miedzy kupkami szlachcic cichy stoi, Widaa, .e cz3ek bezstronny, waha sie i boi; Za kim daa kreske? nie wie i sam z sob1 w walce, Pyta losu, wznios3 rece, wytkn13 wielkie palce, Zmru.y3 oczy, paznokciem do paznokcia mierzy, Widaa, .e kreske swoje kabale powierzy: Jeoeli palce trafi1 sie, da afirmatywe, A je.eli sie chybi1, rzuci negatywe. Na lewej druga scena: refektarz klasztoru, Obrócony na sale szlacheckiego zboru. Starsi rzedem na 3awach siedz1, m3odsi staj1 I ciekawi przez g3owy w oerodek zagl1daj1; W oerodku marsza3ek stoi, wazon w reku trzyma, Liczy ga3ki, szlachta je po.era oczyma. W3aoenie wytrz1s3 ostatni1; woYni rece wznosz1 I imie obranego urzednika g3osz1. Jeden szlachcic na zgode powszechn1 nie zwa.a. Patrz, wytkn13 g3owe oknem z kuchni refektarza, Patrz, jak oczy wytrzeszczy3, jak pogl1da oemia3o, Usta otworzy3, jakby chcia3 zjeoea izbe ca31: Latwo zgadn1a, .e szlachcic ten zawo3a3: <> Patrzcie, jak za t1 nag31 do k3ótni podniet1 T3oczy sie do drzwi ci.ba, pewnie id1 w kuchnie; Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie. Lecz tam, na korytarzu, Panstwo uwa.acie Tego starego ksiedza, co idzie w ornacie - To przeor; Sanctissimum z o3tarza wynosi, A ch3opiec w kom.y dzwoni i na ust1p prosi; Szlachta wnet szable chowa, .egna sie i kleka, A ksi1dz tam sie obraca, gdzie jeszcze bron szczeka; Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi. Ach! wy nie pamietacie tego, Panstwo m3odzi, Jak woeród naszej burzliwej szlachty samow3adnej, Zbrojnej, nie trzeba by3o policyi .adnej; Dopóki wiara kwit3a, szanowano prawa, By3a wolnooea z porz1dkiem i z dostatkiem s3awa! W innych krajach, jak s3ysze, trzyma urz1d drabów, Policyjantów ró.nych, .andarmów, konstabów; Ale jeoeli miecz tylko bezpieczenstwa strze.e, —eby w tych krajach by3a wolnooea - nie uwierze”. Wtem dzwoni1c w tabakiere rzek3 pan Podkomorzy: „Panie Wojski, niech Wasze na potem od3o.y Te historyje; prawda, .e sejmik ciekawy, Ale my g3odni, ka. Waa przynosia potrawy”. Na to Wojski, sk3aniaj1c a. do ziemi laske: „Jaoenie Wielmo.ny Panie, zrób.e mi te 3aske, Zaraz dokoncze scene ostatni1 sejmików: Oto nowy marsza3ek na reku stronników Wyniesion z refektarza; patrz, jak szlachta braty Rzucaj1 czapki, usta otwarli - wiwaty! A tam po drugiej stronie pan przekreskowany, Sam jeden, czapke wcisn13 na 3eb zadumany, —ona przed domem czeka, zgad3a, co sie dzieje, Biedna! oto na reku pokojowej mdleje. Biedna! Jaoenie Wielmo.nej tytu3 przybraa mia3a, A znów tylko Wielmo.n1 na lat trzy zosta3a!” Tu Wojski skonczy3 opis i lask1 znak daje, I wnet zaczeli wchodzia parami lokaje Roznosz1cy potrawy: barszcz królewskim zwany I roso3 staropolski sztucznie gotowany, Do którego pan Wojski z dziwnemi sekrety Wrzuci3 kilka pere3ek i sztuke monety (Taki roso3 krew czyoeci i pokrzepia zdrowie). Dalej inne potrawy, a któ. je wypowie! Kto zrozumie nie znane ju. za naszych czasów Te pó3miski kontuzów, arkasów, blemasów, Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów, Cybetów, pi.m, dragantów, pinelów, brunelów; Owe ryby! 3ososie suche, dunajeckie, Wyzyny, kawijary weneckie, tureckie, Szczuki g3ówne i szczuki podg3ówne, 3okietne, Fl1dry i karpie awiki, i karpie szlachetne! W koncu sekret kucharski: ryba nie krojona, U g3owy przysma.ona, we oerodku pieczona, A maj1ca potrawke z sosem u ogona. Gooecie ani pytali nazwiska potrawy, Ani ich zastanowi3 ów sekret ciekawy; Wszystko predko z .o3nierskim jedli apetytem, Kieliszki nape3niaj1c wegrzynem obfitym. Ale tymczasem wielki serwis barwe zmieni3 I odarty ze oeniegu ju. sie zazieleni3, Bo lekka, ciep3em letnim powoli rozgrzana, Roztopi3a sie lodu cukrowego piana I dno odkry3a, dot1d zatajone oku; Wiec krajobraz przedstawi3 now1 pore roku, Zab3ysn1wszy zielon1, ró.nofarbn1 wiosn1. Wychodz1 ró.ne zbo.a, jak na dro.d.ach rosn1, Pszenicy szafranowej buja k3os z3ocisty, —yto ubrane w srebra malarskiego listy I gryka wyrabiana sztucznie z czokolady, I kwitn1ce gruszkami i jab3kami sady. Ledwie maj1 czas gooecie darów lata u.ya. Darmo prosz1 Wojskiego, .eby je przed3u.ya: Ju. serwis, jak planeta koniecznym obrotem, Zmienia pore, ju. zbo.a malowane z3otem, Nabrawszy ciep3a w izbie powoli topniej1, Ju. trawy po.ó3knia3y, lioecia czerwieniej1, Sypi1 sie, rzek3byoe, i. wiatr jesienny powiewa; Na koniec owe chwile przedtem strojne drzewa - Teraz, jakby odarte od wichrów i oeronu, Stoj1 nagie; by3y to laski cynamonu Lub udaj1ce sosne ga31zki wawrzynu, Odziane zamiast kolców ziarenkami kminu. Gooecie pij1cy wino zaczeli ga31zki, Pnie i korzenie zrywaa i gryYa dla zak1ski. Wojski obchodzi3 serwis i, pe3en radooeci, Tryumfuj1ce oczy obraca3 na gooeci. Henryk D1browski uda3 wielkie zadziwienie I rzek3: „Mój Panie Wojski, czy to chinskie cienie? Czy to Pinety Panu da3 w s3u.be swe bisy? Czy dot1d u was w Litwie s1 takie serwisy I wszyscy takim starym ucztuj1 zwyczajem? Powiedz mi, bo ja .ycie strawi3em za krajem”. Wojski rzek3, k3aniaj1c sie: „Nie, Jaoenie Wielmo.ny Jenerale, nie jest to .aden kunszt bezbo.ny! Jest to pami1tka tylko owych biesiad s3awnych, Które dawano w domach panów starodawnych, Gdy Polska u.ywa3a szczeoecia i potegi! Com zrobi3, tom wyczyta3 z tej tu oto ksiegi. Pytasz, czy wszedzie w Litwie ten sie zwyczaj chowa? Niestety! Ju. i do nas w3azi moda nowa. Niejeden panicz krzyczy, .e nie cierpi zbytków, Je jak —yd, sk1pi gooeciom potraw i napitków, Wegrzyna po.a3uje, a pije szatanskie Fa3szywe wino modne, moskiewskie, szampanskie; Potem w wieczor na karty tyle z3ota straci, —e za nie da3byoe uczte na stu szlachty braci. Nawet (bo co na sercu mam, dzioe powiem szczerze, Niech tego Podkomorzy za z3e mi nie bierze) Kiedym ten serwis cudny ze skarbca dobywa3, To nawet Podkomorzy, i on mnie przedrwiwa3, Mówi1c, .e to machina zmudna, starooewiecka, —e to ma pozor niby zabawki dla dziecka, Nieprzyzwoitej dla tak znakomitych ludzi! Sedzio! i Sedzia mówi3, .e to gooeci znudzi! A przecie., ile wnosze z Panów zadziwienia, Widze, i. ten kunszt piekny godzien by3 widzenia! Nie wiem, czy sie podobna okazyja zdarzy Czestowaa w Soplicowie takich dygnitarzy. Widze, .e Pan Jenera3 na biesiadach zna sie. Niechaj przyjmie te ksi1.ke, ona Panu zda sie, Gdy bedziesz dla monarchów zagranicznych grona Dawa3 uczte, ba, nawet dla Napoleona. Ale pozwól, nim ksiege te Panu pooewiece, Niech powiem, jakim trafem wpad3a w moje rece”. Wtem szmer powsta3 za drzwiami; razem g3osów wiele Zawo3a3o: „Niech .yje Kurek na kooeciele!” Ci.ba t3oczy sie w sale, a Maciej na czele. Sedzia gooecia za reke do sto3u prowadzi3 I wysoko pomiedzy wodzami posadzi3, Mówi1c: „Panie Macieju, niedobry s1siedzie, Przyje.d.asz bardzo póYno, prawie po obiedzie”. „Jem wczeoenie - rzek3 Dobrzynski - ja tu nie dla jad3a Przyby3em, tylko .e mnie ciekawooea napad3a Obejrzea z bliska nasz1 armie narodow1. Wiele by gadaa - jest to ani to, ni owo! Szlachta mnie obaczy3a i gwa3tem tu wiedzie, A Waszea za stó3 sadzasz - dziekuje, s1siedzie”. To wyrzek3szy, przewróci3 talerz dnem do góry Na znak, .e jeoea nie bedzie, i milcza3 ponury. „Panie Dobrzynski - rzek3 mu jenera3 D1browski - Ty. to jesteoe ów s3awny rebacz Kooeciuszkowski, Ów Maciej, zwany Rózga! Znam ciebie ze s3awy. I prosze, takioe dot1d czerstwy, taki .wawy! Ile. to lat mine3o! Patrz, jam sie podstarza3, Patrz, i Kniaziewiczowi