::[10]::

[receptor] numer 1, październik 2002
<< | spis treści | >>


Marek Młodożeniec

Tekst niezwykle głęboki, czyli tyle co bezwartościowy, albo inaczej: co się zlęgło w głowinie Marka Młodożeńca

Cóż, chciałoby się wyskoczyć jak Filip z konopi ze śmiałą tezą, że wszystko od woli pochodzi i do woli się sprowadza, ale przeszkadzają dwa punkty. Pierwszy to ten, że biedny czytelnik skołowacieje i nie będzie wiedział, skąd się taka teza wzięła - przeto głęboka myśl zostanie odebrana jako nic nie znaczący frazes, okrzyk szaleńca. Drugi punkt, że coś tam nam się majaczy, iż był ongi niejaki Artur Schopenhauer, który jednako mówił. A zatem: prześledźmy ścieżkę rozumowania. Wziąłem pod lupę trójcę haseł: "wolność, własność, sprawiedliwość" - wartości to wielce przeze mnie poważane, a przeto gra warta jest świeczki. To właśnie analiza tych haseł krok po kroku naprowadziła mnie na trop cytowanej już eksklamacji. Ponumerujmy więc je: jeden, dwa, trzy, i do dzieła!

1. WOLNOŚĆ

Co to jest wolność? Być może wolność to robienie tego co się komu podoba? Ależ nie. No bo przecież, jak mogę się uchlać lub nie uchlać i wybiorę to pierwsze, to nad ranem, zniewolony przez katza, nie powiem przecież, żem wolny. Co najwyżej, że byłem wolny, zanim golnąłem pierwszą lufę, a potem już nie, bo odejść od stołu przecież nie wypadało. Nie czyn więc, lecz możliwość wyboru, stanowi o wolności.

No, ale nie każda możliwość wyboru to od razu wolność. Dopiero wtedy jest wolność, gdy wyboru można dokonać w miarę obiektywnie, spodziewając się rezultatów. Stoję sobie w pokoju, gdzie są drzwi i okno. Mogę: a) zostać w pokoju b) wyjść przez drzwi c) wyskoczyć oknem d) powiesić się. O rany, ale wolność. Cztery możliwości! I to przewidywalne! A teraz zamknijmy drzwi na klucz, zabijmy deskami okno i zobaczmy co się stanie. Pozostają dwie możliwości: pierwsza i ostatnia. Załóżmy, że chce mi się siku, a wyrosłem już z pieluch. Wtedy sprawa się komplikuje - żadna z części alternatywy nie rozwiązuje mojego problemu, przynajmniej w cywilizowany sposób. Więc niby jest wybór, niby nawet przewidywalne konsekwencje, a nie ma wolności.

Wszystko będzie jasne, gdy uświadomimy sobie, że nie ma wolności tam, gdzie nie można wykonać wolnej woli. Wolność to możliwość realizowania własnej woli. Co to ta wola? Ano, stan psychiczny, poprzedzający większość dokonanych czynów, lecz sam w sobie nie implikujący z koniecznością żadnego czynu. Trochę to mętne. Czepialskim odpowiemy na odczepnego: wola to chcenie, a chcenia przecie nie definiujemy, bo to po prostu komedia.

Teraz też wyjaśnia się sprawa z przewidywalnością. Wszak jeśli ci wszystko niby wolno, ale za każde najniewinniejsze działanie albo słowo mogą cię wsadzić do kicia, to nie powiesz, żeś wolny, raczej odwrotnie. Tak było za bolszewika. Zniewolenie polega tu na tym oto: jeśli mówię "marchew dzisiaj nieświeża", to wola moja najwyraźniej skłania się ku otrzymaniu nowej marchwi, a nie ku dostaniu 10 lat łagru za propagandę antypaństwową. Ponieważ dostaję to drugie zamiast pierwszego, znaczy, że byłem już zniewolony, gdy zadawałem pytanie. Wola moja nie miała możliwości bycia zrealizowaną w taki sposób, w jaki sobie życzyłem, a wobec tego nie byłem wolny.

