Podróż na południe

Zanim udało nam się wysuszyć choć częściowo namiot i wydostać się z zakorkowanej jak zawsze Cortiny, było już popołudnie, więc pierwszego dnia nie zajechaliśmy daleko - późną nocą dotarliśmy do Triestu, parę kilometrów przed granicą ze Słowenią. Próba znalezienia po ciemku jakiegoś miejsca na rozbicie biwaku zakończyła się szalonym rajdem po wąskich, krętych i bardzo stromych uliczkach na wzgórzach otaczających miasto. Zapaszek przypalanego sprzęgła zmusił nas w końcu do odwrotu i przespania paru pozostałych do rana godzin po prostu w aucie, na parkingu przy plaży.

Park w Miramare Następnego dnia rano zwiedziliśmy piękny park, ogród botaniczny i zameczek arcyksięcia Maksymiliana Statua parkowa (tego rozstrzelanego w Meksyku) w miejscowości Miramare, po czym pojechaliśmy na południe. Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów przez Słowenię było przyjemne i malownicze - przyzwoitej jakości droga przecinała zalesione wzgórza u podstawy półwyspu Istria. W okolicach Rijeki przekroczyliśmy granicę Chorwacji i dotarliśmy do Adriatyku. Tu komfort się skończył - dalsza jazda nadmorską szosą okazała się bardzo nieprzyjemna, męcząca i niebezpieczna. Park w Miramare Na odcinku od Rijeki do Zadaru droga jest wąska, kręta, na wielu odcinkach ma bardzo zniszczoną nawierzchnię i całkowity brak zabezpieczeń na poboczach - drobny błąd może skończyć się kilkudziesięciometrowym upadkiem na kamienie nadmorskiej plaży. Okolice nie są też zbyt ładne i nawet niezbyt turystyczne na pierwszy rzut oka - suche wzgórza pokryte spaloną upałem trawą i niezbyt liczne nadbrzeżne wioski. Nie sposób się na tym odcinku rozpędzić, więc podróż zabrała nam znacznie dłużej niż planowaliśmy. Dotarliśmy tylko na wysokość Sibenika i musieliśmy znowu poszukać noclegu. Przypomniało mi się z dzieciństwa, kiedy jeszcze jeździłem na wakacje do Jugosławii z rodzicami, że niedaleko są bardzo piękne wodospady na rzece Krka, postanowiliśmy więc zrobić krótką przerwę w podróży i je odwiedzić.

Skradin Pomysł okazał się doskonały - w zabytkowym miasteczku Skradin bez problemu znaleźliśmy przyjemny i stosunkowo tani nocleg. Tak jak się spodziewaliśmy, Rzeka Krka wojna w Kosowie niemal całkowicie wypłoszyła z Bałkanów turystów, więc wszędzie było pusto, a właściciele pokojów na wynajem bez dłuższych targów obniżali ceny, żeby tylko mieć jakichkolwiek gości. Wyspaliśmy się, odpoczęliśmy i następnego ranka wybraliśmy się na zwiedzanie wodospadów. Krasowe baseny Ze Skradina można do nich dojechać autem albo popłynąć parę kilometrów w górę rzeki Krka stateczkiem wycieczkowym - ku naszemu zdumieniu rejs był bezpłatny! Tajemnica szybko się wyjaśniła - stateczek dowoził co prawda bezpłatnie do granic rezerwatu utworzonego wokół wodospadów, ale za wstęp na jego teren trzeba już było Wodospady Krka dość słono zapłacić. Warto to zrobić - same wodospady są naprawdę piękne, potężna kaskada kilkunastu progów poprzedzielanych basenami szmaragdowozielonej wody. Co więcej, w najniżej położonym basenie można popływać, a nawet podpłynąć do samego wodospadu i zanurkować pod nim do ciemnej i omszałej nyży pod drugiej stronie, zupełnie jak w filmach z Indianą Jonesem!