ju. sie w3os poszarza3, A ty jeszcze z m3odszymi móg3byoe pójoea w zapasy, I Rózga twoja kwitnie pono jak przed czasy; S3ysza3em, .eoe niedawno Moskalów oawiczy3. Lecz gdzie s1 bracia twoi? Niezmiernie bym .yczy3 Widziea te Scyzoryki i te wasze Brzytwy, Ostatnie egzemplarze starodawnej Litwy”. „Jenerale - rzek3 Sedzia - po owem zwyciestwie Prawie wszyscy Dobrzynscy schronili sie w Ksiestwie; Zapewne do którego weszli legijonu!” „W istocie - odpowiedzia3 m3ody szef szwadronu - Mam w drugiej kompaniji w1sate straszyd3o, Wachmistrza Dobrzynskiego, co sie zwie Kropid3o, A Mazury zowi1 go litewskim niedYwiedziem. Jeoeli Jenera3 ka.e, to go tu przywiedziem”. „Jest - rzek3 porucznik - kilku innych rodem z Litwy, Jeden .o3nierz znajomy pod imieniem Brzytwy I drugi, co z tromblonem jeYdzi na flankiery; S1 tak.e w pu3ku strzelców dwa grenadyjery Dobrzynscy”. „Ale, ale, o ich naczelniku - Rzek3 Jenera3 - chce wiedziea, o tym Scyzoryku, O którym mnie Pan Wojski tyle prawi3 cudów, Jakby o jednym z owych dawnych wielkoludów”. „Scyzoryk - rzecze Wojski - choa nie egzulowa3, Ale boj1c sie oeledztwa, przed Moskw1 sie schowa3; Ca31 zime nieborak tu3a3 sie po lasach, Teraz dopiero wyszed3; w tych wojennych czasach Móg3by sie na co przydaa, jest rycerskim cz3ekiem, Szkoda tylko, .e troche przycioeniony wiekiem. Lecz owó. on!...” Tu Wojski palcem wskaza3 w sieni, Gdzie czeladY i wieoeniacy stali nat3oczeni, A nad wszystkich g3owami 3ysina b3yszcz1ca Ukaza3a sie nagle jak pe3nia miesi1ca, Trzykroa wesz3a i trzykroa znik3a w g3ów ob3oku; Klucznik id1c k3ania3 sie, a. doby3 sie z t3oku I rzek3 : „Jaoenie Wielmo.ny Koronny Hetmanie Czy Jenerale, mniejsza o tytu3owanie, Jam jest Rebaj3o, staje na twe zawo3anie Z tym moim Scyzorykiem, który nie z oprawy Ani z napisów, ale z hartu naby3 s3awy, —e nawet o nim Jaoenie Wielmo.ny Pan wiedzia3. Gdyby on gadaa umia3, mo.e by powiedzia3 Cokolwiek na pochwa3e i tej starej reki, Która s3u.y3a d3ugo, wiernie, Bogu dzieki, OjczyYnie tudzie. panów Horeszków rodzinie, Czego pamiea dotychczas miedzy ludYmi s3ynie. Mopanku! rzadko który pisarz prowentowy Tak zrecznie temperuje pióra, jak on g3owy. D3ugo liczya! A nosów i uszu bez liku! A nie ma .adnej szczerby na tym Scyzoryku I .aden go nie splami3 zbojecki uczynek, Tylko otwarta wojna albo pojedynek. Raz tylko! Panie, daj mu wieczny odpoczynek, Bezbronnego cz3owieka, niestety, sprz1tniono! A i to, Bóg mi oewiadkiem, pro publico bono”. „Poka. no - rzek3 oemiej1c sie jenera3 D1browski - A to piekny scyzoryk, istny miecz katowski!” I z zadziwieniem wielki rapier opatrywa3, I innym oficerom w kolej pokazywa3; Probowali go wszyscy, ale ledwie który Z oficerów móg3 podnieoea ten rapier do góry. Mówiono, .e Dembinski, s3awny reki si31, PodYwign13by szablice, lecz go tam nie by3o. Z obecnych zaoe tylko szef szwadronu, Dwernicki, I dowódca plutonu, porucznik Ró.ycki, Potrafili obracaa tym .elaznym dr1giem; I tak rapier na probe szed3 z r1k do r1k ci1giem. Lecz jenera3 Kniaziewicz, wzrostem najs3uszniejszy, Pokaza3o sie, i. by3 w reku najsilniejszy. Uj1wszy rapier, lekko jakby szpade dYwign13 I nad g3owami gooeci b3yskawic1 mign13, Przypominaj1c polskie fechtarskie wykrety: K r z y . o w 1 s z t u k e, m 3 y n c a, c i o s k r z y w y, r a z c i e t y, C i o s k r a d z i o n y i t e m p y k o n t r p u n k t ó w, t e r c e t ó w, Które te. umia3, bo by3 ze Szko3y Kadetów. Gdy oemiej1c sie fechtowa3, Rebaj3o ju. klecza3, Obj13 go za kolana i ze 3zami jecza3 Za ka.dym zwrotem miecza: „Pieknie! Jenerale, Czyoe by3 konfederatem? Pieknie, doskonale! To sztych Pu3awskich! Tak sie Dzier.anowski sk3ada3! To sztych Sawy! Któ. Panu tak reke uk3ada3? Chyba Maciej Dobrzynski! A to, Jenerale, Mój wynalazek, dalbóg mój, ja sie nie chwale, To ciecie znane tylko w Rebaj3ów zaoecianku, Od mojego imienia zwane c i o s m o p a n k u. Któ. to Pana nauczy3? To jest moje ciecie, Moje!” Wsta3, Jenera3a porwawszy w objecie. „Teraz umre spokojnie! Jest przecie na oewiecie Cz3owiek, który przytuli moje drogie dziecie; Bo wszak nad tem od dawna dzien i noc boleje, Czy po oemierci ten rapier mój nie zerdzewieje! Otó. nie zerdzewieje! Mój Jaoenie Wielmo.ny Jenerale, wybacz mi, porzuacie te ro.ny, Niemieckie szpadki, to wstyd szlacheckiemu dziecku Nosia ten kijek; weYmij szable po szlachecku! Oto ten mój Scyzoryk u nóg Twoich sk3adam, To jest, co najdro.szego na oewiecie posiadam. Nie mia3em nigdy .ony, nie mia3em dzieciecia, On by3 .on1 i dzieckiem; z mojego objecia Nigdy on nie wychodzi3; od rana do mroku Pieoeci3em go, on w nocy sypia3 przy mym boku! A kiedym sie zestarza3, nad 3ó.kiem na oecianie Wisia3, jako nad —ydem Bo.e przykazanie! Myoeli3em zakopaa go razem z rek1 w grobie, Lecz znalaz3em dziedzica! - Niechaj s3u.y Tobie!” Jenera3 wpó3 oemiej1c sie, a na wpó3 wzruszony: „Kolego - rzek3 - je.eli ust1pisz mnie .ony I dziecka, to zostaniesz przez reszte .ywota Bardzo samotny, stary, wdowiec i sierota! Powiedz, czem ci ten drogi dar mam wynagrodzia I czem twoje sieroctwo i wdowstwo os3odzia?” „Czy ja Cybulski? - rzecze na to Klucznik z .alem - Co .one przegra3, graj1c w mariasza z Moskalem, Jak o tem pieoen powiada? - Ja mam dosya na tem, —e mój Scyzoryk jeszcze zab3yoenie przed oewiatem W takim reku! - Niech tylko Jenera3 pamieta, Aby tasiemka by3a d3uga, rozci1gnieta, Bo to d3ugie; a zawsze od lewego ucha Ci1a obur1cz, to przetniesz od g3owy do brzucha”. Jenera3 wzi13 Scyzoryk, lecz .e bardzo d3ugi, Nie móg3 nosia, w furgonie schowa3y go s3ugi. Co sie z nim sta3o, ró.nie powiadaj1 o tem, Lecz nikt pewnie nie wiedzia3 ni wtenczas, ni potem. D1browski rzek3 do Maaka: „A ty co, Kolego? Zdaje sie, .eoe ty nierad z przybycia naszego? Milczysz kwaoeny? I jak.e, serce ci nie skacze, Gdy widzisz or3y z3ote, srebrne? gdy trebacze Pobudke Kooeciuszkowsk1 tr1bi1 ci nad uchem? Maaku, myoeli3em, .e ty wiekszym jesteoe zuchem; Jeoeli szabli nie weYmiesz i na kon nie siedziesz, Przynajmniej z kolegami weso3o pia bedziesz Zdrowie Napoleona i Polski nadzieje!” „Ha! - rzek3 Maciej - s3ysza3em, widze, co sie dzieje! Ale, Panie, dwóch or3ów razem sie nie gnieYdzi! Laska panska, Hetmanie, na pstrym koniu jeYdzi3 Cesarz wielki bohater! gadaa o tem wiele! Pamietam, .e Pu3awscy, moi przyjaciele, Mawiali, pogl1daj1c na Dymuryjera, —e dla Polski polskiego trzeba bohatera, Nie Francuza, ani te. W3ocha, ale Piasta, Jana albo Józefa, lub Maaka - i basta. Wojsko! Mówi1, .e polskie! Lecz te fizyliery, Sapery, grenadiery i kanonijery! Wiecej s3ychaa niemieckich tytu3ów w tym t3umie Ni.eli narodowych! Kto to ju. zrozumie! A musz1 te. bya z wami Turki czy Tartary, Czy syzmatyki, co ni Boga, ani wiary! Sam widzia3em: kobiety w wioskach napastuj1, Przechodniów odzieraj1, kooecio3y rabuj1! Cesarz idzie do Moskwy! daleka to droga, Jeoeli Cesarz Jegomooea wybra3 sie bez Boga! S3ysza3em, .e ju. podpad3 pod kl1twy biskupie; Wszystko to jest...” Tu Maciej chleb umoczy3 w supie I jedz1c nie dokonczy3 ostatniego s3owa. Nie w smak Podkomorzemu posz3a Maaka mowa. M3odzie. zacze3a szemraa; Sedzia przerwa3 swary, G3osz1c przybycie trzeciej narzeczonej pary. By3 to Rejent; sam siebie Rejentem og3osi3; Nikt go nie pozna3; dot1d polskie suknie nosi3, Lecz teraz Telimena, przysz3a .ona, zmusza Warunkiem intercyzy wyrzec sie kontusza; Wiec sie Rejent rad nierad po francusku przebra3. Widno, .e mu frak duszy po3owe odebra3. St1pa, jakby kij po3kn13, prosto, nieruchawo, Jak .