[ŻYCIE O(d)ŚRODKA]
[AB]
     ul. Rakowiecka 61 02-532 Warszawa 
tel. 48-91-31 Fax 48-94-99
marzec'96 2/96 (7)

W numerze:

Wielkanoc - Chrystus przychodzi nie po to, by nas potępić, ale żeby nas obudzić do życia, jak obumarłe ziarno do kiełkowania.
Jest to numer przygotowywany z myślą o rekolekcjach - poprowadzi je w tym roku ojciec Jacek Salij OP. Są one czasem „rzucania ziarna w ziemię”.
Życzymy wszystkim uczestnikom, aby wydarzenie to owocowało w nich obficie. Życzymy studentom i Duszpasterstwom Akademickim, żeby były „żyzną glebą”, która daje „ziarnu” pełną możliwość wzrostu.

Kaznodzieja JACEK SALIJ

Na pewno każdy student zetknął się w swoim życiu z wykładowcą, o którym krąży fama, że (delikatnie mówiąc) „lepiej nie mieć z nim nic wspólnego” - oczywiście w kwestii zajęć, a szczególnie zaliczeń albo egzaminów. Obok Ojca Jacka Salija nie da się przejść obojętnie - studenci czasami nawet bledną na jego widok. Myśl o zajęciach i wykładach jednocześnie przejmowała dreszczem strachu i emocji. Ojciec Jacek jest jednak świetnym wykładowcą, potrafi doskonale przekazać wszelkie treści. Na jego wykładach nie można się nudzić. Często lubi o coś pytać i pomimo noszonych okularów, wszystko i wszystkich dobrze widzi. Ulubionym powiedzeniem Księdza Jacka jest zwrot „krótko mówiąc”. Krótko mówiąc, Ojciec Jacek Salij jest Kimś, kogo warto poznać, z kim warto się spotkać. Dobrze jest też zaznajomić się z jego książkami.

Małgorzata Raus

Powrót do pierwszej strony


KWADRANS Z WOJCIECHEM CEJROWSKIM

Najbardziej nie cierpię spóźnialstwa i palenia papierosów - uprzejmie poinformował mnie Wojciech Cejrowski, gdy pięć minut po czasie stawiłam się w umówionym miejscu. Pan W.C. jak z obrazka, brak tylko werandy i słynnego kubka. Zamiast tego biuro i nie dający spokoju telefon.

Naczelny Kowboj RP wrócił niedawno z Ameryki, gdzie przemierzał szlaki przemytników kokainy (kolejna samotna wyprawa - tym razem z Panamy do Kolumbii). No i napiętrzyło się różnych spraw. Cierpliwie czekam, aż skończy kolejną rozmowę. W końcu zasiada naprzeciwko mnie. Zadaję pierwsze pytanie:

- Skąd u Pana tyle odwagi i zapału do tego, co Pan robi ?

W.C.: Skąd zapał to nie wiem, robię po prostu to, co mnie pasjonuje. Każdy człowiek ma jakiś talent i każdy może robić coś ciekawego. Jeśli jednak szkoła jest zła albo rodzice nie potrafią pomóc to naturalny zapał obumiera. Ja na szczęście byłem w dobrej szkole i w dobrej rodzinie, i dlatego wszystko co robiłem i robię wiąże się u mnie z pasją. A co do odwagi to myślę, że jestem raczej lekkoduchem, który nie potrafi przewidzieć konsekwencji tego, co robi. To może sprawia wrażenie odwagi. Po prostu nie widzę niebezpieczeństwa. Gdybym dwa lata temu, kiedy zaczynałem robić WC KWADRANS, potrafił przewidzieć z jakimi kosztami będzie się to wiązać, to może nie robiłbym tego programu. Podobnie teraz, nie wiem co mnie czeka za robienie programów o komunistach. Ale tak daleko nie patrzę.

- A jaki Pan jest naprawdę? Czy na co dzień jest Pan również takim zbuntowanym kowbojem, który wokół widzi tylko „obrzydlistwo”?