Co innego gdyby mi powiedziano: "za reklamacje zieleniny grozi kara od-tylu-do-tylu". Wtedy bym siedział cicho i okazywał wolę w innych sytuacjach. A tak: boję się jakkolwiek odezwać, bo nie wiadomo co z tego będzie, więc wola sparaliżowana, więc niewola. Proste!

Zapamiętajmy: nie wola czynu, lecz możliwość jego wykonania czyni człowieka wolnym. Czy potencjalny zbrodniarz (pan X pragnący zamordować swoją teściową) jest zniewolony przez prawo karne, przez policję, przez antycypowany jazgot zarzynanej teściowej? Ależ skąd! Pan X jest wolny jak ptak, jeśli ma szczęście żyć w państwie prawa. Wówczas wie, że zamordowanie teściowej wraz z prawdopodobną perspektywą dożywotniego więzienia albo nawet śmierci to "sprzedaż wiązana" - no i oczywiście mu się odechciewa. Ma wybór - do ostatniej chwili, do pierwszych wrzasków staruszki...

Dlaczego - ta refleksja na koniec - dlaczego, pytam się, na szczycie góry lub na mostku kapitańskim czujemy się najbardziej wolnymi stworzeniami na świecie? Ano, dlatego, kochani, że mamy wielką przestrzeń przed sobą, przestrzeń niewykorzystaną, nie poznaczoną ścieżkami. I możemy pójść lub popłynąć tam gdzie nam się żywnie podoba...

2. WŁASNOŚĆ

Locke przyjął za dogmat, że własność jest zmaterializowanym owocem pracy i poprzez fakt wykonania tej pracy należy do właściciela. Miał facet rację, ale, ale... spróbujmy spojrzeć na to z nieco innej strony, a rzecz się wkrótce sama wyklaruje.

Co to znaczy posiadać własność? Nie - mieć akt posiadania, bo akt można sfałszować, a poza tym nie ma chyba takiego pedanta, który by miał akt posiadania własnych kaloszy albo własnych majtek. A spróbuj zabrać komu jego własne majtki! Własność - zauważmy - ma tę ciekawą właściwość, że posiadacz chce ją zatrzymać.

Wymowny przykład: czy szyszka leżąca w lesie na poszyciu ma właściciela? Może i ma - jakiegoś tam posiadacza lasu - ale założę się, że ów nie obraziłby się, gdybym tę szyszkę sobie wziął i uznał za swoją własność. A gdybym przyniósł zapałki i chciał puścić jego las z dymem? O! Z tym już trudniej. Mógłby spokojnie nasłać na mnie leśnika i kazać zapłacić karę, albo - co gorsza - obić mi papę.

A więc stosunek własności byłby w tym przypadku stosunkiem woli (bagatela! w każdym przypadku!). Ale woli czego? Wola nie może być "goła"... Pomyślmy zatem, co się przede wszystkim robi z własnością, poza tym, że się ją z dumą posiada? Co możesz robić ze swoimi majtkami, a nie może robić z nimi Zenuś?! O, to, to... Brawo. Można własności używać, można ją wykorzystywać, przetwarzać, sprzedawać, a nawet psuć. Krótko: można roztoczyć nad własnością kontrolę. Można - jeśli się chce. A chce się, gdyż tym właśnie jest prawo posiadania: wolą objęcia przedmiotu kontrolą, osobistą lub pośrednią.

Niech będzie, że na darmowym koncercie rozdawane są czapeczki, piłeczki i frisbie z nadrukiem reklamy piwa. Dostaję czapeczkę. Czyja ona jest? Moja, bo ją dostałem - powiedzieli: masz, weź ją sobie i noś, czyli rób z niej użytek. Wola koncertowego staffu i moja zgadzają się w tym punkcie. Noszę, no a że ktoś patrzy na ładny nadruk i nabywa produkt, to mnie nie obchodzi. Stop. Przecież nastąpiła kolejna zmiana relacji własności! Piwo powędrowało do przełyku gapia, a pieniądze do zarządu fabryki. W zarządzie zaś siedzą najwięksi akcjonariusze i naradzają się czy nie wybudować jeszcze jednego browaru. Co czyni ich największymi akcjonariuszami? Tony papierków poupychanych w szafie? Poniekąd. Ale tak naprawdę własność ich polega na tym, że mogą tam siedzieć, palić grube cygara i naradzać się co z tym nowym browarem. A więc: na kontroli, a raczej: na woli kontroli.

