RZECZ O ... dodatek do gazety Rzeczpospolita z 19 października 2004 r.

Prof. Jerzy Niewodniczański, prezes Państwowej Agencji Atomistyki

Nie jesteśmy tylko gośćmi

FOT. RAFAŁ GUZ

Polska należy do wielu organizacji międzynarodowych, ale czy przynależność do CERN czymś się wyróżnia?

Przystąpienie Polski do CERN, a ściśle mówiąc uzyskanie w nim członkostwa, było osiągnięciem podwójnym: naukowym i politycznym. Rzecz w tym, że do uzyskania członkostwa nie wystarczy "chęć szczera", w kraju aspirującym nauka musi stać na odpowiednim poziomie, musi istnieć odpowiednia infrastruktura, społeczność naukowa musi być odpowiednio liczna, kilku naukowców, nawet wybitnych, nie wystarczy. Taki bowiem akces musi być korzystny dla obu stron, CERN także chce odnieść korzyść z akcesji nowego członka.

Był to również sukces polityczny Polski, ponieważ CERN to pierwsza organizacją europejska, do której weszliśmy, zaledwie kilka miesięcy po Finlandii. Tak więc w lipcu 1991 roku de facto znaleźliśmy się już w strukturach europejskich. Dwa lata potem poszły w nasze ślady Węgry. Decyzja CERN miała więc charakter polityczny, uznano, że właśnie nas należy przyjąć w pierwszej kolejności.

Czy nie odbiega od prawdy stwierdzenie, że przynależność do CERN nobilituje?

Nauka to pojęcie bardzo pojemne; istnieją dziedziny, w których badania da się prowadzić w zaciszu gabinetów, na przykład historia czy językoznawstwo, adepci tych dyscyplin muszą mieć dostęp do bibliotek, ale nie jest im potrzebna kosztowna aparatura. Na drugim biegunie są badania kosmosu czy fizyki cząstek. Prawda jest taka, że aktualnie, praktycznie, żadnego z państw na świecie, a już na pewno w Europie, nie stać na w pełni samodzielne badania w tych dwóch ostatnich dziedzinach. Dlatego przynależność do grona tych, którzy parają się tą najbardziej kosztowną dyscypliną nauki, sięgającą samych podstaw istnienia i materii, na pewno przynosi zaszczyt. Gdybyśmy nie przystąpili do CERN, bylibyśmy w tym gronie zawsze gośćmi, natomiast akcesja sprawiła, że jesteśmy - tak to trzeba nazwać - współwłaścicielami tego największego na świecie laboratorium.

Kto odpowiada za kontakty Polski z CERN?

Rząd powierzył tę funkcję Państwowej Agencji Atomistyki, i jej prezesowi. Dlatego dbam, aby płacić składkę z budżetu Państwowej Agencji Atomistyki, czyli de facto z budżetu państwa. Do tego organizmu weszliśmy w 1991 roku i jako jedyny kraj członkowski płaciliśmy przez pierwszych pięć lat, do 1996 roku, jedynie 10 proc. przypadającej na nas składki; potem stopniowo dochodziliśmy do pełnej kwoty, w pełnej wysokości zaczęliśmy ją wpłacać dopiero w 2002 roku, wynosi ona obecnie 1,8 proc. rocznego budżetu CERN, który z kolei wynosi miliard franków szwajcarskich.

Natomiast od strony personalnej wygląda to tak, że w 40-osobowej Radzie CERN zasiada dwóch przedstawicieli Polski: prof. Ryszard Sosnowski z Instytutu Problemów Jądrowych oraz prof. Jerzy Niewodniczański - prezes Państwowej Agencji Atomistyki.

Miasteczko naukowe koło Genewy nie ma niczego wspólnego z zarabianiem pieniędzy, czy wobec tego istnieją jakieś bezpośrednie korzyści z uczestnictwa w CERN?

CERN jest znakomitą szkołą współpracy, uczestnictwa w międzynarodowych grupach. Największą szansę korzystania z tej nauki mają studenci. Tam, w towarzystwie kolegów z kilkudziesięciu krajów, znikają wszystkie nasze polskie fobie. Zresztą przypomnę, że tradycje pracy w międzynarodowych zespołach wywodzą się z czasów Marii Skłodowskiej-Curie, w jej paryskim laboratorium pracowali uczeni różnych narodowości. Praca ramię w ramię z osobą z innego państwa jest jednak czymś innym niż kontaktowanie się poprzez Internet.

Poza tym, CERN to olbrzymi plac nieustającej budowy, który wchłania najnowocześniejszą aparaturę i technologie z państw członkowskich. Dlatego, będąc członkiem CERN, konkurujemy w dostarczaniu takiej aparatury i technologii. I jeśli nawet niezbyt często wygrywamy, to i tak sam akt konkurowania jest dla nas bardzo korzystny, podnosi poziom umiejętności, kulturę techniczną. Nie wystarczy zgłosić chęci współpracy z CERN, produkowania dla niego jakichś urządzeń - trzeba najpierw poddać się kontroli, specjaliści z CERN sprawdzą jak na co dzień wygląda zakład czy laboratorium oferujące usługi.

Rozumiem, że polski rząd intensywnie zabiega o jak najbardziej aktywne uczestnictwo w CERN.

Teoretycznie tak, a w praktyce Polska jest jedynym krajem spośród należących do CERN, w którym Ministerstwo Gospodarki nie jest zainteresowane wspieraniem jak najintensywniejszego udziału Polski w pracach tej instytucji; w innych krajach istnieją specjalne komórki zajmujące się współpracą z CERN, finansowane przez rząd.

Dotychczas mówiliśmy o CERN w makroskali, ale ma on chyba także wymiar pojedynczego człowieka?

CERN jest otwarty, można się starać do niego dostać na staż, można oglądać specjalne wystawy poświącone jego działalności, ogólnie dostępne są publikacje naukowe tam powstające. Dlatego jest to laboratorium atrakcyjne dla naukowców. Co więcej, z powodu CERN wielu ludzi wybrało drogą naukową, ponieważ zetknęli się tam z pewną wizją uprawiania nauki. Wizją zachęcającą do pracy naukowej jako najatrakcyjniejszej kariery życiowej.

ROZMAWIAŁ KRZYSZTOF KOWALSKI