óraw; nie oemie spójrzea ni w lewo, ni w prawo; Mina gesta, lecz z miny widaa, .e jest w mece, Nie wie, jak sie pok3onia, gdzie ma podziaa rece, On, co tak gesty lubi3! rece za pas sadzi3 - Nie masz pasa - tylko sie po .o31dku g3adzi3; Postrzeg3 omy3ke; bardzo zmiesza3 sie, spiek3 raka I rece obie schowa3 w jedn1 kieszen fraka. Idzie jakby przez rózgi oeród szeptów i drwinek, Wstydz1c sie za frak, jakby za niecny uczynek; A. spotka3 oczy Maaka i zadr.a3 z bojaYni. Maciej dot1d z Rejentem .y3 w wielkiej przyjaYni. Teraz wzrok nan obróci3 tak ostry i dziki, —e Rejent zbladn13, zacz13 zapinaa guziki, Myoel1c, .e Maciej wzrokiem suknie z niego z3upi; Dobrzynski tylko dwakroa wyrzek3 g3ooeno: „G3upi!” - I tak strasznie zgorszy3 sie z Rejenta przebrania, —e zaraz wsta3 od sto3u i bez po.egnania Wymkn1wszy sie, wsiad3 na kon, wróci3 do zaoecianka. A tymczasem Rejenta nadobna kochanka, Telimena, roztacza blaski swej urody I ubior od stóp do g3ów co najoewie.szej mody. Jak1 mia3a sukienke, jaki strój na g3owie, Daremnie pisaa, pióro tego nie wypowie, Chyba pedzel by skreoeli3 te tiule, ptyfenie, Blondyny, kaszemiry, per3y i kamienie, I oblicze ró.ane, i .ywe wejrzenie. Pozna3 j1 zaraz Hrabia, z zadziwienia blady, Wsta3 od sto3u i szuka3 ko3o siebie szpady: „I ty.eoe to! - zawo3a3 - czy mnie oczy 3udz1? Ty? w obecnooeci mojej? oeciskasz reke cudz1? O, niewierna istoto, o, duszo zmiennicza! I nie skryjesz ze wstydu pod ziemie oblicza? Takeoe twojej tak oewie.ej niepomna przysiegi? O 3atwowierny! Po có. nosi3em te wstegi! Lecz biada rywalowi, co mie tak zniewa.a! Po moim chyba trupie pójdzie do o3tarza!” Gooecie powstali, Rejent okropnie sie zmiesza3, Podkomorzy rywalów zagodzia pooepiesza3; Lecz Telimena wzi1wszy Hrabiego na strone: „Jeszcze - szepne3a - Rejent nie wzi13 mie za .one; Je.eli Pan przeszkadzasz, odpowiedz.e na to, A odpowiedz mi zaraz, krótko, wez3owato: Czy mnie kochasz, czyoe dot1d serca nie odmieni3, Czyoe gotów, .ebyoe ze mn1 zaraz sie o.eni3? Zaraz, dzioe? - Jeoeli zechcesz, odst1pie Rejenta”. Hrabia rzek3: „O, kobieto, dla mnie niepojeta! Dawniej w uczuciach twoich by3aoe poetyczn1, A teraz mi sie zdajesz ca3kiem prozaiczn1; Có. s1 wasze ma3.enstwa, jeoeli nie 3ancuchy, Które zwi1zuj1 tylko rece, a nie duchy? Wierzaj, s1 ooewiadczenia, nawet bez wyznania, S1 obowi1zki nawet bez obowi1zania! Dwa serca, pa3aj1ce na dwóch koncach ziemi, Rozmawiaj1 jak gwiazdy promienmi dr.1cemi: Kto wie! mo.e dlatego ziemia tak do s3onca D1.y i tak jest zawsze mi31 dla miesi1ca, —e wiecznie patrz1 na sie i najkrótsz1 drog1 Bieg1 do siebie - ale zbli.ya sie nie mog1!” „Dooea ju. tego - przerwa3a - nie jestem planet1 Z 3aski Bo.ej! Dooea, Hrabio, ja jestem kobiet1; Ju. wiem reszte, przestan mi pleoea ni to, ni owo. Teraz ostrzegam: jeoeli pioeniesz jedno s3owo, A.eby oelub mój zerwaa, to jak Bóg na niebie, —e z temi paznokciami przyskocze do ciebie I...” „Nie bede - rzek3 Hrabia - szczeoecia Pani k3óci3!” I oczy pe3ne smutku i wzgardy odwróci3, I a.eby ukaraa niewiern1 kochanke, Za przedmiot sta3ych ogniów wzi13 Podkomorzanke. Wojski pragn13 m3odzienców poró.nionych zgodzia Przyk3adami m1dremi, wiec zacz13 wywodzia Historyje o dziku nalibockich lasów I o k3ótni Rejtana z ksi1.eciem Denassów, Ale gooecie tymczasem skonczyli jeoea lody I z zamku na dziedziniec wyszli dla och3ody. Tam w3ooea ju. konczy uczte, kr1.1 miodu dzbany, Muzyka ju. sie stroi i wzywa na tany; Szukaj1 Tadeusza, który sta3 na stronie I cooe pilnego szepta3 swojej przysz3ej .onie. „Zofijo! musze ciebie w bardzo wa.nej rzeczy Radzia sie; ju. pyta3em stryja, on nie przeczy. Wiesz, i. znaczna czeoea wiosek, które mam posiadaa, Wedle prawa na ciebie powinna by spadaa. A ch3opi nie s1 moi, lecz twoi poddani, Nie oemia3bym ich urz1dzia bez woli ich pani. Teraz, kiedy ju. mamy Ojczyzne kochan1, Czyli. wieoeniacy zyszcz1 z t1 szczeoeliw1 zmian1 Tyle tylko, .e pana innego dostan1? Prawda, .e byli dot1d rz1dzeni 3askawie, Lecz po mej oemierci Bóg wie komu ich zostawie; Jestem .o3nierz, jesteoemy oemiertelni oboje, Jestem cz3owiek, sam w3asnych kaprysów sie boje; Bezpieczniej zrobie, kiedy w3adzy sie wyrzeke I oddam los w3ooecianów pod prawa opieke. Sami wolni, uczynmy i w3ooecian wolnemi, Oddajmy im w dziedzictwo posiadanie ziemi, Na której sie zrodzili, któr1 krwaw1 prac1 Zdobyli, z której wszystkich .ywi1 i bogac1. Lecz musze ciebie ostrzec, .e tych ziem nadanie Zmniejszy nasz dochod; w miernym musimy .ya stanie. Ja przywyk3em do .ycia oszczednego z m3odu; Lecz ty, Zofijo, jesteoe z wysokiego rodu, W stolicy przepedzi3aoe twoje m3ode lata; Czy. zgodzisz sie .ya na wsi? z daleka od oewiata! Jak ziemianka!” A na to Zosia rzek3a skromnie: „Jestem kobiet1, rz1dy nie nale.1 do mnie. Wszak.e Pan bedziesz me.em; ja do rady m3oda. Co Pan urz1dzisz, na to ca3ym sercem zgoda! Jeoeli w3ooea uwalniaj1c, zostaniesz ubo.szy, To, Tadeuszu, bedziesz sercu memu dro.szy. O moim rodzie ma3o wiem i nie dbam o to; Tyle pomne, .e by3am ubog1, sierot1, —e od Sopliców by3am za córke przybrana, W ich domu hodowana i za m1. wydana. Wsi nie lekam sie; jeoeli w wielkim mieoecie .y3am, To dawno; zapomnia3am, wieoe zawsze lubi3am; I wierz mi, .e mnie moje kogutki i kurki Wiecej bawi3y ni.li owe Peterburki; Jeoeli czasem teskni3am do zabaw, do ludzi, To z dziecinstwa; wiem teraz, .e mnie miasto nudzi; Przekona3am sie zim1 po krótkim pobycie W Wilnie, .e ja na wiejskie urodzona .ycie; Pooeród zabaw teskni3am znów do Soplicowa. Pracy te. nie lekam sie, bom m3oda i zdrowa, Umiem chodzia oko3o domu, nosia klucze; Gospodarstwa, obaczysz, jak ja sie wyucze!” Gdy Zosia domawia3a ostatnie wyrazy, Podszed3 ku niej zdziwiony i kwaoeny Gerwazy: „Ju. wiem! - rzek3. - Sedzia mówi3 ju. o tej wolnooeci! Lecz nie pojmuje, co to oeci1ga sie do w3ooeci! Boje sie, .eby to cooe nie by3o z niemiecka! Wszak wolnooea nie jest ch3opska rzecz, ale szlachecka! Prawda, .e sie wywodzim wszyscy od Adama, Alem s3ysza3, .e ch3opi pochodz1 od Chama, —ydowie od Jafeta, my szlachta od Sema, A wiec panujem jako starsi nad obiema. Ju.ci pleban inaczej uczy na ambonie... Powiada, .e to by3o tak w Starym Zakonie, Ale skoro Chrystus Pan, choa z krolów pochodzi3, Miedzy —ydami w ch3opskiej stajni sie urodzi3, Odt1d wiec wszystkie stany porówna3 i zgodzi3. Niech i tak bedzie, kiedy inaczej nie mo.na! Zw3aszcza .e, jako s3ysze, i Jaoenie Wielmo.na Pani moja, Zofija, na wszystko sie zgadza; Jej rozkazaa, mnie s3uchaa; ju.ci przy niej w3adza. Tylko ostrzegam, byoemy wolnooeci nie dali Pustej i s3ownej tylko, jako za Moskali, Kiedy pan Karp nieboszczyk w3ooecian wyswobodzi3, A Moskal ich podatkiem potrójnym og3odzi3. Radze wiec, aby ch3opów starym obyczajem Uszlachcia i og3osia, .e im herb nasz dajem, Pani udzieli jednym wioskom Pó3kozica, Drugim niech sw1 Leliwe nada Pan Soplica. Natenczas i Rebaj3o uzna ch3opa rownym, Gdy go ujrzy szlachcicem wielmo.nym, herbownym, Sejm potwierdzi. A niech sie m1. Pani nie trwo.y, I. oddanie ziem Panstwo tak bardzo zubo.y; Nie da Bóg, abym r1czki córy dygnitarskiej Widzia3 umozolone w pracy gospodarskiej. Jest na to sposób. - W zamku wiem ja pewn1 skrzynie, W której jest Horeszkowskie sto3owe