No dobrze - zapyta Gienek - a co jest wtedy, gdy ja na przykład mam wolę koniecznie roztoczyć kontrolę nad panią Lusią (mówi się "posiąść"), a ona nie chce mi pozwolić mieć tej kontroli (tzn. nie chce mi "dać"). To kłopot. Bo przecież wola naszego indagującego może być wręcz porażająca, a i tak pani Lusi mieć nie będzie. Tu posłużymy się prostym trickiem: dodamy po prostu wektor woli Gienka do wektorów woli pani Lusi, woli jej zazdrosnego męża i woli jej ojca, który - załóżmy - zdążył polubić zięcia. No i mamy wynik: o ile p. Lusia jest szczęśliwą i wierną żoną, jej "właścicielem" jest nadal mąż. (Nie ma się z czego śmiać - miał wyjść z tego swawolny żarcik, a zahaczyliśmy o czasy biblijne, gdy kobietę kupowano za stado rzeźnych baranów. Mniejsza o wolę kobiety, ciekawe jaka była w tym przypadku wola samych baranów?)

Inny przykład: prawie wszystkie eksponaty w Victoria & Albert Museum zostały skradzione i sprowadzone do Londynu prosto z kolonii. Nikt jednak nie podważa prawa własności muzeum do tych zbiorów - pierwszy król zuluski, który chciałby odzyskać swój tron z kości słoniowej, uruchomiłby elektroniczny alarm, a uzbrojeni żandarmi odstawiliby go do celi. Tak oto muzeum dba o skarby kultury i tak też zyskuje prawo do ich posiadania. Wola, proszę państwa, wola i nic ponadto!

Przygotujmy się na odkrycie nie lada: otóż definicja Locke'a z naszą definicją się zgadza, co więcej, zawiera w niej. Przecież im kto więcej włożył w coś wysiłku, pracy, tym bardziej mu zwykle zależy na tym, by mu to nie uciekło. I na odwrót, aby się przy czymś naharować, potrzeba zwykle silnej woli, determinacji. Jak ktoś komuś daje prezent, wówczas nie kilodżule przesądzają o własności, lecz zgodna wola ofiarodawcy i obdarowanego.

Niektórzy się pytają, dlaczego obrazy Picassa i Matisse'a idą na aukcjach za miliony dolarów. Wszak ci, co się przy nich napracowali, dawno kopnęli w kalendarz. Odpowiedź zaskoczy zarówno mecenasów sztuki, jak i laików. Otóż ten kto sprzedaje, a także koneserzy, znawcy i miłośnicy sztuki nie chcą, aby nowy właściciel obraz na przykład pociął, albo zrobił z niego jaki gorszy użytek. Najchętniej by go w ogóle nie sprzedawali, a jak już muszą, to opychają za gruuuuubą forsę.

Voila! Capito? Gut.

3. SPRAWIEDLIWOŚĆ

Panie i panowie! Poprzednie zagadnienia były proste jak drut i cienkie jak barszcz. Słowem: zupa z gwoździa. Teraz wznosimy się o stopień wyżej w czarodziejskiej dyrdymałotwórczości. Proszę nastawić słuchy: to czego zaraz staniecie się świadkami, może niejednemu zmrozić krew w żyłach - osoby wrażliwe uprasza się o wyjście z sali...

Jedno jest pewne - jeśli kluczem do zrozumienia dwóch poprzednich zagadnień była właśnie wola, to będzie nim ona i teraz. Jakże byśmy śmieli łamać cudowną symetrię konstrukcji, jaka sama nam się wyłania?! Wola musi być i już! Bez niej - klops i klapa!

