Aciteop

                    dla Zuzi Pacholczyk

Pożerające próżnię erytrocyty zawyły lubieżnie
Ujrzawszy niedomytej duszy kwant
Z otchłani jej dobiegały demoniczne westchnienia
Tak jakby umierał ostatni z żywych ptak

W drogę udały się forpoczty króla piekieł
Do najbliższego baru – po chleb i sól
Tam czyhały już ostrząc kły alefy
I continuum z rozprutym brzuchem na wpół

Gdzieś dopalały się ruiny wiosek
Bez ciała mózgi roiły słów toń
Wersety wierszy weź wesół esteto
Mnie zaś uchowaj od kopyt of koń

Z piątej strony świata usłyszałem jęki
A to tylko charczał językoznawców tłum
Multum sum – ergo non demonstrandum
Ecce homo, ręczę żono, nie tworzę mów tu

Kiedy popuściłem już spłuczki wyobraźni
I ostatnia tama zerwana – sens precz
Ja tworzę wolnością siedmioskrzydły albatros
To gen mutacja kolacja sen piach śnieg pierz

Ukrzyżowanie za niezrozumienie
Oto najbardziej popularna z kar
Czemu by nie spać dziś na styropienie –
Czy pod gazetami nie mógł spać Ikar?

Konwenanse, koncesje, kulturalnie i wsio:
Żyją sobie szaraczki w miłych klatkach – hej ho!
Ja tam wolę surreal – stratocumulus prześliczny,
Niechaj czas da mi miłość i kolaps relatywistyczny!


(Ząbki, 4 września 2001)