W.C.: Nie muszę niczego grać ani w telewizji, ani w radiu, ani jak piszę książkę. Taki po prostu jestem wszędzie. W domu przy obiedzie opowiadam to samo, co w WC KWADRANSIE. Natomiast nie zgadzam się z tym, że widzę same „obrzydlistwa”. Jeżeli śmiała się Pani podczas WC KWADRANSA, to raczej nie z obrzydzenia.

- Jak określają Pana pańscy przyjaciele, rodzina? Czy miał Pan jakąś ksywę?

W.C.: W rodzinie mówią do mnie po imieniu, czasem po kociewsku (pochodzi z Kociewia - przyp. aut.) - Wojt. Natomiast ksywy nie miałem nigdy. W szkole mówili do mnie Cejrowski. Może dlatego że trzymam dystans do ludzi. Żałowałem potem tego, że nie miałem ksywy. Teraz sam sobie wymyśliłem stanowisko - Naczelny Kowboj RP.

Przy okazji dowiedziałam się, że mój rozmówca trudno zawiera przyjaźnie, a to dlatego, że stawia bardzo duże wymagania wobec przyjaciół i siebie jako przyjaciela. Za przyjacielem zawsze trzeba skoczyć w ogień - powiedział Pan W.C. i wszystko stało się jasne. W rezultacie ma niewielu przyjaciół, a bardzo dużo znajomych.

Kolejne pytanie okazało się niewypałem. Kowboj zniecierpliwił się. Odpowiedź wydała mu się oczywista. Pytanie brzmiało:

- Skąd to zamiłowanie Pana do Stanów Zjednoczonych i Meksyku?

W tym momencie Pan W.C. przejął pałeczkę i zapytał mnie: Czy pani lubi góry? (Trafił w dziesiątkę). A skąd u pani to zamiłowanie do gór? Odpowiedziałam, że podobają mi się bardzo i dobrze się czuję w górskim klimacie. Oto odpowiedź na moje pytanie. To samo Cejrowski mówi o Arizonie, Meksyku, Panamie...

Kolejne pytanie łączyło się z poprzednim toteż zniecierpliwienie nie ustąpiło. Zapytałam dlaczego akurat taki kowbojski klimat programu.

W.C.: A co miałem zrobić? Rolniczy Kwadrans? Jestem kowbojem i dlatego kowbojski klimat programu. Wystrój jest kopią mojego domu w Arizonie. Ja czuję się dobrze i moi goście też. Nawet pięknie wyposażone studio nie stwarza atmosfery swobody, odprężenia. Dlatego ja zapraszam swoich gości na werandę. Kamery są ukryte. Po kilku minutach rozmowa staje się luźna, gość czuje się swojsko.

Dla ciekawych: słynny kubek Pan W.C. kupił sobie w Nashville.

- Czy krytykując w Polsce niemal wszystko wyobraża Pan sobie emigrację stąd na stałe?

W.C.: Nie. Uważam, że trzeba tu zostać i walczyć o Polskę, a nie uciekać za granicę. WC KWADRANS jest formą walki, walki propagandowej. Tak wyobrażam sobie, np. walkę o dobre wychowanie młodzieży, której zamiast uczyć patriotyzmu, miłości do ojca i matki, szacunku, pakuje się głupoty do głów.

- I wierzy Pan, że coś Pan zdziała na tym polu?

W.C.: Tak. WC KWADRANS stał się tak głośny dzięki dużemu zainteresowaniu i potrzebie tego typu informacji, jakie podaję w programie. Mimo ostrej krytyki, popularność WC KWADRANSA nie spada. Istnieją wciąż ludzie, których oburza karykatura godła i brak szacunku dla flagi. Sytuacja nie jest tragiczna i wierzę, że można coś zrobić. Ja sygnalizuję problem, a reszta należy już do odbiorcy. WC KWADRANS działa jak bomba z opóźnionym zapłonem, po zgaszeniu telewizora. Ludzie zauważają rzeczy, które wcześniej umykały uwadze, co nie powinno mieć miejsca. Poza tym często spotykam się z żywą publicznością, ludzie dyskutują ze mną, poruszają różne problemy. Sale są zawsze pełne i nigdy jeszcze nie spotkałem się z niemiłym przyjęciem. Świadczy to o tym, że jest odbiorca i jest nadzieja.