Sprawiedliwość, jak pisałem żartobliwie w szkicu "O prawie grawitacji w etyce", ma wiele warstw, czyli poziomów: prywatny, państwowy, ogólnoludzki, naturalny, wszechświatowy... Jak je wszystkie wziąć do kupy, to okazuje się, że nic z tej naszej swojskiej, dobrze znanej sprawiedliwości nie pozostało, bo przeciekła - że sprawiedliwości w gruncie rzeczy nie ma, bo im dramatyczniejsze przyjmujemy diapazony, tym gwałtowniej ona się ulatnia.

Ale nie traćmy nadziei - dla celów tego eseju można zbadać jeden jedyny poziom - sprawiedliwość w aspekcie ludzkim. Wiedza o niej wystarcza całkowicie do rozwiązywania codziennych problemów, a że wykluczamy przy tym pytania typu: "czy sprawiedliwe jest zabijanie wielorybów?" - no, cóż... - niech się wieloryby same tym martwią...

Łatwiej nam będzie z początku zapytać: co jest niesprawiedliwe? Na pewno nadmierne ograniczanie wolności drugiego, tak jak i kradzież, czyli nieposzanowanie własności. Oba te występki to wykroczenia przeciw czyjejś woli! A zatem: może sprawiedliwość jest właśnie rodzajem woli lub czymś z wolą związanym? Ale to na razie tylko mętne intuicje.

Teraz: eksperyment myślowy w trzech etapach, żeby nie było nudno.

a) wyobraźcie sobie, że na świecie żyją tylko łajdacy, nikt nie przestrzega żadnych praw, wszyscy zabijają się, kradną i gwałcą. Czy byłoby to sprawiedliwe? Nie!? Czemu niby? Kto stwierdziłby niesprawiedliwość tego systemu? Ludzie!? Ach, więc jednak to zależy. Zależy od ludzkiej woli, od tego, czy sami uczestnicy tej jatki chcieliby nie tylko gwałcić, ale i być gwałconymi, krótko: czy im by się to podobało, czy też woleliby zmienić ryzykowny tryb życia na bardziej ustabilizowany. Tylko w drugim przypadku można by powiedzieć, że taki świat byłby niesprawiedliwy, bo byliby w nim poszkodowani. Chóralna aklamacja za status quo czyni każde barbarzyństwo sprawiedliwym.

b) A gdyby było tak: wszyscy rąbią się jak wyżej, ale jest jeden niezadowolony, idealista i outsider, który chce rzecz zmienić. Pytanie to samo. Nam się od razu wydaje, że to wystarcza, aby zawyrokować ogólną niesprawiedliwość otoczenia, ale zapominamy, że sami jeszcze wspomagamy go swoim głosem i głosem niejako zbiorowym, głosem "normalnego" społeczeństwa. Wyobraźmy sobie natomiast jednego Chińczyka, który zaczyna narzekać na azjatycki antyindywidualizm i nakłaniać do noszenia dreadów, albo stepowania. Jedną tylko czarną owcę, jednego indywidualistę pośród zgodnego kolektywu! Zostałby uznany za okaz zoologiczny: w najlepszym wypadku za ślimaka, w najgorszym - za aligatora. Ani jego determinacja, ani talenty krasomówcze nie uchroniłyby go od ostracyzmu. Nie byłby "jedynym sprawiedliwym" lecz jedynym niesprawiedliwym, tym który burzy powszechne normy sprawiedliwości, tym razem - kolektywnej.

c) Przesuwamy poprzeczkę. Mamy teraz świat złożony z bandy bezlitosnych krzyżowców, oraz z równolicznej grupy niewiernych, biorących wciąż po łbie od wspomnianych. Co by tu było sprawiedliwe? To już by zależało od tego, czyja wola by przeważyła, kto - w prostej implikacji - lepiej by się starał, i pokonał drugiego, i narzucił mu swój system wartości siłą.

Dobrzeż słyszę? Czyżbyśmy mówili o woli? O, tak, wola odgrywa tu dużą rolę. Sprawiedliwe nie jest to, co zyska poparcie większości, lecz to, co jest lepiej forsowane, skuteczniej upowszechniane, szerzej akceptowane - i w końcu - gorliwiej przestrzegane. A zatem: sprawiedliwość to atrybut elementów takiego podzbioru zachowań, ku którym podmawia wola wypadkowa, zaś - by rzecz całą od razu objaśnić - wola wypadkowa to suma wektorów woli osób zainteresowanych, albo, dla bardziej zmatematyzowanych: suma iloczynów wektorów woli poszczególnych ludzi i współczynników uwikłania tych ludzi w sprawę.

