Tekst pochodzi z numeru 12 (6/2001) czasopisma Anyten Mlek. All rights reserved.
Anyten Rulez!
Ryszard Kostecki

Wyrwany nocną porą

znad przygotowań do N-tego kolokwium (przy N dążącym do nieskończoności...) otrzymałem rozkaz napisania bliżej niesprecyzowanego reportażu, czy tam innego donosu, na temat "Anytena Mleka podbój świata, odc. 137, czyli jak nagrody dostawał". Jako, że wiosna mi w kościach gra, ivogóle (korekto! nie poprawiać!) mam dobry humor, to pofolguję sobie nieco kosztem tych nieszczęsnych postaci, które wydały jednego złotego (czyli równoważność 25 centów) na Anytena, przemieniając pierwotną koncepcję reportażu w esej z wstawkami od autora, albo w coś innego, zresztą to wy macie do napisania maturę ;-). Gdyby zaś ktoś uwagę jakąś nieprzychylną w moim kierunku kierował, że jakoby jako absolvent ivogóle na wieki raczej powinienem zamilknąć, to niech sobie tę uwagę kieruje nadal, zresztą jestem jak zwykle niewinny, bo do wszystkiego zmusiły mnie psy łańcuchowe imperializmu stonkę ziemniaczaną na mą świeżo wybetonowaną stodołę zrzucając. Tyle słowem wstępu, czyli o niczym.

Stało się.

W "Konkursie Gazetek Uczniowskich wydawanych na terenie Gminy Warszawa-Centrum" Anyten Mlek (a konkretniej: jego redakcja) zajął drugie miejsce. Ponadto otrzymał On wyróżnienie "za promocję pozalekcyjnej aktywności naukowej" (cokolwiek by to nie znaczyło (myślę tak sobie czasem, że np. zabijanie much na szybie też jest pozalekcyjną aktywnością naukową, no, ale cóż...)). Następnie, ja, niżej podpisany Wieczny (nie mylić z Wietrznym, he he), dostałem "wyróżnienie za pracę na rzecz gazetki i uczniów szkoły również po zakończeniu w niej edukacji", a na sam koniec Jego Świątobliwość prof. Włodzimierz Natorf dostał wyróżnienie za coś-ale-nikt-nie-wie-za-co, ale chodzi niby o jakiś patronat nad redakcją, czy coś. Zresztą jest to, szczerze powiedziawszy, (przynajmniej dla mnie ;-) nieistotne, za co dawali te nagrody, skoro je dali, a Komitetem Helsińskim czy tam innym Trybunałem Haskim nie są. Nie robiliśmy, a obecnie redakcja (mam nadzieję) nie robi Anytena dla jakichś odgórno-administracyjnych bonusów, ale zawsze miło książki dostać. Zresztą vogóle jestem fanem robienia inicjatyw typu "dajcie nam wolną rękę, a my tu na dole już sobie poradzimy tak dobrze, że zęby będziecie zbierać z zachwytu". Niewiele było gazetek tego typu. Strasznie wiele spośród nich miało styl określany na Wydziale Fizyki Polonistycznej i Polonistyki Fizycznej jako "wierno-poddańcze-blablabla", albo "wynurzenia nudnej babci na temat zeszłorocznych kapci", czyli wodolejstwo (wiem, że tym niechlubnym artykułem przybliżam Anytena do wyżej wymienionych gazetek, ale przypominam o założeniach określonych na wstępie). Suma nagród przywaliła nas wszystkich (jak się Konradowi uda, to może nawet zobaczycie dosłowność tego określenia ;-). Zawaleni książkami i innymi gadżetami (oczywiście z napisem "Gmina Warszawa-Centrum" (swoją drogą ciekawi mnie odpowiedź na pytanie: po co administracja państwowa się reklamuje?)) ledwośmy wypełzli z terenu Gimnazjum, do którego prof. Natorf zresztą chodził gdy był w wieku szkolno-podstawowym (polecam wypytanie się go o kilka obrazków z jego życia szkolnego jako ucznia, gwarantowane niespodzianki). Co do nagrody dla prof. mgr W.N. to ta jego opieka (chwała Jemu, Nam i Reksiowi za to) była najczęściej najbardziej duchową w sensie duchowym i najbardziej fizyczną w sensie fizycznym (czyli idealną), tak więc proszę się nie bać - w naszym pociągu maszynisty nadal brak. I to chyba tyle na dziś.

Wnioski

Jest dobrze. Będzie lepiej. Ma być.


2.2001

 









i za co ja te nagrody dostałem?