W swojej książce „Kołtun się jeży” Wojciech Cejrowski napisał, że „zreformowano Kościół i poczuł się zagubiony”. Zapytałam go, czy chodzi do Kościoła i czy uważa się za katolika. Otóż chodzi regularnie co niedziela i nie „uważa się”, ale „jest” katolikiem. Co więcej Pan W.C. stawia znak równości między słowem „Polak” a „katolik”. Protestant czy prawosławny - każdy Polak niekatolik to rzecz ciekawa, bo rzadka.

- W książce pisał Pan, że ksiądz powinien być jak pasterz na czele stada, że nie powinien „bratać się” z wiernymi.

W.C.: Ksiądz powinien być przewodnikiem i prowadzić stado „owiec” ku zbawieniu. Nie podoba mi się, jak ksiądz przechodzi z uczniami „na ty”. Nie odpowiada mi to estetycznie.

- Czy zgadza się Pan z opinią, że jest Pan konserwatystą?

- W.C.: I co w tym złego? A poza tym wolę określenie tradycjonalista, bo chodzi tu przede wszystkim o obyczajowość. Jestem przywiązany do tradycji i preferuję tradycjny model świata. Nie odpowiadają mi modne wariactwa typu małżeństwa z pudlami. (???)

- A jak zdefiniowałby Pan pojęcie „autorytet”. Czy ma Pan jakiś autorytet w życiu?

W.C.: Muszę chyba sprawiać mylne wrażenie człowieka bez żadnych autorytetów. Tak nie jest. Zresztą takie ogólne pytanie o autorytet nie ma sensu. Myślę, że w każdej sprawie każdy ma inny autorytet. Nie wyobrażam sobie jednego autorytetu na całe życie. Ja mam ich wiele. Kogo innego będę pytał o poradę w sprawach sercowych, a kogo innego w sprawach samochodu. Autorytet polega na tym, że można mu całkowicie zaufać i powierzyć mu podjęcie decyzji, gdy sami nie potrafimy jej podjąć, lub zmienić decyzję pod wpływem sugestii autorytetu.

- Dla niektórych Pan jest autorytetem. Jak się Pan czuje jako autorytet?

W.C.: W ogóle się nie czuję. Myślę, że jestem takim zaocznym autorytetem. Rzadko kiedy ktoś bezpośrednio zwraca się do mnie z jakimś pytaniem. Ludzie raczej odnajdują odpowiedzi na różne problemy w moich programach telewizyjnych lub radiowych, albo też w książce

- Zarzuca się Panu brak tolerancji. Co to jest według Pana tolerancja?

W.C.: Tolerować to znosić coś z udręką, cierpieniem. Tak podaje przedwojenny słownik i żadna inna interpretacja nie wchodzi w grę. Wolno nam zamanifestować swą niechęć do czegoś lub kogoś bez uciekania się do represji i przemocy. Mogę się na coś skrzywić albo coś wygwizdać. Brak akceptacji musi być widoczny. Wtedy można mówić o tolerancji, gdy nie akceptujemy czegoś, ale znosimy to. Natomiast dziś tolerancja to to samo, co akceptacja, sympatia, zrozumienie, zgoda. To absolutnie nie jest tolerancja. Można od razu nazywać rzeczy po imieniu. Takie wymuszanie akceptacji poprzez podszywanie się pod tolerancyjność jest zwykłym oszustwem.

- Czy sądzi Pan, że jest Pan tolerancyjny?

W.C.: Jak najbardziej. Zgodnie z przedwojenną definicją a nie wypaczoną regułką Michnika. Czy ktokolwiek słyszał, żebym pobił na ulicy wymalowanego faceta? Nie! Natomiast przechodzę na drugą stronę, a nawet potrafię wygwizdać, żeby wiedział, że nie akceptuję. Ale toleruję !

- Jaka jest naczelna wartość Naczelnego Kowboja RP?

W.C.: Nie mam naczelnej wartości tak samo, jak nie mam jednego, określonego autorytetu. Głupotą jest opieranie swojego życia na jednej wartości, ustawianie go według jakiegoś hasła. Ja nie trzymam się takich schematów.

Jako studentkę zaciekawiło mnie, co Pan W.C. sądzi o środowisku studenckim. W końcu my jesteśmy „przyszłością tego narodu”. No i co się okazuje? Ano studenci są słabi, profesorom nie chce się pracować, a do tego jeszcze odebrałam kondolencje z powodu Ministra Edukacji.