Krzak boungaville'i Młoty Wokół wodospadów poprowadzona jest doskonale utrzymana ścieżka spacerowa, wiodąca systemem drewnianych schodków i pomostów. W kilku miejscach znaleźliśmy piękne punkty widokowe, najciekawszy okazał się jednak niewielki skansen w pobliżu zwieńczenia całej kaskady. W kilku odrestaurowanych starych budynkach zrekonstruowano używane tu w przeszłości urządzenia gospodarcze napędzane wodą. Żarna Same budynki są zresztą ładnie położone i otoczone pięknie kwitnącymi krzewami boungaville'i. Wewnątrz znaleźliśmy żarna, młoty do ubijania surowej wełny (a może lnu?), a nawet naturalną pralkę - beczkę w której ruch wirowy wody wymuszał wpływający z boku strumyczek. Wszystko w pełni działające!


Po obejrzeniu skansenu i ponurkowaniu pod wodospadem wyruszyliśmy dalej nadmorską szosą w kierunku Dubrovnika. Na południe od Zadaru droga jest dużo lepsza - kręta i przepaścista, ale szersza, staranniej utrzymana i zabezpieczona. Krajobrazy są też o wiele ładniejsze i bardziej urozmaicone - zamiast suchej trawy na wzgórzach rosną piniowe lasy. Powyżej Splitu, na Makarskiej Rivierze, bezpośrednio do morza dochodzą naprawdę potężne wapienne góry, a jeszcze dalej droga wiedzie przez sady i winnice płaskiej i nizinnej delty Neretwy.

Sladenovici Kilkadziesiąt kilometrów przed Dubrovnikiem zaczęliśmy szukać miejsca do zatrzymania się na dłużej Widok z okna naszego pokoju - campingu, albo, z uwagi na niskie ceny, pokoju do wynajęcia. Po kilku próbach, parę kilometrów przed miejscowością Slano, znaleźliśmy prawdziwą perełkę - malutką osadę Sladenovici, kilka domów i zupełnie pusty niewielki camping. Miejsce prawie jak z folderów o Karaibach - cisza, spokój, wąska kamienna plaży i ciepła szmaragdowa woda. Fantastyczne warunki na wakacje z małymi dziećmi - Smażenie zdobyczy daleko do głównej szosy, żadnego ruchu, a morze przy brzegu bardzo płytkie i prawie bez niebezpiecznych jeżowców na dnie. Zdecydowaliśmy się na wynajęcie pokoju w widocznym na zdjęciach domu, którego taras dosłownie dochodził do plaży (dla zainteresowanych, kontakt do właściciela: p. Antun Milić-Divić, Sladenovići, 20232 P. Slano, Dubrovnik, tel +385 20 87 10 29). Następne kilka dni spędziliśmy prawie nie wychodząc z morza - wypływaliśmy na dwu-trzygodzinne wyprawy wzdłuż brzegów, nurkując z maską i fajką do podwodnych skał. Ja dodatkowo zaspokajałem swój instynkt myśliwski polując z kuszą na ryby, które Kasia smażyła świeżutkie od razu po wyjściu z wody. Nie było ich zbyt wiele, ale wystarczało na codzienną pyszną przekąskę.


Suszarnia daktyli Platan Po wymoczeniu się w Adriatyku, zaczęliśmy zwiedzać okolice. Mimo, że od wojny serbsko-chorwackiej upłynęło już kilka lat, wszędzie widać było jej skutki. Okolice Dubrovnika były intensywnie bombardowane przez artylerię serbską i w wielu miejscach, włączając samo Sladenovici (na zdjęciu powyżej można dostrzec, że jeden z budynków nie ma dachu), pozostały jeszcze ruiny zburzonych w tym okresie zabudowań, często czarnych od pożarów. Sprawiało to naprawdę przykre wrażenie - ślady barbarzyńskich i bezsensownych zniszczeń w naturalnie pięknej i sielankowej krainie. Fontanna Mimo tych zniszczeń, wioski w okolicach Dubrovnika pozostały bardzo ładne. Szczególnie godny polecenia okazał się być park-arboretum w Trsteno, ze strzegącą bramy do niego parą olbrzymich platanów. W założonym jeszcze w czasach renesansu parku, oprócz interesującego ogrodu botanicznego, zachowały się fragmenty starożytnego akweduktu i trochę rzeźb. Najważniejszym zabytkiem i największą atrakcją okolicy jest jednak niewątpliwie sam Dubrovnik, i tam też wybraliśmy się po zwiedzeniu wybrzeża.



Powrót do strony Chorwacja   |   Następny etap