moim Przyjaciołom
Wychylają się twoje oczka z całeczek i myślisz, czas to, czy jeszcze nie czas, by wziąć się w garść, zagotować herbatę i zaprosić kilkoro przyjaciół na wspólne cokolwiek. I tak sobie ze zdumieniem spoglądasz to tu, to tam, w stare notatki, w książki na półce, piszesz wiersze, piosenki, fragmenty rozpraw bez wstępów i zakończeń, a czas płynie. Czas - czyli życie. Ale nic w tym smutnego.
Doszedłeś już dawno do tego, że każde życie, w tym twoje, jest trwaniem znikąd donikąd. I że twoje uczucia i myśli, ich podobieństwa i różnice, są wynikiem przypadkowych ruchów w zakresie wyznaczonym przez równie przypadkowe uwarunkowania nałożone na wyjściowe, charakterystyczne dla gatunku homo sapiens sapiens, skłonności. Ciebie świat uwarunkował tak, iż chciałeś wykroczyć poza proste uwarunkowania, powielanie prostych (banalnych, trywialnych - jak nieraz, może zbyt ostro, mówiłeś) schematów, charakterystycznych dla większości populacji. No i były z tego konflikciki małe i duże, ze sobą samym i z otoczeniem, oj były. No i okazało się, że nie można wykroczyć z obszaru niewykraczalnego - bycie człowiekiem narzuca na rozwiązania równania "życie" bardzo duże ograniczenia, nie tylko tego, że w ogóle trzeba czuć i myśleć, ale też tego jak (i jak nie). Skomplikowane staje się życie, gdy chce się żyć jak najlepiej i jak najmądrzej, a do tego ma się wysublimowane gusta, nie jest się idiotą i nie jest się wyzutym z emocji. Trudno było ci się pogodzić z faktem, że przy takich warunkach początkowych niektóre problemy nie mają optymalnych rozwiązań, a jedynie minimalnie złe. I jakoś zawsze łatwiej było to przyjąć do wiadomości trzymając kogoś bliskiego za rękę - wiadomo...
Ale tak już jest i elementarna higiena psychiczna wymaga godzenia się ze smutnymi rzeczami na które nie ma się wpływu. Wtedy wypicie ciepłej herbatki zimowym wieczorem potrafi dać szczęście. A przecież to o nie właśnie chodzi. Przynajmniej do takiego wniosku doszedłeś obserwując siebie i inne istotki z twojego gatunku - wszystkie one wykazywały dodatni szczęściotropizm. Wszystkie, chociaż czasem, w poszczególnych przypadkach, trudno to było udowodnić, głównie ze względu na wielowymiarowość człowieka, metod jakimi dochodzi on do szczęścia, no i wspomnianej już przypadkowości uwarunkowań, zdarzeń i zachowań.
Wolisz jednak nie mówić o tym, jaki powinien być system społeczny, bowiem nie wiesz względem czego należałoby optymalizować - nie widzisz obiektywnych idei, a najbardziej obiektywny z czynników - szczęśliwość - jest też niepewny, bo nie wiesz, jaki naprawdę jest człowiek. Uważasz jednak, że na pewno nie można być wobec innych ludzi destruktywnym i w ten właśnie sposób starasz się zachowywać i też pod tym kątem patrzysz na zachowania innych. Oczywiście - zdajesz sobie sprawę z niedoskonałości ludzkiej i próbujesz na to brać poprawki, chociaż czasem dobre rozwiązania, właśnie poprzez tę niedoskonałość (którą jednak akceptujesz jako warunek początkowy), są tylko najmniej złymi. Czasem zaś ułomność po prostu góruje nad tobą i wtedy osuwasz się w banał emocjonalny i myślowy. Chcesz jednak, aby takich chwil było jak najmniej, więc w miarę możliwości pracujesz nad tym.
Doszedłeś też do wniosku, że dla niektórych ludzi (może dla tych wewnętrznie bogatszych, a może, po prostu, dla nie wyjałowionych (a więc wyjściowo dla wszystkich)? - nie jesteś pewien) życie oparte na realizacji schematów społecznych i prowadzeniu codziennych gier i rozrywek psychologicznych oraz zaspokajaniu potrzeb biologicznych nie daje maksimum szczęśliwości jaką mogliby oni osiągnąć. I wydaje ci się, że droga dla nich wiedzie poprzez osiągnięcie autonomii, czyli trzech zdolności: świadomości, spontaniczności, oraz intymności. (Autonomię tę mógłbyś nazwać wolnością, wolisz tego jednak nie robić, bo słowo "wolność" jest tak zszargane i ma tyle znaczeń i konotacji, że wprowadzenie go wniosłoby jedynie niepotrzebne zamieszanie).
Świadomość oznacza zdolność widzenia ekspresu do kawy i słyszenia głosu ptaków na własny sposób, a nie tak jak nas nauczono. Można zasadnie przyjąć, że niemowlęta słyszą i widzą inaczej niż dorośli i że ludzie w pierwszych latach życia kierują się bardziej poczuciem piękna niż intelektem. (...) Człowiek świadomy jest żywy, ponieważ wie, jak czuje, wie, gdzie jest i co się dzieje w danej chwili. Wie, że po jego śmierci drzewa rosnąć będą nadal, lecz jego już nie będzie i już ich nie zobaczy. Dlatego teraz chce je widzieć najintensywniej jak potrafi. (...) Spontaniczność oznacza wybór, wolność wyboru i wyrażania własnych uczuć z dostępnego ich asortymentu (...). Oznacza wyzwolenie od przymusu grania i odczuwania tego tylko, czego człowieka odczuwać nauczono. (...) Intymność to spontaniczna, wolna od gier otwartość osoby świadomej, osiągnięcie ejdetycznej percepcji nieskażonego Dziecka w całej jego naiwności żyjącego tu i teraz. - przeczytałeś u Erica Berne'a i tak właśnie na to patrzysz.
Wydaje ci się też, że na dłuższą metę nie możesz żyć sam. Podejrzewasz, że jest tak też z większością ludzi. I sądzisz wobec tego, że spędzenie pozostałego ci na tej planecie czasu z kimś, z kim mógłbyś żyć w pełni odwzajemnionej świadomości, spontaniczności i intymności, da ci poczucie pełni życia i szczęścia (nie chcesz jednak głośno wypowiadać słowo "miłość", bowiem ono również...). Pewnie się nie mylisz.
Napij się jeszcze herbatki, jutro będzie ładny dzień.