::[9]::

[receptor] numer 1, październik 2002
<< | spis treści | >>


Marek Młodożeniec

Rozważania prysznicowe, czyli: O prawie grawitacji w etyce

Rzecz ciekawa, że prawo ciążenia powszechnego, autorstwa staruszka Newtona, obowiązuje także w etyce. Nieraz wszak mówimy, że pojęcia moralne, przekonania, zasady, wybory, tudzież czyny, opierają się na solidnym fundamencie wartości etycznych. A jeśli coś się na czymś opiera, to tylko dzięki grawitacji, gdyż bez grawitacji latałoby sobie samopas, jak kawał nie lubianej przez Jurija Gagarina truskawkowej galaretki, wędrujący poprzez kosmiczne otchłanie.

Przekonajmy się o tym na przykładzie. Takie słówko: sprawiedliwość. Niepozorne. "Co to jest?" - pomyślałem, prysznicując się, że aż miło. Każdy niby wie, a nikt nie umie powiedzieć, żeby w tym dziury nie było. Ja się na tych dziurach postanowiłem skupić. Przez każdą dziurę w definicji można wyjrzeć, jak ten facet na średniowiecznej rycinie wyglądający poza nieboskłon, i dostrzec definicję ogólniejszą. Popróbujmy więc. Chcę się z wami pobawić - myślcie ze mną - wszelkie zastrzeżenia zapisujcie na kartce, żeby potem nad nimi podumać, a teraz podążajcie tam, gdzie was zaprowadzę meandrami przenikliwości swojej.

Powiedzieliśmy: sprawiedliwość. Dzieci mają wyczucie sprawiedliwości - krzyczą na przykład: "Dlaczego on ma o dwa milimetry coca-coli więcej w szklance niż ja? To niesprawiedliwe!" Zakładają tu milcząco, że każdy musi mieć tyle samo - po bolszewicku. Gdyby ustalić, że starszy o dwa lata brat będzie dostawał zawsze o dwa milimetry coli więcej, wszystko znowu byłoby w porządku. Spróbujcie jednak raz nalać trzy milimetry więcej! Spróbujcie być niekonsekwentni, spróbujcie złamać regułę. Awantura jak się patrzy!

Szukamy fundamentów, podstawy, tego, na czym te dziecięce sądy się opierają. Zgodnie z tym, co powyżej, sprawiedliwość łączy się z takimi pojęciami jak: "zasada" oraz "konsekwencja", słowem: sprowadza się do pewnego prawa oraz przestrzegania tego prawa. Kto zabił, będzie ukarany, kto został zabity, temu dobry Bóg wynagrodzi w niebie. To wygląda na uczciwy deal... Niby wszystko dobrze, no ale weźmy takie stalinowskie "prawo trzech kłosów": przyszli do twojego domu, zgwałcili wszystko co się ruszało, potem rozstrzelali, zboże - zabrali. Mogli, musieli nawet. Zasłużyłeś - miałeś ukryte więcej niż trzy kłosy. Ale... czy to jest sprawiedliwe?

Tak jest z prawami nowymi, albo z tymi, które są ustalane dla osobistych korzyści ustawodawcy. Ale przecież wszystkie prawa były kiedyś nowe, wszystkie jakoś tam przysłużyć się miały ich ustawodawcom. Nie dziwota, że dziś za najsprawiedliwsze uważamy te odwieczne niemal, przegłosowane drogą aklamacji, "oczywiste" niemal: nie zabijaj, nie kradnij, a i od nich są przecież wyjątki.

A więc: dziura. Szukajmy poza tym ciasnym obszarem: co dyskwalifikuje przepis, regułę, co czyni prawo spra-, lub niesprawiedliwym? Inne prawo - to chyba oczywiste. Inne prawo, ogólniejsze, istotniejsze, bardziej fundamentalne. A jak mowa o fundamentach, to i o grawitacji przecie. Szukajmy fundamentów. Niechże tym prawem uniwersalnym będzie prawo międzynarodowe, konwencje, pakty, prawa człowieka, uprawnienia jednostki... Eee, mało - powiecie. Mało, fakt. Szukajmy dalej. Mawiają, że prawa ONZ to dyktat cywilizacji zachodu. W takich Chinach, na przykład, wszelkie prawo to prawo mrowiska: pragmatyzm życia w zbiorowości. Wszystko dla społeczeństwa, przez społeczeństwo i w społeczeństwie. Inna sprawa, że z tym chińskim społeczeństwem to różnie było - czasem marło ich kilkadziesiąt milionów... no, ale dziś sami stanowią ćwierć ludzkości. A więc po co to? Żeby się rozmnożyć, bez wątpienia. Żeby geny danej rodziny, plemienia, rasy zapanowały nad konkurencją. Najlepsze geny wygrywają. Oto sprawiedliwość jeszcze bardziej podstawowa od dwu poprzednich: sprawiedliwość dla wszystkich istot żywych. Jeśli zje mnie tygrys, czy to będzie sprawiedliwe? Chyba tak, gdyż tygrysa nie dotyczy ani humanizm ani kolektywizm - jego dotyczy tylko dyktat genów.

A jeśli, dla odmiany, spadnie na mnie doniczka i zabije, to... Ajajaj! Niedobrze. Nie uwzględniliśmy doniczki - dyskryminacja. A co, gdy przylecą Marsjanie, składający się z plazmy i pyłu kosmicznego, i wybiją nas do nogi? Sprawiedliwe? Aby na to odpowiedzieć trzeba poszukać czegoś ogólniejszego, jakiejś podstawowej podstawy, czegoś na czym ta "genetyczna sprawiedliwość" i w ogóle każda sprawiedliwość się opiera. Fundament.

Ta podstawa to: kto twardszy, trwalszy, kto się nie rozpada na atomy, tylko trwa, ten lepszy! Wygrywają związki i struktury trwałe, a pośród nich te samopowielające się jak DNA, albo coś w tym stylu.

No więc co? No więc to: ta cała sprawiedliwość nasza, mała, upierdliwie szczegółowa, ludzka, stoi na większych od niej sprawiedliwościach, ogólniejszych - tak ogólnych, że nam, krótkowidzom, wydają się wręcz niesprawiedliwe. Na samym zaś dole mamy sprawiedliwość najogólniejszą, kodeks uniwersalny, sędziego prawdziwie nieomylnego: prawa chemii i fizyki. Pośród tych ostatnich - stara znajoma - grawitacja.


strona 9


[receptor] numer 1, październik 2002
<< | spis treści | >>

(C)opyright by magazyn Receptor. Wszelkie prawa zastrzeżone. Za treści zawarte w opublikowanych materiałach odpowiedzialni są ich autorzy.
Powrót na początek strony