naczynie, Przytem ró.ne sygnety, kanaki, manele, Kity bogate, rzedy, cudne karabele, Skarbczyk Stolnika, w ziemi skryty od grabie.y; Pani Zofiji jako dziedziczce nale.y; Pilnowa3em go w zamku jako oka w g3owie Od Moskalów i od was, Panstwo Soplicowie. Mam tak.e spory worek mych w3asnych talarów, Uzbieranych z wys3ugi tudzie. z panskich darów. Myoeli3em, gdy nam zamek wróconym zostanie, Obrócia grosz na murów wyreperowanie; Nowemu gospodarstwu dzioe zda sie w potrzebie; A wiec, Panie Soplico, wnosze sie do ciebie, Bede .y3 u mej Pani na 3askawym chlebie I ko3ysz1c Horeszków pokolenie trzecie, Wprawiaa do Scyzoryka Pani mojej dziecie, Jeoeli syn - a syn bedzie, bo wojny nadchodz1, A w czasie wojny zaw.dy synowie sie rodz1”. Ledwie ostatnie s3owa domówi3 Gerwazy, Gdy powa.nemi kroki przyst1pi3 Protazy, Sk3oni3 sie i wydoby3 z zanadrza kontusza Panegiryk ogromny w pó3trzecia arkusza. Skomponowa3 go rymem podoficer m3ody, Który niegdyoe w stolicy s3awne pisa3 ody, Potem wdzia3 mundur, lecz i w wojsku beletrysta, Wiersze rabia3. - Ju. WoYny przeczyta3 ich trzysta, A. gdy przyszed3 do miejsca: „O ty, której wdzieki Budz1 bolesn1 radooea i rozkoszne meki! Która na szyk Bellony gdy zwrócisz twarz piekn1, Z3ami1 sie wnet oszczepy i tarcze rozpekn1, Zwalcz dzioe Marsa Hymenem; srogiej niezgod hydrze Niech d3on twoja sycz1ce z czo3a zmije wydrze!” - Tadeusz i Zofija ustawnie klaskali, Niby chwal1c, w istocie nie chc1c s3uchaa daléj. Ju. z rozkazu Sedziego pleban sta3 na stole I og3asza3 w3ooecianom Tadeusza wole. Zaledwie us3yszeli nowine poddani, Skoczyli do panicza, padli do nóg pani, „Zdrowie Panstwu naszemu!” - ze 3zami krzykneli; Tadeusz krzykn13: „Zdrowie Spó3obywateli, Wolnych, równych, Polaków!” „Wnosze Ludu zdrowie!” - Rzek3 D1browski; lud krzykn13: „Niech .yj1 Wodzowie, Wiwat Wojsko!” „Wiwat Lud, wiwat wszystkie Stany!” Tysi1cem g3osów zdrowia grzmia3y na przemiany. Tylko Buchman radooeci podzielaa nie raczy3, Pochwala3 projekt, lecz go rad by przeinaczy3, A naprzód komisyj1 legaln1 wyznaczy3, Która by... Krótkooea czasu by3a na zawadzie, —e nie sta3o sie zadooea Buchmanowej radzie. Bo na dziedzincu zamku ju. stali parami Oficery z damami, wiara z wieoeniaczkami: „Poloneza!” - krzykneli wszyscy w jedno s3owo. Oficerowie wiod1 muzyke wojskow1; Ale pan Sedzia w ucho rzek3 do Jenera3a: „Ka. Pan, .eby sie jeszcze kapela wstrzyma3a; Wiesz, .e dzisiaj synowca mego zareczyny, A dawnym obyczajem jest naszej rodziny Zareczaa sie i .enia przy wiejskiej muzyce. Patrz, stoi cymbalista, skrzypak i kozice; Poczciwi muzykanci - ju. sie skrzypak z.yma, A kobeYnik k3ania sie i .ebrze oczyma; Je.eli ich odprawie, biedni bed1 p3akaa; Lud przy innej muzyce nie potrafi skakaa; Niechaj ci zaczn1, niech sie i lud podweseli, Potem bedziem wybornej twej s3uchaa kapeli”. Da3 znak. Skrzypak u sukni zakasa3 rekawek, OEcisn13 gryf krzepko, opar3 brode o podstawek I smyk jak konia w zawód puoeci3 po skrzypicy. Na to has3o stoj1cy obok kobeYnicy, Jak gdyby w skrzyd3a bij1c, czestym ramion ruchem Dm1 w miechy i oblicza wype3niaj1 duchem; Myoeli3byoe, .e ta para w powietrze uleci, Podobna do pyzatych Boreasza dzieci. Brak3o cymba3ów. By3o cymbalistów wielu, Ale .aden z nich nie oemia3 zagraa przy Jankielu (Jankiel przez ca31 zime nie wiedziea gdzie bawi3, Teraz sie nagle z g3ównym sztabem wojska zjawi3). Wiedz1 wszyscy, .e mu nikt na tym instrumencie Nie wyrówna w bieg3ooeci, w guoecie i w talencie. Prosz1, a.eby zagra3, podaj1 cymba3y; —yd wzbrania sie, powiada, .e rece zgrubia3y, Odwyk3 od grania, nie oemie i panów sie wstydzi; K3aniaj1c sie umyka; gdy to Zosia widzi, Podbiega i na bia3ej podaje mu d3oni Dr1.ki, któremi zwykle mistrz we stróny dzwoni; Drug1 r1czk1 po siwej brodzie starca g3aska I dygaj1c: „Jankielu - mówi - jeoeli 3aska, Wszak to me zareczyny, zagraj.e, Jankielu! Wszak nieraz przyrzeka3eoe graa na mym weselu!” Jankiel nieYmiernie Zosie lubi3; kiwn13 brod1 Na znak, .e nie odmawia; wiec go w oerodek wiod1, Podaj1 krzes3o, usiad3, cymba3y przynosz1, K3ad1 mu na kolanach. On patrzy z rozkosz1 I z dum1; jak weteran w s3u.be powo3any, Gdy wnuki cie.ki jego miecz ci1gn1 ze oeciany, Dziad oemieje sie, choa miecza dawno nie mia3 w d3oni, Lecz uczu3, .e d3on jeszcze nie zawiedzie broni. Tymczasem dwaj uczniowie przy cymba3ach klecz1, Stroj1 na nowo struny i probuj1c brzecz1; Jankiel z przymru.onemi na po3y oczyma Milczy i nieruchome dr1.ki w palcach trzyma. Spuoeci3 je, zrazu bij1c taktem tryumfalnym, Potem geoeciej siek3 stróny jak deszczem nawalnym; Dziwi1 sie wszyscy - lecz to by3a tylko proba, Bo wnet przerwa3 i w góre podnios3 dr1.ki oba. Znowu gra: ju. dr.1 dr1.ki tak lekkiemi ruchy, Jak gdyby zadzwoni3o w strone skrzyd3o muchy, Wydaj1c ciche, ledwie s3yszalne brzeczenia. Mistrz zawsze patrzy3 w niebo, czekaj1c natchnienia. Spójrza3 z góry, instrument dumnym okiem zmierzy3, Wznios3 rece, spuoeci3 razem, w dwa dr1.ki uderzy3: Zdumieli sie s3uchacze... Razem ze strón wiela Buchn13 dYwiek, jakby ca3a janczarska kapela Ozwa3a sie z dzwonkami, z zelami, z bebenki. Brzmi Polonez Trzeciego Maja! - Skoczne dYwieki Radooeci1 oddychaj1, radooeci1 s3uch poj1, Dziewki chc1 tanczya, ch3opcy w miejscu nie dostoj1 - Lecz starców myoeli z dYwiekiem w przesz3ooea sie unios3y, W owe lata szczeoeliwe, gdy senat i pos3y Po dniu Trzeciego Maja w ratuszowej sali Zgodzonego z narodem króla fetowali; Gdy przy tancu oepiewano: „Wiwat Król kochany! Wiwat Sejm, wiwat Naród, wiwat wszystkie Stany!” Mistrz coraz takty nagli i tony nate.a; A wtem puoeci3 fa3szywy akord jak syk we.a, Jak zgrzyt .elaza po szkle - przej13 wszystkich dreszczem I weso3ooea pomiesza3 przeczuciem z3owieszczem. Zasmuceni, strwo.eni, s3uchacze zw1tpili: Czy instrument niestrojny? czy sie muzyk myli? Nie zmyli3 sie mistrz taki! On umyoelnie tr1ca Wci1. te zdradzieck1 strone, melodyje zm1ca, Coraz g3ooeniej targaj1c akord rozd1sany, Przeciwko zgodzie tonów skonfederowany; A. Klucznik poj13 mistrza, zakry3 rek1 lica I krzykn13: „Znam! znam g3os ten! to jest T a r g o w i c a!” I wnet pek3a ze oewistem strona z3owró.1ca. Muzyk bie.y do prymów, urywa takt, zm1ca, Porzuca prymy, bie.y z dr1.kami do basów. S3ychaa tysi1ce coraz g3ooeniejszych ha3asów, Takt marszu, wojna, atak, szturm, s3ychaa wystrza3y, Jek dzieci, p3acze matek. - Tak mistrz doskona3y Wyda3 okropnooea szturmu, .e wieoeniaczki dr.a3y, Przypominaj1c sobie ze 3zami boleoeci R z e Y P r a g i, któr1 zna3y z pieoeni i z powieoeci, Rade, .e mistrz na koniec strónami wszystkiemi Zagrzmia3 i g3osy zdusi3, jakby wbi3 do ziemi. Ledwie s3uchacze mieli czas wyjoea z zadziwienia, Znowu muzyka inna - znów zrazu brzeczenia Lekkie i ciche, kilka cienkich strónek jeczy, Jak kilka much, gdy z siatki wyrw1 sie pajeczéj. Lecz strón coraz przybywa, ju. rozpierzch3e tony L1cz1 sie i akordów wi1.1 legijony, I ju. w takt postepuj1 zgodzonemi dYwieki, Tworz1c nute .a3osn1 tej s3awnej piosenki: O .o3nierzu tu3aczu, który borem, lasem Idzie, z biedy i z g3odu przymieraj1c czasem, Na koniec pada u nóg konika wiernego, A konik nog1 grzebie mogi3e dla niego. Piosenka stara, wojsku polskiemu tak mi3a! Poznali j1 .o3nierze, wiara sie skupi3a Wko3o mistrza; s3uchaj1, wspominaj1 sobie Ów czas okropny, kiedy na Ojczyzny grobie Zanucili te piosnke i poszli w kraj