Profesor Wanago, oszołomiona Twoją rządzą zjedzenia czegokolwiek, bez protestu usuwa się z twojej drogi. Niestety... life is brutal (itp.), a sklepiki lubią być zamknięte. Nic to jednak dla ciebie... Siłą umysłu niszczysz drzwi i zamek (po prostu opowiadasz w ich stronę jeden z najlepszych (twoim zadaniem) dowcipów, drzwi go nie wytrzymują (psychicznie) i pękają). Po tym, jakże bohaterskim, czynie rozglądasz się po swej zdobyczy i... NIE MA NIC !!!... Jedynie w koszu na śmieci leży na wpół przegniły baton (z powodu upływu czasu nie wiadomo jaki). Rzucasz się na niego łapczywie i bez chwili zastanowienia pożerasz go... A przecież mówili ci w domu: Nie jedz batonów niewiadomego pochodzenia! Baton ten nie pokrzepił cię tak, jak się spowiedziałeś, tzn. spodziewałeś, a nawet odebrał ci siły. Osłabiony opierasz się o dyktową ścianę, która pod naporem twego ciała rozwala się. Za nią znajdujesz... klasówki profesora Dusiewicza!

Bierzesz je
Zostawiasz