Pejzaż z tripiarnicą

Na jogowe wzgórze prowadzony o świcie
Patrząc na chmur purpury
W rytmie basów z oddali

Pytałem siebie: czy słyszę
W sobie – Boga ciszę
Czy tylko cubensis hawaii?

Na lewo – w miłosnej pełni aquarius
Po prawej – lew słoneczny się czai
A wszyscy my – tak świadomie śmiertelni
A wszyscy my – wobec życia nieśmiali...

I zagadkę spotkałem, na tym wzgórzu bez kaźni,
Jak określić swe ścieżki, kiedy czasu tak mało,
Kiedy światło wraz z błotem są splątane tak szczelnie
W dzikim tańcu pod sceną, wśród saṃsāry spirali?

Lew z wodnikiem faustowskich kilka fraz wymienili
Ja zostałem z milczeniem – i pamięcią – tej chwili.


(14.VIII.17, w autobusie z Wiednia do Warszawy)