oewiata; Przywodz1 na myoel d3ugie swej wedrówki lata Po l1dach, morzach, piaskach gor1cych i mrozie, Pooerodku obcych ludów, gdzie czesto w obozie Cieszy3 ich i rozrzewnia3 ten oepiew narodowy. Tak rozmyoelaj1c, smutnie pochylili g3owy. Ale je wnet podnieoeli, bo mistrz tony wznosi, Nate.a, takty zmienia, cóoe innego g3osi. I znowu spójrza3 z góry, okiem struny zmierzy3, Z31czy3 rece, obur1cz w dwa dr1.ki uderzy3: Uderzenie tak sztuczne, tak by3o pote.ne, —e stróny zadzwoni3y jak tr1by mosie.ne I z tr1b znana piosenka ku niebu wione3a, Marsz tryumfalny: „Jeszcze Polska nie zgine3a!” „Marsz, D1browski, do Polski!” - I wszyscy klasneli, I wszyscy „Marsz D1browski” chorem okrzykneli! Muzyk, jakby sam swojej dziwi3 sie piosence, Upuoeci3 dr1.ki z palców, podnios3 w góre rece, Czapka lisia spad3a mu z g3owy na ramiona, Powiewa3a powa.nie broda podniesiona, Na jagodach mia3 kregi dziwnego rumienca, We wzroku, ducha pe3nym, b3yszcza3 .ar m3odzienca, A. gdy na D1browskiego starzec oczy zwróci3, Zakry3 rekami, spod r1k 3ez potok sie rzuci3: „Jenerale! - rzek3 - ciebie d3ugo Litwa nasza Czeka3a... d3ugo, jak my —ydzi Mesyjasza. Ciebie prorokowali dawno miedzy ludem OEpiewaki, ciebie niebo obwieoeci3o cudem. —yj i wojuj, o, ty nasz!...” Mówi1c, ci1gle szlocha3. —yd poczciwy Ojczyzne jako Polak kocha3! D1browski mu podawa3 reke i dziekowa3, On, czapke zdj1wszy, wodza reke uca3owa3. Poloneza czas zacz1a. - Podkomorzy rusza I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza, I w1sa podkrecaj1c, poda3 reke Zosi, I sk3oniwszy sie grzecznie, w pierwsz1 pare prosi. Za Podkomorzym szereg w pary sie gromadzi; Dano has3o, zaczeto taniec - on prowadzi. Nad muraw1 czerwone po3yskaj1 buty, Bije blask z karabeli, oewieci sie pas suty, A on st1pa powoli, niby od niechcenia; Ale z ka.dego kroku, z ka.dego ruszenia Mo.na tancerza czucia i myoeli wyczytaa: Oto stan13, jak gdyby chcia3 sw1 dame pytaa, Pochyla ku niej g3owe, chce szepn1a do ucha; Dama g3owe odwraca, wstydzi sie, nie s3ucha, On zdj13 konfederatke, k3ania sie pokornie, Dama raczy3a spójrzea, lecz milczy upornie; On krok zwalnia, oczyma jej spójrzenie oeledzi I zaoemia3 sie na koniec - rad z jej odpowiedzi, St1pa predzej, pogl1da na rywalów z góry I sw1 konfederatke z czaplinymi pióry To na czole zawiesza, to nad czo3em wstrz1sa, A. w3o.y3 j1 na bakier i podkreci3 w1sa. Idzie; wszyscy zazdroszcz1, bieg1 w jego oelady, On by rad ze sw1 dam1 wymkn1a sie z gromady; Czasem staje na miejscu, reke grzecznie wznosi I .eby mimo przeszli, pokornie ich prosi; Czasem zamyoela zrecznie na bok sie uchylia, Odmienia droge, rad by towarzyszów zmylia, Lecz go szybkimi kroki oecigaj1 natrety I zewsz1d obwijaj1 tanecznemi skrety; Wiec gniewa sie, prawice na rekojeoea sk3ada, Jakby rzek3: „Nie dbam o was, zazdrooenikom biada!” Zwraca sie z dum1 w czole i z wyzwaniem w oku Prosto w t3um; t3um tancerzy nie oemie dostaa w kroku; Ustepuj1 mu z drogi i - zmieniwszy szyki, Puszczaj1 sie znów za nim. Brzmi1 zewsz1d okrzyki: „Ach, to mo.e ostatni! patrzcie, patrzcie, m3odzi, Mo.e ostatni, co tak poloneza wodzi!” I sz3y pary po parach hucznie i weso3o, Rozkreca3o sie, znowu skreca3o sie ko3o, Jak w1. olbrzymi, w tysi1c 3ami1cy sie zwojów; Mieni sie cetkowata, ró.na barwa strojów Damskich, panskich, .o3nierskich, jak 3uska b3yszcz1ca, Wyz3ocona promienmi zachodniego s3onca I odbita o ciemne murawy wezg3owia. Wre taniec, brzmi muzyka, oklaski i zdrowia! Tylko kapral Dobrzynski Sak ani kapeli Nie s3ucha, ani tanczy, ani sie weseli. Rece w ty3 za3o.ywszy stoi z3y, ponury, Wspomina swe dawniejsze do Zosi konkury: Jak lubi3 dla niej nosia kwiaty, pleoea koszyczki, Wybieraa gniazda ptasie, robia zauszniczki. Niewdzieczna! chocia. tyle pieknych darów strwoni3, Choa przed nim ucieka3a, choa mu ojciec broni3, On jeszcze!... Ile razy na parkanie siada3, By j1 dójrzea przez okna! w konopie sie wkrada3, —eby patrzea, jak ona ple3a swe ogródki, Rwa3a ogórki albo karmi3a kogutki. Niewdzieczna! Spuoeci3 g3owe, i na koniec oewisn13 Mazurka, potem kaszkiet na uszy nacisn13 I szed3 w obóz, gdzie sta3a przy armatach warta; Tam dla rozerwania sie zacz13 graa w dru.barta Z wiarusami, kielichem os3adzaj1c .a3ooea. Taka by3a dla Zosi Dobrzynskiego sta3ooea. Zosia tanczy weso3o; lecz choa w pierwszej parze, Ledwie widna z daleka; na wielkim obszarze Zaros3ego dziedzinca, w zielonej sukience, Ustrojona w równianki i w kwieciste wience, OEród traw i kwiatów kr1.y niewidzialnym lotem, Rz1dz1c tancem, jak anio3 nocnych gwiazd obrotem: Zgadniesz, gdzie jest, bo ku niej obrócone oczy, Wyci1gniete ramiona, ku niej zgie3k sie t3oczy. Darmo sie Podkomorzy zostaa przy niej sili; Zazdrooenicy ju. z pierwszej pary go odbili; I szczeoeliwy D1browski nied3ugo sie cieszy3, Ust1pi3 j1 drugiemu, a ju. trzeci oepieszy3; I ten, zaraz odbity, odszed3 bez nadziei. A. Zosia, ju. strudzona, spotka3a z kolei Tadeusza, i dalszej lekaj1c sie zmiany, I chc1c przy nim pozostaa, zakonczy3a tany. Idzie do sto3u gooeciom nalewaa kielichy. S3once ju. gas3o, wieczór by3 ciep3y i cichy; Okr1g niebios gdzieniegdzie chmurkami zas3any, U góry b3ekitnawy, na zachód ró.any; Chmurki wró.1 pogode, lekkie i oewiec1ce, Tam jako trzody owiec na murawie oepi1ce, Ówdzie nieco drobniejsze, jak stada cyranek. Na zachód ob3ok na kszta3t r1bkowych firanek, Przejrzysty, sfa3dowany, po wierzchu per3owy, Po brzegach poz3acany, w g3ebi purpurowy, Jeszcze blaskiem zachodu tli3 sie i roz.arza3, A. powoli po.ó3knia3, zbladn13 i poszarza3; S3once spuoeci3o g3owe, ob3ok zasune3o I raz ciep3ym powiewem westchn1wszy - usne3o. A szlachta ci1gle pije i wiwaty wznosi: Napoleona, Wodzów, Tadeusza, Zosi, Wreszcie z kolei wszystkich trzech par zareczonych, Wszystkich gooeci obecnych, wszystkich zaproszonych, Wszystkich przyjació3, których kto .ywych spamieta I których zmar3ych pamiea pozosta3a oewieta! I ja tam z gooeami by3em, miód i wino pi3em, A com widzia3 i s3ysza3, w ksiegi umieoeci3em. KONIEC OBJAOENIENIA [W tytule:] OSTATNI ZAJAZD NA LITWIE Za czasów Rzeczypospolitej Polskiej egzekwowanie wyroków s1dowych by3o bardzo trudne w kraju, gdzie w3adza wykonawcza nie mia3a prawie .adnej policji pod swemi rozkazami, a obywatele mo.ni trzymali nadworne pó3ki, niektórzy nawet, jak ksi1.eta Radziwi33owie, kilkunastotysieczne wojska. —a3uj1cy wiec, uzyskawszy dekret, musia3 po egzekucj1 udawaa sie do stanu rycerskiego, to jest do szlachty, przy której by3a tak.e w3adza wykonawcza. Zbrojni krewni, przyjaciele i powietnicy ci1gneli z dekretem w reku i w towarzystwie woYnego zdobywali, czesto nie bez rozlewu krwi, dobra przys1dzone .a3uj1cemu, które woYny legalnie tradowa3 lub w posesje oddawa3. Taka egzekucja zbrojna dekretu nazywa3a sie zajazdem. W dawnych czasach, póki szanowano prawa, najmo.niejsi panowie nie oemieli sie opieraa wyrokom, rzadko zdarza3y sie zbrojne napaoeci, a gwa3t prawie nigdy nie uszed3 bezkarnie. Wiadomy z dziejów smutny koniec ksiecia Wasila Sanguszki i Stadnickiego, zwanego Diab 3em. Zepsucie publicznych obyczajów Rzeczypospolitej namno.y3o zajazdów, które ci1gle miesza 3y spokojnooea Litwy. Ks. I w. 5-6: Panno OEwieta, co jasnej bronisz Czestochowy I w Ostrej oewiecisz Bramie!... Wszyscy w Polszcze wiedz1 o obrazie cudownym N.P. na Jasnej Górze w Czestochowie. W Litwie s3yn1 cudami obrazy