Zauważcie państwo, że zawadziwszy tu o Kanta wraz z jego subiektywnym obiektywizmem etycznym, zdołaliśmy szczęśliwie ominąć Scyllę heglizmu i Charybdę marksizmu, by zawinąć do portu Stirner-burg. Stamtąd, pod chmurami Schopenhaueryzmu, gnani boskim podmuchem immoralizmu Nietzscheańskiego, pożeglowaliśmy prosto na szerokie wody Jamesowskiego pragmatyzmu. Zaiste, fascynująca podróż przez filozofię!

Uprzedzonym mogłoby się wydawać, że to wszystko bzdura, że sprawiedliwość jest twarda jak spiż i pewna jak podpaska always. Nic z tych rzeczy! Przywołajmy znany dobrze obrazek: państwo totalitarne, urządzone w stylu orwellowskim, cenzura, dwójmyślenie itd. itp., tak że nikt prawie nie pojmuje nędzy tego wszystkiego. Czy to państwo jest urządzone niesprawiedliwie, jeśli jego obywatele nie mają świadomości tego? Owszem, jeśli tylko piszą o tym gazety innych państw, jeśli biadoli się nad tą niesprawiedliwością, podejmuje starania żeby ją zlikwidować, słowem: jeśli to kogokolwiek obchodzi. Najczęściej na przeszkodzie stoi bariera językowa (tylko dzięki jej istnieniu wytwarza się wszak autonomiczna państwowość i państwowa autonomiczność! ha!), ale nie zawsze. Gdy wokół niesprawiedliwości robi się dużo szumu, wtedy ona się dopiero stwarza. A szum nie zaistnieje bez woli szumiących.

Natomiast gdy jest już niesprawiedliwość - program negatywny - to propozycje pozytywne stają się automatycznie znane i oczywiste. Also sprach Młodożeniec.

* * *

Jakżeż pięknie udało nam się trójcę pojęć: "wolność własność sprawiedliwość" do rzeczy związanych z wolą sprowadzić! Zalety!? Wielorakie. Przede wszystkim - wygoda myślenia na przyszłość. Wielkich słów używamy tak często, i takie wiążemy z nimi emocje, że wkrótce stają się one niezrozumiałe dla nas samych. Przestają oznaczać przedmiot, czynność lub cokolwiek, a zaczynają być podświadomie utożsamiane z tą określoną dawką adrenaliny, która pojawia się w krwiobiegu, gdy je słyszymy lub wymawiamy. Wytłumaczenie znaczenia słowa uświadamia człowiekowi, co właściwie on sam mówi i co mówią inni. Przykładów podałem już dosyć. Ponadto: prostota wyjaśnienia. Czasem dobrą inwestycją jest przetłumaczyć sobie słowo na kilka słów i na tej bazie dopiero snuć rozważania. Jest to po wielokroć bardziej logiczne i dalej może zaprowadzić. To tak, jakby ludzie przez lata mówili: 1,999... + 1,999... = 3,999..., i przyszedł geniusz i powiedział: "Panowie, nie widzicie, że dwa i dwa to cztery?!". No i wreszcie - dreszczyk emocji, że może się znalazło wspólny klucz do wielu takich pojęć. Wola. Czyliż nie udałoby się przetłumaczyć na język woli i innych "świętych trójc": "Bóg honor ojczyzna"? "wiara nadzieja miłość"? "wolność równość braterstwo"? "praca pokój dobrobyt"?

Nie ma co gdybać - trzeba spróbować. Ale to już w następnym odcinku...


strona 10


[receptor] numer 1, październik 2002
<< | spis treści | >>

(C)opyright by magazyn Receptor. Wszelkie prawa zastrzeżone. Za treści zawarte w opublikowanych materiałach odpowiedzialni są ich autorzy.
Powrót na początek strony