- Czy ma Pan jakieś hobby?

W.C.: Mam raczej wielkie pasje. Niewątpliwie pasją są dla mnie podróże do ciepłych krajów, w których spędzam sześć tygodni w roku. Bardzo lubię fotografowanie. Oczywiście WC KWADRANS jest moją pasją, także radio, muzyka country.

Znów nieubłagany czas dał o sobie znać. Stoję przed dylematem wyboru ostatniego pytania. Czuję się jak samotny rewolwerowiec z jedną kulą w magazynku, choć z pełnymi kieszeniami nabojów. PIF, PAF!

- Krytykując wszystko nie ofiarowuje Pan nic w zamian. Czy uważa Pan, że taka destruktywna krytyka ma w ogóle sens?

W.C.: Destruktywna krytyka oczywiście nie ma sensu. Nie zgadzam się natomiast ze stwierdzeniem, że nic w zamian nie ofiarowuję. Staram się zapraszać ciekawych ludzi, którzy robią coś dobrze, za co należy im się pochwała. To jest właśnie ta alternatywa. Pokazując pozytywne zjawiska daję odpowiedź, jak trzeba i jak można działać.Ostatnio nagraliśmy rozmowę ze wspaniałym nauczycielem z maleńkiej wiejskiej szkoły na Kaszubach - czy to nie jest pozytywna alternatywa?

Tu przerwał... a mi się zdawało, że zapytam jeszcze, lecz... czasu nie stało.

Z Wojciechem Cejrowskim rozmawiała Anna Wardzińska

Powrót do pierwszej strony


Kto pyta
nie błądzi

Reinkarnacja

- W ostatnich latach zaobserwować można w Polsce wzrost zainteresowania religiami Wschodu. Wielu ludzi mówi, że wierzy w reinkarnację. Czym jest reinkarnacja?

- Samo pojęcie reinkarnacji, od łacińsiego „re-incarnatio” wskazuje, że chodzi o ponowne wcielenie, przyjęcie cielesności w innej postaci - nie tylko ludzkiej, ale też zwierzęcej czy może nawet roślinnej, by odpokutować za winy, zło, które się popełniło w aktualnym ciele, przy dodatkowym założeniu, że winy albo ich skutki trwają także po śmierci. Te wyobrażenia są w religiach Wschodu bardzo zróżnicowane. Na Zachód przenikają one nie po raz pierwszy. Podobne zainteresowania budziły one pod koniec zeszłego wieku i na początku nowego, obecnego wieku XX. Mówiło się wtedy o metapsychozie. To pojęcie, pochodzące z języka greckiego, oznacza „wędrówkę dusz”. Obrazy są tu nieco inne, ale chodzi o to samo - o potrzebę oczyszczenia ludzkiego ducha po śmierci, jeśli nie zostało to osiągnięte za życia.

- Czy reinkarnacja wyraża jakąś ludzką tęsknotę?

- W duchu tego, co powiedziałem wyżej, wyraża ona raczej potrzebę - oczyszczenia. Jednak za potrzebą może się kryć także tęsknota - do stanu doskonałości, czystości. W religiach Wschodu chodzi ostatecznie o stan oderwania od cielesności - same „reinkarnacje” są przecież pojmowane jako etap pośredni na drodze do pełnego uwolnienia się - nie tylko od zła ale i cielesności, materialności. Jest w tych religiach tendencja do łączenia ciała, ogólniej materii - ze złem. Wizja chrześcijańska jest bardziej zróżnicowana: najpierw co do życia na ziemi, gdzie związek materii ze złem nie jest konieczny, lecz wiąże się z (nie) ludzkim grzechem - następnie co do życia po śmierci, gdzie oczekujemy także cielesności, choć przemienionej, „duchowej”, jak mówi św. Paweł (por. 1 Kor 15,45).

- Jak można, z punktu widzenia chrześcijańskiego, ustosunkować się do reinkarnacji?