N.P. Ostrobramskiej w Wilnie, Zamkowej w Nowogródku, tudzie . —yrowickiej i Borunskiej. Ks. I w.148-9: ... ale nie myoel wcale, Aby w domu Sedziego s3u.ono niedbale. Rz1d rosyjski nigdy w krajach zdobytych nie obala od razu praw i instytucji cywilnych, ale je powoli ukazami podkopuje i roztacza. W Ma3orosji na przyk3ad utrzymano a. do ostatnich czasów Statut Litewski, ukazami odmieniony. Litwie zostawiono ca3e dawne urz1dzenie s1dów cywilnych i kryminalnych. Obierani wiec s1 po dawnemu sedziowie ziemscy i grodzcy w powiatach i sedziowie g3ówni w guberniach. Ale .e apelacja idzie do Petersburga, do mnogich ró.nego stopnia instancji, przy s1dach wiec miejscowych ledwie pozosta3 cien dawnej powagi tradycyjnej. Ks. I w. 150 ...nim sie Pan Wojski ubierze. Wojski (tribunus) bywa3 niegdyoe z urzedu opiekunem .on i dzieci szlachty w czasie pospolitego ruszenia. Od dawnego czasu urz1d ten, bez obowi1zków, sta3 sie tytularnym. W Litwie jest zwyczajem, i. osobom powa.nym nadaje sie przez grzecznooea jakikolwiek tytu3 dawny, który u.ywaniem uprawnia sie. Mianuj1, na przyk3ad, s1siedzi przyjaciela swego OboYnym, Stolnikiem lub Podczaszym, zrazu w rozmowie tylko i w korespondencji, a nastepnie nawet w aktach urzedowych. Rz1d rosyjski zabrania3 podobnych tytu3ów i pragn13by je oemiesznooeci1 okrya, a wprowadzia na ich miejsce tytu3owanie pod3ug rang swojej hierarchii, do której Litwini dot1d wielki wstret maj1. Ks. I w.178: Podkomorzy ju. zjecha3 z .on1 i córkami. Podkomorzy, niegdyoe urzednik znakomity i powa.ny, Princeps Nobilitatis, za rz1du rosyjskiego sta3 sie tylko tytularnym. S1dzi3 jeszcze niekiedy sprawy graniczne, ale na koniec i te czeoea jurysdykcji utraci3. Teraz zastepuje czasem marsza3ka i mianuje komorników, czyli mierniczych powiatowych. Ks. I w. 248: Wojski z woYnym Protazym ze oewiecami w sieni... WoYny albo jenera3, wybrany uchwa31 trybunalsk1 lub s1dow1 ze szlachty osiad3ej, roznosi3 pozwy, og3asza3 intromisje, robi3 wizje, przywo3ywa3 aktoraty etc. Pospolicie drobna szlachta urz1d ten sprawowa3a. Ks. I w. 439: Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem... Raróg, ptak z gatunku jastrzebia. Wiadomo, .e za jastrzebiami drobne ptastwo, szczególnie jasku3ki, t3umnie upedzaj1 sie. St1d przys3owie: Lataa jak za rarogiem. Ks. I w. 525: —e Bonapart czarowa3... Mnóstwo kr1.y powieoeci miedzy prostym ludem rosyjskim o czarach Bonapartego i Suwarowa. Ks. I w. 576: Asesora z Rejentem wzmog3a sie uparta Asesorowie sk3adaj1 policj1 ziemsk1 powiatu. Wedle ukazów czasem bywaj1 obierani przez obywateli, czasem naznaczeni od rz1du; ci ostatni zowi1 sie koronni. Sedziowie apelacyjni zowi1 sie tak.e asesorami, ale tu nie o nich mowa. Rejenci aktowi zarz1dzaj1 kancelari1, dekretowi pisz1 wyroki, wszyscy zaoe mianowani z reki pisarzów s1dowych. Ks. I w. 790: Co by rzek3 wojewoda Niesio3owski stary, Józef hrabia Niesio3owski, ostatni wojewoda nowogrodzki by3 prezesem rz1du rewolucyjnego w czasie powstania Jasinskiego. Ks. I w. 796: Bia3opiotrowiczowi samemu odmówi3!... Jerzy Bia3opiotrowicz, ostatni Pisarz W. Ks. Litewskiego, czynnie nale.a3 do powstania Litwy pod Jasinskim. S1dzi3 wieYniów stanu w Wilnie. M1. dla cnot i patriotyzmu bardzo szanowany w Litwie. Ks. I w. 850: WoYny pas mu odwi1za3, pas s3ucki, pas lity. W S3ucku s3awna by3a fabryka z3otog3owu i pasów litych na ca31 Polske; udoskonalona staraniem Tyzenhauza. Ks. I w. 872: By3a to trybunalska wokanda... Wokanda - w1ska, pod3ugowata ksi1.eczka, na której spisywano nazwiska stron procesuj1cych wedle porz1dku aktoratów. Ka.dy adwokat i woYny musia3 miea takow1 wokande. Ks. I w. 923: Rzuci3 w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów... Jenera3 Kniaziewicz, wys3any przez armie w3osk1, z3o.y3 Dyrektoriatowi zdobyte chor1gwie. Ks. I w. 924: Jak Jab3onowski zabieg3, a. kedy pieprz rooenie. Ksi1.e Jab3onowski, dowodz1cy Legi1 Naddunajsk1, umar3 w Saint Domingo i ca3a prawie Legia tam zgine3a. W emigracji jest kilku weteranów pozosta3ych z owej nieszczesnej wyprawy, miedzy innymi jenera3 Ma3achowski. Ks. II w. 228: I w organ i w rozliczne instrumenty gra3a. W dawnych zamkach stawiano na chorach organ. Ks. II w. 282: I czarn1 mu polewke do sto3u podano. Czarna polewka, podana u sto3u paniczowi staraj1cemu sie o reke panny, oznacza3a rekuze. Ks. II w. 501: Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku. Wiciny s1 to wielkie statki na Niemnie, któremi Litwini prowadz1 handel z Prusami, sp3awiaj 1c zbo.a i bior1c w zamian za nie towary kolonialne. Ks. II w. 822: Ksi1.e Dominik, kiedym z nim razem polowa3. Ks. Dominik Radziwi33, wielki mi3ooenik polowania, emigrowa3 do Ksiestwa Warszawskiego i wystawi3 w3asnym kosztem pu3k jazdy, którym dowodzi3. Umar3 we Francji. Na nim zgas3a linia meska ksi1.1t na O3yce i Nieoewie.u, najwiekszych panów w Polszcze i zapewne w Europie. Ks. II w. 823 -824: ...z jenera3em Mejenem... Mejen odznaczy3 sie w wojnie narodowej za Kooeciuszki. Dot1d pokazuj1 pod Wilnem okopy Mejenowskie. Ks. III w. 264-265: Panienki za wysmuk3ym goni1 borowikiem, Którego pieoen nazywa grzybów pó3kownikiem. Znajoma w Litwie pieoen gminna o grzybach wychodz1cych na wojne pod wodz1 borowika. W tej pieoeni opisane s1 w3asnooeci grzybów jadalnych. Ks. III w. 620: Nasz malarz Or3owski. Znany malarz rodzajowy; na kilka lat przed oemierci1 malowaa zacz13 pejza.e. Umar3 niedawno w Petersburgu. Ks. III w. 750-751: Dwie pjawki... Pies zowie sie Sprawnikiem, a suka Strapczyn1. Rodzaj psów angielskich, ma3ych i silnych, zwanych „pijawkami”, s3u.y do 3owów na wielkiego zwierza, szczególniej niedYwiedzia. Sprawnik, czyli kapitan sprawnik, naczelnik policji ziemskiej. - Strapczy, rodzaj prokurora rz1dowego. Urzednicy ci, maj1c czesto sposobnooea nadu.ywania w3adzy, w wielkim s1 obrzydzeniu u obywateli. Ks. IV w. 9: Uko3ysany, marzy3 o wilku .elaznym. Pod3ug tradycji, wielki ksi1.e Gedymin mia3 sen na Górze Ponarskiej o wilku .elaznym i za rad1 wajdeloty Lizdejki za3o.y3 miasto Wilno. Ks. IV w. 20: Ostatni król, co nosi3 ko3pak Witoldowy. Zygmunt August by3 podniesiony staro.ytnym obyczajem na stolice Wielkiego Ksiestwa Litewskiego, przypasa3 miecz i koronowa3 sie ko3pakiem. Lubi3 bardzo myoeliwstwo. Ks. IV w. 27: Czy .yje wielki Baublis... W powiecie rosienskim, w majetnooeci Paszkiewicza Pisarza ziemskiego, rós3 d1b znany pod imieniem Baublisa, niegdyoe w czasach poganskich czczony jak oewietooea. We wnetrzu tego wygni3ego olbrzyma Paszkiewicz za3o.y3 gabinet staro.ytnooeci litewskich. Ks. IV w. 30: Czy kwitnie gaj Mendoga pod famym kooecio3em? Niedaleko fary nowogrodzkiej ros3y staro.ytne lipy, których wiele wycieto oko3o roku 1812. Ks. IV w. 40-41: Wszak ów d1b gadu3a Kozackiemu wieszczowi tyle cudów oepiewa! Ob. poema Goszczynskiego Zamek Kaniowski. Ks. IV w. 248:Ko3omyjek z Halicza... Ko3omyjki - piosenki ruskie w rodzaju mazurów polskich. Ks. IV w. 262-263: ...zna3 sie dobrze na handlu zbo.owym, Na wicinnym... Ob. przyp. do ks. II w. 501. Ks. IV w. 277 i 279: ...miejsce... Zwane pokuciem... Zaszczytne miejsce, gdzie dawniej stawiano bogów domowych, gdzie dot1d Rosjanie zawieszaj 1 obrazy. Tam wieoeniak litewski sadza gooecia, którego chce uczcia. Ks. IV w. 536-537: Orze3, gdy mu dziób stary tak sie w kab31k skrzywi, —e zamkniety na wieki ju. gard3a nie .ywi. Dzioby wielkich ptaków drapie.nych z wiekiem coraz bardziej zakrzywiaj1 sie i na koniec wierzchnie ostrze, zagi1wszy sie, dziób zamyka, i ptak z g3odu umieraa musi. To mniemanie gminne przyjeli niektórzy ornitologowie. Ks. IV w. 540-541: St1d to w miejscach dostepnych, kedy cz3owiek gooeci, Nie znajduj1 sie nigdy martwych zwierz1t kooeci. Rzeczywioecie, nie ma przyk3adu, aby znaleziono kiedy szkielet zdech3ego zwierza. Ks. IV w. 724: A co? fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna. Ptaszynki s1 to strzelby ma3ego kalibru, w które k3adzie sie drobna kula. Dobrzy strzelcy z takich fuzji ptaka w lot trafiaj1. Ks. IV w. 825: Zacze3o z3oto kapaa i b3yskaa na s3oncu. W butelkach wódki gdanskiej bywaj1 na dnie listki z3ota. Ks. IV w. 981-982: ... taki ziemi kawa3, Który by sie wo3ow1 skór1 nakrya dawa3. Królowa Dydo kaza3a porzn1a na pasy skóre wo3ow1 i tym sposobem zamkne3a w obrebie skóry obszerne pole, gdzie wystawi3a Kartagine. Wojski wyczyta3 opis tego zdarzenia nie w Eneidzie, ale zapewne w komentarzach scholiastów. Nb. Niektóre miejsca w pieoeni czwartej s1 pióra Stefana Witwickiego. Ks. V w. 330: Wyrwawszy sie Bóg wie sk1d, jak Filip z konopi. Raz na sejmie pose3 Filip ze wsi dziedzicznej Konopie, zabrawszy g3os, tak dalece odst1pi3 od materii, .e wzbudzi3 oemiech powszechny w Izbie. St1d uros3o przys3owie: Wyrwa3 sie jak Filip z konopi. Ks.VI w tytule: ZAOECIANEK Nazywaj1 w Litwie okolic1 lub zaoeciankiem osade szlacheck1, dla ró.nicy od w3aoeciwych wsi, czyli sio3, osad wiejskich. Ks. VI w. 169: On Horeszkom dziesi1ta woda na kisielu! Kisiel, potrawa litewska, rodzaj galarety, która sie robi z rozczynu owsianego; p3ócze sie wod1, a. póki nie oddziel1 sie wszystkie cz1stki m1czne. St1d przys3owie. Ks. VI w. 333: ...Wo3odkowicz, pan dumny, zuchwa3y. Po licznych burdach pochwycony w Minsku i za dekretem trybuna3u rozstrzelany. Ks. VI w. 381: Obwo3a3 pospolite ruszenie przez wici. Kiedy król mia3 zgromadzia pospolite ruszenie, rozkazywa3 zatykaa w ka.dej parafii dr1g wysoki z uwi1zan1 na wierzchu miet31, czyli wici1. I to sie nazywa3o: rozdaa wici. Ka.dy cz3owiek doros3y stanu rycerskiego obowi1zany by3 pod utrat1 szlachectwa stawia sie natychmiast pod chor1giew wojewódzk1. Ks. VI w. 416: Bra3a równie. przydomki, zwane imioniska. Imioniska s1 to w3aoeciwie sobrykety. Ks. VI w. 525: Bronia pana Pocieja... Aleksander hrabia Pociej, wróciwszy po wojnie do Litwy, wspiera3 rodaków udaj1cych sie za granice i znaczne sumy przes3a3 do kasy Legionów. Ks. VIII w. 77: Nieco wy.ej Dawida wóz, gotów do jazdy. Wóz Dawida, konstelacja zwana u astronomów: Ursa maior. Ks. VIII w. 97-98: Podobnie pleban mirski zawiesi3 w kooeciele Wykopane olbrzymów .ebra i piszczele. By3o zwyczajem zawieszaa przy kooecio3ach znajdywane zabytki kooeci kopalnych, które lud uwa.a za kooeci olbrzymów. Ks. VIII w.109: By3 to kometa pierwszej wielkooeci i mocy. Pamietny kometa roku 1811. Ks. VIII w. 145: Ksi1dz Poczobut, cz3ek s3awny, by3 obserwatorem. Ksi1dz Poczobut, eks-jezuita, s3awny astronom, wyda3 dzie3o o zodiaku w Denderah i obserwacjami swemi pomóg3 Lalandowi do obrachowania biegów ksie.yca. Ob. —ywot przez Jana OEniadeckiego. Ks. VIII w. 233: W oewicie Ksiecia by3 ksi1.e niemiecki Denassów. W3aoeciwie ksi1.e de Nassau-Siegen. S3awny podówczas wojownik i awanturnik. By3 admira 3em moskiewskim i pobi3 Turków na Lemanie, potem sam na g3owe pobity od Szwedów. Bawi3 czas jakioe w Polszcze, gdzie otrzyma3 indygenat. Pojedynek ksiecia de Nassau z tygrysem brzmia3 wówczas po wszystkich gazetach europejskich. Ks. IX w.165: „A czy Sedzia - rzeki Major - .ó3t1 ksiege czyta3?” „—ó3ta Ksiega”, od ok3adek tak nazwana, ksiega barbarzynska praw wojennych rosyjskich. Nieraz w czasie pokoju rz1d og3asza prowincje ca3e za bed1ce w stanie wojny i na mocy .ó3tej ksiegi oddaje dowódcy wojskowemu zupe3n1 w3adze nad maj1tkami i .yciem obywateli. Wiadomo, .e od roku 1821 a. do rewolucji Litwa ca3a podlega3a .ó3tej ksiedze, której egzekutorem by3 wielki ksi1.e carewicz. Ks. IX w. 456-457: Ci1gnie za sob1 d3ugie, s1.niowate drzewo, Uzbrojone w krzemienie i w guzy, i seki. Maczuga litewska robi sie tym sposobem: wypatruje sie m3ody d1b i nacina sie od do3u do góry siekier1 tak, a.eby kore i miazge rozerzn1wszy, drzewo z lekka porania. W te karby wtykaj1 sie ostre krzemienie, które z czasem wrastaj1 w drzewo i tworz1 guzy twarde. Maczugi stanowi3y za czasów poganskich g3ówn1 bron piechoty litewskiej; dot1d u.ywaj1 sie niekiedy i zowi1 sie nasiekami. Ks. IX w. 468-469: I jak jeden mieszczanin, zwany Czarnobacki, Zabi3 Dejowa i znios3 ca3y pu3k kozacki. Po powstaniu Jasinskiego, kiedy wojska litewskie ustepowa3y ku Warszawie, Moskale zbli .yli sie do opuszczonego Wilna. Jenera3 Dejów na czele sztabu wje.d.a3 przez Ostr1 Brame. Ulice by3y puste, mieszkancy zamkneli sie w domach. Jeden mieszczanin, spostrzeg3szy armate porzucon1 w zau3ku, kartaczami nabit1, wymierzy3 j1 w Brame i zapali3. Ten jeden wystrza 3 ocali3 wówczas Wilno: jenera3 Dejów z kilku oficerami zgin13, reszta, lekaj1c sie zasadzki odst1pi3a od miasta. Nie wiem z pewnooeci1 nazwiska onego mieszczanina. Ks. IX w. 762: Taki mia3 koniec zajazd ostatni na Litwie. Bywa3y i póYniej jeszcze zajazdy, lubo nie tak s3awne, dosya jednak g3ooene i krwawe. Oko3o roku 1817 obywatel U... w województwie nowogródzkim pobi3 na zajeYdzie ca3y garnizon nowogrodzki i dowódców zabra3 w niewole. Ks. X w. 111: Ten za bitwe pod Nowi, ten za Prejsi.-I3ów. Zapewne Preussisch-Eylau. Ks. X w. 810: Targowiczanie potem chcieli mnie zaszczycia. Zdaje sie, .e Stolnik zabity zosta3 oko3o roku 1791, za czasów pierwszej wojny. Ks. XI w treoeci: Wró.by wiosenne. Jeden historyk rosyjski w podobny sposób opisuje wró.by i przeczucia ludu moskiewskiego przed wojn1 1812. Ks. XI w. 12: Nie bieg3o na run... Run jest to zieleniej1ca sie ozimina. Ks. XI w. 43: Wszyscy na pó3noc! Rzek3byoe, .e wonczas z wyraju. Wyraj w mowie gminnej znaczy w3aoeciwie czas jesienny, kiedy ptaki wedrowne odlatuj1; leciea na wyraj - jest to leciea w kraje ciep3e. St1d przenooenie nazywa lud wyrajem kraje ciep3e i w ogólnooeci jakieoe kraje bajeczne, szczeoeliwe, za morzami le.1ce. Ks. XI w. 117: Ksiega ta mia3a tytu3: Kucharz doskona3y. Ksi1.ka teraz bardzo rzadka, przed stu kilkudziesi1t laty wydana przez Stanis3awa Czernieckiego. Ks. XI w. 121: Którym sie Ojciec OEwiety Urban Ósmy dziwi3. Opisywano wielekroa i malowano ow1 legacj1 rzymsk1. Obacz: Kucharz doskona3y, przemowa: „Ta legacya, wszystkiemu zachodniemu panstwu wielkiem bed1c podziwieniem, og3osi3a w rozum nieprzebranego Pana jako i splendor domu, i apparament sto3u... .e jeden z ksi1.1t rzymskich rzek3 : Dzioe Rzym szczeoeliwy, maj1c takiego pos3a”. Nb. Czerniecki sam by3 kuchmistrzem Ossolinskiego. Ks. XI w. 218: Zgodnie konfederackim marsza3kiem obrany. W Litwie za wkroczeniem wojsk francuskich i polskich zawi1zano po województwach konfederacje i obrano pos3ów na sejm. Ks. XI w. 246: On to pod Hohenlinden... Wiadomo, .e pod Hohenlinden korpus polski pod dowództwem jenera3a Kniaziewicza zdecydowa 3 wygrane. Ks. XII w. 28: Jest podanie, .e ksi1.e Radziwi33-Sierota. Radziwi33-Sierota odby3 dalekie podró.e i wyda3 opis peregrynacji swojej do Ziemi OEwietej. Ks. XII w. 159: Ale tymczasem wielki serwis barwe