Pracę nad kotłem rozpoczołem od wykonania palnika. Długo też zastanawiałem się nad "przepustnicą"... Tak wygląda "zespół" panika. Okazało się ku memu zadowoleniu, że zapalniczkę można łatwo wykorzystać jako zbiornik gazu z potrzebnymi zaworami. Wystarczy założyć na dyszę zapalniczki rurkę dopasowującą ją wężyka - co za uproszczenie życia!
Po oberżnięciu guzika zapalniczka zmieści się w tendrze.
Palnik w zbliżeniu (Ø3x10). Daje odrobinę świecący płomień długości z grubsza cala, 20ml wody gotuje w czasie startu nadpsutego windows'a.

Taki miałem pomysł na miniaturowy elektrozawór, w roli przepustnicy, z kulką O2.5. Niestety, cewka nie ma dosyć siły żeby przyciągnąć kulkę przeciw ciśnieniu atmosfery i zamknąć zawór.
A taki zawór (na rysunku bez kulki) powinien zadziałać. Szare części wykonane będą z miękkiej stali, dzięki czemu kulka zamykając przepływ pary zamknie jednocześnie obwód magnetyczny. Wylot pary w górę.
A to gotowe już części. Zawór rzeczywiście działał, niemniej jednak nigdy nie był wystarczająco szczelny, bowiem kulka przyklejała się (magnetycznie) do ścianek rurki stalowej w której się poruszała, tak że nigdy nie zamykała dokładnie otworu. W efekcie gadżet ten (Ø3.3x8.5) posłużył jedynie do demonstracji magicznego wpływu magnesu, który wystarczało do zaworu zbliżyć, by zatrzymać syk uchodzącego zeń sprężonego powietrza.
Oto przekrój z modelu CAD-owego kotła, w wersji z przepustnicą elektromagnetyczną. Płomień jest otoczony miedzianą "skrzynią ogniową" przylutowaną do rury z wodą. Z niej gorące gazy wędrują między miedzanym płaszczam a zbiornikiem wody do dymnicy.
Para ze zbieralnika poprzez zawór trafią do przewodu głównego, stąd z kolei do rur przegrzewacza umieszczonych po bokach skrzyni ogniowej i dalej pod kotłem do cylindrów.
W stanie częściowo złożonym, z rzeczonym zaworem
W końcu zdecydowałem się na przepustnicę z igłą krawiecką schowaną w przewodzie głównym.
Igła zatyka otwór w diafragmie umieszczonej w przewodzie głównym
do którego para wpływa spod zbieralnika
Tak wygląda cały zespół zaworu. W końcu zdecydowałem, że trzeba zmienić konstrukcję diafragmy na taką do której wtyka się rurki z obu stron.
Tak wygląda kocioł po przylutowaniu przewodów parowych
oraz osłon, próbnie na podwoziu.

Próby z palnikiem pokazanym powyżej pokazały, że nie jest on w stanie wytworzyć płomienia w "skrzyni ogniowej". Jeśli zdjąć uszczelnienie pomiędzy blachą skrzyni ogniowej a blachą pod walczakiem (nie ma go na zdjęciach wyżej), to można dostać stosunkowo stabilny płomień w skrzyni ogniowej, ale powierzchnia spalania układa się z grubsza jak... palenisko, nie przyjmuje kształtu kropli. Po kilku próbach zdecydowałem się na taki kształt palnika. Igła od strzykawki (Ø0.45 zewn.) obcięta na równo, trochę ściśnięta obcążkami; jako dysza służy rurka mosiężna Ø2x18, kilka zwojów drutu miedzianego Ø0.3, który się żarzy, rozgrzewając mieszankę i ułatwiając jej spalanie przy dużej prędkości.