- Wyobrażenia, że potrzeba wiele „wcieleń”, aby osiągnąć doskonalość, są sprzeczne z biblijną wizją człowieka, gdzie jest podkreślana odpowiedzialność - wieczna! / za życie dane czlowiekowi na ziemi tylko raz, w sposób niepowtarzalny (por. Hbr 9,27). Decyzja, co do spraw ostatecznych może i musi być podjęta już w tym życiu - przesuwania jej na inne „wcielenia” niczego nie rozwiązuje, a najwyżej lekceważy znaczenie obecnego życia. Jednak nie wystarczy odrzucanie wyobrażeń o reinkarnacji. Trzeba raczej zauważyć, że chrześcijańską odpowidzią na nie może być nauka o czyśćcu -potrzebuje oczyszczenia po śmierci, jednak nie „ponownie” na ziemi, lecz w tajemniczym, pozaziemskim „przejściu” do Boga - do nieba (w znaczeniu teologicznym).

Z o. Jackiem Bolewskim rozmawiał Josef Hurt

Powrót do pierwszej strony


TĘSKNOTA

Jest w każdym z nas. Siedzi głęboko i kiedy tylko się da - wypełza. Bronimy się przed nią, ale ona jest tak po prostu ludzka, że musi być. Cierpimy przez nią, dręczy nas i męczy, i mamy jej dość, a jednak tęsknimy...

Tęsknimy codziennie. Jadąc rano tramwajem - za samochodem, posiadając samochód - za równymi nawierzchniami dróg. Siedząc na beznadziejnie nudnym wykładzie tęsknimy za przerwą, potwornie zmęczeni, tęsknimy za domem. Zimą tęsknimy za wiosną, wiosną za latem, a w upalne sierpniowe noce śnią nam się nartostrady na ośnieżonych stokach. Nasze sny to tęsknoty, no, może z wyjątkiem horrorów...

Tęsknimy, często bez końca, przeglądając stare zdjęcia, za miejscami, zdarzeniami, ludźmi, tamtymi cudownymi latami...

Tęsknimy za tym cośmy „przebałamucili”, co się nie wróci, a tak by się tego chciało... Tęsknimy za sobą z dawnych lat, kiedy mieliśmy marzenia, czyste, proste intencje, byliśmy lepsi, młodsi, mniej wyrachowani.

Tęsknimy za ludźmi, takimi którzy byli, podobno kochali albo kochali naprawdę, a jeszcze mocniej za tymi, którzy będą, za tymi wymarzonymi, wyczekanymi...

Tęsknimy, tęsknimy... i nie byłoby końca, gdyby nie świat, który wciąż zadziwia i nie pozwala tęsknocie nas zdominować. W przeciwnym razie umarlibyśmy z tęsknoty. Naprawdę!

Mały Leśny Skrzat

Powrót do pierwszej strony


Zapraszamy do DA
codziennie Msza Święta o godz. 19:30

Spotkania po Mszy świętej:

  • poniedziałek
    Katecheza akademicka ,,Dlaczego trudno mi kochać Kościół?”
  • wtorek
    Medytacja chrześcijańska ,,Modlitwa jednego słowa”.
  • środa
    Modlitwa w duchu TAIZÉ.
  • czwartek
    Wiara a życie - Forum dialogu.
  • piątek
    Spotkanie międzypokoleniowe.

W DA działąją ponadto:

  • Grupa Ruchu Wspólnot Życia Chrześcijańskiego (WŻCh)
  • Grupa Diakonii Życia Ruchu Światło Życie
Stały dyżur Duszpasterza

Nasz duszpasterz o. Witold Sokołowski służy rozmową, kierownictwem duchowym, spowiedzią i swoją obecnością w Ośrodku, gdzie można go spotkać od poniedziałku do piątku w godzinach 18:00 - 19:00. Ksiądz Witold spowiada również w Sanktuarium codziennie oprócz sobót i niedziel, od godz. 8:45 do 9:30.

Powrót do pierwszej strony


Wspólnota Życia Chrześcijańskiego

Czym jest WŻCh? Jest ogólnoświatowym ruchem katolickim o duchowości opartej na ćwiczeniach duchownych św. Ignacego Loyoli. Czym dla nas jest WŻCh? Jest szansą spotkania Chrystusa w codziennym życiu; w naszych studiach, w pracy. Pomocą na tej drodze jest duchowość Świętego Ignacego i jego metody pracy duchowej (rekolekcje ignacjańskie, codzienny rachunek sumienia, rozeznawanie). Ci, którzy zasma- kowali w tej drodze, wiedzą, jak jest ona owocna.