zmieni3. W szesnastym i na pocz1tku siedmnastego wieku w epoce kwitnienia sztuk, uczty nawet by3y przez artystów urz1dzane, pe3ne symbolów i scen teatralnych. Na s3awnej uczcie danej w Rzymie dla Leona X znajdowa3 sie serwis przedstawiaj1cy z kolei cztery pory roku, który s3u.y3 zapewne za wzór Radziwi33owskiemu. - Zwyczaje sto3owe zmieni3y sie w Europie oko3o po3owy wieku ooemnastego; w Polszcze najd3u.ej przetrwa3y. Ks. XII w. 189: Czy to Pinety Panu da3 w s3u.be swe bisy? Pinety, s3awny na ca31 Polske kuglarz. Kiedy u nas gooeci3, nie wiemy. Ks. XII w. 356-357: „Czy ja Cybulski? - rzecze na to Klucznik z .alem - Co .one przegra3, graj1c w mariasza z Moskalem...” Znajoma na Litwie pieoen .a3ooena o pani Cybulskiej, któr1 m1. w karty przegra3 Moskalom. Ks. XII w. 405: Warunkiem intercyzy wyrzec sie kontusza. Moda przebierania sie w suknie francuskie grasowa3a na prowincjach od roku 1800 do 1812. Najwiecej m3odzie.y przebra3o sie przed o.enieniem na .1danie narzeczonych. Ks. XII w. 480: I o k3ótni Rejtana z ksi1.eciem Denassów. Historia sporu Rejtana z ksi1.eciem De Nassau, przez Wojskiego nie doprowadzona do konca, wiadoma jest z tradycji. Umieszczamy koniec jej kwoli ciekawemu czytelnikowi. Rejtan, obruszony przechwa3kami ksi1.ecia De Nassau, stan13 obok niego na przesmyku; w3aoenie ogromny odyniec, rozjuszony strza3ami i szczwalni1, lecia3 na przesmyk. Rejtan wyrywa ksi1.eciu z r1k strzelbe, swoj1 ciska o ziemie, a uj1wszy oszczep i podaj1c drugi Niemcowi: „Teraz - rzek3 - obaczym, kto lepiej robi spis1”. Ju. odyniec wpada3, kiedy Wojski Hreczecha, opodal stoj1cy, trafnym strza3em zwierza powali3. Panowie zrazu gniewali sie, potem pogodzili sie i hojnie wynagrodzili Hreczeche. Ks. XII w. 555: Kiedy pan Karp nieboszczyk w3ooecian wyswobodzi3. Rz1d rosyjski nie uznaje ludzi wolnych - prócz szlachty. W3ooecianie przez w3aoeciciela uwolnieni s1 zaraz zapisywani w skazki dóbr sto3owych cesarskich i zamiast panszczyzny musz1 op3acaa podatek zwiekszony. Wiadomo, .e w roku 1818 obywatele gubernii wilenskiej uchwalili na sejmiku projekt uwolnienia wszystkich w3ooecian i wyznaczyli w tym celu delegacj1 do cesarza; ale rz1d rozkaza3 projekt umorzya i nigdy wiecej o nim nie wspominaa. Nie ma innego sposobu uwolnia cz3owieka pod rz1dem rosyjskim, tylko przybraa go do familii. Jako. wielu tym sposobem uszlachcono z 3aski lub za pieni1dze. [EPILOG] O tem .e dumaa na paryskim bruku, Przynosz1c z miasta uszy pe3ne stuku, Przeklestw i k3amstwa, niewczesnych zamiarów, Za poznych .alów, potepienczych swarów! Biada nam, zbiegi, .eoemy w czas morowy Lekliwe nieoeli za granice g3owy! Bo gdzie st1pili, sz3a przed nimi trwoga, W ka.dym s1siedzi znajdowali wroga, A. nas objeto w ciasny kr1g 3ancucha I ka.1 oddaa co najpredzej ducha. A gdy na .ale ten oewiat nie ma ucha, Gdy ich co chwila nowina przera.a Bij1ca z Polski jako dzwon smetarza, Gdy im predkiego zgonu .ycz1 stra.e, Wrogi ich wabi1 z dala jak grabarze, Gdy w niebie nawet nadziei nie widz1 - Nie dziw, .e ludzi, oewiat, sobie ohydz1, —e utraciwszy rozum w mekach d3ugich, Plwaj1 na siebie i .r1 jedni drugich! Chcia3em pomin1a, ptak ma3ego lotu, Pomin1a strefy ulewy i grzmotu I szukaa tylko cienia i pogody, Wieki dziecinstwa, domowe zagrody... Jedyne szczeoecie, kto w szarej godzinie Z kilku przyjació3 usiad3 przy kominie, Drzwi od Europy zamyka3 ha3asów, Wyrwa3 sie z myoel1 ku szczeoeliwym czasom I duma3, myoeli3 o swojej krainie... Ale o krwi tej, co sie oewie.o la3a, O 3zach, któremi p3ynie Polska ca3a, O s3awie, która jeszcze nie przebrzmia3a - O nich pomyoelia - nie mielioemy duszy!... Bo naród bywa na takiej katuszy, —e kiedy zwróci wzrok ku jego mece, Nawet Odwaga za3amuje rece. Te pokolenia .a3obami czarne, Powietrze tyl1 kl1twami cie.arne, Tam myoel nie oemia3a zwrócia lotów, W sfere okropn1 nawet ptakom grzmotów. O Matko Polsko! Ty tak oewie.o w grobie Z3o.ona - nie ma si3 mówia o tobie! Ach! czyje. usta oemi1 pochlebiaa sobie, —e dzisiaj znajd1 to serdeczne s3owo, Które rozczula rozpacz marmorow1, Które z serc wieko podejmie kamienne, Rozwi1.e oczy tyl1 3ez brzemienne I sprawia, .e 3za przystyg3a wyp3ynie? Nim sie te usta znajd1, wiek przeminie. Kiedyoe - gdy zemsty lwie przehucz1 ryki, Przebrzmi g3os tr1by, prze3ami1 sie szyki, Gdy wróg ostatni wyda krzyk boleoeci, Umilknie, oewiatu swobode obwieoeci, Gdy or3y nasze lotem b3yskawicy Spadn1 u dawnej Chrobrego granicy, Gdy cia3 podjedz1 i krwi1 ca3e sp3yn1, I skrzyd3a wreszcie na spoczynek zwin1 - Wtenczas, debowem lioeciem uwienczeni, Rzuciwszy miecze, si1d1 rozbrojeni Rycerze nasi! Zechc1 s3uchaa pieni! Gdy oewiat obecnej doli pozazdrooeci, Bed1 czas mieli s3uchaa o przesz3ooeci! Wtenczas zap3acz1 nad ojców losami I wtenczas 3za ta ich lica nie splami. Dzioe dla nas, w oewiecie nieproszonych gooeci, W ca3ej przesz3ooeci i w ca3ej przysz3ooeci Jedna ju. tylko jest kraina taka, W której jest troche szczeoecia dla Polaka: Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie OEwiety i czysty jak pierwsze kochanie, Nie zaburzony b3edów przypomnieniem, Nie podkopany nadziei z3udzeniem Ani zmieniony wypadków strumieniem. Gdziem rzadko p3aka3, a nigdy nie zgrzyta3, Te kraje rad bym myoelami powita3: Kraje dziecinstwa, gdzie cz3owiek po oewiecie Bieg3 jak po 31ce, a zna3 tylko kwiecie Mi3e i piekne, jadowite rzuci3, Ku po.ytecznym oka nie odwróci3. Ten kraj szczeoeliwy, ubogi i ciasny, Jak oewiat jest bo.y, tak on by3 nasz w3asny! Jak.e tam wszystko do nas nale.a3o! Jak pomnim wszystko, co nas otacza3o: Od lipy, która koron1 wspania31 Ca3ej wsi dzieciom u.ycza3a cienia, A. do ka.dego strumienia, kamienia, Jak ka.dy k1tek ziemi by3 znajomy A. po granice, po s1siadów domy! I tylko krajów tych obywatele Jedni zostali wierni przyjaciele, Jedni dotychczas sprzymierzency pewni! Bo któ. tam mieszka3? - Matka, bracia, krewni, S1siedzi dobrzy. Kogo z nich uby3o, Jak.e tam o nim czesto sie mówi3o, Ile pami1tek, jaka .a3ooea d3uga Tam, gdzie do pana przywi1zanszy s3uga Ni. w innych krajach ma3.onka do me.a; Gdzie .o3nierz d3u.ej .a3uje ore.a Ni. tu syn ojca; po psie p3acz1 szczerze I d3u.ej ni. tu lud po bohaterze. I przyjaciele wtenczas pomogli rozmowie, I do piosnki rzucali mnie s3owo za s3owem - Jak bajeczne .urawie nad dzikim ostrowem, Nad zakletym pa3acem przelatuj1c wiosn1 I s3ysz1c zakletego ch3opca skarge g3ooen1, Ka.dy ptak ch3opcu jedno pióro zruci3, On zrobi3 skrzyd3a i do swoich wróci3... O, gdybym kiedy do.y3 tej pociechy, —eby te ksiegi zb31dzi3y pod strzechy, —eby wieoeniaczki, krec1c ko3owrotki, Gdy odoepiewaj1 ulubione zwrotki O tej dziewczynie, co tak graa lubi3a, —e przy skrzypeczkach g1ski pogubi3a, O tej sierocie, co piekna jak zorze Zaganiaa g1ski sz3a w wieczornej porze, Gdyby te. wzie3y na koniec do reki Te ksiegi, proste jako ich piosenki! Tak za dni moich, przy wiejskiej zabawie, Czytano nieraz pod lip1 na trawie Pieoen o Justynie, powieoea o Wies3awie. A przy stoliku drzemi1cy pan w3odarz Albo ekonom, lub nawet gospodarz, Nie broni3 czytaa i sam s3uchaa raczy3, I m3odszym rzeczy trudniejsze t3umaczy3, Chwali3 pieknooeci, a b3edom wybaczy3. I zazdrooeci3a m3odzie. wieszczów s3awie, Która tam dot1d brzmi w lasach i w polu, I którym dro.szy ni. laur Kapitolu Wianek rekami wieoeniaczki osnuty Z modrych b3awatków i zielonej ruty.