Gra nieciekawa, ale rozstrzygalna

Śniło mi się dziś, że mieszkałem we w miarę nowocześnie umeblowanym mieszkaniu z meblami z jasnego drewna, a pode mną zamieszkali Pochrybniak i Ryba. U mnie był bałagan (co mi przeszkadzało, ale ten stan się przeciągał), i jeszcze w tym samym czasie wydarzyła się jakaś katastrofa lotnicza, i wtedy Ryba z Pochrybniakiem przyszli w gości, co było miłe. Ryba jednak szybko się ulotnił, bo musiał coś programować (a szkoda), i został Kuba i (prawdopodobnie) Ania Żylicz (która nie wiem skąd się wzięła) i zaczęliśmy rozmawiać o jakiś sprawach mieszkaniowych – choć możliwe, że też o czymś innym. W pewnym momencie zjawiła się Marysia Donten i powiedziała, że przyniosła dla nas grę, w którą możemy zagrać, która “jest wprawdzie nieciekawa, ale za to rozstrzygalna” (i tu pokazała matematyczny dowód przeprowadzony w jakimś bardzo abstrakcyjnym języku programowania, zapisany na jednej kartce). Uznałem to za bardzo trafne sformułowanie, choć też nieco rozczarowujące, jeśli chodzi o nasze dalsze perspektywy. Potem trzeba było gdzieś pójść. Gdy wracałem z powrotem do mieszkania, okazało się, że tak naprawdę mieszkam w hotelu, którego parter jest też restauracją, przez którą przewalają się hordy uczniów biegnących do hotelowych wind lub wychodzących z nich. Wyszedłem na patio tej restauracji i kelner zaczął mi przekazywać cichaczem swoje uwagi o życiu, które wydawały mi się sensowne, choć nie było dla mnie jasne, skąd ta ukradkowość przekazu. Wszystkie te wydarzenia były zanurzone w kontekście jakiejś oswojonej wspólnej obecności z innymi, choć też było w tym coś z Ubika, dziwacznego zanikania czy niepasowania fragmentów świata.


(20.IX.12, Warszawa)