Nasza wspólnota spotyka się co tydzień we wtorki na modlitwie, medytacji nad Pismem Świętym i dzieleniu się swoim życiem. Spotkania dotyczą wybranego przez nas wcześniej tematu. Ci z nas, którzy mają takie pragnienie, spotykają się w środy na adoracji przed Najświętszym Sakramentem.

Nasza grupa ma swoją historię. Od jej powstania upłynęły trzy lata. Teraz istnieją trzy niezależne, lecz współpracujące ze sobą wspólnoty. Liczą obecnie ponad 20 osób. W duszpasterstwie pojawiliśmy się niedawno dzięki zaproszeniu i gościnności o. Witolda.

Krzysztof Skorulski SJ

PORAŻKA PRZY PUSTYCH TRYBUNACH

Zapowiadane mecze, pomiędzy drużyną naszego DA, a reprezentacją kleryków z PWT Bobolanum, odbyły się 9 marca.

Mecz koszykówki okazał się niezwykle zaciętym i wyrównanym. Gdyby nie brak obiektywnego sędziego, wynik mógłby być zupełnie inny. Na boisku panowały dość oryginalne zasady. Przepisy interpretowano bardzo dowolnie. Nikt nie pilnował czasu utrzymywania się przy piłce, ilości fauli poszczególnych zawodników, czasu przebywania pod koszem... Podstawowym problemem naszego zespołu był brak jednolitego stroju zawodników, co przy braku zgrania przeważyło szalę zwycięstwa na korzyść przeciwników. Tak naprawdę to nikt nie był w stanie podać dokładnego wyniku...

Gra w siatkówkę była znacznie „jaśniejsza”. Był sędzia! Klerycy zastosowali pewien manewr taktyczny, wprowadzając na boisko jedną zawodniczkę (czyżby jezuitka?!). Aby być fair nasz zespół wycofał jednego ze swoich „asów” i wprowadził do gry gwiazdę siatkówki - Agnieszkę. Po obiecującym początku (wygranie pierwszego seta), wszystko potoczyło się znów przeciw nam. Ale wynik do końca nie był przesądzony.

O wszystkim zadecydował brak wspomagających nas kibiców - po prostu zawiedli... Nasza motywacja była więc niewystarczająca. Atut sprzyjającej publiczności okazał się najisotniejszym elementem zwycięstwa, a tego zabrakło. Tak czy inaczej, wynik poszedł w świat - znów porażka.

Uczestnicy meczów w naszym zespole byli zawiedzeni. Szykuje się srogi rewanż!

Paweł M. Szpindor

P.S. Do naszej dyspozycji, w soboty, będzie sala gimnastyczna. Można będzie z niej korzystać przez półtorej godziny. Informacji udziela i zgłoszenia do zespołu siatkówki przyjmuje Marek Filippowicz (tel. 44 77 41).


Wieczór z Oszajcą

Siódmego marca, w Dolnym Kościele, odbyły się wieczór poetycki i rozmowa z ks. Wacławem Oszajcą SJ. Zorganizowało go DA przy współpracy kleryków-jezuitów i Ruchu Światło-Życie. Mamy nadzieję, że ten wieczór rozpocznie szereg podobnych spotkań poetyckich ze współczesnymi poetami i poetkami mieszkającymi w Warszawie (a jeśli się da, to i tych spoza Warszawy zaprosimy). Spotkania miałyby się odbywać raz w miesiącu, w czwartki, a więc - uwaga! - następny wieczór poetycki - pod egidą „Przeglądu Powszechnego” - już w kwietniu!

Anna Godlewska

Powrót do pierwszej strony


Kolegium redakcyjne:
Anna Godlewska, Anna Skibińska , Anna Wardzińska , Josef Hurt, Paweł Szpindor, Tomasz Tomaszewicz ; grafika: Małgorzata „Mika” Budnik .
Konsultacja: o. Witold Sokołowski SJ

Wersję WWW przygotował Tomasz Tomaszewicz